Szybko stałam się mistrzynią oszukiwania siebie i innych. Jedynie moich pacjentów nie udało mi się zmylić.
Życie nie szło zgodnie z planem
Pewnego dnia Darek zapytał:
– Od dawna pijesz?
Chciałam wrzasnąć, oburzyć się. Powiedzieć, że to przecież idiotyczne, że ja nigdy, i jak on to sobie w ogóle wyobraża… Nie powiedziałam nic. Siedzieli w kręgu i patrzyli na mnie w milczeniu. Wiedzieli. Ich nie da się oszukać. Znają wszystkie symptomy, wszystkie sztuczki. Swój pozna swego. Nawet w obozie przeciwnika.
Byłam terapeutką, prowadziłam terapie osób uzależnionych od alkoholu. Lecząc innych, czułam się bezpieczna, poza zasięgiem. Alkohol to był problem moich pacjentów. To oni mieli delirki, ich zawożono na detoks, to oni tracili rodziny i przelewali w gardło dorobek swojego życia. Sądziłam, że o alkoholu wiem wszystko. Nie uświadamiałam sobie, że jest on bardziej przewrotny i podstępny, niż sądziłam.
Wszystko zaczęło się trywialnie. Nieporozumienia z mężem narastały stopniowo. Po prostu po pewnym czasie wspólnej drogi zaczęliśmy się rozchodzić w innych kierunkach. I po piętnastu latach małżeństwa okazało się, że już nie interesuje nas ta sama muzyka. Wspólna miłość do teatru gdzieś się ulotniła. Nieoczekiwanie odkryłam, że sukcesy męża mnie denerwują, a porażki sprawiają cichą satysfakcję. Dlaczego?
Oboje niegdyś studiowaliśmy psychologię. Na trzecim roku zaszłam w ciążę i marzenia o zawodzie odeszły w siną dal. Adam skończył studia, został dyplomowanym psychologiem. Po latach założył prywatną praktykę. Z czasem jego nazwisko stało się znane. Niegdyś oboje zaplanowaliśmy dla siebie taką właśnie karierę. Wyszło na to, że tylko on osiągnął zamierzony cel.
Stało się tak nie bez mojego wsparcia. Ja poświęciłam się domowi, on karierze. Aż pewnego dnia usłyszałam od niego, że ma dość gosposi i wreszcie chciałby mieć żonę, z którą mógłby pokazać się w towarzystwie.
– Jestem aż tak niedouczona? – spojrzałam mu wyzywająco w oczy.
– Nie – stwierdził z rozbrajającą szczerością. – Ale czasami fatalnie ubrana.
Dla niego to nie miało znaczenia
Najpierw była złość. Wściekłam się. Palant wraca z przyjęcia w garniturze, a ja właśnie skończyłam odkurzanie domu. Niby w czym miałam to robić? W wieczorowej sukni, z perłami dyndającymi na szyi aż do pasa? Adam zapomniał o tym, że gdy on brylował w towarzystwie sław, ja zajmowałam się córką, która przyszła na świat z porażeniem mózgowym. Że jako terapeutka ludzi uzależnionych od alkoholu, też miałam swoje sukcesy. Tylko że nikt nie mówi w telewizji o tym, że iluś tam ludziom pomogłam wyjść z nałogu, i potem mieli szansę odbudować swoje życie. Na tych, którzy są na dnie, nikt nie zwraca uwagi.
Oni są przeźroczyści niczym powietrze, podobnie jak ja dla swojego męża.
Tamtego wieczoru po raz pierwszy celowo otworzyłam barek i nalałam sobie kieliszek koniaku. To ważne – nie wypiłam go dlatego, że miałam ochotę na jego smak, tylko żeby rozładować emocje. Pomoc okazała się szybka i skuteczna. Poprawił mi się nastrój i poszłam spać na lekkim rauszu, przekonana, że świat wcale nie jest tak cholernie niesprawiedliwy.
Od tamtej pory alkohol stał się dla mnie lekarstwem na stres. A jednocześnie na zajęciach tłumaczyłam pacjentom, że codzienność jest jednym pasmem większych lub mniejszych stresów.
– Jeśli przestaniesz sobie z nimi radzić – mówiłam – wtedy alkohol stanie się furtką, która pozwoli ci uciec od problemów. I będziesz pił coraz częściej i więcej, bo stresów będzie przybywać.
Mówiłam to, ale chyba nie słyszałam własnych słów. Że coś jest ze mną nie tak, zorientowałam się dopiero jakiś czas później. Pamiętam, że po odwiezieniu córki do szkoły wróciłam do naszego sklepiku po zakupy. Postanowiłam kupić swoje ulubione białe wino. Nie mogłam sobie jednak przypomnieć, kiedy ostatnio kupowałam tu alkohol. A było to dla mnie ważne.
Otóż jest pewien pijacki schemat, o którym mówiłam swoim podopiecznym: kiedy zaczynasz pić, tłumaczysz sobie, że tylko chwilowo pijesz więcej. Masz po prostu trudniejszy okres w życiu. Alkohol jest dla ludzi, a ty jesteś świadom, że jak trudne czasy miną, to przestaniesz pić. Ale ponieważ dużo pijesz, nie chcesz, żeby inni się o tym dowiedzieli.
Zaczynasz więc opracowywać grafik zakupów alkoholu: najpierw kupujesz w sklepie obok, potem w sklepie następnym i kolejnym. Po kilku dniach wracasz do sklepu osiedlowego. Potem znowu ten kolejny i następny. W efekcie żaden ze sprzedawców nie może cię podejrzewać, że pijesz za dużo. Tylko że tych sprzedawców to nie obchodzi!
Prawda jest taka, że ty nie zmieniasz sklepów dlatego, żeby lepiej wyglądać w ich oczach. Robisz to, żeby oszukać samego siebie, i widzieć w oczach sprzedawcy obojętność, z jaką patrzy się na kogoś, kto tylko od czasu do czasu kupuje coś mocniejszego. Bez tego porozumiewawczego czy pogardliwego błysku w oku…
Widziałam, że wpadam w bagno
Wtedy, w tamtym sklepie, nie mogłam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio kupowałam w nim alkohol. Nie musiałam jednak długo się zastanawiać, bo sprzedawca uśmiechnął się na mój widok, zawołał:
– Dla pani to, co zwykle? – i sięgnął po butelkę białego, półwytrawnego wina.
Oczywiście zaprzeczyłam i nic nie kupiłam. Przerażona, rzuciłam picie na miesiąc. Potem… Wróciłam, totalnie zdołowana narastającymi w domu niedomówieniami, wzajemnymi oskarżeniami i wszystkimi tymi rzeczami, które powodują, że dwoje kochających się niegdyś ludzi zaczyna się nienawidzić. Jakim cudem ja, terapeutka uzależnień alkoholowych, nie zauważyłam, że sama zaczynam wpadać w nałóg?
Przekleństwo tej choroby polega na tym, że jest ona oparta na kłamstwie. Kiedy zaczynasz pić, mówisz sobie, że ciebie ten problem nie dotyczy, że możesz przestać pić w każdej chwili, że alkohol, który pijesz, jest dobrej marki, więc… A w ogóle to ja innych leczę i wiem, gdzie jest granica, której nie wolno mi przekroczyć!
Tak. Alkoholizm zaczyna się od kłamstwa i swoich wyznawców czyni mistrzami w kłamstwie. I jeśli dokładnie zakłamiemy samych siebie, wtedy uwagi innych już nigdy nie dotrą do nas przez mur, który wznieśliśmy wokół siebie z tysiąca nieprawd i miliona fałszów.
Teraz oni mi pomagali
Mnie przed upadkiem na dno uratowali ludzie, których leczyłam. Tamtego dnia byłam na kacu. Za sobą miałam trzy dni picia. Na zewnątrz nadal byłam dobrą gospodynią, kiedy jednak wszyscy szli do łóżek, ja pod pozorem przygotowywania się do zajęć, sięgałam po butelkę. Powinnam była wówczas zidentyfikować kolejny symptom rozwijającej się choroby – traktowanie alkoholu jako należnej mi nagrody po ciężkim dniu pracy.
Tak więc zajęcia się rozpoczynały, a ja czułam ucisk w żołądku i w głowie kołatała mi się tylko jedna myśl – uciec stąd, kupić butelkę wina i zaszyć się w pokoiku na poddaszu domu. No więc Darek zapytał jako pierwszy:
– Od dawna pijesz?
Zachłysnęłam się z oburzenia. Chciałam wrzasnąć, powiedzieć, że to przecież idiotyczne, że ja nigdy, i jak on to sobie w ogóle wyobraża… Na szczęście szybko przyszło zrozumienie, że się nie wykręcę. Alkoholicy, latami oszukując siebie i świat, w oszustwie stali się perfekcjonistami. Poznają się na każdej sztuczce, wychwycą każdy fałszywy ton.
– Od trzech lat – odpowiedziałam.
Zauważyli, że coś się ze mną dzieje kilka miesięcy wcześniej. I postąpili tak, jak ich uczyłam – egoistycznie postarali się usunąć z ich grona tego, kto zakłóca im wytrwanie w trzeźwości. A któż może bardziej przeszkadzać niż pijący, samooszukujący się terapeuta?
Jeden z pacjentów w dobrej wierze spotkał się nawet z moim mężem. Chciał mu uświadomić, że potrzebuję pomocy i wsparcia bliskiej osoby w walce z nałogiem. Dla Adama był to pretekst, żeby wnieść do sądu sprawę o rozwód.
To właśnie było moje dno, na które zaprowadził mnie alkohol.
Ale wtedy na szczęście już wiedziałam, co powinnam robić. Uświadomiłam sobie wreszcie, że mam dla kogo żyć. Potwierdzenie, że jestem kochana, odnajduję w oczach mojej córki. I mam przyjaciół z AA, którzy teraz wspierają mnie, tak jak ja przez lata walczyłam z nimi o każdy dzień trzeźwości. Co wieczór powtarzam też słowa modlitwy, które pozwalają mi patrzeć z nadzieją w przyszłość:
Boże, użycz mi pogody ducha, abym godziła się z tym, czego nie mogę zmienić, odwagi, abym zmieniała to, co mogę zmienić, i mądrości, abym odróżniała jedno od drugiego.
Czytaj także:
„Po 8 latach związku dziewczyna zerwała ze mną liścikiem. Oznajmiła, że wyjeżdża, ślad po niej zaginął”
„Wierzyłam, że gdy syn znajdzie sobie kobietę, to wydorośleje. Teraz, zamiast jednego nieroba w domu, mam ich dwóch”
„Owdowiałam w wieku 35 lat, wszyscy składali mi kondolencje, a ja chciałam zatańczyć na grobie tego nędznika”