Malwinka była zawsze cudownym i bardzo grzecznym dzieckiem, nigdy nie sprawiała nam żadnych problemów. Nawet na wywiadówki chodziłam bez stresu, bo nauczyciele tylko ją chwalili. Wydawało mi się, że życie z nią będzie wyglądało tak zawsze i nie martwiłam się o jej przyszłość.
Kiedy miała czternaście lat, zaczęła się trochę buntować. Ufarbowała włosy na czerwono, zrobiła kolczyk w nosie i zaczęła nosić ciężkie, skórzane glany. To wszystko jednak szczególnie mnie nie raziło. Uważałam, że wiek nastoletni ma swoje prawa i skoro dobrze się uczy, może sobie trochę poszaleć. Wydawało mi się, że im więcej będę jej zakazywać, tym bardziej będzie się buntowała.
Uznałam, że trochę przesadzam
Rok później zrobiło się jeszcze gorzej. Malwina bardzo zżyła się z jakimiś nowymi znajomymi z innej szkoły. Poznali się na imprezie i od tamtej pory wciąż chciała gdzieś z nimi wychodzić.
– Ty nie jesteś jeszcze za młoda na chodzenie do pubu, koleżanko? Żeby pić alkohol, trzeba być pełnoletnim! – zwróciłam jej uwagę, gdy zaczęła coś przebąkiwać na ten temat.
– Nie będę pić, posiedzę z nimi tylko.
Chciałam być fajną mamą, której będzie ufać i się zwierzać, więc pozwoliłam. Raz czy dwa wyszła i wróciła o ustalonej porze, więc uśpiło to moją czujność. Z czasem te imprezy i puby stały się coraz częstszym sposobem na spędzenie wolnego czasu. Kiedyś zapytałam mamę jej przyjaciółki, czy Renata też tak często wychodzi.
– Jasne. A ty nie wychodziłaś ze znajomymi, jak miałaś piętnaście lat?
Cóż… wychodziłam. Może nie do pubów, bo wtedy takich nie było, ale do kawiarni, na prywatki i na imprezy do remizy owszem. Uznałam, że trochę przesadzam, panikując. Niech dziewczyna dorasta w swoim tempie. Tymczasem niedawno Malwinka oświadczyła, że jej znajomi wybierają się na kilka dni do Zakopanego.
– Mogę jechać z nimi?
– Nie, Malwina. Oni są już dorośli. Ty jeszcze nie. Pojedziesz, jak skończysz osiemnastkę – po raz pierwszy zdecydowanie odmówiłam.
Córka się wściekła i zaczęła rzucać bezsensowymi argumentami, że jej znajomi mogą wszystko, a ona nic.
– Przecież pozwalam ci wychodzić! – odpowiedziałam oburzona.
Nie miała pojęcia, ile kosztowała mnie ta tolerancyjna postawa. Martwiłam się o nią za każdym razem, gdy wychodziła wieczorami. Tymczasem ona zarzuciła mi, że nie daję jej swobody?
Po prostu pięknie!
Temat zimowego wyjazdu wciąż powracał. Wiedziałam, że to ta grupa przyjaciół wierci Malwinie dziurę w brzuchu, przypuszczałam też, że poznała tam jakiegoś chłopaka.
– Zakochałaś się? – zapytałam któregoś dnia, kiedy zauważyłam, jak z uśmiechem pisze coś na telefonie.
– A co? – odburknęła. – Zaglądasz mi do SMS-ów?
– Malwina, przecież tylko pytam. Widzę, że jesteś jakaś taka inna. Chciałabym wiedzieć, co to za chłopak.
Malwina uśmiechnęła się i usiadła obok. Trochę opuściła tę gardę, którą ostatnio wciąż trzymała, nie dopuszczając mnie do swego świata.
To nie jest dobry materiał na zięcia…
– Ma na imię Bartek, ma dziewiętnaście lat – powiedziała z uśmiechem.
Nie spodobało mi się, że jest starszy, ale milczałam. Nie chciałam zepsuć chwili szczerości między nami.
– Chodzi do twojego liceum?
– Nie. Nie uczy się już. Pracuje.
Westchnęłam. Dziewiętnastolatek, który się już nie uczy, nie wyglądał na dobry materiał na życiowego partnera. Z drugiej strony, w jej wieku zauroczenia przychodzą i mijają w błyskawicznym tempie, więc nie skomentowałam. Chciałam usłyszeć coś więcej, ale Malwina na tym zamknęła temat. Na moją sugestię, żeby przyprowadziła do nas Bartka, bo chętnie bym go poznała, powiedziała, że na to jeszcze za wcześnie.
– To jak z tym wyjazdem? Bartek bardzo chce, żebym z nim pojechała… – zagadała po kilku dniach.
– Przykro mi, kochanie. Sama mówiłaś, że dopiero zaczynacie się spotykać. Nie ma pośpiechu. Jak kocha, to poczeka! Może za rok, dobra?
Najwyraźniej to nie była odpowiedź, jakiej oczekiwała. Wyszła i trzasnęła drzwiami pokoju. Aż się we mnie zagotowało! Gdzie się podziało moje grzeczne i miłe dziecko?
Mimo to zapukałam do niej i weszłam wciąż nastawiona na rozmowę. Córka leżała z głową pod poduszką i wysapała, że mam wyjść.
Usiadłam obok i wyjaśniłam, że robię to dla jej dobra i na wyjazdy ze znajomymi przyjdzie jeszcze czas. Nie chciałam, żeby spotkało ją coś złego, a obawiałam się, że moja naiwna córka da sobie dosypać coś do napoju albo namówić się swojemu chłopakowi na seks.
Malwina nie chciała słuchać
Była zrozpaczona. Trudno! Nie była pierwszą nastolatką, która obraziła się na matkę. Uznałam, że jakoś przeżyje i zostawiłam ją samą, żeby trochę ochłonęła. Już nie wyszła z pokoju, więc myślałam, że położyła się spać. Męża nie było tego wieczoru, bo miał nocny dyżur, więc obejrzałam sama film w telewizji i zasnęłam. Następnego dnia rano zrobiłam córce placuszki z serem i poszłam zapukać do pokoju.
Nic nie odpowiedziała, więc weszłam, żeby ją obudzić i dosłownie zdębiałam. Nie było jej! Omal nie dostałam zawału. Moje dziecko uciekło z domu! Rozwścieczona i wystraszona natychmiast sięgnęłam po komórkę, żeby do niej zadzwonić.
Tak jak przypuszczałam, nie odbierała. Do tego całego Bartka oczywiście nie miałam numeru! Zaczęłam płakać z bezsilności. Nagle usłyszałam chrzęst zamka w drzwiach, więc rzuciłam się do nich pełna nadziei, że córka odzyskała jednak rozum.
To był Andrzej.
– Co się dzieje?– zapytał, widząc mnie roztrzęsioną.
– Malwina uciekła.
– Jak to uciekła?! – wrzasnął.
– Myślę, że pojechała do Zakopanego ze swoim chłopakiem.
Andrzej zaczął mnie wypytywać, kiedy wyszła, kiedy widziałam ją ostatni raz, co miała na sobie, czemu podejrzewam, że pojechała do Zakopanego i oczywiście, kim jest ten chłopak…
– Andrzej to nie komisariat! – wrzasnęłam na niego. – Nie wiem, kiedy uciekła. Pewnie w nocy, skoro nie słyszałam! Przecież bym jej na to nie pozwoliła! A uciekła, bo zniknął plecak, zimowa kurta i buty!
Mąż w kółko wybierał jej numer, ale nic to nie dawało. Nie odbierała.
– Dzwonię na policję! – oznajmił w końcu, a ja skinęłam głową.
Dobrze wiedziałam, że nie zaginęła, tylko uciekła. Nie zmieniało to jednak faktu, że musiałam zatroszczyć się o jej bezpieczeństwo. W telewizji informacyjnej, którą włączył Andrzej, akurat pokazywano przepełniony do granic możliwości pociąg z ludźmi jadącymi w góry! Dwie uśmiechnięte dziewczyny z irokezami na głowach wyglądały przez okno i machały do kamery. Coś mnie tknęło. Kazałam mężowi chwilę poczekać z tym telefonem. Zadzwoniłam do mamy Renaty.
– Cześć, Ela, posłuchaj… Malwina w nocy gdzieś zwiała. Wydaje mi się, że pojechała do Zakopanego bez mojej zgody. Chciałam zapytać, czy Renata nie ma numeru do jej chłopaka…
– Spokojnie, Aniu. Malwina jest u nas – powiedziała wyraźnie zaskoczona, że nic o tym nie wiem. – Powiedziała mi, że się zgodziłaś, żeby tu nocowała. Gdybym wiedziała, że nic nie wiesz, od razu bym cię powiadomiła.
Wzięłam głęboki oddech. Nadal byłam zła na córkę, ale ciśnienie mi już spadło. Nie była aż tak nieodpowiedzialna, za jaką ją wzięłam. Oczywiście to, co zrobiła, także było karygodne! Tym bardziej że zrobiła to specjalnie, żeby mnie wystraszyć. Andrzej nabuzowany wyzywał ją od bezczelnych smarkul.
Uff. Jeden ostry zakręt za nami
Pojechałam po nią. Malwina weszła do auta z nadętą miną, a ja całą drogę ciosałam jej kołki na głowie.
– Jak mogłaś się tak zachować?! Omal nie dostałam zawału.
– A jak ty mogłaś mi nie pozwolić jechać? Teraz Bartek pojechał z Magdą! Jej rodzice nie są tacy sztywni.
Zatrzymałam samochód i spojrzałam na Malwinę. Była zrozpaczona. Zarządziłam wyjście na dwór, bo dotarło do mnie, że nie tylko jest wściekła na mnie, ale jeszcze ma złamane serce.
– Kochanie, Bartek najwyraźniej nie był wart twoich uczuć, skoro tak szybko znalazł sobie zastępstwo. To jest jakiś palant. Ale gdzieś tam czeka na ciebie chłopak, który zupełnie zwariuje na twoim punkcie, i żadna inna dziewczyna nie będzie w stanie mu ciebie zastąpić.
Malwina spojrzała na mnie smutnym wzrokiem i zaczęła płakać wtulona w moje ramię. A ja znów poczułam się, jakbym miała przy sobie moją ukochaną dziewczynkę.
Było mi przykro, że ten pajac złamał jej serce, bo najwyraźniej był pierwszym zauroczeniem Malwiny. Z drugiej strony, trochę mi ulżyło, że okazał się draniem już na tak wczesnym etapie, bo później mogłoby już być tylko gorzej.
Nadal byłam na nią wściekła za to, co zrobiła, i przeprowadziłam z nią długą rozmowę o tym, że jestem po jej stronie, więc nie może wywijać takich numerów, ale Andrzeja poprosiłam, żeby już jej nie karał.
Jedyną rzeczą, jaką mogliśmy w tej sytuacji zrobić jako rodzice, to pokazać Malwinie, że wbrew wszelkim przeciwnościom i kłopotom może na nas liczyć. Wiem, że przed nami jeszcze niejeden zakręt na drodze do dorosłości, ale po pierwszym potknięciu, jakoś się podniosłyśmy, i to razem.
Czytaj także:
„Myślałam, że wszystkich uda mi się okłamać. Gdy mój wstydliwy sekret wyszedł na jaw, mąż mnie zostawił, a pomogli obcy”
„Byłam tak zaślepiona miłością do kochanka, że nie zauważyłam, jak krzywdzi moją córkę. Zawiodłam jako matka”
„W życiowej kumulacji nieszczęść byłam złotą medalistką. W jednym momencie straciłam mamę, męża i pracę”