„Syn ukradł ze sklepu zabawkę, bo nie chciałam mu jej kupić. Powinnam ją zwrócić, ale mi wstyd, że wychowałam złodzieja”

Moja synowa naczytała się bzdur o bezstresowym wychowaniu fot. Adobe Stock, RinaChu
„Właściwie to chyba powinnam kazać Mateuszowi oddać zabawkę do sklepu, czyli pójść z nim tam i zmusić go, aby do wszystkiego się przyznał przed menedżerem marketu. Tylko czy ja przeżyję taki wstyd? To przecież moje dziecko! Ludzie się będą zastanawiać, jak mogłam je tak źle wychować. Na złodzieja!”.
/ 30.01.2023 16:30
Moja synowa naczytała się bzdur o bezstresowym wychowaniu fot. Adobe Stock, RinaChu

W sobotę moi chłopcy poszli do kina, miałam więc jakieś trzy godziny na wysprzątanie mieszkania. Normalnie to przecież nie jestem w stanie nawet zmyć porządnie podłogi, bo Mateusz biega jak szalony i jeszcze gotów zrobić sobie krzywdę, ślizgając się na wilgotnej posadzce. W pokoju synka pozbierałam zabawki, przejechałam mopem po parkiecie.

Spod łóżka wymiotłam trochę kurzu i resorak

Już miałam autko odstawić na półkę, kiedy nagle zastygłam w pół ruchu. Uświadomiłam sobie, że moje dziecko nie miało takiej zabawki. Ja mu na pewno jej nie kupiłam, nie dostało jej także od nikogo z rodziny. Mało tego, poznałam ten samochód. To o niego mały kilka dni temu tak strasznie awanturował się w sklepie! Mateusz zawsze był bezproblemowy i grzeczny, jeśli chodzi o zakupy. Od małego jeździł ze mną i mężem do marketu, i nigdy nie miały miejsca żadne przykre sceny. Sądziłam więc naiwnie, że coś takiego jak awantura w sklepie o słodycze czy zabawki w ogóle mnie nie dotyczy. Tymczasem ostatnio – stało się! Tamtego dnia byłam z Mateuszem na zakupach sama. Lista była długa, a mój pięciolatek, jak na złość, miał gorszy dzień. Marudził, narzekał, aż wreszcie, kiedy przechodziliśmy obok jakiegoś kosza z zabawkami, złapał niebieską wyścigówkę i zażądał, abym mu ją kupiła.

Nie mam już pieniędzy, skarbie – stwierdziłam krótko; jak do tej pory zawsze to skutkowało.

– A na chlebek masz! – zauważył syn z obrażoną miną.

– Tak, bo chlebek jemy, i jest on nam potrzebny do życia – wyjaśniłam.

Mnie ten samochodzik też jest potrzebny do życia! I do zabawy! – stwierdził Mateusz, czym oczywiście natychmiast mnie rozbawił.

Nie pokazałam tego po sobie, bo wiem, że wtedy bym „przegrała”, tylko poprosiłam go grzecznie, aby odłożył wyścigówkę na miejsce. W najśmielszych przewidywaniach nie sądziłam, że wtedy rozpęta się takie piekło! Mateusz, zwykle rozsądny i pogodny, w jednej chwili zalał się łzami. Wyglądał jak kupka nieszczęścia, a że jest ślicznym chłopczykiem z blond lokami, to zaraz mnóstwo ludzi zaczęło się interesować, dlaczego tak płacze, i co się stało.

Bo mama nie chce mi kupić zabaaaawki! – wyjaśniał wszystkim mały głosem pełnym żalu.

A że stał akurat przy koszu z wyścigówkami, na którym jak byk widniała cena „12 złotych sztuka”, to ludzie z miejsca zaczęli robić mi uwagi.

Czy ktoś ich pytał o zdanie?

– Pani mu kupi, co pani zależy?

– Dwunastu złotych pani dziecku żałuje? To nie majątek…

„Jasne, już lecę kupować!” – myślałam coraz bardziej wściekła.

Wiadomo, że jakbym skapitulowała, to Mateusz wszedłby mi na głowę! Od tej pory pewnie już nigdy bym się nie obroniła przed kupowaniem rozmaitych rzeczy, których by żądał bez umiaru, wiedząc już, że płaczem w publicznym miejscu jest w stanie zmusić mnie do uległości.

Mateusz, wstawaj natychmiast, bo nic nie dostaniesz! – zwróciłam się dobitnie do syna. – Jeśli się natychmiast nie uspokoisz i nie odłożysz tego samochodu, to nie kupię ci jajka niespodzianki, które ci obiecałam! – zagroziłam surowym tonem.

Mateusz spojrzał na mnie załzawionymi oczami, najwyraźniej oceniając, czy mogę mówić prawdę. A potem nagle jego łzy zniknęły równie szybko, jak się pojawiły.

Chcę jajko! – stwierdził i posłusznie odłożył wyścigówkę do kosza.

Najwyraźniej nie na długo… Może powinien sam się w sklepie wytłumaczyć? Zaczęłam się zastanawiać, kiedy mógł zwinąć tego resoraka, bo przecież przez cały czas pilnowałam, żeby był blisko mnie. Przyszedł mi do głowy tylko jeden moment – stałam już w kolejce do kasy, gdy przypomniało mi się, że zapomniałam wziąć torebkę ulubionych Mateuszowych chrupek. Bez nich nie ma śniadania…

– Ja pobiegnę! – zaoferował się mały.

Chrupki były w alejce tuż obok kasy i mój syn o tym wiedział. Uznałam więc, że nie ma siły, aby się zgubił w sklepie, i pozwoliłam mu pobiec. Właśnie u wylotu tej samej alejki stał przecież kosz z samochodzikami… Mateusz musiał wziąć jeden z nich i ukryć w kieszeni kurtki! Samochodzik był mały, więc się w niej swobodnie zmieścił. A ja, zaaferowana zakupami i płaceniem w kasie, niczego nie zauważyłam. Dlaczego jednak nie zapikały bramki, gdy mój synek mijał je z nielegalnie zdobytą zabawką? Nie mam pojęcia. Faktem jest jednak, że nie widzę innej możliwości niż ta, że Mateusz ukradł ten samochodzik ze sklepu.

I co ja mam teraz zrobić?

Przecież nie mogę tego tak zostawić. Właściwie to chyba powinnam kazać Mateuszowi oddać zabawkę do sklepu, czyli pójść z nim tam i zmusić go, aby do wszystkiego się przyznał przed menedżerem marketu. Tylko czy ja przeżyję taki wstyd? To przecież moje dziecko! Ludzie się będą zastanawiać, jak mogłam je tak źle wychować. Na złodzieja! Może więc wystarczy, że zabiorę Mateuszowi tę zabawkę, ostrzegając go tylko, że więcej ma się to nie powtórzyć? I na dokładkę zabronię mu oglądania przez najbliższy tydzień ulubionej bajki w telewizji…

Może to wystarczy? Mam z tym problem, którego sama nie potrafię rozwiązać. Może powinnam zapytać męża, co o tym sądzi, ale na razie nawet na to nie mam odwagi. Jak mamy ukarać synka?

Czytaj także:
„Działałam jak lep na nieudaczników, którzy bawili się moim kosztem. Dopiero, gdy jeden wrobił mnie w dziecko, otrzeźwiałam"
„Zaszłam w ciążę w wieku 15 lat. Liczyłam, że mama pomoże mi wychować dziecko. Jej propozycja mnie przeraziła”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

Redakcja poleca

REKLAMA