„To miały być tylko korepetycje. Tymczasem mój przebiegły uczeń chciał mnie wyswatać ze swoim ojcem”

Nauczycielka udzielająca korepetycji fot. Adobe Stock
Wyswatał mnie mój 12-letni uczeń. I to z kim?! Ze swoim samotnym ojcem. Nieważne, kto był swatem, ważne że skutecznym…
/ 09.04.2021 11:36
Nauczycielka udzielająca korepetycji fot. Adobe Stock

Korepetycje Rany Julek! – pomyślałam po odłożeniu słuchawki. Czemu się na to zgodziłam? Będę jechała autobusem na drugi koniec miasta dla jednej godziny korepetycji… Z drugiej strony przy nauczycielskiej pensji, nie bardzo mogłam wybrzydzać. Nie po to uciekłam z prowincji, żeby na nią wracać. W chwilach zwątpienia przypominałam sobie Grześka, za którego mama próbowała mnie wydać. Miły, zaradny, może i był dobrą partią, ale kompletnie mnie nie kręcił.

Miałam okazję trochę dorobić

Zaryzykowałam, spakowałam walizkę i przeprowadziłam się do dużego miasta. Na szczęście szybko znalazłam pokój i stały etat w liceum. Spodobała mi się praca nauczycielki, a jako absolwentka anglistyki mogłam dorobić sobie do pensji korepetycjami. Mężczyzna, który zadzwonił z ogłoszenia powiedział, że jego 12-letni syn zmienił klasę i musi uzupełnić braki w angielskim. Spodobał mi się głęboki tembr jego głosu, jak u aktora. Może właśnie z powodu tego seksowego głosu zgodziłam się na poniedziałkowe podróże przez całe miasto.

W drzwiach przywitał mnie mój nowy uczeń. Miał rozbrajający uśmiech i zaskakujące jak na nastolatka maniery. Najpierw wyciągnął rękę po moją kurtkę, potem wskazał toaletę dla gości, następnie spytał, czy życzę sobie kawy lub herbaty. Mały dżentelmen w koszulce ulubionej drużyny piłkarskiej. Gdy wyszłam z łazienki, czekał już ze srebrną tacą, na której stała filiżanka w różowe kwiaty, pasujący do niej imbryk oraz talerzyk z kawałkiem sernika.

Zaprowadził mnie do swojego pokoju na górze. Szybki rzut oka wokół przekonał mnie, że jednak jest normalnym dzieckiem. Ściana oklejona plakatami, porozrzucane kompakty, sprzęt sportowy pod ścianą. Na biurku leżało luzem kilka rodzinnych zdjęć, ale zanim zdążyłam się im przyjrzeć, wrzucił je jednym wprawnym ruchem do szuflady. Nalał mi herbaty do filiżanki, posadził w wygodnym fotelu przy biurku, a sam zajął stołek obok. Rozpoczęliśmy lekcję.

Bardzo polubiłam Filipka, ale co z jego rodzicami?

Filip okazał się typowym przypadkiem ucznia pojętnego, ale łatwo ulegającego dekoncentracji. Wolał opowiadać o szkole, nauczycielach, kolegach, z którymi codziennie grał w piłkę. Przywoływałam go do porządku, choć w duchu chwaliłam rodziców, że pozwalali mu być zwykłym dzieckiem, które ma też czas na swoje pasje i zainteresowania. Gdy skończyliśmy, wręczył mi odliczoną kwotę tłumacząc, że tata nie wrócił jeszcze z pracy. O mamie nie wspomniał słowem.

Polubiłam lekcje z Filipem, szczególnie że miał talent do nauki angielskiego. Reguły gramatyczne chwytał w lot i dużo wynosił z samych zajęć, natomiast mniej przykładał się do odrabiania prac domowych. Często zostawałam u niego parę minut dłużej, by po prostu z nim pogadać. Zaśmiewałam się z opowieści, jak to Filip z czarującym uśmiechem obłaskawiał poirytowane nauczycielki, bo kłopoty przyciągał jak magnes. Czasami pytał mnie o radę w konkretnych sprawach związanych z kolegami lub koleżankami. Przyznam, że mi to bardzo pochlebiało i nie uchylałam się od pomocy, choć powinnam odesłać go do mamy czy taty. W końcu przecież kiedyś korepetycje się skończą, a jego problemy nie.

Tyle że ani razu nie natknęłam się na rodziców Filipa. Często miał rozłożone na biurku rodzinne zdjęcia, lecz zawsze zgarniał je, nim zdążałam o cokolwiek zapytać. Może nie chciał, bym pytała o przeszłość, bym zbliżyła się do niego za bardzo? Dlatego zaskoczył mnie, gdy zaprosił mnie na swoje urodziny.
– Będą w najbliższą sobotę – oznajmił, odprowadzając mnie do drzwi. – Tata nie może się już doczekać, kiedy panią pozna.
– Bardzo się cieszę. Rozmawiałam z nim tylko raz przez telefon – powiedziałam z wyczuwalnym, mimowolnym żalem.
– Właśnie – rzucił tylko i uśmiechnął się po swojemu, czyli rozbrajająco, a ja zapewniłam go, że na pewno przyjdę. W drodze powrotnej zaczęłam myśleć o prezencie. Co korepetytorka może ofiarować swojemu uczniowi? Jaki podarunek, który nie będzie ani zbyt oficjalny, ani zbyt osobisty, ani zbyt drogi?

Wreszcie wpadłam na genialny pomysł. Ramka na kilkanaście zdjęć! Mógłby wybrać ulubione fotografie i po prostu trzymać je na widoku. Już chciałam wysiąść przystanek wcześniej, przy sklepie fotograficznym, gdy nagle zadzwoniła moja mama.
– Przyjeżdżam do ciebie w sobotę.
– Super – rzuciłam, ale natychmiast przypomniało mi się, że mam przecież inne plany. – Tylko będę musiała wyskoczyć na godzinkę, dwie. To dla mnie ważne.

Michał mnie oczarował

Na imprezę jechałam z duszą na ramieniu. Wreszcie poznam mojego pracodawcę. Myślałam o jego głosie, który w mojej wyobraźni należał do mężczyzny o wzroście siatkarza, blond włosach, silnych ramionach, mocnych rysach twarzy, długich palcach… Opanuj się, idiotko! Im lepiej wygląda, tym gorzej dla ciebie. Ten facet ma przecież żonę i nastoletniego syna. Okazało się, że ojciec Filipa jest dokładnie taki, jak sobie wyobrażałam! No i już wiedziałam, po kim mój uczeń odziedziczył zniewalający uśmiech. – Jestem Marta, nauczycielka angielskiego – przedstawiłam się, wyciągając dłoń.
– A ja Michał, tata Filipa – powiedział, po czym pochylił się i pocałował mnie w rękę. – Przynajmniej raz mój syn nie koloryzował – dodał, prostując się i spoglądając mi w oczy.

Spłoszona i zarumieniona spuściłam szybko wzrok. Niby co to miało znaczyć? Czy on ze mną flirtował? Przybiegł Filip i pociągnął mnie za sobą, by przedstawić gromadzie babć, dziadków, wujków i ciotek. Na koniec wskazał mi miejsce przy stole. Gdy wręczyłam mu prezent, ucałował mnie i pognał dalej. Nie zauważyłam nawet, czy odpakował prezent, czy mu się spodobał, bo… chwilę później przysiadł się do mnie gospodarz domu.
– Mój sprytny syn zadbał, byśmy siedzieli obok siebie – powiedział cicho. – Mamy się lepiej poznać. Zdała pani jego test. Wynik: ładna, mądra i fajowa. Tak panią opisał, a ja wierzę mu na słowo.
Rany, na pewno ze mną flirtował! A żona?

Rozejrzałam się wokół, lecz nigdzie nie zauważyłam kobiety, która przypominałaby długowłosą szatynkę ze zdjęć i mogłaby być matką Filipa. Tymczasem zapełniły się wszystkie miejsca przy stole. Jedna z ciotek pojawiła się z tortem, na którym płonęło 13 świeczek. Zaśpiewaliśmy „Sto lat”, a Filip zdmuchnął płomyki przy wtórze gromkich oklasków. Michał wstał i delikatnie uderzył łyżeczką w kieliszek. Szybko zapadła pełna wyczekiwania cisza.
– Jesteś najlepszym synem na świecie – zaczął i zaraz urwał, wzruszony. Odetchnął głęboko i kontynuował: – Mama byłaby z ciebie dumna. Patrzy z góry i cieszy się, jaki, hm, fajowy rośniesz. Każdy, kto tu siedzi i nas wspiera, o tym wie. Dziękuję ci, synku, za to, że jesteś. A teraz idź zobaczyć prezent. Czeka w ogrodzie.
– Łał! – krzyknął tylko Filip i wybiegł prędko przez drzwi balkonowe. Jego ojciec uśmiechnął się, słysząc dochodzące z zewnątrz okrzyki zachwytu.

Ja poczułam się nieco przytłoczona sytuacją i własną niewiedzą. Otaczała mnie rodzina, która doświadczyła tragedii, a mimo to odnalazła szczęście. Nie domyśliłabym się, że Filip, ten pogodny dzieciak, nie miał matki. Nie przypuszczałam, że przystojny, szarmancki Michał, który coraz bardziej mnie onieśmielał i pociągał, stracił ukochaną. Na dodatek był wspaniałym samotnym ojcem, świetnie sobie radził.

Nalał wina do dwóch kieliszków, wręczył mi jeden, a potem, nawet nie wiem kiedy, przegadaliśmy całą godzinę. Chłonęłam każde jego słowo, każdy komplement. Nigdy wcześniej nie czułam się taka doceniona i taka oczarowana. Musiałam jednak wracać, mama miała wkrótce przyjechać. Zganiła mnie już na dworcu. Powiedziała, że jestem nieodpowiednio ubrana jak na tę porę roku, więc, jak amen w pacierzu, na pewno się przeziębię. Chryste…

Sprytnie to rozegrał!

Powód jej złego humoru poznałam ledwo przekroczyłyśmy próg mieszkania.
– Grzesiek się żeni! Co za wstyd! Miałaś go jak na talerzu, ale uciekłaś i teraz masz. Moja jedyna córka zostanie starą panną!
Wyładowała na stół wszystkie przywiezione słoiki, po czym opadła teatralnie na fotel. Cały wieczór użalała się nad swoim losem, aż zasnęła, chrapiąc jak stary marynarz. Rano musiałam jej obiecać, że przyjadę w następny weekend, bo liczyła na to, że Grzesiek mnie zobaczy i zmieni zdanie. W końcu postanowiła wracać do domu. Pożegnałam ją i zaczęłam odliczać godziny do poniedziałku.

Rozczarowałam się, kiedy drzwi otworzył mi Filip. Miałam nadzieję na spotkanie z Michałem, ale widać za dużo sobie wyobrażałam. Zaopiekował się mną na imprezie i tyle. Na dokładkę Filip nie zaproponował herbaty. Przecież to był nasz rytuał. Uraziłam go czymś? Ależ tak, oczywiście! Ramki! Dałam mu ramki na zdjęcia nieżyjącej matki. Boże, co za nietakt.

Ale poza brakiem herbaty wszystko przebiegało jak zwykle. Filip z ujmującym uśmiechem doniósł, że pies sąsiadów zjadł mu pracę domową, na nowym rowerze przejechał pięćdziesiąt kilometrów, a w niedzielę strzelił trzy gole. Dla mnie ta godzina była prawdziwą mordęgą. Słowa mi się plątały, jakbym przestała rozumieć język angielski. Po skończonej lekcji zeszłam na dół i zakładałam buty z uczuciem ulgi. Nie zwróciłam uwagi, że Filip zapomniał mi zapłacić, ale sam to sobie uświadomił i pobiegł na górę.

Byłam gotowa wyjść bez pieniędzy, ale nagle dotarł do mnie z kuchni gwizd czajnika. Po chwili wyłonił się on – Michał. Trzymał w rękach srebrną tacę, a na niej imbryczek, dwie filiżanki i dwa talerzyki z tortem.
– Nawet go nie spróbowałaś – powiedział.
Usiedliśmy w salonie, rozmawialiśmy do późnego wieczora. No i tak to się zaczęło… 

Czytaj więcej prawdziwych historii:
Śmierć psa przeżyłam bardziej, niż śmierć matki
Matka odbiła mi faceta, w którym byłam zakochana
Mąż ukrywał przede mną choroby psychiczne w rodzinie

Redakcja poleca

REKLAMA