„Wszyscy w pracy wiedzieli, że mam problemy z alkoholem. Wszyscy poza mną. To była gierka, by pozbawić mnie awansu”

Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, djile
„Byłem oczywistym kandydatem na kierownika działu. Dlatego, gdy usłyszałam, kto otrzymał awans, poczułem się, jakbym dostał w twarz. Korporacyjny wyścig szczurów wyciąga z ludzi resztki człowieczeństwa, ale nie spodziewałem się, że ktoś posunie się do takiego oszustwa”.
/ 08.03.2022 07:05
Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, djile

Zakończenie projektu kampanii reklamowej świętowaliśmy w eleganckiej restauracji. Oczywiście nie co dzień spotykały nas ze strony zwierzchników takie dowody uznania. Tym razem było inaczej, bo udany projekt pozyskał dla agencji ważnego klienta, gotowego oddać w nasze ręce kolejne, znakomicie płatne zlecenia.

– Panie Marku, jest pan wielki. To pana sukces i pański wieczór – prezes uścisnął mi rękę. – Jesteśmy tu dzięki panu.

Rozległy się oklaski, koledzy wiedzieli, czego się po nich spodziewano. Odbierałem gratulacje, klepano mnie po plecach, niektórzy starali się zabiegać o moje względy, ot tak, na wszelki wypadek. Byłem autorem zwycięskiego projektu kampanii reklamowej, pracowałem nad nim z małym zespołem, ale pomysł był mój i wykonanie w większości też. Wszyscy o tym wiedzieli, tym większy był aplauz dla moich dokonań.

Pławiłem się w glorii chwały z czystym sumieniem. Zasługiwałem na to, jak mało kto z obecnych. Upojony sukcesem ledwie zauważyłem, że muzyka umilkła, a prezes wstał, szykując się do wygłoszenia mowy. Zaczął od pochwał pod adresem związanego z projektem zespołu, a potem wymienił dwa nazwiska.

– Pani Alicja i pan Robert dołączą do kadry menedżerskiej naszej agencji. Pokazaliście, na co was stać, pora poszerzyć pole działania. Jestem przekonany, że wybrałem właściwie, gratuluję awansu!
Jakby mi kto w pysk dał.

Ala i Robert pracowali ze mną nad projektem, pomagali, odwalili kawał rzetelnej roboty, ale przecież nie oni wymyślili ideę kampanii! To był mój pomysł, ja byłem ojcem chrzestnym sukcesu, który świętowaliśmy. Dlaczego oni awansowali, a ja nie?

Zaproponował mi współpracę, ale odmówiłem

Koledzy myśleli chyba to co ja, bo wszystkie oczy zwróciły się w moją stronę. Stałem pod obstrzałem spojrzeń, czerwony na twarzy i trochę zszokowany. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że moich współpracowników nagrodzono awansem, a mnie jedynie uściskiem dłoni.

Nagle koło mnie zrobiło się luźno, zniknął gdzieś tłum pochlebców, nikt nie przepychał się, żeby ze mną porozmawiać. Nikt… oprócz Witka.

Nie lubiłem faceta, był śliski i lubił wchodzić w układy, których konfiguracja zmieniała się z miesiąca na miesiąc. Witek trzymał rękę na pulsie wewnętrznego życia agencji reklamowej i z talentem lawirował, zawsze nastawiając żagle w kierunku pomyślnie wiejącego wiatru. Żeby jeszcze był równie zdolny, jak wredny, ale nie. Talentu los mu poskąpił, więc facet musiał radzić sobie inaczej. Cwaniactwem.

– Przykro mi, że cię ominął awans. Może następnym razem – klepnął mnie w łopatkę, wyzwalając pokłady drzemiącej furii.

– Precz z łapami – strząsnąłem jego rękę.

– Nie rzucaj się, bo pożałujesz – syknął. – Nie jesteś taki wielki, jak ci się zdawało.

Odszedł, zanim zdążyłem mu odpowiedzieć. Nie zamierzałem używać słów, miałem ochotę rozkwasić mu tę obłudną buźkę, zetrzeć z niej wyraz wyższości. Może to i lepiej, że tego nie zrobiłem, to nie był najlepszy sposób na odreagowanie niesprawiedliwości, jaka mnie właśnie spotkała.
Największe zaskoczenie było jednak dopiero przede mną.

Kilka dni później otrąbiono z fanfarami awans Witka. Facet został moim nowym bezpośrednim przełożonym, a to nie wróżyło nic dobrego. Nie tylko dlatego, że spięliśmy się wówczas na firmowej imprezie. My dwaj nigdy nie mogliśmy się dogadać, pewnie dlatego, że nie starałem się ukrywać, co o nim myślę.

Nie zdziwiłem się, kiedy mnie po kilku miesiącach zwolnił mnie, a właściwie przedstawił nowe, jak zapewniał korzystniejsze, warunki zatrudnienia.

– Marek, to dla ciebie okazja, nie będziesz na etacie, ale dostaniesz nienormowane godziny pracy. Będziesz, chłopie, wolny, aż ci zazdroszczę – westchnął obłudnie. – No i możesz oczywiście nadal dla nas robić projekty, na zlecenie – dodał łaskawie.

– Dziękuję, nie skorzystam – powiedziałem powoli, gdy trochę ochłonąłem. – Teraz ty się wykaż talentem, ja odchodzę.

Tego się nie spodziewał, wątpię, żeby prezes pozwolił mu całkowicie zrezygnować z usług takiego pracownika jak ja.

– Marek, przemyśl to na spokojnie. Jeśli odejdziesz, wystawię ci taką opinię, że nigdzie nie znajdziesz pracy – zagroził.

– W naszym fachu liczą się umiejętności i ślad, jaki zostawiasz za sobą na wodzie. O mnie po ostatniej kampanii zrobiło się głośno. Nic mi nie zrobisz.

– Tak ci się zdaje. Bierz, co daję i wracaj do roboty – warknął.

Kiedyś bałbym się narazić Witkowi, ale teraz było mi wszystko jedno. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem.

Okazało się, że wszyscy wiedzieli o mojej słabości

Zacząłem pracować na własny rachunek, z daleka śledząc rozwijającą się karierę Witka. Wieści dochodziły z rzadka i nieregularnie, bo dawni koledzy nie byli skłonni do plotkowania o swoim szefie. Bali się go, facet potrafił być wredny.

– Nie lubi mądrzejszych od siebie, rozwiązania problemów trzeba mu tak podrzucać, żeby myślał, że sam na to wpadł, inaczej zacznie mieć oko na człowieka, a wtedy nie ma zmiłuj – opowiadała Alicja. – Ja też jestem na wylocie, Witek zaczął monitorować moje wyjścia do toalety, szuka błędów, czepia się o wszystko. Musiałam mu się czymś narazić.

– Pewnie uznał, że jesteś zbyt zdolna i zagrażasz jego karierze. Wszyscy mu ulegacie, musicie coś z tym zrobić.

– Żartujesz? Facet jest dobrze widziany przez prezesa, który myśli, że Wituś to świetny fachowiec. A to zwykła świnia, popatrz, jak ciebie załatwił. Byłeś kandydatem na stanowisko kierownika, i awansowałbyś, gdyby nie jego gierki. Opowiadał, że pijesz.

– Co?!

– Że jesteś alkoholikiem, nie można ci ufać, bo chociaż wspaniale pracujesz, to nigdy nie wiadomo, kiedy popłyniesz. Wybacz, sama się nabrałam na te kłamstwa. Pamiętasz, jak przychodziłeś do pracy półprzytomny? Miałeś przekrwione oczy i ledwo mówiłeś. Raz nawet zatoczyłeś się w drodze do biurka.

– Pracowałem wtedy całe noce i byłem wykończony! Kończyłem projekt, termin wisiał mi nad głową, a wiesz, że nie miałem z kim podzielić się robotą. Wy szliście do domu, a ja zostawałem i zasuwałem jak głupi. Czasem zapominałem, jak się nazywam. Nie wierzę, że o tym nie wiedziałaś!

– Nie przypuszczałam, że aż tak się poświęcasz, podejrzewałam, że kłamiesz. Wyglądałeś jak zombie – Ala patrzyła na mnie ze współczuciem. – Ten drań natychmiast skorzystał z okazji, plotka o twoim nałogu dotarła do dyrektora, nie zwolnił cię, bo dobrze pracowałeś i byłeś potrzebny.

– Ale bał się mnie awansować – wreszcie zrozumiałem, co zaszło. – Na stanowisko, które się mnie należało, wskoczył Witek.

– Załatwił sobie awans. Podstawił ci nogę, jednocześnie wkradając się w łaski prezesa – Ala splatała i rozplatała nerwowo ręce. – Nie rozumiem, dlaczego on ufa Witkowi, nie zna się na ludziach, czy co?

– Wituchna zręcznie zamydlił mu oczy, ma talent do tego. Potrafi się artystycznie zareklamować, ja tak nie umiem.

– Za to jesteś niezły w robocie. Słyszałam, że nie narzekasz na brak zleceń? – zaśmiała się Ala. – I tak trzymaj, jeszcze los się odwróci, zobaczysz.

Nie liczyłem na to, zająłem się pracą. Z miesiąca na miesiąc wiodło mi się coraz lepiej, jeden zadowolony klient polecał mnie drugiemu. Roboty miałem tyle, że zacząłem przemyśliwać nad dokooptowaniem do firmy wspólnika. I wtedy niespodziewanie odezwał się Witek.

Spodziewałem się tego, doszły mnie słuchy, że dostał do opracowania kolejną wielką kampanię reklamową tej samej firmy, dla której wcześniej robiłem projekt. Po pijanemu, jak był łaskaw rozgłosić.

Teraz mnie potrzebował i to bardzo, poznałem to po sposobie, w jaki się do mnie zwracał. Był niezwykle miły i obiecywał złote góry, a to oznaczało, że wpadł w poważne tarapaty. Natychmiast zadzwoniłem do Roberta, żeby potwierdzić podejrzenia.

– Człowieku, podrzucają mi kolejną koncepcję – pożalił się niechętnie Robert. – A przecież nie są gorsze od twoich.

Nie były. Robert był dobry, żeby nie powiedzieć znakomity, ale jego projekty były utrzymane w zupełnie innym klimacie niż moje. Trudno jest podrobić czyjś styl, można próbować, ale jak widać to nie zadowoliło zleceniodawcy, który oczekiwał kampanii podobnej do projektu mojego autorstwa. A ja nie miałem zamiaru pracować dla Witka, nie po tym co mi zrobił.

Mimo heroicznej postawy Roberta i całego zespołu, niezadowolony klient się wycofał, a agencja straciła intratne zlecenie. Prezes uznał, że to wina Witka i rozstał się bez żalu ze swoim dotychczasowym ulubieńcem.

Zaproponował mi nawet jego stanowisko, ale nie przyjąłem. Kiedyś oddałbym pół królestwa za taki awans, teraz wolałem pracować na własne nazwisko. Tym bardziej że już je sobie wyrobiłem. Słyszałem, że Witek wciąż szuka roboty, wątpię, żeby szybko znalazł.

Ciągnie się za nim dym, zawalił projekt, naraził firmę na dużą stratę, a takich wpadek nasza branża łatwo nie wybacza. Cóż, jak widać nie za bardzo opłaca się plotkować!

Czytaj także:
„Mój mąż i ojciec założyli rodzinny biznes. Obu kocham, ale to najprostsza droga do konfliktu o kasę”
„Przez kilkanaście złotych odebrano mi alimenty. Moje córki zasługują na więcej, niż sam mogę im dać”
„Teściowe gardzili mną, bo byłam rozwódką z dzieckiem. Do tego byłam starsza o 7 lat od ich syna”

 

Redakcja poleca

REKLAMA