Mój ojciec – kim dla mnie był? Gdy byłam mała, niemal Bogiem, ale odkąd odszedł od mamy i przestał się mną interesować, wymazałam go z pamięci. Wrócił po latach, prosząc o wybaczenie, ale nie chciałam z nim rozmawiać.
Zostawił nas dla innej
Wychowałam się w rozbitej rodzinie, bo mój szanowny tatuś Roman poznał cycatą, długonogą blondynkę o wdzięcznym imieniu Arletta i zakochał się w niej na śmierć i życie. Miałam wtedy siedem lat i ojciec był dla mnie niczym Bóg. Wybaczyłam mu, że wyprowadził się z domu, próbowałam zrozumieć niezrozumiałą dla mnie wtedy rzecz, że mamusia mu się znudziła i że ta nowa kobieta jest dla niego ósmym cudem świata, przełknęłam jakoś fakt, że zafundował mi braciszka, ale tego, że przestał mnie odwiedzać i zabierać na wakacje, zdzierżyć już nie mogłam.
Na początku szaleńczo za nim tęskniłam i karmiłam się nadzieją, że to tylko chwilowe, potem wpadłam w emocjonalną apatię, a kiedy dotarło do mnie wreszcie, że przestał mnie kochać, wymazałam go z pamięci i zaczęłam udawać, że nigdy nie istniał. To było nawet dość łatwe, bo nasze kontakty – jeśli można użyć takiego określenia – polegały na tym, że regularnie płacił na mnie alimenty i czasem, rozmawiał z mamą przez telefon.
Przestałam się dla niego liczyć
Ze mną rozmawiać nie chciał. Znienawidziłam go za to i zaczęłam złośliwie nazywać dawcą nasienia, bo na miano ojca nie zasługiwał. Wróć. Minęłam się z prawdą. To nie były tylko alimenty. Przysłał mi kartkę z życzeniami na osiemnaste urodziny, pocztówkę z gratulacjami, kiedy zdałam maturę i telegram z całującymi się papużkami, gdy wyszłam za mąż. Rozwód umknął jego uwadze albo po prostu o nim nie wiedział.
Jeśli mam być całkiem szczera, to Roman D. mało mnie obchodził i stał się przez te wszystkie lata – a konkretnie dwadzieścia pięć – obcym człowiekiem. Nie miałam pojęcia, gdzie mieszka, z kim, czy przytył, czy wyłysiał, czy pracuje, czy wygrał na loterii i czy dalej jada chleb do rosołu. Mamie chyba też to było obojętne, bo ułożyła sobie życie z porządnym, nielubiącym cycatych blondynek facetem i przestała Romana nawet wspominać.
Zjawił się jak gdyby nigdy nic
Byłam bardzo zaskoczona, gdy tydzień temu, w piątek, o szóstej trzydzieści rano zjawił się w moim domu. Szykowałam się akurat do pracy, byłam w łazience i myłam zęby. Dzwonek do drzwi specjalnie mnie nie zdziwił, bo dwa razy w tygodniu wpadała o tej porze sąsiadka – starsza pani, która poruszała się o kulach – i prosiła o zrobienie zakupów. Otworzyłam więc drzwi, nie zawracając sobie głowy judaszem i nie pytając kto tam, bo myślałam, że to ona. A w progu stał mój ojciec, to znaczy, dawca nasienia.
Zamurowało mnie. Już sama wizyta była dla mnie szokiem, bo nie miał prawa wiedzieć, gdzie mieszkam, ale w osłupienie, wprawił mnie też jego wygląd. Prezentował się wspaniale. Zachował świetną sylwetkę, nie stracił ani jednego włosa, nie dorobił się zbyt wielu zmarszczek, no i ciągle posiadał uwodzicielski błysk w oku. Wystroił się w stalowy garnitur, białą koszulę i niebieski krawat. No i pachniał jakąś drogą wodą po goleniu. Nie widziałam go przez ćwierć wieku i z przykrością musiałam stwierdzić, że ten czas okazał się dla niego łaskawy.
– Witaj, córko – powiedział. – Przepraszam, że bez uprzedzenia. Mogę wejść?
Już za słowo „córka” powinnam go była wykopać na korytarz, ale kiedy człowiek jest w szoku, postępuje nieracjonalnie.
– Proszę, ale nie mam zbyt dużo czasu – wybełkotałam mało zrozumiale, bo trudno artykułować dźwięki ze szczoteczką do zębów w ustach.
Nie chciałam z nim rozmawiać
Wszedł do salonu, usiadł w fotelu, a potem dał mi delikatnie do zrozumienia, że upaprałam brodę pastą. Poszłam do łazienki, żeby się ogarnąć. Zaskoczenie ustępowało powoli miejsca dawnej niechęci. „Co ten palant sobie myśli?” – złościłam się w duchu. „Że może tak wpadać skoro świt i zawracać mi głowę? Ciekawe czego chce? Pewnie potrzebuje nerki. Obcemu chętnie bym dała, ale jemu?
– Słucham, czemu zawdzięczam tę nagłą wizytę? – spytałam oschłym tonem, kiedy wróciłam do pokoju. – Tylko szybko, bo za pół godziny muszę wyjść do pracy, a przedtem napić się kawy.
– Kawa – westchnął tęsknie.
Nie zamierzałam go niczym częstować.
– Chciałem cię przeprosić – odezwał się wreszcie. – Nie byłem dobrym ojcem.
– W ogóle nim nie byłeś – uściśliłam.
– Bardzo tego żałuję. Wybaczysz mi?
„O, rany. Pewnie śmiertelnie zachorował i przyszedł się ze mną pojednać”
– pomyślałam i wiem, że to straszne, ale nie potrafiłam zdobyć się na współczucie.
– Masz raka? – spytałam bez ogródek. – Bardzo mi przykro. A może wyjeżdżasz na antypody polować na niedźwiedzie?
– Nie, nie mam raka, ale owszem, zgadłaś, wybieram się w daleką podróż – odparł. – To co, wybaczysz mi kiedyś?
– Kiedyś... – powtórzyłam jak echo i ponownie spojrzałam na zegarek.
Podniósł się z fotela i skierował do przedpokoju.
– Dziękuję, że mnie wpuściłaś. Żegnaj – wymruczał ledwie słyszalnie i poczekał, aż otworzę drzwi, co z przyjemnością, uczyniłam, a potem z jeszcze większą przyjemnością je za nim zamknęłam.
Matka przekazała mi informację
Nie zdążyłam nawet przekręcić zamka, kiedy znów zadzwonił dzwonek, ale tym razem w progu stała pani Basia.
– A sąsiadka, witam serdecznie... – odetchnęłam z ulgą, bo w pierwszej chwili myślałam, że ojciec po coś wrócił.
– No ja, a kogo się spodziewałaś?
– Był tu przed chwilą jeden taki – wyjaśniłam enigmatycznie, bo słowo ojciec, nie chciało przejść mi przez gardło. – Nie minęła go pani przy windzie?
– Nie.
– Widocznie zszedł schodami.
Gdy sąsiadka poszła, od razu pojechałam do pracy. Byłam już trochę spóźniona, a moją głowę zaprzątały niespokojne myśli o ojcu. Nie wiem, po co do mnie przyszedł. Nie potrzebowałam tej wizyty. W moim życiu nie było na niego miejsca, skoro już dawno z niego zniknął.
Po powrocie do domu zadzwoniłam do mamy.
– Wiesz, kto mnie przed dzisiaj odwiedził? – spytałam bez wstępów. – Roman D. we własnej osobie – ciągnęłam dalej, nie czekając na odpowiedź – Wyobrażasz sobie? Co za tupet? Skąd on miał mój adres, chyba nie od ciebie?
Zamilkłam, ale ona też milczała i to zdecydowanie za długo.
– Mamo, jesteś tam czy zemdlałaś z wrażenia ? – zażartowałam.
– Jak to, odwiedził? – odezwała się wreszcie. – Czego od Ciebie chciał?
– Zdaje się, że potrzebował wybaczenia i zrozumienia. Nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
Rodzicielka, chrząknęła, westchnęła i zdaje się, że usiadła, bo dotarło do moich uszu ciche skrzypnięcie.
– Dziecko, Roman wpadł pod samochód. Dzwoniła do mnie ta jego Arletta. Twój ojciec nie żyje. Najwidoczniej byłaś ostatnią osobą, z którą rozmawiał...
Wczoraj odbył się pogrzeb Romana Drańskiego. Poszłam, bo musiałam upewnić się, że naprawdę umarł. I faktycznie, w trumnie leżał mój ojciec. Był w tym samym ubraniu, w którym mnie odwiedził...
Czytaj także:
„Firma wykopała mnie na emeryturę i zatkała mi usta odprawą. Jeszcze im pokażę, że nie dorówna mi żaden jurny młodzik”
„Siostra nie mogła się otrząsnąć po śmierci męża, choć miała małe dziecko. Nie myślałam, że spotka nas kolejna tragedia”
„Z firmowego pośmiewiska zmieniłem się w znawcę kobiet. Ustawiały się do mnie kolejki, bo wiedziałem, co chcą usłyszeć”