„Zanim moja przyjaciółka odeszła, złożyłam jej obietnicę. Pozostawiła po sobie pustkę, ale i wielką pasję”

kobieta czyta smsa fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Biegałam i ćwiczyłam, bo jej to obiecałam i dlatego, że na siłowni czułam się szczęśliwsza niż w domu czy zakładzie. Na siłowni poznałam stałych bywalców, część z nich znała Zuzę z osiedla, pamiętali, że kiedyś przychodziłyśmy razem”.
/ 14.06.2023 10:30
kobieta czyta smsa fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Jako dziecko byłam bardzo grzeczna. Nigdy nie kłamałam, słuchałam starszych, robiłam wszystko, czego ode mnie oczekiwano. Zawsze jednak lubiłam dobrze zjeść i choć nie miałam nadwagi przez dobry metabolizm, zdarzało mi się słuchać, że taki styl życia kiedyś się na mnie odbije.

Prawda była taka, że byłam zupełnie zdrowa. Jakimś cudem nie miałam cukrzycy ani podwyższonego ciśnienia, moje serce i stawy wciąż nieźle działały. Może dlatego, że miałam dopiero dwadzieścia sześć lat, ale nie przejmowałam się nazbyt swoją lichą dietą.

– Zabijasz się – mówiła mama, która na co dzień chwaliła się wszystkim swoją lekką dietą. – Dlaczego nie chcesz czegoś zmienić?!

To pytanie zawsze kończyło się awanturą

Dobrze wiedziała, dlaczego lubiłam jeść niezdrowe rzeczy. Sama mnie tego nauczyła. Ona i babcia, która zawsze wmuszała we mnie dokładki i żądała „czystego talerza”, choćbym dostała porcję jak dla dorosłego mężczyzny, a także podrzucała mi drożdżóweczki i frytki z budki pod blokiem. Byłam szczupła, więc nikt nie myślał o żadnych konsekwencjach.

Kiedy rodzice się rozwodzili, w domu panowało piekło. Cała trójka wrzeszczała na siebie godzinami, potem mama płakała na podołku babci, a tata gdzieś wychodził. Mną nikt się nie zajmował. Musiałam sama radzić sobie ze smutkiem, złością i strachem, co będzie dalej. Te emocje były mniejsze, a czasami nawet zupełnie znikały kiedy… jadłam coś niezdrowego.

W końcu tata się wyprowadził, a babcia się rozchorowała. Nie było już domowych obiadków, ale byłam dorosła i pracowałam, więc mogłam sobie kupować fast foody i słodycze, od których się uzależniłam. Mama poświęcała uwagę tylko chorującej babci, ja żyłam między swoim pokojem, kuchnią, a pracą.

Nie miałam przyjaciół, z trudem nawiązywałam znajomości. Bałam się nowych osób, więc przywykłam do samotności i alienacji. Chłopaka też nie miałam. Przewijali się jacyś w liceum, ale to nigdy nie było nic poważnego. Ot, zwykłe spotykanie się i spacerowanie po parku.

Na swoje szczęście spotkałam Zuzę

Przyszła do nas do pracy i to ja miałam ją wprowadzać w obowiązki. Od razu ją polubiłam. Była niesamowicie otwarta, zabawna i miała coś, o czym od dawna nie pamiętałam. Marzenia.

– Chcę za trzy lata jechać w Himalaje – wyznała mi. – Nie umiem się wspinać, ale na razie pracuję nad kondycją. Codziennie biegam, ale to trochę za mało, bo muszę ćwiczyć mięśnie. Słuchaj, nie chciałabyś się ze mną zapisać na siłownię?

To pytanie było tak absurdalne, że aż z wrażenia usiadłam.

– Siłownia? Ja? – chciałam się roześmiać, ale ona miała tak poważną i wyczekującą minę, że nie mogłam.

– No tak. Znalazłam fajne miejsce u mnie na osiedlu – relacjonowała, kompletnie ignorując mój wytrzeszcz oczu. – Jest zniżka pięćdziesiąt procent na drugi karnet, jeśli zapiszemy się we dwie na rok.

Wiesz, nie bardzo. – Nie wiedziałam, jak jej powiedzieć, że siłownia i ja, to po prostu nie jest możliwe. Prawda była taka, że szczyciłam się swoimi dobrymi wynikami i nienaganną (mimo wszystko) figurą. Byłam więc absolutnym leniem, jeśli chodziło o aktywność fizyczną.

Ale Zuza nie ustępowała

Kiedy skończyłyśmy zmianę, zaciągnęła mnie do tej osiedlowej siłowni, żebym chociaż zobaczyła, jak to wygląda. Niechętnie poczłapałam za nią, głównie dlatego, że naprawdę lubiłam spędzać czas w jej towarzystwie i nie spieszyło mi się do domu. Kiedy odprowadzała mnie na przystanek, jeszcze raz poprosiła, żebym zgodziła się z nią chodzić.

– Muszę pracować nad kondycją, ale mam koszmarnie słabą wolę – wyznała. – Gdybyś chodziła ze mną, byłoby mi łatwiej nie szukać wymówek. Zgódź się, proszę! Oddam ci tę zniżkę na drugi karnet, tylko się zgódź!

Naprawdę zależało mi na tym, żeby Zuza mnie lubiła. Była moją jedyną bliską znajomą i w końcu doszłam do wniosku, że mogę się poświecić, jeśli ma służyć naszej przyjaźni. Kiedy powiedziałam, że mogę z nią chodzić, ćwiczyć, rzuciła mi się na szyję.

Pierwszy raz był tragiczny

Wstydziłam się tego, że nie wiedziałam, jak uruchamiać poszczególne maszyny treningowe, miałam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią. Ale nie byłam sama. Kiedy ja szłam spokojnym tempem na bieżni, tuż obok truchtała Zuza.

Jasne, pociłam się i sapałam, ale… tak jak wszyscy tam. Zauważyłam to dopiero podczas drugiego treningu. Oraz to, że naprawdę nikt nie zwracał na mnie uwagi, każdy był zbyt zajęty utrzymaniem równego tempa i oddechu, by gapić się na innych.

Do tego okazało się też, że nawet najbardziej wysportowane osoby pociły się i sapały z wysiłku tak samo, jak inni. Moja słaba kondycja, o którą nie dbałam, nikogo tu nie raziła, nie dziwiła, nie szokowała.

Za trzecim razem oswoiłam się już na tyle z nowym miejscem, że poszłam z Zuzą porozciągać się na macie i obejrzałam ciężarki oraz piłki, na których można było robić brzuszki.

– Obiecujesz, że choćby nie wiem co, będziesz przychodzić ćwiczyć aż do końca karnetu? – zapytała mnie przyjaciółka, kiedy wyszłyśmy po czwartym treningu.

Byłam przyjemnie zmęczona i w świetnym nastroju, więc bez wahania przytaknęłam.

Wtedy nie zwróciłam uwagi na to pytanie

Ale później, kiedy to wszystko się stało, zaczęłam się zastanawiać, czy Zuza mogła wiedzieć, że kilkanaście godzin po naszej wizycie na siłowni stanie się wypadek i... odejdzie na zawsze?

To był szok dla wszystkich. Kiedy Zuza zginęła, ja akurat nie miałam zmiany, dowiedziałam się o wszystkim, kiedy przyszłam do pracy.

Tamtego dnia nikt nie pracował, w zakładzie przeprowadzano postępowanie wyjaśniające, dlaczego doszło do wypadku, pracownicy mogli wyjść do domów. Ja poszłam do baru, gdzie podawano kebab, hamburgery i frytki. Ale tym razem to nie pomagało…

Śmierć Zuzy mnie zdruzgotała. Była cudowną osobą. Przypominałam sobie co chwila nasze rozmowy, żarty, to, jak zaciągnęła mnie na siłownię. Sprawiła, że zaczęłam ćwiczyć bez przymusu i przekonałam się, że mogę coś zmienić w swoim życiu.

Nie mogłam zapomnieć jeszcze o czymś

O obietnicy, którą złożyłam jej w przeddzień jej śmierci. Dlatego poszłam na piąty trening. A potem na szósty, siódmy i dwudziesty siódmy. Miałam roczny karnet i gdyby Zuza żyła, nie pozwoliłaby mi zrezygnować.

Chodziłam więc na siłownię dla niej, wiele razy wyobrażałam sobie, że biega na bieżni obok mnie, było mi wtedy lżej pokonywać kolejne kilometry. Niemal czułam jej obecność, kiedy robiłam brzuszki na macie i wyobrażałam sobie, jak patrzy z uznaniem, kiedy robię martwy ciąg ze sztangą.

Kompletnie nie myślałam wtedy o tym, czy zmienię coś w sobie. Biegałam i ćwiczyłam, bo jej to obiecałam i dlatego, że na siłowni czułam się szczęśliwsza niż w domu czy zakładzie. Na siłowni poznałam stałych bywalców, część z nich znała Zuzę z osiedla, pamiętali, że kiedyś przychodziłyśmy razem.

Zaczęłam więc mieć jakichś znajomych, rozmawiałam o dietach, pytałam o rady, jak trenować. Kiedy mój karnet się skończył, byłam w świetnej formie i potrafiłam przebiec bez wysiłku siedem kilometrów.

Czułam, że Zuza byłaby ze mnie dumna

Nawet nie zastanawiałam się, czy przedłużyć karnet o kolejny rok – to było oczywiste. Wciąż ćwiczę, mam teraz normalną, wysportowaną sylwetkę, świetną kondycję i wciąż dobre wyniki badań. Nie trenuję już sama – zazwyczaj umawiam się z Weroniką, która przygotowuje się do maratonu, a ostatnio
– z Benkiem, który chyba jest zainteresowany czymś więcej niż wspólne treningi.

Jestem… właściwie szczęśliwa! Czasami tylko mi smutno, że nie mogę pogadać o Benku z Zuzą. Na pewno by go polubiła. Cieszyłaby się, widząc nas razem!

Czytaj także:
,Całe życie zarabiam na swataniu ludzi i świetnie mi szło, ale aplikacje randkowe mnie wygryzły. Co teraz? Mam już inny pomysł"
„Byłem typem mądrali, nie przystojniaka. Dziewczyny często lecą na wygląd, a nie na okularników z nosem w książkach”
,,Mój mąż zdradzał mnie na prawo i lewo. Jednak ja za bardzo kochałam jego pieniądze, aby zdecydować się na rozwód"

Redakcja poleca

REKLAMA