„Sądziłam, że ciężka pracą zasłużyłam na awans. Przegrałam z długimi nogami kochanki szefa”

Przygnębiona kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Tetiana
„Od wielu lat ciężko harowałam w tej firmie. Miałam znakomite wyniki, brałam nadgodziny, pomagałam innym członkom zespołu. Byłam pewna, że moje wysiłki zostaną wynagrodzone i wreszcie otrzymam upragniony awans. Okazało się jednak, że w tym biurze królują układy, układziki i... romanse”.
/ 17.08.2023 20:45
Przygnębiona kobieta w pracy fot. Adobe Stock, Tetiana

W tej firmie pracowałam od pięciu lat. Przez ten czas ciężko pracowałam, zdobywałam doświadczenie i starałam się być jak najlepszą pracowniczką.

Rozpoczęłam swoją karierę jako asystentka, a z czasem awansowałam na stanowisko specjalisty ds. marketingu. Poświęcałam wiele godzin pracy, aby zdobywać doświadczenie i rozwijać się zawodowo. Początkowo moje zadania polegały głównie na wspieraniu zespołu marketingowego, tworzeniu raportów, analizowaniu danych i koordynowaniu działań związanych z kampaniami reklamowymi.

Pojawiało się wiele projektów, które wymagały ode mnie zaangażowania, dokładności i kreatywności. Starałam się zawsze dawać z siebie wszystko, ponieważ wiedziałam, że jakość mojej pracy ma wpływ na efektywność działu i sukces całej firmy. No i przede wszystkim miało się to już niebawem przysłużyć mojej karierze.

Czułam presję, by być jak najlepsza

Z biegiem lat zdobywałam coraz większe umiejętności, uczestnicząc w szkoleniach branżowych i konferencjach. Poczułam się pewniej w swojej roli i zaczęłam brać udział w bardziej zaawansowanych projektach. Po jakimś czasie stałam się odpowiedzialna za opracowywanie strategii marketingowych, identyfikację grup docelowych i tworzenie kompleksowych planów kampanii. Moja praca stawała się coraz bardziej wymagająca, ale jednocześnie dawała mi satysfakcję.

Moje wysiłki nie były niezauważone. Otrzymywałam pochwały od mojego bezpośredniego przełożonego za moją pracę i zaangażowanie. Czułam się doceniana, co dawało mi motywację do dalszego rozwoju.

Niestety nie wszystko wyglądało aż tak kolorowo. W firmie panowała konkurencyjna atmosfera, a ja czułam presję, aby być jak najlepszą pracowniczką. Rywalizowałam z innymi specjalistami z działu marketingu, starając się wyróżnić i pokazać swoje umiejętności.

Mimo wszystko miałam dobre relacje z kolegami i koleżankami z zespołu, wspieraliśmy się nawzajem i razem tworzyliśmy efektywne rozwiązania. Dzięki temu nie wypaliłam się już na starcie.

Smaczków dodawały firmowe plotki. Na przykład od jakiegoś czasu w biurze krążyła informacja o tym, że Marzenka z działu finansowego przespała się z szefem.

– Kto by pomyślał, że takie coś może się dziać w naszej firmie. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się tego po Marzenie – mówiła Olga, moja koleżanka.

–  No, to fakt – odparłam zaskoczona – zawsze wydawała się być taką profesjonalistką. Ale jak widać, sprawy nie zawsze są takie, jakie się wydają.

– Ogólnie nie rozgłaszaj tego, bo nie jestem pewna, czy to potwierdzona informacja, ale słyszałam od kilku osób.

Oczywiście obiecałam milczeć. Pomyślałam sobie, że w sumie to nie powinno nas tak bardzo obchodzić, co się dzieje między Marzenką a szefem. To ich prywatna sprawa. I tymi myślami podzieliłam się z Olgą.

– Racja, Aneta, tylko zobacz... Niestety, takie sytuacje wpływają na atmosferę w firmie. Wielu ludzi ma wątpliwości co do uczciwości awansów czy oceny pracowniczej. W końcu wszyscy powinni mieć równe szanse na awans, niezależnie od tego, z kim się spotykają po godzinach pracy.

Przytaknęłam Oldze, ale szczerze mówiąc, nie zgadzałam się z nią. Nigdy jeszcze nie spotkałam się z taką sytuacją, by w naszej firmie liczyło się coś innego niż kompetencje i staż pracy. Jak bardzo naiwna byłam...

Byłam nastawiona na sukces

Kiedy dowiedziałam się o ogłoszeniu wewnętrznego konkursu na stanowisko kierownicze, byłam już gotowa na kolejny krok w mojej karierze. Byłam przekonana, że moje doświadczenie, umiejętności i zaangażowanie sprawią, że dostanę upragnioną nową rolę i o wiele wyższe wynagrodzenie.

Przygotowałam się starannie. Przeszukałam dane i liczby, aby przedstawić konkretne wyniki mojej pracy. Tworzyłam prezentację, która miała pokazać moje wizje na przyszłość działu i jak zamierzam przyczynić się do dalszego rozwoju firmy. Słowem: byłam nastawiona na sukces.

Gdy nadszedł dzień prezentacji, czułam lekkie zdenerwowanie, ale też pewność siebie. W sali konferencyjnej spotkałam się z innymi kandydatami i czułam atmosferę rywalizacji w powietrzu. A ja miałam ambicję, żeby pokazać, że jestem najlepszą kandydatką.

Po zakończeniu mojej prezentacji czułam ulgę i dumę. Wiedziałam, że dałam z siebie wszystko, i że nie mogłam zrobić nic więcej. Teraz pozostawało mi już tylko czekać na ogłoszenie wyników.

Czy moje wysiłki zostaną docenione?

Wszyscy kandydaci zastanawiali się, kto zostanie wybrany na to prestiżowe stanowisko. Na korytarzu dało się słyszeć plotki i spekulacje na ten temat. Jednak postanowiłam skupić się na swojej pracy i kontynuować wykonywanie swoich obowiązków z zaangażowaniem.

W końcu nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Szef Kowalski ogłosił wyniki konkursu na nową kierowniczkę. Byłam pełna nadziei i podekscytowana, ale też trochę obawiałam się o wynik.

Gdy usłyszałam nazwisko zwycięskiego kandydata, a raczej kandydatki, poczułam mieszankę złości, zaskoczenia i zażenowania. Marzenka! Cholerna Marzenka! Nie mogłam uwierzyć w to, co się stało. Czułam, że zostałam pominięta, pomimo swoich wysiłków i osiągnięć. Czy to znaczy, że od tej pory do awansu trzeba skakać do łóżka?! Przecież ona nawet nie miała żadnych kompetencji ani wykształcenia potrzebnego na to stanowisko, bo do tej pory zajmowała się czymś zupełnie innym.

Nie mogłam się powstrzymać

Po ogłoszeniu wyników zobaczyłam Marzenkę, otoczoną wianuszkiem gratulujących jej ludzi. Podeszłam do niej ze zwykłej kurtuazji, starając się zachować spokój, ale moje słowa były pełne goryczy.

– Marzena, serdecznie gratuluję awansu. Nie spodziewałam się, że to ty zostaniesz wybrana – starałam się zachować dobrą minę do złej gry, ale nie byłam pewna, jak dobrze mi to wychodziło.

–  Dziękuję, Aneto. To dla mnie ogromne wyróżnienie. To co, teraz jestem twoją szefową?

Na to pytanie prawie zakrztusiłam się łykiem wody, którą akurat piłam.

– Ekhm... Na pewno? Znaczy... No nie wiem, chyba muszę przywyknąć – wymamrotałam niepewnie.

– Pracowałam naprawdę ciężko, aby zdobyć odpowiednie doświadczenie i umiejętności.

"Och, tak" – pomyślałam. "Na pewno pracowałaś bardzo, baaaaardzo ciężko".

Przez kolejne tygodnie zastanawiałam się nad tym, czy nadal chcę pracować w miejscu, gdzie awanse są zdeterminowane przez osobiste relacje i nieprzejrzyste układy. Czułam, że moje wysiłki nie zostaną docenione tak, jak powinny, i zaczynałam tracić wiarę w system.

Wiedziałam, że muszę podjąć decyzję, która odzwierciedli moje wartości. Po długich rozważaniach podjęłam trudną decyzję - złożyłam wypowiedzenie. Było to wyzwanie, ponieważ nie miałam jeszcze żadnej innej oferty pracy. Jednak zdawałam sobie sprawę, że muszę działać zgodnie ze swoją moralnością.

Dla mnie było to więcej niż tylko gra

Niektórzy ludzie z mojego działu próbowali przekonać mnie, że to tylko "gra w biznesie" i że wszędzie takie sytuacje się zdarzają. Jednak dla mnie było to więcej niż tylko gra. Chciałam pracować w miejscu, gdzie wartości takie jak uczciwość, sprawiedliwość i profesjonalizm są priorytetem.

Po odejściu z firmy poświęciłam czas na znalezienie nowych możliwości zawodowych. Przyjęłam bardziej selektywne podejście do poszukiwania pracy, skupiając się na firmach, które cenią etykę i równość szans. Dzięki moim wcześniejszym osiągnięciom i referencjom udało mi się otrzymać kilka interesujących propozycji.

Ostatecznie, znalazłam pracę w firmie, która naprawdę dba o sprawiedliwość i docenia zaangażowanie pracowników. Awans i podwyżkę dostałam już po roku. Czyli jednak się da, ale trzeba próbować.

Czytaj także:
„Z zazdrości zniszczyłam reputację koleżanki. Rozpuszczałam plotki, że nie zasłużyła na awans, bo jest krewną szefa”
„Wszyscy w pracy wiedzieli, że mam problemy z alkoholem. Wszyscy poza mną. To była gierka, by pozbawić mnie awansu”
„Mój mąż i ojciec założyli rodzinny biznes. Obu kocham, ale to najprostsza droga do konfliktu o kasę”

Redakcja poleca

REKLAMA