„Poświęciłem się pracy w korporacji i zrujnowałem sobie życie. Mam miliony na koncie, apartament, ale nic poza tym”

korporacja zniszczyła mi życie fot. Adobe Stock, Jadon B/peopleimages.com
„– Teraz całe twoje życie wypełnia praca. To sprawia, że masz ochotę wstawać rano. A jeśli tego zabraknie? Zastanawiałeś się, co wtedy? Może skończysz jak ci wszyscy pracoholicy, nagle pozbawieni sensu swojego życia? Z depresją. Samotni. Bez celu – odparła staruszka. Sporo było racji w jej słowach, ale ja za nic nie chciałem się do tego przyznać. Nawet sam przed sobą”.
/ 27.06.2023 21:30
korporacja zniszczyła mi życie fot. Adobe Stock, Jadon B/peopleimages.com

Spojrzałem na zegarek i zakląłem w myślach; spotkanie znacznie się przedłużyło i nie było szans, abym dojechał o jakiejś ludzkiej porze do domu. Ale nic, mus to mus, a klient nasz pan. Zacisnąłem więc zęby i śledziłem wyświetlane co chwila slajdy z nowymi produktami i pomysłami ich zareklamowania. Trzeba przyznać, że byłem bardzo zadowolony z projektu zrealizowanego przez zespół pod moim kierownictwem i z przyjemnością obserwowałem zadowolenie klienta.

Gdy Darek skończył prezentację, zabrałem głos, podsumowując i dodając kilka własnych komentarzy. Moja krótka przemowa spotkała się z aplauzem ze strony kontrahentów, którym wyraźnie przypadła do gustu nasza wizja kampanii reklamowej ich nowej marki.

W czasie krótkiej przerwy zerknąłem na telefon; wyświetliło mi się kilka nieodebranych połączeń od matki. Moi rodzice są już starszymi i dość schorowanymi ludźmi, więc czym prędzej oddzwoniłem.

– Cześć, mamo, stało się coś?

– A czy coś musi się stać, żebym do ciebie dzwoniła? – odparła z wyrzutem.

– No w sumie nie, ale…

– Odezwałbyś się czasem, Maciusiu, tęsknimy za tobą. Przyjechałbyś, dawno cię u nas nie było.

– Nie wiem, mamo, mam naprawdę dużo pracy, walczymy właśnie o ważny projekt – zacząłem, ale mi przerwała:

– Maciek, ty zawsze masz dużo pracy, ważne projekty i jeszcze ważniejszych klientów. Ale pamiętaj, że rodziców masz jednych i kiedyś ich zabraknie! – słyszałem, że ledwo powstrzymuje łzy. 

Zgadzałem się z nią, jednak nie mogłem ot tak rzucić wszystkiego i jechać przez pół Polski, zwłaszcza że w następnym tygodniu miałem kolejne spotkanie z klientem, podczas którego musiałem być maksymalnie skupiony.

– Poza tym – powiedziała mama, gdy się już trochę uspokoiła – niedługo będzie dwudziesta rocznica śmierci twojej babci, poszedłbyś z nami na grób, świeczkę zapalił. Przecież wiesz, jak bardzo cię kochała i rozpieszczała. Wspomniałbyś ją z nami.

– Mamo, przemyślę to jeszcze, ale niczego nie obiecuję. A teraz naprawdę muszę już kończyć, pa!

– Dobrze, synku, dobrze. Tak czy siak, będziemy na ciebie czekali.

Poprawiłem krawat i wróciłem do sali projekcyjnej, by się dowiedzieć, że nasz projekt był najlepszy ze wszystkich zaprezentowanych, i klienci zdecydowali się na dalszą współpracę właśnie z nami.

Spotkanie zakończyło się grubo po północy. Hotel, w którym się odbywało, leżał ponad sto kilometrów od mojego miasta. 

Wyjechałem z parkingu, machnąłem jeszcze na do widzenia koledze z zespołu, po czym ruszyłem, marząc już tylko o ciepłym prysznicu i jeszcze cieplejszym łóżku. 

Oj, babciu, ja to wiem, też o tym myślałem!

Wjechałem w wąską drogę wijącą się ostrymi zakrętami przez sosnowy las. Księżyc i gwiazdy skryły się za ciemnymi chmurami, które nieprzerwanie od dwóch dni wypluwały z siebie ten irytujący rodzaj deszczu, który nie pada w uczciwy, rzęsisty sposób, tylko wisi cały czas w powietrzu, oblepiając wszystko wokoło. Jechałem wolno, bo po pierwsze, było ciemno – żadnej latarni ani innego światła poza reflektorami mojego auta – a po drugie, droga była potwornie śliska. Monotonny krajobraz migał za oknami…

– Myślę, wnusiu, że mimo wszystko powinieneś jechać do domu.

Odwróciłem się w prawo, skąd dobiegał spokojny głos mojej babci. Siedziała na fotelu pasażera i swoim zwyczajem żuła miętowego dropsa. Zaskoczony spojrzałem na nią, lecz po chwili uznałem za naturalne, że podróżuje razem ze mną.

– Twoja mama bardzo się o ciebie martwi. Uważa, że za dużo pracujesz, i tak naprawdę nie potrafisz przez to dostrzec, co jest w życiu ważne.

– Wiem, co myśli mama, babciu. Mówi o tym za każdym razem, gdy ze sobą rozmawiamy – burknąłem.

– Więc może warto rzecz przemyśleć? Ale przecież teraz liczy się tylko kariera, ten cały wyścig szczurów, prawda? Tylko, Maciuś, co ci z tej kariery na starość przyjdzie? – babcia sięgnęła do torebki po kolejnego cukierka.

– Pozwól mi zgadnąć, babciu… emerytura? – rzuciłem. 

– Emerytura nie jest mitycznym Świętym Graalem – odparła staruszka. – Nie sprawi, że będziesz szczęśliwy. Teraz całe twoje życie wypełnia praca. To sprawia, że masz ochotę wstawać rano. A jeśli tego zabraknie? Zastanawiałeś się, co wtedy? Może skończysz jak ci wszyscy pracoholicy, nagle pozbawieni sensu swojego życia? Z depresją. Samotni. Bez celu.

Sporo było racji w jej słowach, ale ja za nic nie chciałem się do tego przyznać. Nawet sam przed sobą.

– No, powiedz mi – kontynuowała babcia, z każdym oddechem rozsiewając zapach mięty. – Co będziesz robił na tej wyczekiwanej emeryturze? Nie umiesz się nudzić, a nie zdołałeś założyć rodziny. Weźmy takiego Piotrka, twojego kolegę z zespołu. Też ciężko pracuje, ale znajduje czas dla żony i dwójki dzieci. A ty?

– Ja nie spotkałem jeszcze właściwej kobiety – mruknąłem wykrętnie.

– Oczywiście, że nie spotkałeś, bo wiązanie się ze współpracownikami jest, jak zwykłeś mawiać, nieetyczne i nieefektywne, a na inne znajomości nie masz czasu. Oj, Maciuś, jedź do rodziców, odpocznij trochę. Twoja siostra z mężem też przyjadą, zobaczysz, będzie miło.

– Znowu będą truć, że też powinienem sobie kogoś wreszcie znaleźć, a potem wezmą się za organizowanie mi randek w ciemno i szukanie panien do wzięcia.

– Wiesz, że twoi rodzice chcą dla ciebie jak najlepiej? Pewnie, że wiesz… – babcia mlasnęła, a potem spokojnie powiedziała: – Teraz uważaj, zaraz będzie ostry zakręt.

Ocknąłem się z letargu w samą porę, by zauważyć wyrastającą przede mną ścianę drzew, do której zbliżałem się z dużą prędkością; przysnąwszy, docisnąłem gaz. Puściłem pedał, szarpnąłem kierownicę i wdusiłem hamulec. Auto ślizgało się po jezdni, obróciło parę razy wokół własnej osi i zastygło w bezruchu, prawymi kołami grzęznąc w przydrożnym błocie.

O dziwo, szef życzył mi dobrego odpoczynku

Mój Boże, przecież mogłem się tutaj rozbić, i pies z kulawą nogą by się o tym nie dowiedział! Wyobraziłem sobie rozpacz swoich rodziców na pogrzebie, siostrę wtulającą się w pocieszającego ją męża. A firma? Czy ktoś by się tym przejął? Może koledzy, z którymi pracowałem. Przez chwilę. Potem zaczęliby starania, by zająć moje miejsce, awansować. Od szefostwa może poszedłby jakiś mail, jak wtedy gdy trener terenowy zderzył się swoją corsą z tirem. Zginął na miejscu. Wszyscy odczytali wiadomość, niektórzy powiedzieli, że współczują rodzinie, i wrócili do kawy i obowiązków.

Do domu dojechałem już w blasku poranka, zupełnie rozbity i wymęczony. Zanim zwaliłem się do łóżka, napisałem jeszcze mail do przełożonego z prośbą o przesunięcie kolejnego spotkania o trzy dni.

Gdy wstałem, w skrzynce pocztowej już czekała wiadomość z pytaniem, czy coś się stało. Odpowiedziałem, że naprawdę potrzebuję kilku dni oddechu; wczorajsze negocjacje zakończyły się sukcesem, więc chcę pojechać na kilka dni w góry, do rodziców. Byłem bardzo zaskoczony, gdy szef odpowiedział, że zajmie się wszystkim, że jest ze mnie zadowolony i życzy mi udanego odpoczynku, i podładowania baterii, bo „liczy na mnie przy kolejnym spotkaniu z klientem”.

Po południu ponownie wsiadłem w samochód, wioząc tym razem najpiękniejszy znicz, jaki udało mi się znaleźć, butelkę dobrej wódki dla taty i kosz kwiatów dla mamy. Ekspedientka zapewniała, że nie zwiędną. I nie zwiędły. A gdy stanąłem na progu niewielkiego domku rodziców i zobaczyłem łzy radości w ich oczach, wiedziałem, że to była słuszna decyzja. Tym bardziej że siostra właśnie chciała wszystkim oświadczyć, że za niespełna siedem miesięcy zostanie mamą.

Babciu, miałaś rację. Są w życiu rzeczy ważne i ważniejsze. Wychowujesz mnie ciągle jak dzieciaka. Chociaż Cię już nie ma, czego serdecznie żałuję. Cały czas Cię kocham i o tobie pamiętam.

Czytaj także:
„Marzyłam o karierze, więc stanęłam do wyścigu szczurów. Korporacja wycisnęła mnie jak cytrynę i wyrzuciła na śmietnik”
„W korporacji płacili dobrze, ale codziennie kpili ze stażystów. Rzuciłem papierami, bo miałem dość tego bagna”
„Z korporacji uciekłam do fundacji. Wolę pomagać za darmo dzieciakom niż nabijać kabzę bezdusznym krwiopijcom”

Redakcja poleca

REKLAMA