„Myślałem, że jak trafię szóstkę w totka, to wygram życie. Niestety, bogactwo przyciąga nieudaczników jak magnes”

oszukany młody mężczyzna fot. iStock, David Petrus Ibars
„Miałem 34 lata i czułem się jak staruszek, który przeżył już swoje życie i ma go serdecznie dość. Tylko śmierć jakoś nie nadchodziła, a ja męczyłem się dalej”.
/ 31.01.2024 20:30
oszukany młody mężczyzna fot. iStock, David Petrus Ibars

Muszę szczerze przyznać, że nigdy nie przepadałem za swoim życiem. Kiedy jeszcze chodziłem do szkoły, marzyło mi się bycie nauczycielem języka polskiego.

Wydawało mi się, że będę pomagać młodym ludziom rozwijać kompetencje językowe, wymyślać ciekawe scenariusze zajęć, mające zaangażować każdego z uczniów, a tym samym szczęśliwie zaczynać i kończyć dzień z myślą, że robię coś dobrego.

No i zostałem tym polonistą, a jakże. Nie w podstawówce, jak wtedy zakładałem, ale w liceum. Było kilku uczniów, którzy rzeczywiście mnie lubili i poważnie traktowali moje zajęcia, ale, powiedzmy sobie szczerze, nie stanowili zbyt licznej grupy. Poza tym nie czułem się, jakbym rzeczywiście zawracał kijem Wisłę i robił coś przełomowego, a moim lekcjom pewnie daleko było do rewolucyjnych. Poza tym wynagrodzenie skutecznie zniechęcało mnie do jakiejkolwiek misji edukacyjnej.

Tak naprawdę pozostawałem w ciągłym stresie, czy na pewno wystarczy mi pieniędzy do końca miesiąca. Czasu wolnego wcale nie było tak dużo, jak mogłoby się niektórym wydawać – sprawdzanie kartkówek, wypracowań, samo przygotowanie do kolejnych lekcji zajmowało mi całe wieczory.

Miałem 34 lata i czułem się jak staruszek, który przeżył już swoje życie i ma go serdecznie dość. Tylko śmierć jakoś nie nadchodziła, a ja męczyłem się dalej.

Żyłem uśmiechami dla Agaty i grą na loterii

Przy zdrowych zmysłach trzymały mnie dwie rzeczy: spotkania z Agatą i regularne puszczanie totolotka. Jeśli chodzi o to pierwsze, Agata była moją koleżanką po fachu – uczyła w tej samej szkole, tyle że języka francuskiego. Była trochę nieśmiała, raczej zamknięta w sobie, ale dobrze się ze sobą dogadywaliśmy i często spędzaliśmy przerwy razem.

To rozmowy z nią poprawiały mi humor, gdy dzień był szczególnie podły, ona jako jedyna zdawała się mnie zresztą rozumieć. Rodzina dawno przestała się do mnie odzywać, zajęta swoimi sprawami, a i znajomi ze studiów gdzieś się stracili. No tak, poznajdywali lepsze stanowiska pracy, lepsze towarzystwo, więc na co im była jeszcze relacja ze mną? Miałem więc tylko Agatę.

– Nie przejmuj się tak – mawiała. – To przecież nie ma sensu. Ciesz się, że robisz to, co lubisz. Nie ma co się tak nakręcać. A pamiętaj, że zawsze możesz mi się wygadać.

W przypadku loterii to jakoś tak samo wyszło. Któregoś dnia stwierdziłem, że czemu by nie spróbować i tak już puszczałem tego totka trzeci rok. Nie miałem żadnego systemu – skreślałem liczby na chybił trafił. Oczywiście, bez skutku, ale tak do tego przywykłem, że jakoś źle mi było rezygnować.

Naprawdę się udało!

To był czwartek. Jak zwykle wstałem do pracy, odbębniłem swoje w szkole, pogadałem trochę z Agatą, a po drodze do domu tradycyjnie puściłem totka. Oczywiście, po powrocie zająłem się swoimi sprawami – przygotowałem sobie prosty obiad, przejrzałem wiadomości w Internecie, a potem zabrałem się za poprawianie sprawdzianów.

Później zrobiłem sobie przerwę, żeby poczytać książkę i zrobić kolację. Później posnułem się trochę po domu, odebrałem telefony od dwóch osób ze szkoły, a potem przypomniało mi się, że jeszcze nie zajrzałem na stronę loterii. Zrobiłem to więc ostatecznie całkiem machinalnie.

Popatrzyłem w ekran laptopa i zastygłem w bezruchu. Nie mogłem uwierzyć, że naprawdę padły moje liczby. Więc byłem bogaty! Wreszcie wszystko wokół przestało mieć znaczenie. Mogłem rzucić stresującą pracę, wyprowadzić się z tej obskurnej nory i wreszcie przestać liczyć pieniądze na każdą głupotę. Taka wygrana pozwalała mi nie tylko kupić nowy telewizor, wymienić zdezelowany laptop i załatwić sobie wreszcie porządny ekspres do kawy, ale i prawdziwy apartament.

W sumie trochę mnie zamurowało. Nie wiedziałem, co zrobić, komu powiedzieć. W końcu uznałem, że nie powiem nikomu, a najpierw się z tym prześpię. Wszelkie decyzje miałem natomiast podejmować nazajutrz.

Wszystko się zmieniło

Wygrana wszystko zmieniła. Zwłaszcza że jej suma okazała się niewyobrażalna. Trzy miliony. Nigdy nawet z daleka nie widziałem takiej kwoty. No i jeszcze okazało się, że byłem jedyną osobą, która trafiła wszystkie liczby. A to oznaczało, że z nikim nie musiałem się dzielić.

I tak właśnie stałem się szczęśliwym zwycięzcą, w sumie to milionerem. Oczywiście, od razu zrezygnowałem z pracy. Kto by się tam przejmował młodzieżą, edukacją i takimi tam rzeczami, skoro nic już nie musiałem robić? Zresztą, dzisiejsze pokolenie i tak było już stracone. Ja miałem teraz inny pomysł na siebie. Zacząłem inwestować na giełdzie – naturalnie nie samodzielnie, a przy pomocy znajomego, który dobrze się na tym znał.

W ogóle nagle odnaleźli się wszyscy moi utraceni znajomi. Przychodzili do mnie, interesowali się tym, co robię i jak planuję przyszłość. No, a przede wszystkim, jak dysponuję swoimi nowo pozyskanymi pieniędzmi.

Przypomniała sobie o mnie także rodzina. Siostra nagle potrzebowała sporej pożyczki, brat… brat w sumie wpadł tylko po to, żeby zobaczyć, co słychać, ale w sumie, to też przydałoby mu się trochę pieniędzy, bo dopiero co zrobili z żoną remont. Na końcu objawili się rodzice.

Niby bezinteresowni, niby stęsknieni, a jednak mama zaczęła od razu narzekać na swoją kuchnię, bo wszystkie drzwiczki już podobno odpadały od szafek. Ojciec z kolei martwił się, czy przypadkiem ten jego wiekowy samochód nie rozkraczy się, jak będzie kiedyś jechał do pracy. Bo że straci środek transportu, to pół biedy, ale gdyby tak spowodował wypadek…

Wysłuchiwałem tych wszystkich rewelacji i brał mnie pusty śmiech. Jak to niewiele trzeba, żeby stać się popularnym, pomyślałem z goryczą.

Wciąż goniłem za szczęściem

Sam próbowałem korzystać ze swojej nowej sytuacji na wszystkich polach. Zachłysnąłem się wielkim światem. Jeździłem w wiele miejsc, nie tylko na terenie Polski, oglądałem mnóstwo rzeczy, chodziłem do restauracji i knajp, na które nigdy wcześniej nie było mnie stać.

Kupowałem ciuchy, nie patrząc na metki, nie sprawdzałem też cen interesujących mnie sprzętów. Po prostu żyłem bez sprawdzania swojej sytuacji materialnej. A zyski wciąż rosły – dzięki tej giełdzie.

Obracałem się teraz w zupełnie innym towarzystwie. Poznawałem nowych ludzi, wokół mnie kręciło się mnóstwo pięknych kobiet. Spotykałem się z niejedną, spałem z niejedną, pokazywałem się z nimi, zachwycony, że są mną zainteresowane.

– Jesteś uroczy, Oskar – usłyszałem kiedyś od którejś. – Ty chyba lubisz słuchać. U facetów to niespotykane.

O Agacie zupełnie zapomniałem. Zresztą, dawno temu zmieniłem numer telefonu, więc nawet gdyby chciała do mnie zadzwonić, to by jej się nie udało. No, ale przecież miałem pieniądze i nie musiałem się niczym więcej martwić.

Pieniądze nie są przepisem na życie

Od czasu mojej wygranej minęły 2 lata. Pieniądze nie tylko się nie rozeszły, ale i trochę ich przybyło. Inwestowałem coraz więcej, z całkiem dobrym skutkiem i notowałem niezłe zyski. Wymieniłem małe mieszkanko na świetny apartament, ubierałem się jak szycha, a także byłem często zapraszany na rozmaite przyjęcia do bogaczy.

Mimo wszystko nie czułem się szczęśliwy. Ci wszyscy ludzie, którzy mnie otaczali, tak naprawdę nic o mnie nie wiedzieli. Nie starali się dowiedzieć. Nie miałem z kim porozmawiać ani przyjemnie spędzić wieczoru. Któregoś dnia, w porywie odwagi, odwiedziłem Agatę. Okazało się, że pół roku temu zaręczyła się z jakimś facetem, którego nawet nie znałem. Mało tego – była z nim w ciąży.

– Szkoda, że tak znikłeś – stwierdziła. – Ale cieszę się, że ci się powiodło, Oskar. W końcu tak zawsze narzekałeś.

Wtedy po raz pierwszy poczułem, że gdzieś na tej swojej krętej drodze popełniłem błąd. Że coś w tym wszystkim zgubiłem. I teraz wiem już, że pieniądze nie są po prostu receptą na szczęście.

Czytaj także:
„Mąż odszedł do kochanki, więc krzyż mu na drogę. Naiwniak myślał, że pozwolę mu wrócić, gdy kopnęła go w tyłek”
„Po 15 latach małżeństwa przyłapałam męża na zdradzie. Postanowił zdjąć spodnie u sąsiadki z kiepską reputacją”
„Ja harowałem na obczyźnie, a żona martwiła się hybrydą na paznokciach. Wygodnie jej było, póki miała co do garnka włożyć”

 

Redakcja poleca

REKLAMA