Byłam pełna sprzecznych uczuć. Z jednej strony chciałam, by Maciek był samodzielny i szczęśliwy. A z drugiej… Tak bardzo mi go brakowało. No i bałam się o niego. Dziś wiem, że całkiem niepotrzebnie.
Ze smutkiem patrzyłam, jak Maciek pakuje swoje rzeczy.
„To już dziś” – myślałam, a w gardle rosła mi wielka gula.
– Nie mógłbyś jeszcze chwilę zaczekać? – zapytałam, starając się, by w moim głosie nie pobrzmiewała nutka żalu.
– Na co? Wiesz przecież, że Marcelina na mnie czeka.
– No wiem, ale może powinieneś najpierw znaleźć tam pracę? Nie porzucać tej, którą masz tutaj – zasugerowałam.
– Nie marudź, coś znajdę na pewno – spojrzał na mnie rozdrażniony, jak zawsze, gdy poruszałam ten temat.
– Okej, pamiętaj o sobie, proszę – odpowiedziałam. – I o mnie – dodałam nieco ciszej.
– Paula, proszę cię. Bądź spokojna, nie dzieje mi się krzywda. Zakochałem się, jestem szczęśliwy. Ty też powinnaś – dodał, a ja poczułam ukłucie w sercu.
Gdyby to było takie proste…
Maciek wyściskał mnie jeszcze serdecznie i wyszedł. Patrzyłam zza firanki, jak odpala samochód i starałam się opanować łzy.
„To przecież kiedyś musiało nastąpić, jest dorosły, ma swoje życie” – powtarzałam sobie, ale na niewiele to się zdało, żal ściskał mi serce.
Poza tym czułam, że brat nie robi dobrze. W imię miłości porzucał wszystko i całkowicie poświęcał się dla dziewczyny. Niby każda z nas marzy o tym, żeby mężczyzna był gotów na takie kroki, ale do tej pory żadna z wybranek mojego brata tego nie doceniała. Przeciwnie, kończył ze złamanym sercem, wypłakując się w moje ramię. Potwornie się bałam, że tym razem też tak będzie, ale nic nie mogłam zrobić. W dodatku był moim jedynym bliskim.
Od dziesięciu lat byliśmy sami, ojciec zostawił nas i mamę, zaraz po narodzinach Maćka, a mama umarła na raka właśnie 10 lat temu. Od tego czasu ja się zajmowałam bratem – byłam pełnoletnia, nie mieliśmy krewnych, właściwie nie było innego wyjścia. Radziliśmy sobie dobrze, zawsze byliśmy zżyci, a trudna sytuacja jeszcze nas do siebie zbliżyła. Starałam się, by niczego nam nie brakowało, szybko zaczęłam pracować, studiowałam zaocznie a on kończył liceum. Harowałam jak wół, wyprzedałam pół domu, raz nawet sprzedałam swój ukochany rower, by kupić mu podręczniki.
Opłaciło się
Maciek zdał maturę śpiewająco i dostał się na ekonomię. Na studiach poszedł do pracy, by mi pomóc. Żyliśmy skromnie i spokojnie we dwójkę, czasem ja się z kimś spotykałam, czasem Maciek, ale do tej pory nikt nie zagościł w naszym życiu na dłużej. A teraz mój brat wyprowadzał się do Marceliny, mieszkające we wsi oddalonej od naszego miasta o 300 kilometrów! Dziewczyna prowadzi agroturystykę z rodzicami. Poznali się z Maćkiem, gdy pojechaliśmy tam na wakacje. Miejsce owszem, urokliwe, dziewczyna miła, ale coś mi nie pasowało.
Po pierwsze, Maciek znów rzucił się jak w ogień. Porzucił kierownicze stanowisko w banku i bez żadnych oszczędności przeniósł się w leśną głuszę. Zaniedbał przyjaciół, no i na mnie się nawet nie obejrzał. Zostałam sama. kolejne dni chodziłam jak struta. Maciek rzadko się odzywał, a ja czułam się opuszczona. Spotykałam się ze znajomymi, wiodłam normalne życie, ale czułam, że bez Maćka jest ono puste… Bałam się, że straciłam jedynego bliskiego człowieka. Przyzwyczaiłam się, że mamy siebie, a teraz musiałam sobie radzić w pojedynkę. Poza tym ciągle myślałam o tym, jak brat sobie radzi, a on rzadko się odzywał, co potęgowało mój niepokój.
– Paulina, przesadzasz, nie powinnaś żyć jego życiem – przyjaciółka popatrzyła na mnie znad kieliszka z winem, gdy zwierzyłam jej się ze swoich rozterek.
– Nie rozumiesz. Nie żyję jego życiem, po prostu się martwię – byłam rozżalona, że nie znalazłam w niej zrozumienia.
– A może wreszcie zaczniesz się martwić o siebie? Kiedy ostatnio byłaś na randce? Albo na wakacjach? Co ja mówię, a na zakupach? – pytała. – Ciągle patrzysz na Maćka, opłacasz wspólne rachunki, część jego studiów, kupujesz mu ciuchy, pożyczyłaś mu na wyprowadzkę, a przecież on też zarabia, a właściwie to zarabiał.
– No przecież nie może go utrzymywać dziewczyna – zaprotestowałam gwałtownie.
– A nie uważasz, że to jego zmartwienie? – spojrzała na mnie badawczo, a ja zamilkłam, bo trafiła w czuły punkt. – Słuchaj, wiem, że kochasz go nad życie i on ciebie też, ale to dorosły facet, poradzi sobie. Zadbaj o siebie, zasłużyłaś – pogłaskała mnie po głowie jak dziecko, a ja milczałam w duchu, przyznając jej rację.
– Chyba nawet nie wiem jak… – wyszeptałam w końcu.
– Od czego by tu zacząć… – Anka zaczęła głośno rozmyślać, a za chwilę na jej twarzy zagościł szelmowski uśmiech.
Tego wieczoru wykupiłyśmy wycieczkę do Grecji
Wydałam sporą część oszczędności, ale uznałam, że coś mi się od życia należy. Przynajmniej myślałam tak, dopóki wino szumiało mi w głowie. Następnego ranka nie byłam już wcale przekonana, że to dobry pomysł.
„A jeśli Maciek nie znajdzie pracy i będzie potrzebował pieniędzy?” – myślałam.
Byłam nawet skłonna wycofać się z kupna wycieczki, ale okazało się, że oferta jest bezzwrotna. Nie było wyjścia, musiałam jechać. Było bajecznie. Przez dwa tygodnie chłonęłam zapach powietrza, błękit nieba i szum fal. W dzień podziwiałam piękną, grecką architekturę, a w nocy szalałam w klubach. Anka też była zachwycona, obie dawno tak dobrze się nie bawiłyśmy. Ku swojemu zdziwieniu, nawet nie zadręczałam się myślami o Maćku.
Jakby tamtejszy wiatr wywiał mi z głowy zmartwienia. Do Polski wróciłam wypoczęta i zrelaksowana. Anka miała rację, te wakacje były genialnym pomysłem” – myślałam, jadąc z lotniska do domu.
Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam w przedpokoju kurtkę Maćka, a do moich nozdrzy dotarła woń kurczaka.
„Czyli znowu nie wyszło” – pomyślałam smutno przygotowana na wysłuchiwanie zwierzeń faceta ze złamanym sercem i pustym portfelem.
– O, już jesteś! Pomyśleliśmy, że zrobimy ci niespodziankę – Maciek wyszczerzył zęby w uśmiechu, a zza jego pleców wyłoniła się Marcelina.
Śmiech sam wyrwał się z mojego gardła, ucieszona uściskałam obydwoje.
– Jesteście cudowni! A ja głodna – powiedziałam, patrząc łakomie na kurczaka w piekarniku, a potem spojrzałam z czułością na szczęście wymalowane na ich twarzach. – Co u was? – zapytałam.
– Wszystko dobrze – odparł Maciek. – Właściwie to przyjechałem pochwalić ci się, że znalazłem pracę w pobliskim mieście. Dyrektor tamtejszego banku, jak zobaczył, że pracowałem w Warszawie, to prawie rozwinął przede mną czerwony dywan – roześmiał się serdecznie.
– Wspaniale – powiedziałam szczerze.
Kamień spadł mi z serca. poczułam się wolna od niepokoju.
„Coś się zmieniło” – pomyślałam o sobie. „Pozwoliłam Maćkowi radzić sobie samemu i jakoś świat się przez to nie zawalił”.
– Wiesz, siostra, przemyślałem parę spraw – zaczął mówić poważniejszym tonem. – Wiem, że się o mnie martwisz, dziękuję, że mi pomagasz i chciałbym ci to jakoś wynagrodzić…
– Uspokój się, przecież jesteśmy rodziną, musimy sobie pomagać – przerwałam mu.
– Tak, ale zazwyczaj to ty pomagasz mi. Obydwoje wiemy, że zdarzyło mi się tego nadużyć – spojrzał na mnie z uwagą. – Dlatego mam dla ciebie prezent, chodź – pociągnął mnie za rękę, a ja poszłam za nim, kątem oka obserwując, jak Marcelinie szklą się oczy.
Na balkonie stał piękny, zielony lśniący rower przewiązany czerwoną kokardą.
– Nie musiałeś, pewnie kosztował majątek – skarciłam go łamiącym się głosem.
– Nie musiałem, ale chciałem. Radzę ci, żebyś zaczęła trenować, bo jak nas odwiedzisz, damy ci niezły wycisk – uśmiechnął się pod nosem.
– Dziękuję – wydukałam przez łzy.
Wszystkie moje obawy zniknęły. Maciek zawsze będzie o mnie pamiętał, a ja nie muszę wiecznie się wszystkim przejmować. Jak widać, mój młodszy brat wyrósł na fantastycznego faceta.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”