W moim fachu spięcia z klientami zdarzają się kilka razy dziennie. Choć jestem miły, kulturalny i sumienny, to i tak muszę wysłuchiwać pretensji, często wyrażanych w naprawdę niewybrednych formach. Od czasu do czasu przytrafi się jednak człowiekowi przygoda, która w jakimś tam stopniu rekompensuje trudy tego zawodu.
Raz na przykład dostałem napiwek w wysokości dwustu złotych! Wręczył mi go jakiś bogaty facet, bo zawartość przesyłki wywołała u niego szaloną radość. Innym razem starsza pani wcisnęła mi całą reklamówkę dżemów i marynowanych grzybków swojej roboty, a kiedy indziej znana aktorka podarowała mi zdjęcie ze swoim autografem.
To były jednak drobiazgi, o których pewnie zapomnę
Na zawsze zapamiętam natomiast inną przygodę. Zaczęło się nie najlepiej. Pojechałem pod prywatny adres, żeby odebrać paczkę, a gdy zadzwoniłem domofonem, usłyszałem zniecierpliwione: „Słucham!”
– Kurier!
– No, nareszcie! – powiedziała poirytowana kobieta i wpuściła mnie do środka.
Wszedłem do klatki i wjechałem windą na szóste piętro. Drzwi do mieszkania były już uchylone. Nauczyłem się jednak, że to nie zawsze jest zaproszenie, więc zapukałem i czekałem w progu.
– Niech pan wejdzie! Jestem w sypialni – krzyknęła babka, a ja wytarłem buty i pchnąłem uchylone drzwi.
Już w przedpokoju usłyszałem odgłosy świadczące o tym, że kobieta pewnie mocuje się z paczką, którą miałem odebrać. Westchnąłem, bo to oznaczało, że będę musiał tu na nią czekać i liczyć stracone minuty.
– Tutaj! Tutaj! Niech mi pan pomoże! – wołała zdesperowana klientka.
Wszedłem do sypialni i przekonałem się, że mój kurierski nos kolejny raz mnie nie zawiódł. Całkiem zgrabna, nieduża blondynka dopychała ogromny karton kolanem. Ubrana w koszulkę z krótkim rękawem i czarne dresy pochylała się nad nim, ciężko sapiąc.
Włosy miała w nieładzie, który dodawał jej nie tylko uroku, ale też trochę drapieżnego seksapilu. Nie powiem, od razu odezwała się we mnie męska natura, którą w pracy zazwyczaj skrupulatnie temperuję.
W końcu zamiast się gapić, zacząłem pomagać
– Niech pani tak nie ciśnie, bo karton już pęka! – powiedziałem. – O, tutaj! Tu z boku. Zaraz trzeba będzie wszystko przepakować.
– Rzeczywiście, pęka – odparła. – Cholera! Na pewno nie będę tego znowu pakować.
– Nie ma potrzeby. Trzeba tylko zakleić dziurę i te rzeczy trochę ułożyć… – zaproponowałem, bo wiedziałem, że to będzie mimo wszystko najszybsze rozwiązanie.
– Pan chyba żartuje? Nie będę mu jeszcze tych ciuchów składała! Jestem bliska tego, żeby wszystkie te szmaty wyrzucić do śmieci.
– To proszę się zdecydować, czy mam zabrać karton, czy go pani wywali. Niech mnie pani zrozumie. Muszę jechać dalej, do innych klientów… – powiedziałem, a ona wtedy podniosła wzrok, jakby chciała sprawdzić, czy rzeczywiście tak bardzo się spieszę.
– No dobra…. Zaraz przepakuję – westchnęła i zaczęła wyjmować wierzchnie rzeczy i układać je w kostkę. Wiedziałem, że jeśli jej pomogę, to będzie szybciej, więc zabrałem się za składanie razem z nią.
Uśmiechnęła się do mnie smutno i przez dłuższą chwilę przerabialiśmy pogniecioną górę ciuchów na jakiś sensowny, zorganizowany stos. Milczeliśmy oboje, aż tu nagle moja klientka ciężko westchnęła. Raz, drugi trzeci, a potem na jej policzku pojawiła się łza.
No niech to szlag! Blondynka rozpłakała się na całego
Zrobiło mi się jej prawdziwie żal. Spojrzałem więc na nią i zaproponowałem:
– Może ja sam dokończę szybko?
– Nie, nie. Dlaczego miałby pan to robić? I tak jest pan bardzo miły, że w ogóle mi pomaga. A ja tu odstawiam sceny, jak z kiepskiego serialu. Przepraszam… – ocierała ręką załzawione oczy.
Nie miała na sobie makijażu, więc nie osuszała ich kantem dłoni, ale tarła całymi piąstkami. Jak małe dziecko albo kot… Już wtedy poczułem, że mój dzień poważnie się skomplikuje.
– Nic nie szkodzi. A czyje to rzeczy? Męża, narzeczonego czy chłopaka? – zapytałem.
– Na szczęście nie męża. Chłopaka tylko. Byłego chłopaka, oczywiście... Wywaliłam chama za drzwi dwa dni temu. I to jest wszystko, co po nim zostało. Teraz chcę to wysłać do jego rodziców, bo nie mam zamiaru już więcej go oglądać. Pan wie, co on mi zrobił?
– Nie, ale domyślam się, że poszło o inną kobietę.
– Owszem. O moją sąsiadkę z naprzeciwka. Ten gnojek wprowadził się do mnie, pomieszkał dwa miesiące i wdał się z nią w romans. Pan wie, ile ona ma lat? Czterdzieści trzy! A ja dwadzieścia siedem. Cała klatka o tym gada… Taki wstyd. Muszę poszukać nowego mieszkania…
– Przecież nie jest to aż taka kompromitacja, bez przesady… – pocieszałem ją. – A poza tym ludzie szybko zapominają.
– Tak, tak… Ale z drugiej strony nie stać mnie, żeby wynajmować to mieszkanie samej. Wzięliśmy je na nas dwoje, a teraz…
– Rozumiem.
– No, właśnie, Życie… A weź tu znajdź coś na szybko. Jakiś pokój chociaż. Ach, szkoda gadać! Pakujmy!
Zabraliśmy się więc znowu do roboty
Wsadziliśmy resztę rzeczy do paczki, zakleiliśmy ją taśmą i wyniosłem karton za drzwi. Już dzwonili do mnie kolejni klienci, już byłem spóźniony w kolejne miejsca. Na odchodne blondynka uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo, a ja odwzajemniłem uśmiech tak, żeby było w nim trochę naturalnego ciepła.
By uświadomić jej, że nie każdy facet to drań. A gdy zamknęła drzwi, popukałem się w czoło i skarciłem za tę spontaniczną reakcję.
– Stary durniu, bierz paczkę i zasuwaj dalej – pogoniłem się do roboty.
Wsiadłem do auta i ruszyłem z kolejnymi przesyłkami. Wspomnienie tej zapłakanej dziewczyny nie dawało mi jednak spokoju. Gdybym był nieco bardziej romantyczny i skłonny do sentymentów, powiedziałbym, że zadurzyłem się w niej od pierwszego wejrzenia.
Ale że staram się być raczej mężczyzną praktycznym i twardym, powiem, że zrobiło mi się jej po prostu żal. Pewnie dlatego następnego dnia wyszukałem w robocie jej numer telefonu i w południe zebrałem się w sobie, żeby zadzwonić do niej w sprawie mieszkania.
– Dzień dobry, mówi pani kurier… wczorajszy. Krzysiek…
– Dzień dobry. Coś się stało z paczką? – zapytała.
– Nie, z przesyłką wszystko w porządku. Ja do pani w zasadzie prywatnie…
– Tak?
– Bo mój znajomy ma małe mieszkanie do wynajęcia. Kawalerka, nic wielkiego... Jeden pokój z aneksem kuchennym i składanym łóżkiem. Ale nie chce za nią dużo, bo wyjeżdża do Anglii, i szuka kogoś zaufanego. A pani mówiła, że potrzebuje czegoś niedużego, to pomyślałem…
– No tak, potrzebuję. Ale… Czy ja jestem zaufana? – zapytała rezolutnie.
– Moje zaufanie wczoraj pani wzbudziła – uśmiechnąłem się. – Inaczej bym nie dzwonił.
– To miło. To bardzo miło, ale… – zawahała się.
– Rozumiem. Przepraszam, że w ogóle wyskoczyłem z czymś takim. Nie było rozmowy, do widzenia…
– Nie, nie! Niech pan poczeka – przerwała mi energicznie. – Czemu by nie? Przecież mogę zobaczyć mieszkanie. A w ogóle gdzie ono jest?
– Niedaleko pani. Jakby pani chciała, mogę wieczorem przyjechać i podjedziemy razem. Umówię nas z kolegą na miejscu.
– Dobra. O której?
– Osiemnasta, dziewiętnasta? Jeszcze zadzwonię i powiem dokładnie.
Odłożyłem słuchawkę, a serce waliło mi mocno
Choć rozmowa była krótka i dość rzeczowa, czułem w środku radosne podniecenie. Jakieś wewnętrzne przekonanie, że czeka mnie bardzo ekscytujący wieczór. Jakbym się umówił na randkę, a nie na oglądanie chaty do wynajęcia.
Nawet podjechałem w czasie pracy do swojego mieszkania, żeby zabrać jakieś lepsze ciuchy do przebrania po fajrancie. Pod bramę mojej nowej znajomej zawitałem już odpicowany jak stróż w Boże Ciało.
– Aneta – przedstawiła się, gdy wsiadła do mojego busa.
– Krzysiek… Miło mi.
– Mnie też. Choć muszę przyznać, że jestem zaskoczona. Próbowałam zrozumieć, dlaczego mi pomagasz i nic nie przyszło mi do głowy.
– No wiesz, tak mnie wychowali… – odparłem i pomyślałem, że gdybym wyznał jej, że oczarowała mnie tym jednym gestem otarcia łez, pewnie uznałaby mnie za jakiegoś wariata. Postanowiłem szybko zmienić kłopotliwy temat na inny.
Gadałem jak najęty i prawie przegapiłem skręt do bloku
Na miejscu też nadawałem jak nakręcony, aż mój kumpel zapytał, czy czegoś nie brałem. Aneta się uśmiała, ale mieszkanie wynajęła.
No, a mnie – w ramach podziękowania – zabrała na kolację, na której okazało się, że świetnie się rozumiemy. Zwłaszcza jeśli chodzi o stosunek do tego, co zrobił jej poprzedni chłopak.
– Straszna świnia! Ja bym cię nigdy nie zdradził – wyrwało mi się w pewnej chwili.
– Jeszcze zobaczymy… – uśmiechnęła się zalotnie i już wiedziałem, że jesteśmy w domu. Że to był fartowny kurs.
Bo był. Kilka kolejnych spotkań zbliżyło nas do siebie bardzo, i zostaliśmy parą. Przez trzy cztery miesiące widywaliśmy się raz u niej, raz u mnie, a potem doszliśmy do wniosku, że nie ma co marnować czasu i pieniędzy – że najwyższa pora zamieszkać razem.
Aneta szybko znalazła koleżankę, która przejęła po niej mieszkanie mojego kolegi, a sama wprowadziła się do mnie. Zaskoczyło mnie to, że od razu czuliśmy się z tym doskonale. Było tak, jakbyśmy mieszkali ze sobą od wielu lat. Aż trudno uwierzyć, że wszystko się nam tak pięknie od początku poukładało.
Nie było żadnych zgrzytów, niejasności, niedopowiedzeń
Nawet, gdy poprzedni chłopak Anety próbował się z nią kontaktować, namówić ją, żeby do niego wróciła, oboje zachowaliśmy się jak należy.
Ja nie wybuchłem zazdrością, a ona nie dała mu najmniejszej nawet nadziei na powrót. Ufaliśmy sobie od początku absolutnie – choć obojgu nam wydawało się kiedyś, że to niemożliwe. Drażliwe sytuacje przerabialiśmy z poczuciem humoru.
– Kto to dzwoni o tej porze? – zapytała Aneta, gdy któregoś wieczoru ktoś zaczął się do nas dobijać. Mieszkała wtedy u mnie już ze dwa miesiące i akurat tego dnia nie spodziewaliśmy się żadnych gości. Na pewno nie o tej porze.
– A nie wiem. Zaraz sprawdzimy… – podniosłem się z kanapy, a ona poszła za mną. Spojrzałem przez wizjer i zobaczyłem dziewczynę w naszym wieku. Atrakcyjną szatynkę w sportowej bluzie.
– Dzień dobry – powiedziała, kiedy otworzyłem drzwi. Była też w kapciach.
– Dobry wieczór – odpowiedziałem.
– No tak, dobry wieczór… – uśmiechnęła się zażenowana. – To już przecież późno… Przepraszam, że zawracam głowę o tej porze, ale mam problem w mieszkaniu. Zgasło światło, chyba korki wywaliło, a ja nawet nie wiem, gdzie są. Dopiero się wprowadziłam, wynajęłam mieszkanie, a na moim piętrze mieszkają sami staruszkowie. Dlatego zeszłam do pana…
– Korki są nad drzwiami. O tutaj – wskazałem to samo miejsce u siebie.
– Rozumiem… Ale ja i tak nie wiem, co z nimi zrobić. Mógłby pan zajrzeć, naprawić? Będę bardzo wdzięczna. Oczywiście, jeśli pani pozwoli.
– Pozwoli pani? – zapytałem rozbawiony Anetę.
– Jasne. Idź.
Załatwiłem problem błyskawicznie i wróciłem do Anety
Zastanawiałem się, co powie, bo przecież jej eks zdradził ją z sąsiadką. Bałem się, że może być jej przykro, że może się trochę nadąsać, robić jakieś pretensje, ale nic takiego się nie stało.
– Zrobiłeś? – zapytała.
– Tak. Trzeba było tylko pstryczek przesunąć do góry…
– Wiem. Sama bym sobie z tym poradziła – uśmiechnęła się.
– Bo jesteś jedyna w swoim rodzaju!
– Nie cukruj. Większość kobiet by sobie z tym dała radę.
– Prawda, ale nie mogłem odmówić…
– A czy ja mówię, że powinieneś był odmówić?
– To nie jesteś zazdrosna?
– Nie jestem. Przecież na pierwszej randce zapewniłeś, że nigdy mnie nie zdradzisz.
– To prawda! I dotrzymam słowa.
– Wierzę ci. Naprawdę ci wierzę – spoważniała. – A zazdrosna może i ciut jestem. Ale tak tylko odrobinę, tak zdrowo.
– Czyli jak ta dziewczyna znów przyjdzie, bo jej się spłuczka urwie albo kran zatka, to mogę jej pomóc?
– Możesz jej dobrego hydraulika wyguglować – zażartowała Aneta i wróciliśmy do oglądania filmu. Oboje szczerze rozbawieni całą tą sytuacją.
Do dziś się zastanawiam się, jak można było w ogóle pomyśleć o tym, żeby zdradzić Anetę. Jestem z nią już rok i nawet przez chwilę nie przeszło mi to przez głowę.
Jedyne, co pochłania moje myśli, to żeby jak najszybciej skończyć robotę i wracać do niej, do domu. Bo Aneta jest moją największą przygodą. Największym prywatnym, ale też zawodowym sukcesem.
Czytaj także:
„Zanim moja przyjaciółka odeszła, złożyłam jej obietnicę. Pozostawiła po sobie pustkę, ale i wielką pasję”
„Moja mama miała obsesję na punkcie swojego wieku. Gdy urodziłam dziecko, ani myślała zaakceptować faktu, że jest babcią”
„Zazdrościłam koleżance szykownych strojów, więc postanowiłam skopiować jej styl. Niestety, nie wyszło mi to na dobre”