Większość mojego życia kręciła się wokół pieniędzy – a raczej ich braku. Były dni, kiedy naprawdę nie miałam pojęcia, jak wiązać koniec z końcem. Mama zawsze powtarzała, że pieniądze trzeba szanować, a wydawanie na luksusy jest po prostu głupotą. Jej słowa wryły się we mnie jak mantra.
Liczyłam każdy grosz
W rezultacie nigdy nie pozwalałam sobie na nic, co wykraczało poza absolutne minimum. Kawiarnie, restauracje, nowe ubrania czy wyjazdy były czymś, o czym mogłam tylko pomarzyć. Nawet kiedy dorosłam i zaczęłam zarabiać na siebie, wciąż bałam się wydawać pieniądze na cokolwiek poza podstawowymi potrzebami.
Pracowałam w magazynach, centrach ogrodniczych, czasem jako pomoc przy sprzątaniu. Moje pensje były niskie, ledwo starczało na opłaty i jedzenie. Każdy nieprzewidziany wydatek, jak zepsuty sprzęt czy rachunek za lekarza, budził we mnie przerażenie. Żyłam w przekonaniu, że oszczędzanie to klucz do przetrwania – ale jakim kosztem?
Dopiero kiedy poznałam Wiktora, zaczęłam wierzyć, że może moje życie nabierze kolorów. Pojawił się w moim życiu w momencie, kiedy najbardziej potrzebowałam spokoju. Był wyważony, opanowany, wydawało się, że wie, czego chce od życia. W porównaniu do mnie miał porządną pracę, stałe dochody i pewność siebie, której mi brakowało. Na początku wydawał się być idealnym partnerem – takim, który doda mojemu życiu wartości i bezpieczeństwa.
Jego oszczędność z początku mnie nie raziła. Sama byłam oszczędna, więc myślałam, że to coś normalnego. Byłam przyzwyczajona do skromnego życia, więc jego podejście wydawało mi się naturalne. Po ślubie jednak wszystko zaczęło wyglądać inaczej.
Kiedy na moje urodziny przyniósł pizzę kupioną na promocji, myślałam, że to żart.
– Po co przepłacać za restaurację? – powiedział z dumą, otwierając kartonowe pudełko. Próbowałam się śmiać, ale wewnętrznie poczułam ukłucie rozczarowania.
Z czasem Wiktor stał się coraz bardziej bierny. Mimo że zarabiał więcej ode mnie, to ja zajmowałam się domem, dzieckiem, zakupami i wszystkim innym. On tłumaczył, że „odpoczywa po pracy”. W końcu, kiedy córka dorosła, po prostu odszedł, zostawiając mnie z pustką – nie tylko w sercu, ale i w portfelu.
Pora pomyśleć o sobie
Po odejściu Wiktora zostałam sama – bez pieniędzy, bez planu na przyszłość i bez wsparcia. Moja córka już wtedy mieszkała na swoim, a ja czułam, że zostałam z niczym. Przez pierwsze tygodnie nie mogłam znaleźć w sobie siły, żeby ruszyć dalej. Codzienne obowiązki wykonywałam mechanicznie, ale w środku czułam się kompletnie pusta.
Moje koleżanki próbowały mnie pocieszać.
– Elka, całe życie żyłaś dla innych. Może teraz czas pomyśleć o sobie? – mówiła Anka, moja najlepsza przyjaciółka.
– Ale co ja mam niby zrobić? – spytałam, kompletnie zrezygnowana.
– Pomyśl, co zawsze chciałaś robić – powiedziała. – I po prostu to zrób.
Początkowo nie wiedziałam, czego chcę. Marzenia? Przecież dawno ich nie miałam. Ale po kilku dniach przypomniałam sobie, że zawsze chciałam podróżować. Zamki nad Loarą, winnice w Toskanii, plaże w Hiszpanii… To były obrazki, które widziałam w magazynach i na ekranie telewizora. Ale jak miałam to zrobić, skoro nie miałam pieniędzy?
Anka uświadomiła mi, że mogę zacząć od czegoś, co jest znacznie bliżej.
– Polska też jest piękna, Elka. Zacznij od tego, na co cię stać.
Moją pierwszą podróżą był wyjazd do Opola. Chciałam odwiedzić zamek w Mosznej, o którym słyszałam wiele dobrego. Widziałam zdjęcia – wyglądał jak wyjęty z bajki. Gdy w końcu tam dotarłam, widok zaparł mi dech w piersiach.
Był ogromny, z dziesiątkami wieżyczek, zdobień i otoczony pięknym parkiem. Spacerowałam po parku z zachwytem, podziwiając każdy detal. Wyobrażałam sobie, jak wyglądało tu życie w czasach świetności zamku.
Nie miałam wystarczająco pieniędzy, żeby przenocować w zamkowym hotelu, ale postanowiłam zrobić coś, czego nigdy wcześniej nie robiłam – zjeść obiad w zamkowej restauracji. Na samą myśl o cenach, które mogłam tam zastać, czułam ucisk w żołądku.
Kelner zaprowadził mnie do stolika przy oknie. Czułam się nieswojo. Restauracja była elegancka, pełna kryształowych kieliszków, świec i pięknych dekoracji. Miałam wrażenie, że wszyscy wokół patrzą na mnie jak na intruza. I wtedy zauważyłam go – mężczyznę, który siedział przy sąsiednim stoliku.
Od razu mnie oczarował
Dariusz od razu zwrócił moją uwagę. Krótko ostrzyżone włosy, szpakowata broda, elegancki garnitur – wyglądał jak ktoś, kto pasuje do tego miejsca. Kiedy pochylił się w moją stronę i powiedział:
– Polecam roladę śląską. A do tego australijskie wino – poczułam, jak moje policzki zaczynają płonąć.
– Nie znam się na winach – przyznałam cicho. – Zwykle wybieram wodę.
– W takim miejscu woda to grzech – zaśmiał się.
Chwilę później zamówił dla nas butelkę merlota i zaproponował, że pomoże mi wybrać danie. Poczułam się kompletnie zaskoczona, ale jednocześnie nie mogłam odmówić. Dariusz był pewny siebie, ale w tym wszystkim nie było ani grama arogancji. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać, okazało się, że ma mnóstwo do powiedzenia. Opowiadał o swojej pasji do podróży, o zamkach, które odwiedził, o historii, którą się interesował.
Po obiedzie zaproponował spacer po oranżerii. Czułam się jak w bajce. Egzotyczne rośliny, światło wpadające przez wysokie szyby, a obok Dariusz, który opowiadał mi o swoich podróżach.
– Zwiedzam polskie zamki – powiedział. – Byłaś kiedyś w Gołuchowie?
Zawstydzona pokręciłam głową, że nie. Wtedy zaczął opowiadać o tym miejscu z taką pasją, że chciałam natychmiast tam pojechać. Dariusz miał w sobie coś, co przyciągało mnie jak magnes. Był inteligentny, elokwentny, a jednocześnie wydawał się bardzo naturalny. Nie czułam się przy nim onieśmielona. Wręcz przeciwnie – rozmawialiśmy, jakbyśmy znali się od lat.
Kiedy odwiózł mnie do pensjonatu, zapytałam nieśmiało:
– Myślisz, że jeszcze się spotkamy?
– Jeśli tylko dasz mi swój numer – odpowiedział z uśmiechem.
Już straciłam nadzieję
Dariusz obiecał zadzwonić, ale telefon milczał. Minął dzień, potem tydzień, a ja nie mogłam przestać o nim myśleć. Każda wspomniana przez niego historia, każdy gest – wszystko wracało do mnie jak echo. Niby próbowałam żyć normalnie, ale czułam, jak coś we mnie pęka. Byłam jednocześnie zła na siebie i na niego.
– Byłam taka głupia, Anka – skarżyłam się przyjaciółce. – Uwierzyłam, że coś z tego będzie.
– Ale co miało być? – dopytywała.
– Sama nie wiem. Może po prostu chciałam, żeby ktoś mnie dostrzegł.
Anka pokiwała głową, ale w jej oczach widziałam współczucie. Wciąż analizowałam każdą rozmowę, każdy gest Dariusza, próbując zrozumieć, dlaczego nagle zniknął.
Sylwestra spędzałam samotnie w domu, oglądając telewizję. Obok mnie stała butelka czerwonego wina, które przypominało mi tamten wieczór w zamkowej restauracji. Właśnie wtedy przyszedł SMS od nieznanego numeru:
„Byłaś najlepszym, co spotkało mnie w tym roku. Życzę Ci, byś znalazła kogoś, kto na Ciebie zasługuje.” Od razu wiedziałam, że to on. Moje serce zaczęło bić szybciej. „Dlaczego zachowałeś się jak dupek?” – odpisałam, nie kryjąc swojej złości. „Chcę Ci to wyjaśnić. Spotkajmy się, jeśli tylko dasz mi szansę.”
Spotkaliśmy się jeszcze tego samego wieczoru. Gdy tylko go zobaczyłam, poczułam, jak wszystkie moje wątpliwości wylewają się ze mnie w jednym pytaniu:
– Dlaczego zniknąłeś?
Dariusz spuścił wzrok, jakby wstydził się tego, co zamierza powiedzieć.
– Nie wiedziałem, jak ci to wyjaśnić – zaczął. – Prawda jest taka, że nie jestem tym, za kogo się podawałem.
W pierwszej chwili myślałam, że chodzi o jakieś drobiazgi. Może miał mniej pieniędzy, niż twierdził? Może był rozwiedziony? Ale prawda była bardziej zaskakująca.
– Nie mam firmy produkującej mrożonki – wyznał z zażenowaniem. – Pracuję w takiej firmie, ale jako kierowca ciężarówki.
Patrzyłam na niego, próbując przetrawić te słowa. Nie spodziewałam się tego, choć w gruncie rzeczy nie miało to znaczenia.
– Tamten weekend chciałem spędzić inaczej – kontynuował. – Jak ktoś, kto coś osiągnął. Kupiłem eleganckie ubrania, zarezerwowałem stolik w restauracji. Ale kiedy poznałem ciebie, nie mogłem się przyznać.
– Dlaczego? – spytałam cicho.
– Bo pomyślałem, że jeśli powiem ci prawdę, to... nie zwrócisz na mnie uwagi.
To nie ma dla mnie znaczenia
Kiedy słuchałam jego wyjaśnień, poczułam, jak moje serce mięknie. Było w nim coś szczerego, co sprawiło, że przestałam się złościć. Nagle zrozumiałam, że ta cała otoczka – restauracje, wino, eleganckie ubrania – nie miała znaczenia. To, co liczyło się naprawdę, to to, jak czułam się w jego towarzystwie.
– Nie musiałeś niczego udawać – powiedziałam w końcu. – Nie chodziło mi o twoje pieniądze czy stanowisko. Chodziło o ciebie.
Dariusz uśmiechnął się z wdzięcznością, a ja wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję. Resztę sylwestrowej nocy spędziliśmy razem, rozmawiając o wszystkim i o niczym. Opowiadał mi o swoich podróżach, o trasach, które przejechał swoją ciężarówką, o ludziach, których spotkał. Jego znajomość historii, architektury czy win nie była udawana. Był oczytany, ciekawy świata, pełen pasji. Wiedziałam, że wybaczyłam mu tę maskaradę, bo w głębi serca czułam, że jest prawdziwy.
Dziś jesteśmy razem od czterech lat. Dariusz wciąż jeździ ciężarówką, a ja wciąż czasem oszczędzam. Ale teraz wiem, że prawdziwe szczęście nie zależy od pieniędzy. Prawdziwe szczęście to ktoś, kto sprawia, że czujesz się jak najlepsza wersja siebie.
Elżbieta, 48 lat
Czytaj także:
„Siostra zażyczyła sobie dla dzieci prezenty za fortunę, a moim kupiła najtańszą tandetę. Nie pozwolę się tak traktować”
„Rodzice próbowali przejąć kontrolę nad moim życiem. Chcieli wiedzieć, z czym jem kanapki i z kim chodzę do łóżka”
„Troska siostrzenicy skończyła się tak szybko, jak tylko złożyłam podpis na testamencie. Wykorzystała mnie i oszukała”