„Trafiłam do więzienia za kradzież i cieszyłam się z tego. Miałam czas na czytanie książek i przewartościowanie życia”

młoda kobieta fot. Getty Images, HEX
„Zostałam aresztowana. W domu znaleziono pozostałe rzeczy, jak obliczono, o wartości powyżej dwóch tysięcy złotych. Dostałam trzy lata, mimo że nie byłam wcześniej karana. Sędzia uznał, że nie ma we mnie poczucia winy i że na sto procent będę kradła dalej. Pewnie miał rację”.
/ 21.09.2023 17:15
młoda kobieta fot. Getty Images, HEX

Trafiłam do więzienia. Tak, wiem – należało mi się. To miejsce okazało się dokładnie tym, czego potrzebowałam, by odnaleźć sens życia. Tak to dziś rozumiem.

Byłam jej powiernicą

Przyznaję, że ukradłam te kolczyki. Po prostu nie mogłam się powstrzymać. Kiedy rano przyszłam do pokoju pani Zuzanny, żeby zaprowadzić ją do łazienki i pomóc jej się umyć, ona już nie żyła. Leżała na swoim łóżku, jakby spała, z rękami ułożonymi na piersiach, że tylko wsadzić między palce gromnicę i już. Tak właśnie pomyślałam, kiedy ją zobaczyłam.

Nie musiałam sprawdzać lusterkiem jej oddechu ani szukać pulsu na wychudzonym nadgarstku obciągniętym skórą ze starczymi plamami. Pracowałam w tym domu opieki już pięć lat i potrafiłam rozpoznać umarłego. Pani Zuzanna o tyle różniła się od innych, którzy tu żyli i umierali, że nie bała się śmierci – i to było widać na jej spokojnej twarzy. Miałam nawet wrażenie, że leciutko się uśmiecha, jakby witała długo wyczekiwanego gościa.

I wtedy moje oczy, same z siebie, pobiegły do szuflady w komodzie, gdzie staruszka trzymała swoje skarby – listy, zdjęcia, dokumenty, pieniądze, i kilka sztuk biżuterii, która została jej po lepszych czasach. Czasami mi je pokazywała – dwa pierścionki, wisiorek, bransoletkę i kolczyki – i opowiadała ich historie. Kiedy je dostała i od kogo, jakie były ich losy, dlaczego akurat ich nie sprzedała. To była cenna biżuteria – stare złoto, misterna robota, półszlachetne kamienie. I perły w kolczykach. To o nich śniłam od bez mała od trzech lat.

Zapamiętałam ten dzień

Pamiętam tamten dzień – trzy lata wcześniej – kiedy pani Zuzanna poprosiła mnie, bym podała jej szkatułkę z biżuterią. Za godzinę miała być kolacja, a ja właśnie wykąpałam staruszkę, opatuliłam szlafrokiem frotté i posadziłam w fotelu, by ochłonęła, zanim pomogę jej się ubrać. Podałam drewnianą, rzeźbioną skrzyneczkę z tekowego drewna – jak mnie kiedyś oświeciła – a ona wyciągnęła kolczyki opatulone warstwą waty. Były piękne. Duże perły oprawione w złoto, otoczone diamencikami. Nie na sztyfty, ale pętle, wygodne w noszeniu.

– Dostałam je od pewnego człowieka, któremu pomogłam uciec przed agentami SB – powiedziała cicho. – To był rok… chyba pięćdziesiąty drugi. Straszne czasy. Powiedział, że one pomogą mi odnaleźć sens w moim życiu. Odkryć, co jest dla mnie najważniejsze, i co może dać mi szczęście. O ile będę mądra – zaśmiała się. – Chyba nie do końca wykazałam się mądrością, bo chociaż odkryłam sens życia i to, co jest dla mnie najważniejsze, to utraciłam to przez własną głupotę.

Dała mi też radę na przyszłość.

–  Pamiętaj, Julka – nagle popatrzyła na mnie swoimi ciemnymi oczami, które wcale nie wyglądały, jakby miały dziewięćdziesiąt pięć lat. Były żywe, młode, pełne energii. – Może przeznaczenie istnieje. Może los podsuwa nam rzeczy, które powinien nam podsunąć. Ale to my decydujemy, co z tym zrobimy. Czy wykorzystamy dar i wygramy, czy zmarnujemy szansę. Bo nikt nie żyje za nas. Rozumiesz?

Kiwnęłam głową, wpatrzona w cudne kolczyki, ale prawdę mówiąc, niewiele z tego, co mówiła starsza pani, do mnie dotarło. Ja chciałam przymierzyć te kolczyki, ale pani Zuzanna znów otuliła je watą i schowała do szkatułki. Widziałam je potem jeszcze kilka razy, i zawsze aż mnie skręcało, by je przymierzyć. Nie miałam jednak śmiałości poprosić, a ona nie proponowała.

Ale tamtego dnia, kiedy zastałam panią Zuzę martwą, zanim zawiadomiłam kierowniczkę, otworzyłam szufladę komody, ze szkatułki wyjęłam kolczyki i schowałam je głęboko do kieszeni spodni. Serce biło mi szaleńczo. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie zrobiłam. Byłam biedną, niewykształconą 23-latką, ale uczciwą. I ciężko pracującą za grosze.

Przez cztery lata myłam, ubierałam, masowałam panią Zuzannę, wysłuchiwałam jej opowieści i sprawiałam, że czuła się, jakby miała córkę (sama to kiedyś powiedziała!). Uznałam więc, że należy mi się gratyfikacja. Spadek.

Tak jak myślałam, nikt nie zauważył braku kolczyków. Resztę jej rzeczy zabrała jakaś jej daleka kuzynka. Pani Zuzanna nie miała męża ani dzieci.
Pierwszy raz założyłam kolczyki jakiś miesiąc po pogrzebie staruszki. I kiedy przymierzyłam je przed lustrem w łazience w domu, pomyślałam, że gdybym się nie odważyła, to bym ich nie miała. Kto to powiedział, że do odważnych świat należy?

Nie chciałam tak żyć

– Julka, wyłaź z łazienki!

Mój brat znów był nawalony. Mieszkałam z rodzicami, bratem, jego żoną i dwójką ich małych dzieci (trzecie było w drodze). Mieszkanie miało dwa pokoje. Spałam na materacu w kuchni, który rankiem wsuwałam pod łóżko rodziców. Miałam jedną półkę w szafie, jedną szufladę i pięć wieszaków. Nie byliśmy rodziną patologiczną – choć o rodzinie brata chyba tak by należało zacząć mówić, bo on z braku perspektyw staczał się po równi pochyłej – tylko koszmarnie biedną. Mama sprzątaczka, ojciec palacz, ja opiekunka (czyli salowa, służąca, sprzątaczka) w domu starców. Brat na bezrobociu, jego żona ciągle na macierzyńskim.

Marzyłam o innym życiu. Żeby chociaż mieć własny pokój. Mogłabym zamknąć się w nim na klucz, i nie słyszałabym wrzasków i kłótni.
Świat należy do odważnych, szeptałam sobie przed snem, dotykając kolczyków.

Kilka dni później, w sobotę, w wielkiej galerii handlowej weszłam do sklepu z bielizną znanej marki, poprosiłam o kilka kompletów bielizny, przymierzyłam piękny stanik i majtki i… wyszłam w nich ukrytych pod własnym ubraniem. Komplet kosztował trzysta złotych z groszami. W życiu nie mogłabym sobie na niego pozwolić. A teraz był mój.

W ciągu kilku następnych tygodni stałam się szczęśliwą właścicielką markowych dżinsów, ciepłego swetra, eleganckich butów, sukienki i pięknej jedwabnej apaszki. Pewnie udawało mi się to, bo wchodziłam jak po swoje – nie kryłam się, nie chowałam, brałam rzeczy, które (pewnie przez nieuwagę sprzedawczyń) nie miały przyczepionych zabezpieczeń, przymierzałam i wychodziłam. Wpadłam na torbie. Nie zauważyłam ukrytego klipsa.

Dałam się złapać

I wtedy okazało się, że wcale nie było tak, że nikt się nie zorientował, że mu giną rzeczy. I kiedy ochrona sklepu mnie zatrzymała, a ja próbowałam wyjaśnić, że to pomyłka, bo zamyśliłam się i wcale nie chciałam torby ukraść, pojawiła się w pomieszczeniu jakaś młoda kobieta i powiedziała:

– To ona. Poznaję ją po tych kolczykach.

Zostałam aresztowana. W domu znaleziono pozostałe rzeczy, jak obliczono, o wartości powyżej dwóch tysięcy złotych. Dostałam trzy lata, mimo że nie byłam wcześniej karana. Sędzia uznał, że nie ma we mnie poczucia winy i że na sto procent będę kradła dalej. Pewnie miał rację.

Wsadzono mnie do celi z kobietą, która była starsza ode mnie o piętnaście lat. I cięższa o dwadzieścia kilogramów. Nie była gruba, tylko wysoka i dobrze zbudowana. Silna. Prawie łysa, cała w dziarach. Patrzyła na mnie ponuro, jakby się zastanawiała, jaką potrawę może sobie ze mnie zrobić.

Szybko się zorientowałam, że budzi respekt u innych więźniarek. Złodziejka-recydywistka. Miała ksywkę Maura. Drugiego dnia przyjrzała się moim kolczykom (których nigdy nie zdejmowałam) i powiedziała:

– Taka jesteś delikatna i śliczna, że już na ciebie niektóre łypią. Jak mi dasz te kolczyki, to cię ochronię. I załatwię ci dobrą pracę.

W pierwszym odruchu chciałam powiedzieć, żeby się odwaliła. Nigdy nie byłam strachliwa, a fakt skazania mnie na więzienie obudził we mnie złość, że znów jestem na dnie. Że nikt mi nie daje szansy. Czułam, że jestem gotowa gryźć i drapać, nawet jeśli wkopią mnie w ziemię.

Był w tym jakiś większy sens

I wtedy, nie wiedzieć czemu, przypomniałam sobie słowa pani Zuzanny, o których myślałam, że nawet ich dobrze nie wysłuchałam: „Może przeznaczenie istnieje. Może los podsuwa nam rzeczy, które powinien nam podsunąć. Ale to my decydujemy, co z tym zrobimy. Czy wykorzystamy i wygramy, czy zmarnujemy szansę. Bo nikt nie żyje za nas”.

Dlaczego pomyślałam, że muszę być mądra i zmilczeć? Nie wiem. I choć tak bardzo nie chciałam się rozstawać z najpiękniejszą rzeczą, jaką kiedykolwiek miałam, zdjęłam kolczyki i oddałam je Maurze. I to była ta mądra decyzja, o której mówiła pani Zuzanna. Dziś wiem, że gdybym zadarła z Maurą, i tak straciłabym kolczyki, ale moje przeżycia w więzieniu skrzywiłyby mnie i… nawet nie chcę myśleć, jak wyglądałoby moje dalsze życie. Ale chyba na tym rozdrożu skręciłam w dobrą stronę.

Maura dotrzymała słowa. Chroniła mnie, więc nie mam złych wspomnień z więzienia. A mogło być źle, widziałam, co się działo. I załatwiła mi pracę w więziennej bibliotece. Tam poznałam panią Krysię – bibliotekarkę. Polubiłyśmy się, a ona zaczęła podsuwać mi książki. Jak się dowiedziała, że skończyłam tylko zawodówkę, namówiła mnie na kształcenie się. I nagle nauka, której nienawidziłam w szkole, okazała się czymś fascynującym.

Obudził się we mnie głód wiedzy. Zaczęłam interesować się ekologią, ochroną przyrody. Jeszcze w więzieniu dzięki pani Krysi nawiązałam kontakt z organizacją ekologiczną. Kiedy po trzech latach wyszłam na wolność, pomogli mi znaleźć pracę, mieszkanie. Namówili na dalszą naukę. Wśród aktywistów znalazłam potem męża. Od kilku lat jeździmy po Europie, ucząc się, ucząc innych i walcząc o lepsze życie dla wszystkich. Jestem szczęśliwa i wiem, że nie żyję na darmo.

Kolczyki z perłami, które ukradłam, przyniosły mi w ostatecznym rachunku szczęście. Bo więzienie okazało się dokładnie tym, czego potrzebowałam, by odnaleźć sens życia. Ale, jak powiedziała staruszka – stało się tak tylko dlatego, że podjęłam w odpowiednim momencie właściwą decyzję.

Czytaj także:
„Syn ukradł ze sklepu zabawkę, bo nie chciałam mu jej kupić. Powinnam ją zwrócić, ale mi wstyd, że wychowałam złodzieja”
„Nie wiedziałam, że sypiam ze złodziejem, a w pokoju obok mam torbę pełną łupów z kradzieży. Ta gnida zamydliła mi oczy”
„Moje mieszkanie splądrowali złodzieje, a ja nie umiem w nim już mieszkać. Straciłam więcej, niż kosztowności”

Redakcja poleca

REKLAMA