„To ja zajmuję się chorym zięciem, bo moja córka mówi, że nie chce tracić młodości. Wychowałam nieczułą egoistkę”

Muszę zajmować się chorym zięciem, bo moja córka nie chce fot. Adobe Stock, fizkes
„– Twój mąż jest chory, wymaga wsparcia, a ty sobie gdzieś balujesz? Sumienia nie masz? – Przecież muszę odreagować! Jak jesteś taka mądra to sama się nim opiekuj. Mnie to przerasta – odburknęła i wyszła. Do Konrada tego dnia nawet nie zajrzała”.
/ 06.06.2022 06:15
Muszę zajmować się chorym zięciem, bo moja córka nie chce fot. Adobe Stock, fizkes

Kiedy 10 lat temu córka oświadczyła, że wychodzi za mąż, byłam w siódmym niebie. Kochałam zięcia jak syna. Ale zdarzył się wypadek. I nie wiem, co teraz.

Konrad harował od świtu do nocy

Tylko po to, by w ich domu niczego nie brakowało. Córka też oczywiście pracowała, ale nie zarabiała wiele. A na dodatek wydawała całą pensję na przyjemności. Zięciowi to jednak nie przeszkadzało. Nieraz powtarzał, że to mężczyzna ma obowiązek utrzymywać rodzinę, że dla niego szczęście Pati jest najważniejsze.

– Ten twój Konrad to trafił ci się jak główna wygrana w totka. Doceń to, dziewczyno, naprawdę! – szeptałam do ucha córce przy okazji rodzinnych spotkań.

– Wiem i doceniam. Dbam o niego i w ogóle… – odpowiadała niezmiennie.

Mówiła chyba prawdę, bo lata mijały, a mąż ciągle był wpatrzony w nią jak w obrazek. Miałam nadzieję, że ich szczęście będzie trwać wiecznie. Ale 2 miesiące temu doszło do tragedii. Konrad dostał udaru mózgu. W tak młodym wieku! Zawsze mi się wydawało, że to choroba ludzi starszych. A tu proszę! Nie wiem, czy to z powodu stresu związanego z pandemią, bo już wszyscy wtedy wiedzieli, że ich świat się wali, czy z jakiejś innej przyczyny.

W każdym razie niedługo po swoich 38. urodzinach, wprost z domu trafił do szpitala. Bogu dzięki, że karetka w ogóle przyjechała i dostał się na oddział. Gdy go zabierali, podobno był bezwładny jak kukła. Przez dwie doby nie wiadomo było, co z nim będzie. Szczęśliwie przeżył, jego stan znacznie się poprawił, ale nie wyzdrowiał do końca. Gdy po tygodniu wyszedł ze szpitala, pociągał prawą nogą, miał niedowład ręki, kłopoty z mówieniem i pamięcią.

Stało się jasne, że będzie wymagał opieki

Lekarz twierdził, że to prawdopodobnie minie, ale nie potrafił powiedzieć kiedy. Mówił, że jedni wracają do siebie po kilku tygodniach, inni miesiącach, a jeszcze inni znacznie dłużej. Córka była zrozpaczona.

– Boże, i co teraz będzie? Nie poradzę sobie… – chlipała mi w rękaw.

– Poradzisz sobie, poradzisz… Musisz go tylko wspierać, poświęcać mu czas, okazywać miłość. To najlepsze lekarstwo – pocieszałam ją.

– Tak myślisz? – spytała.

– Oczywiście! Zobaczysz, wszystko będzie dobrze – zapewniłam gorąco.

Na początku wszystko było w porządku. Patrycja z poświęceniem opiekowała się mężem. Była na przymusowym urlopie, więc miała czas. Pomagała mu się ubierać, myć, ćwiczyła z nim w domu. Jej starania przynosiły efekty. Zięć był coraz silniejszy. Wiem, bo przyjeżdżałam do nich codziennie, gotowałam. Sama nie czułam się najlepiej, no i bałam się trochę koronawirusa, ale nie pokazywałam tego po sobie. Cieszyłam się, że mogę trochę odciążyć córkę, że wszystko idzie ku dobremu.

2 tygodnie temu Patrycja wróciła do pracy. I ku mojemu przerażeniu, zaczęła zaniedbywać Konrada. Gdy wychodziła rano z domu, nawet śniadania mu nie zostawiała. Na dodatek po pracy nie wracała od razu do domu. Pojawiała się późnym wieczorem. Choć zięć się nie skarżył, widziałam, że jest mu bardzo przykro. Nie reagowałam, nie chciałam się wtrącać, ale gdy kilka dni temu zjawiła się przed 22 i to po alkoholu, nie wytrzymałam.

Zachowywała się jak nieodpowiedzialna nastolatka

– Co ty najlepszego wyprawiasz? Twój mąż jest chory, wymaga wsparcia, a ty sobie gdzieś balujesz? Sumienia nie masz? – naskoczyłam na nią.

– O co ci chodzi? Przecież muszę odreagować, zapomnieć o problemach! – naburmuszyła się.

– Bardzo proszę, zapominaj. Ale od czasu do czasu. A ty odreagowujesz praktycznie codziennie! – nie odpuszczałam.

– Tak? Widać tego potrzebuję. Zresztą jak jesteś taka mądra to sama się nim opiekuj. Mnie to przerasta – odburknęła.

Miałam jeszcze nadzieję, że jak sobie wszystko przemyśli, to zrozumie, że postępuje źle. Nic z tego. Jej zachowanie wcale się nie zmieniło. Od tamtej rozmowy wyręczam córkę w opiece nad mężem. Kocham zięcia jak własnego syna, więc jestem gotowa pomagać mu tak długo, jak będzie to potrzebne. Ale to nie o to chodzi! To Patrycja przysięgała mu, że będzie z nim na dobre i na złe.

Co prawda on czuje się trochę lepiej, ale stał się jakiś taki mrukliwy, zamknięty w sobie. I już nie patrzy na córkę z takim uwielbieniem jak kiedyś… Boję się, że przez jej zachowanie rozpadnie się ich małżeństwo.

Gdzie ona znajdzie takiego dobrego męża? Przyjaciółka radzi mi, żebym przestała przyjeżdżać do zięcia i postawiła Patrycję pod ścianą. Wtedy być może odzyska rozum. A jak nie, to jak Konrad sobie sam da radę? Mój zięć to taki dobry człowiek. Nie mam serca zostawić go na pastwę losu. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA