Tego dnia od rana zbierało się na burzę. Niepokój wiszący w powietrzu udzielił się i mnie, pozbawiając cierpliwości. Chciałam jak najszybciej zakończyć wizyty, wrócić do domu i odpocząć, głównie od ludzi, bo fizycznie nadal jestem nie do zdarcia. Mam jednak coraz mniej wyrozumiałości dla pacjentów, którzy na przykład mimo tysiącznych nakazów i zakazów nadal wymykają się na papierosa na balkon.
Właśnie taką scenę zobaczyłam dziś, zbliżając się do domu Kazimierza, człowieka upartego i nieszanującego wysiłków lekarzy.
Nie mógł mnie zobaczyć, za to ja miałam go jak na dłoni
Zatrzymałam się na ulicy i przez chwilę podziwiałam, jak stoi sobie na balkonie i wesolutko raczy się dymem. A dopiero co skończył chemioterapię! A jaki był sprytny i zwinny! Wślizgnął się do domu jak wąż, zdążył zamknąć balkon, zanim weszłam do pokoju, co nie uratowało go przed wysłuchaniem, co o nim myślę. Nie żałowałam sobie, tym facetem należało wstrząsnąć.
Kazimierz spuszczał pokornie oczy, potakiwał, jak zwykle obiecywał poprawę, ale wiedziałam, że próżne moje gadanie. Papierosów nie rzuci, kochał je bardziej niż własne zdrowie.
Wyszłam od niego wściekła, zastanawiając się, co mnie czeka w następnym domu. To zawsze niespodzianka, zwykle jestem jej ciekawa, ale tego dnia miałam dość.
Drzwi otworzyła kobieta wyglądająca tak krzepko i zdrowo, że się zawahałam.
Chyba nie pomyliłam adresu?
Według moich informacji pacjentka była bardzo chora i mieszkała samotnie, miałam załatwić jej pomoc z ośrodka opieki społecznej.
– Zapraszam! – kobieta wyciągnęła do mnie rękę. – Agata jestem, siostra Marii. Przyjechałam wczoraj, zajmę się naszą chorą. Byłabym zrobiła to wcześniej, ale nikt mi nie powiedział. Cała Maria! Lubi ze wszystkiego robić tajemnicę, zawsze była taka niezależna. No, ale teraz wezmę się za nią, odkarmię i o wszystko zadbam. Bo to widzi pani, samego sprzątania jest na cały dzień, dom duży, pełen zakamarków, zapuszczony. Po co on Marii?
Od lat namawiam ją, żeby się go pozbyła i kupiła ładne, słoneczne mieszkanko w blokach. Teraz chyba tak zrobi, bo nie będzie miała sił do tej rudery. No i jest jeszcze ogród, wymaga pielęgnacji, a to ciężka praca.
Mówiła bez przerwy, prowadząc mnie przez dwa pokoje w amfiladzie. Rozglądałam się z ciekawością, dawno nie byłam w takim stylowym, niedzisiejszym wnętrzu. Stare meble, choć piękne, były jednak mocno zniszczone, ramy wiszących na ścianach obrazów również wymagały renowacji. Powietrze przesycone było jakimś przyjemnym, ledwo uchwytnym zapachem mieszającym się z atmosferą zaniedbania.
– Nie mówiłam? – Agata wróciła po mnie, widząc, że zostałam w tyle. – Brud i smród, jak mówiła moja świętej pamięci mamusia.
– Tego bym nie powiedziała – pociągnęłam znacząco nosem.
– To potpourri Marii, zasuszone płatki kwiatów i pędy roślin, mieszanka autorska – rzuciła z lekką wzgardą. – Pachnie, ale uważam, że lepiej sprzątać, niż maskować bałagan. Matka Marii w grobie się przewraca, widząc, co jej córka zrobiła z rodzinnym domem, chociaż za jej czasów też tu za czysto nie było. Co innego u nas, moja mamusia ze wstydu by się spaliła, jakby miała żyć w takim bałaganie.
– Jest pani siostrą Marii? – spytałam lekko skołowana opowieścią o dwóch matkach.
– Przyrodnią – odparła Agata niechętnie. – Mamy tego samego ojca. Maria odziedziczyła dom po rodzinie matki, zawsze miała szczęście. Nie to, co ja. Moja mamusia mówiła…
Wyprzedziłam gadatliwą Agatę i weszłam do pokoju, w którym siedziała na fotelu moja pacjentka. Przywitała mnie uśmiechem na wymizerowanej twarzy. Siostra w mig znalazła się przy niej, okrywając jej kolana kocem. Maria zatrzymała jej rękę.
– Dziękuję, nie trzeba – powiedziała chłodno.
– Ot, wdzięczność – strzepnęła palcami Agata. – Ale to nic, nie dam się zniechęcić, przecież widzę, że potrzebujesz pomocy.
Maria miała minę, jakby zamierzała wybuchnąć
Jak widać, nie podzielała zdania siostry. Żeby nie dopuścić do awantury, poprosiłam Agatę, by zostawiła nas same.
– Najechała mnie, zrobiłabym wszystko, żeby się jej pozbyć – szepnęła Maria, przebierając szczupłymi palcami we frędzlach koca, który Agata jednak położyła jej na kolanach.
– Denerwuje panią? Rzeczywiście, ma specyficzny sposób bycia.
– Kubek w kubek jak jej mamusia, nie cierpiałam baby. Nie dość, że rozbiła małżeństwo moich rodziców, to jeszcze na wszystko chciała mieć wpływ. Wtrącała się do mojego życia, napuszczała ojca, żeby „coś ze mną zrobił”, ale najgorsze przyszło, kiedy moja mama zachorowała. Też na raka.
Byłam z nią, dopóki leczyła się w domu, ale kiedy przyjęto ją do hospicjum, musiałam przenieść się do ojca i tej baby. Matka Agaty zwietrzyła wielką szansę. Moja mama umierała, a ona zawsze miała ochotę na ten dom. Suszyła ojcu głowę, że połowa należy się Agacie.
Oczywiście, nie miało to żadnego sensu, ale jej nie można było niczego wytłumaczyć, nie słuchała argumentów. Agata jest do niej podobna. Jak sobie coś wbije do głowy, to nie ma przebacz. Podejrzewam, że do dziś uważa, że została ograbiona z połowy domu po mojej matce.
– W rodzinie różnie bywa – powiedziałam oględnie.
Agata czekała w jednym z amfiladowych pokoi, dużych jak całe moje mieszkanie.
– Wpadłam na pewien pomysł – powiedziała z ożywieniem. – Maria miała męża, bardzo go kochała i myślę, że nadal, mimo że od rozwodu minęło wiele lat, ma do niego słabość. Chciałabym go sprowadzić, niech się spotkają. Kto wie, może to ostatnia taka szansa? Julian podniesie ją na duchu, pokaże, że ma po co żyć, jak nie dla siebie, to dla niego.
Maria miała rację, ta kobieta była niesamowita!
Była gotowa namieszać, byle tylko urzeczywistnić swoje rojenia.
– Lepiej niech pani spyta siostrę, czy chce widzieć męża – poradziłam. – Od ilu lat się nie widzieli?
– Od piętnastu? – zastanowiła się Agata.
Cóż to byłaby za miłość, jeśli przetrwała rozwód i długą rozłąkę! Chciałam delikatnie napomknąć, że szanse są bliskie zera, ale Agaty nie można było zatrzymać. W trakcie rozmowy zaczęła przeszukiwać zamykane żaluzjowe biureczko, pamiętające dziewiętnasty wiek.
– Nie mam adresu Juliana, ale znajdę – kopała w papierach jak terier. – Maria nigdy niczego nie wyrzuca, on gdzieś tu musi być. Znajdę i doprowadzę niewiernego gnojka, niech przeprosi Marię za to, co zrobił. Jeśli go już nie kocha, to przynajmniej będzie miała satysfakcję.
Słuchałam jej wynurzeń z przerażeniem
Agata miała dobre chęci, ale poruszała się w życiu siostry z wdziękiem słonicy. Tylko patrzeć, jak stłucze coś, czego nie da się naprawić. Ale co mogłam zrobić? Powstrzymać jej nie było można. Jak sobie coś wbiła do głowy, parła naprzód jak czołg. Zupełnie jak jej mamusia.
Nie musiałam długo czekać, żeby zaspokoić ciekawość, los mi sprzyjał. Już przy kolejnej wizycie poznałam Juliana. Siedział w amfiladowym salonie i miał nieodgadnioną minę, koło niego uwijała się Agata.
– O, jest pielęgniarka! – ćwierknęła na mój widok. Zauważyłam, że mimo wrodzonej buty była trochę zmieszana. – To jest Julian, mąż Marii. Siedzimy tu, bo nasza chora trochę dziś nie w sosie, kazała zejść nam z oczu. Może pani wizyta poprawi jej humor.
Pełna najgorszych obaw poszłam do Marii, i rzeczywiście, zastałam ją całą roztrzęsioną.
– Niech mnie pani ratuje… Agata za dużo sobie pozwala, sprowadziła mojego byłego męża – zawołała błagalnym szeptem. – Czuję się osaczona. Gdyby nie brakowało mi sił, rozpędziłabym towarzystwo na cztery wiatry.
– Miała dobre zamiary – odszepnęłam, pewna, że Agata z Julianem nadstawiają uszu i gdybym się wychyliła, zobaczyłabym ich w amfiladzie. – Myślała, że pani darzy go uczuciem i ucieszy się na jego widok, a jak nie, to planowała zmusić go do przeprosin za to, że panią porzucił.
Maria spojrzała na mnie zaskoczona.
– Tego się nie spodziewałam. Nie jest taka zła ta moja siostra, tylko głupia jak but. Dziwi mnie tylko, że Julian tak szybko jej posłuchał i przyjechał. Ten człowiek nigdy nie robił niczego bezinteresownie. Boję się, co tym razem wymyślił.
Rozejrzałam się po starym, wypełnionym antykami domu. Tchnął łagodną atmosferą dawnych dni, która jednak w niczym nie pomagała jego właścicielce.
Maria podążyła za moim wzrokiem.
– Ładnie tu, prawda? Wydawałoby się, że to urocze gniazdko dla szczęśliwej rodziny, a jednak ten dom od lat był kością niezgody. Miałam z jego powodu same kłopoty. Pragnęła go matka Agaty, jej córka, a Julian… ten poszedł na całość. Szantażował mnie, że jak nie przepiszę na niego nieruchomości, nie da mi rozwodu.
– I co? – spytałam poruszona.
Maria wzruszyła ramionami.
– Formalnie nadal jesteśmy małżeństwem. Zrobi coś pani dla mnie? Niech ich pani wyprosi, nie chcę ich tu widzieć.
Zrobiłam, o co prosiła. Agata, wychodząc, zapowiedziała, że wróci, Julian milczał.
Czytaj także:
„Wybrałam się na degustację win. Nie miałam pojęcia, że dzieją się tam takie rzeczy”
„Stryj zerwał kontakt z rodziną na 70 lat. Nie potrafił nam wybaczyć, że zniszczyliśmy mu życie”
„Poświęciłem się pracy w korporacji i zrujnowałem sobie życie. Mam miliony na koncie, apartament, ale nic poza tym”