„Trafiona strzałą amora, wpuściłam nieznajomego do sypialni. Był zbyt idealny, wiedziałam, że coś tu śmierdzi”

zdradzona kobieta fot. iStock, YakobchukOlena
„Przez resztę wyjazdu byliśmy nierozłączni, a ja nie ukrywałam, że jestem w Robercie absolutnie zakochana do szaleństwa. Czy da się zakochać tak szybko w kimś, kogo praktycznie nie znamy?”.
/ 08.02.2024 13:15
zdradzona kobieta fot. iStock, YakobchukOlena

Obydwoje pojechaliśmy tam ze złamanymi sercami. Ja tuż przed wyjazdem rozstałam się z wieloletnim chłopakiem, a on ze swoją narzeczoną. Pierwszą nić porozumienia nawiązaliśmy, gdy obydwoje przesiadywaliśmy wieczorami w hotelowym barze: samotni, ze smutnymi spojrzeniami skierowanymi melancholijnie w stronę plaży. Trzeciego dnia Robert przysiadł się do mnie.

– Widzę, że obydwoje codziennie siedzimy tu sami i strapieni, więc pomyślałem, że równie dobrze możemy posiedzieć razem sami i strapieni – uśmiechnął się do mnie.

– Oczywiście, zapraszam – zareagowałam ochoczo ośmielona drugim drinkiem.

Tamtego wieczoru opowiedzieliśmy sobie historie naszego życia i naszych bolesnych rozstań, które sprawiły, że tamte wakacje nie były szczęśliwe i beztroskie, choć początkowo takie miały być.

Wypiliśmy razem jedną butelkę wina, a już w połowie drugiej uroczyście obiecaliśmy sobie zapomnieć o troskach życia codziennego – przynajmniej do końca wyjazdu. Przeszliśmy więc do bliższego zapoznawania się. Szybko okazało się, że mieszkamy na tej samej ulicy!

Nie mogłam w to uwierzyć

– Jesteśmy sąsiadami i spotkaliśmy się dopiero po drugiej stronie globu? Niesamowite – śmiałam się szczerze. – A czym się zajmujesz?

– Jestem informatykiem – odpowiedział ogólnikowo Robert. – Ale praca jest dla mnie tylko sposobem na zarobek. Realizuję się w pasjach w czasie wolnym. Uwielbiam kolarstwo, planuję właśnie udział w turnieju…

– Co ty opowiadasz! Ja też! Już nawet się zapisałam! – wykrzyknęłam podekscytowana.

– I co, może jeszcze mi powiesz, że jesteś fanką muzyki filmowej i gier planszowych? – zaśmiał się Robert.

– Nie no, robisz sobie ze mnie jaja… – nie dowierzałam. – Uwielbiam muzykę filmową i planszówki, to mój przepis na najlepszy weekend na świecie!

– Faktycznie, to tak niezwykłe, że aż przerażające – zachichotał Robert i uniósł kieliszek, aby wznieść toast. – To co, za porozumienie dusz?

Za porozumienie dusz! – odparłam entuzjastycznie.

Nasze porozumienie było niesamowite

Kilka następnych dni spędziliśmy razem. Nie potrzebowaliśmy dużo czasu, żeby zachwycić się tym niezwykłym zrządzeniem losu, który postawił nas na swojej drodze – i to w takim momencie.

– Tak jakby ktoś na górze zobaczył, że obydwoje się właśnie zwolniliśmy i postanowił, że dopilnuje, abyśmy się spotkali! – zachwycałam się.

Bardzo możliwe – uśmiechał się do mnie Robert, a w jego oczach widziałam zachwyt, którym nie obdarzono mnie już od dawna.

W końcu spędziliśmy razem pierwszą wspólną noc, która przypieczętowała charakter naszej relacji. Przez resztę wyjazdu byliśmy nierozłączni, a ja nie ukrywałam, że jestem w Robercie absolutnie zakochana do szaleństwa. Czy da się zakochać tak szybko w kimś, kogo praktycznie nie znamy?

Jak widać tak. Już od naszego pierwszego spotkania czułam, że jesteśmy do siebie podobni jak dwie krople wody. Mieliśmy te same pasje, te same zainteresowania, dzieliliśmy poglądy na temat życia, polityki, pieniędzy, marzeń… Naprawdę czułam, że Robert został mi zesłany przez jakiegoś anielskiego Kupidyna, żeby uleczyć moje złamane serce po bolesnym rozstaniu.

Było dla mnie oczywiste, że po powrocie do domu będziemy kontynuować ten związek: w końcu to, że mieszkaliśmy praktycznie koło siebie nie mogło być dziełem przypadku, a nakazem od losu! Już w dniu powrotu z wakacji rozpakowaliśmy walizki w moim mieszkaniu i… nie wychodziliśmy z niego praktycznie przez tydzień! Na przemian jedynie rozmawialiśmy, oglądaliśmy filmy i kochaliśmy się.

– I jak ten wakacyjny romans? – zapytała mnie przyjaciółka podczas jednej z rozmów telefonicznych.

– To żaden wakacyjny romans! To prawdziwa miłość – obruszyłam się.

– Okej, jasne… – odpowiedziała, chociaż nie brzmiała na szczególnie przekonaną. – Po prostu upewnij się, że nie masz klapek na oczach i że facet naprawdę jest poczciwy, zanim się w cokolwiek władujesz – ostrzegła mnie.

„Ech, troskliwa, kwokowata Dusia… Zawsze się o mnie tak martwi, ale tym razem naprawdę nie musi. Ja po prostu czuję, że Robert to ktoś, z kim połączyło mnie przeznaczenie”, myślałam rozmarzona.

Nawet nie byłam w jego domu

Szał uczuć, który nas opanował, był nie do powstrzymania. Byliśmy tak spragnieni siebie wzajemnie, tak zapatrzeni, że praktycznie natychmiast ze sobą zamieszkaliśmy. Niby nie było oficjalnej decyzji, ale Robert gromadził u mnie coraz więcej rzeczy, a że pracował zdalnie, nie musiał wracać do mieszkania.

Nie chcieliśmy się rozstawać nawet na chwilę, więc wyszło tak, że spędzaliśmy cały czas u mnie. Przez ten czas ani razu nie widziałam mieszkania swojego ukochanego, ale kto by zwracał uwagę na takie rzeczy, gdy serce wyśpiewuje piosenki, a stopy unoszą się nad ziemią?

Być może nadal byłabym nieświadoma tego, co się tam znajduje, gdyby nie jedna sytuacja… Do Roberta pewnego dnia przyszła paczka z jakimś sprzętem.

– Co to takiego? – zapytałam zaciekawiona.

– Część do komputera. W wolnej chwili zaniosę do siebie i przy okazji przyniosę jakieś wino na wieczór – odpowiedział i pocałował mnie czule w czoło.

Jakiś kwadrans później Robert otrzymał jednak telefon od swojej siostry, która potrzebowała pilnej pomocy.

– Kurczę, muszę jechać. Magda potrzebuje, żeby ktoś ją odebrał ze szpitala. Skręciła kostkę i nie bardzo może jeździć komunikacją – mruknął pod nosem Robert. – Będę za godzinę, może półtorej! – ogłosił i wyszedł pospiesznie z mieszkania.

„A może zrobię mu niespodziankę i sama przyniosę wino i powitam go z gotową już kolacją?”, przeszło mi nagle przez myśl. „Tak, to dobry pomysł! Od razu zostawię mu w domu tę paczkę, bo nie ma tu na nią miejsca…”.

Wiedziałam, że klucze do mieszkania Roberta leżą na stoliku w moim przedpokoju, razem z zapasowym kluczykiem do jego auta. Znałam adres, bo mignął mi kiedyś na dokumentach czy jakichś tam rachunkach, które opłacał przez internet ukochany.

„Wyręczę go, na pewno się ucieszy”, byłam przekonana. Zabrałam paczkę pod pachą i ruszyłam do mieszkania Roberta.

Jak mogłam się nie zorientować?

Szybko udało mi się zlokalizować mieszkanie z zamkiem pasującym do klucza w mojej dłoni. Otworzyłam drzwi, postawiłam na ziemi paczkę i już miałam wychodzić, gdy nagle… rozejrzałam się po przestrzeni.

Była wypełniona moimi zdjęciami. Niektóre z nich sama wrzuciłam na media społecznościowe, na niektórych byłam sama, na innych z byłym partnerem. Części z nich jednak w ogóle nie potrafiłam zidentyfikować. Wyglądały, jakby były robione… z ukrycia! Powiększone odbitki ozdabiały ściany mieszkania, a wokół nich roiło się aż od poprzyklejanych notatek. Na miękkich nogach podeszłam do tej osobliwej „galerii” i zaczęłam wczytywać się w treść kartek. Im dłużej czytałam, tym bardziej słabo mi się robiło…

„Czwartek, 16:45. Wyszła z pracy, Aleja Krakowska”, brzmiała jedna z notatek, przybita pinezkami do jednego ze zdjęć, na którym wsiadałam do auta pod swoim biurem.

„Poniedziałek, 10:15. Biuro podróży przy Sokratesa. Potwierdzić godziny lotów”, przeczytałam na innej, opatrującej fotografie z mojej wizyty w biurze podróży, na dwa dni przed planowanymi wakacjami. Obok zdjęcia i notatki były również przyklejone… moje dokumenty podróży! Karty pokładowe, dowód zakwaterowania z hotelu, numer pokoju…

Jak mogłam być tak naiwna?!

Boże, to niemożliwe! Skąd on to wszystko wiedział? Czy to wszystko było zaplanowane? A może on jest niebezpieczny? Ma przecież jakąś obsesję! Nie, nie mój Robert, przecież to nieprawda!”, przez moją głowę przetaczał się huragan. „Przecież jest informatykiem… Tak naprawdę nie wiem czym dokładnie się zajmuje… Może to zwykły haker? Jakiś stalker? Przestępca?!”.

Kilka minut później, nadal roztrzęsiona, byłam już w swoim mieszkaniu i pospiesznie pakowałam walizki. Zdążyłam już zadzwonić do przyjaciółki, której zapowiedziałam dłuższą wizytę.

– Pewnie, wpadaj, powiesz mi na miejscu co się dzieje – odparła tylko krótko, gdy zadzwoniłam do niej zalana łzami.

Robertowi zostawiłam na wycieraczce jedynie klucz do jego mieszkania. Drzwi do swojego zamknęłam na wszystkie zamki, do których nie miał klucza. Nie wiedziałam, co będzie dalej. Być może Robert namierzy mnie już po kilku godzinach. A może zrobi coś jeszcze gorszego? Jak mogłam być tak naiwna?!

Czytaj także:
„Myślałem, że jak trafię szóstkę w totka, to wygram życie. Niestety, bogactwo przyciąga nieudaczników jak magnes”
„W walentynki straciłam męża i zostałam wdową. Co roku spędzam je na cmentarzu, bo wciąż go kocham”
„Przez 12 lat byłam służącą męża tyrana, a teraz każe mi iść do pracy. Mam zarabiać na swoje wydatki”

Redakcja poleca

REKLAMA