„To było jedno z najbardziej skomplikowanych zleceń, jakie wykonałem. Miałem dość, cała ta rodzina była siebie warta”

małżeństwo z problemami fot. Adobe Stock, terovesalainen
„Przerwałem te rozmyślania, bo zauważyłem, że wreszcie ktoś zainteresował się torbą. Gość ewidentnie nie miał doświadczenia w takich sprawach. Młody człowiek w bluzie z naciągniętym na głowę kapturem przeszedł obok ławeczki, potem zawrócił, minął ją jeszcze raz, a potem szybko podszedł i wziął paczkę”.
/ 11.06.2023 07:15
małżeństwo z problemami fot. Adobe Stock, terovesalainen

To nie było specjalnie trudne do obserwacji miejsce. Wprawdzie dość ruchliwe, ale mogłem siedzieć w aucie. Niepozorna torba, zawierająca pokaźną sumę leżała za ławką.

Przypuszczałem, że ten, kto się po nią zjawi, nadejdzie chodnikiem, bo gdyby chciał podjąć łup od strony zarośli, musiałby się przedzierać przez krzewy dzikiej róży, a to zadanie z rodzaju niemożliwych do wykonania bez miotacza ognia.

Dlatego każdego przechodnia uważnie obserwowałem

Zresztą, nie musiał być przecież sam. Zerkałem na zegar w samochodzie. Minęła siedemnasta, a torba wciąż leżała. Jeszcze trochę, a ktoś się nią zainteresuje. Musiałem też liczyć się z tym, że podejmujący pieniądze obserwuje teren, aby się upewnić, że nie ma zasadzki. Mnie w samochodzie nie mógł dostrzec.

Trochę mnie kosztowało przyciemnienie szyb, ale opłacało się w podobnych sytuacjach, bo żeby mnie dostrzec za kółkiem, trzeba było nieźle wysilić wzrok. Czekałem cierpliwie, rozmyślając o moim spotkaniu z klientem.

Mężczyzna położył przede mną grubą kopertę. Spojrzałem na niego pytająco, bo od chwili, kiedy wszedł, poza „dzień dobry” i upewnieniem się, że ja to na pewno ja, nie powiedział zbyt wiele. Tyle, że ma sprawę. A potem otworzył elegancką skórzaną teczkę i wyjął kopertę. Była pokaźnie wypchana.

– W środku są zdjęcia – burknął mężczyzna. – Dzwoniłem do pana dzisiaj rano.

Klient wyznał, że jeśli jego żona zobaczy zdjęcia, oskubie go. Dzwonił, to fakt, ale to niczego mi nie wyjaśniało, bo nic bardziej konkretnego nie powiedział. Wyjąłem fotografie i przejrzałem każdą z nich.

Widniał na nich mój gość w sytuacjach, które łączyło, poza jego wizerunkiem, jeszcze jedno – na każdym był z inną kobietą w sytuacjach dość jednoznacznych – czułe powitanie, obejmowanie się i tak dalej.

– Widzę, że prowadzi pan intensywne życie – powiedziałem z lekkim przekąsem. – Ale może pan powie, o co chodzi?

– Jakiś sukinkot chce mnie oskubać – burknął. – Widzi pan, że to kompromitujące foty.

– Widzę, że przedstawiają sytuacje, z których wynika, iż z tymi paniami łączy pana coś więcej niż zwykła niewinna sympatia. Ale na ile są kompromitujące, to na razie tylko pan wie.

Wszystko zależy od kontekstu

– To znaczy? – uniósł brwi.

– Jeśli jest pan stanu wolnego i spotyka się z kilkoma nawet kobietami, takie zdjęcia nie są niczym szczególnie niebezpiecznym. Chyba że zajmuje się pan czynnie polityką i nie chce, żeby tabloidy zwęszyły skandal. Ale nie kojarzę ani pana twarzy, ani nazwiska, więc na to bym nie stawiał. Oczywiście jeśli podał pan prawdziwe dane.

– Prawdziwe, prawdziwe – zapewnił. – A co z innymi możliwościami?

– W zasadzie, pozostaje tylko jedna – odparłem. Sprawdzał mnie, czy co? Przecież to było oczywiste. – Jeżeli jest pan żonaty, za pomocą takich zdjęć można pana szantażować. I na to bym stawiał.

– Nie jestem żonaty – oznajmił.

Przyznam, że zgłupiałem

Niewiele pozostało możliwości. W zasadzie chyba żadna rozsądna. Ale okazało się, że jednak chodzi o żonę pana Mateusza. Byłą żonę.

– Rozwiedliśmy się, żebym mógł przepisać na nią część majątku – oświecił mnie mężczyzna. – Wie pan, chodzi o różne tam sprawy podatkowe i karnoskarbowe. Dzięki rozwodowi majątek jest bezpieczny.

– Mieszkacie państwo razem?

– Pewnie – zaśmiał się cynicznie. – Przecież ten rozwód to tylko na papierze. Ale, widzi pan, mam niejaką słabość do kobiet.

– Widzę, pewnie, że widzę – rzuciłem okiem na zdjęcia. – Zapłacił pan już coś szantażyście?

Pokiwał głową. Zainwestował pięćdziesiąt tysięcy, żeby pozbyć się szantażysty, ale ten – zwyczajem ludzi parających się podobnym procederem – nie zamierzał odpuszczać.

– Nie mam ochoty płacić gnojkowi. Chociaż pewnie zanim go pan znajdzie, będę musiał jeszcze uiścić przynajmniej jedną należność. Bo to już pojutrze.

Pokazał mi list – kartkę z wydrukiem „25 tysięcy tam, gdzie ostatnio. I bez glin, bo żonka się dowie. A jej w bonusie dołączę jeszcze ciekawy filmik z pokoju hotelowego. Jeśli zobaczę cię w pobliżu, stracisz i forsę, i mająteczek”.

– Zajmie się pan tym? Zależy mi na maksymalnej dyskrecji. Bo jeśli Alina się połapie, oskubie mnie do goła. Zostaną mi tylko środki, które mam na bieżąco. A i to, jeśli komornik mnie nie dopadnie – dodał z goryczą.

Przerwałem te rozmyślania, bo zauważyłem, że wreszcie ktoś zainteresował się torbą. Gość ewidentnie nie miał doświadczenia w takich sprawach. Wysiadł z samochodu, który zaparkował chwilę wcześniej po drugiej stronie ulicy.

Młody człowiek w bluzie z naciągniętym na głowę kapturem przeszedł obok ławeczki, potem zawrócił, minął ją jeszcze raz, a potem szybko podszedł i wziął paczkę. Wyskoczyłem z samochodu. Nie zamierzałem pozwolić mu odjechać.

Ale on zorientował się, że coś jest nie tak

Widząc, że odciąłem mu drogę do wozu, ruszył przez klomb jak sprinter na olimpiadzie. Popędziłem za nim. Miał parę w nogach, to musiałem przyznać. W pewnej chwili kaptur zsunął się i zobaczyłem krótko ostrzyżone, ciemne włosy. Gość odwrócił głowę, żeby zobaczyć, czy go nie doganiam i...

Zaprzestałem pościgu. Musiałbym go jeszcze długo gonić, a nie widziałem sensu. Bo poznałem tę twarz. Byłem zaskoczony tym widokiem, a nawet odrobinę wstrząśnięty.

Sprawa wreszcie zaczęła się układać w logiczną całość. Pokiwałem w duchu głową i wróciłem do samochodu. Pomyślałem, że klient będzie w szoku, kiedy powiem mu, co ustaliłem.

Widziałem samego szantażystę, czy tylko jego wysłannika? Aż do dzisiaj, do tej chwili, czułem, że sprawa jest dziwna i umyka mi coś ważnego. Teraz wprawdzie szantażysta, czy może wysłannik szantażysty, wprawdzie mi uciekł, ale wiedziałem to, co powinienem.

A jeszcze niedawno działałem tylko na ślepo

– Ponieważ mamy jeszcze dwa dni do przekazania pieniędzy, pozwoli pan, że wezmę na razie pod obserwację pańską żonę – powiedziałem do klienta.

Popatrzył na mnie jak na wariata i skrzywił się.

– To na pewno nie ona – orzekł autorytatywnym tonem. – Niemożliwe.

– Dlaczego?

– Gdyby mnie śledziła, zauważyłbym – odparł. – Myśli pan, że jestem idiotą? Jadąc na spotkania, upewniałem się, że Alina albo jest w domu, albo korzystałem z tego, że gdzieś jechała. Ona prowadzi przecież część naszych interesów.

Nie wiedziałem, czy klient jest idiotą, ale erotomanem nazwałbym go na pewno. Zdjęcia miał z trzema różnymi paniami, jednak z jego słów wywnioskowałem, że pozwalał sobie na znacznie więcej. Nie miałem pojęcia, od kiedy tak intensywnie zdradzał żonę i nie było to istotne.

Przypuszczałem, że wiernością nigdy nie grzeszył, a po czterdziestce dopadł go kryzys wieku średniego i zaczął rozładowywać napięcie, potwierdzając się w romansach.

– Z liścików dołączanych do zdjęć wnioskuję, że ten, kto pana prześladuje, jest nieźle zorientowany w sprawach rodzinnych – tłumaczyłem.

– Ale przecież to nie Alina! – zaprotestował znowu pan Mateusz. – Gdyby ona mnie nakryła na zdradzie, nie robiłaby zdjęć, tylko od razu piekło. Znam ją, nie jest skłonna do takich numerów.

– Jednak chciałbym poprowadzić rzecz po swojemu – mówiłem. – Proszę mi wierzyć, różne rzeczy już widziałem. Również męża, który szantażował własną żonę, żeby się zemścić za niewierność. Tam chodziło wprawdzie o bardziej trwały związek pozamałżeński niż w pana przypadku, ale zasada jest ta sama.

– Jak pan chce. – Machnął ręką. – W końcu płacę panu za każdy dzień pracy. Ale mówię od razu, że to bez sensu.

– Mam nadzieję, że się pan nie myli – odparłem. – Bo to by było dla pana najgorsze rozwiązanie.

„Chociaż należałoby ci się po nosie, kobieciarzu – pomyślałem na własny użytek. – Nie dość, że przyprawiasz rogi żonie, to nie masz najwyraźniej nawet śladu wyrzutów sumienia. Boisz się tylko, że zostaniesz zdemaskowany i stracisz forsę”.

Nie zawsze w tym zawodzie robię to, co mi się podoba

Ale klienci wymagają od prywatnego detektywa dyskrecji. Gdyby facet poszedł na policję, nie mógłby liczyć na to, że funkcjonariusze będą ustalać fakty w białych rękawiczkach. Same procedury pracy policji nie bardzo pozwalają na ukrywanie spraw obyczajowych za wszelką cenę, najważniejsze jest schwytanie sprawcy, skoro już zgłoszono przestępstwo.

Po zaniechaniu pościgu wróciłem do samochodu i odjechałem. Ale niedaleko, zaledwie o kilkadziesiąt metrów. Zaparkowałem w podwórzu, ryzykując, że niezadowoleni mieszkańcy wezwą straż miejską i dostanę mandat. I tak zapłaci go przecież klient.

A sam poszedłem z powrotem w pobliże ławki i samochodu uciekiniera. Usiadłem pod parasolem w kawiarence, skąd miałem dobry widok na porzucony wóz.

Liczyłem na to, że sprawca będzie na tyle nieostrożny, żeby za jakiś czas wrócić po auto. Nie mogło tam stać zbyt długo, bo znak określał maksymalny postój na pół godziny, a nieposłusznym groził odholowaniem. A to już kosztowna sprawa. Chociaż... Przecież sprawca miał całkiem sporo gotówki i z poprzednich połowów, i dzisiejszego.

Klient nie chciał się zgodzić, żeby zamiast pieniędzy włożyć do torby pocięty papier. Obawiał się, że jeśli nie zdołam schwytać szantażysty, ten wścieknie się i powiadomi jego żonę bez dalszej zwłoki.

Ucieszył się poprzedniego dnia jak dziecko, kiedy telefonicznie powiadomiłem go, że przyłapałem jego żonę z młodym człowiekiem. Spotkali się w parku. Na powitanie nastąpił całus w policzek, a potem usiedli na ławce.

Wyglądało na to, że dobrze się znają

Kobieta kilka razy objęła poufale chłopaka, kładła mu rękę na ramieniu. A potem poszli do pobliskiego lokaliku. Oczywiście ruszyłem za nimi, robiąc zdjęcia. W kawiarni usiedli przy dwuosobowym stoliku i rozmawiali. Tu już nie było wielu czułych gestów, tylko kobieta od czasu do czasu dotykała dłoni młodzieńca.

Uznałem, że trafiłem na piętrową sprawę. Wprawdzie klient nie był święty, ale wyglądało też na no, że jego małżonka niekoniecznie prezentowała typ niezłomnej Penelopy, czekającej na Odyseusza. Wręcz przeciwnie, miała swoje mroczne tajemnice.

Dlatego pan Mateusz aż zacierał ręce, kiedy dotarł do mojego biura późnym popołudniem.

– No to się Alinka zdziwi – mówił podekscytowany. – Jeśli złapie pan szantażystę, będę miał na nią świetnego haka!

Patrzyłem na niego z niedowierzaniem

Ewidentnie nie przeszkadzało mu, że żona pozwala sobie na kontakty intymne z młodym chłopakiem. Przede wszystkim myślał o sobie i możliwościach kolejnych podbojów, teraz już bez strachu, może nawet bez ukrywania się. Czy ludzie, którzy posiadają zbyt wiele pieniędzy muszą mieć również od razu moralność kocurów? Chyba to nie jest warunek powodzenia w interesach, ale niezwykle często się zdarza.

Chce pan zobaczyć zdjęcia? – zapytałem.

– Przecież po to przyszedłem.

Odwróciłem ekran komputera tak, żeby go widział.

– Proszę. Oto młody człowiek, z którym spotkała się wczoraj.

Obserwowałem twarz klienta, mając nadzieję, że widok żony w towarzystwie przystojnego młodzieńca spowoduje u niego jakiś dyskomfort. I nie pomyliłem się – na twarz pana Mateusza pojawił się grymas niesmaku. Czyli jednak coś czuł.

Tak, czuł, ale nie to, co myślałem.

– Niechże pan da spokój z tą rewelacją – prychnął. – Też mi wielkie odkrycie. Przecież to Eryk.

Potrząsnąłem głową, spojrzałem z niedowierzaniem na zdjęcie i na mężczyznę, który mocno westchnął zawiedziony.

– Nie rozumiem. Pan wie, że żona spotyka się z tym chłopcem?

– Pewnie, że wiem. To Eryk, jej syn z pierwszego małżeństwa. Ma dwadzieścia trzy lata. Nie bardzo się lubimy, więc do nas przychodził zawsze bardzo rzadko, a przez ostatnie lata wcale.

– Czyli to pański pasierb?

Znów się skrzywił z niechęcią.

– Pasierb? Niby tak, chociaż to by znaczyło, że łączy nas jakaś więź, a to nieprawda. Dla mnie to gorzej niż obcy. I on czuje to samo. Dlatego spotykają się czasem na mieście.

Ja też westchnąłem, ale tylko w duchu

To mi się trafił typek. Nie dość, że nie umie utrzymać tego i owego w spodniach, to jeszcze wylazł z niego domowy tyran. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że zakazywał żonie spotkań z synem pod swoim dachem? Powinna stanowczo kopnąć go w cztery litery.

– Skoro tak – powiedziałem – pozostaje nam jutrzejsza akcja.

Właściciel wozu był zaskoczony, kiedy wrócił po maszynę. Minęła prawie godzina, ryzykował więc, że w każdej chwili pojawi się patrol, kontrolujący, ile czasu samochody zajmują postój. Chyba że liczył na szczęście, albo wiedział, że znak ustawiono tylko na postrach.

W każdym razie był bardzo zaskoczony, kiedy podszedłem do niego, zanim zdążył wsiąść, i zatrzasnąłem mu drzwi przed nosem.

– Chyba musimy pogadać, panie Eryku – powiedziałem spokojnie.

– Kim pan jest? – podniósł głos zaskoczony. – Kto pana nasłał? Może ta świnia Mateusz?

– Jestem prywatnym detektywem. – Pokazałem mu legitymację z licencją. – I działam rzeczywiście na zlecenie pana Mateusza.

– To niech pan mu przekaże, że koniec zabawy – warknął chłopak. – Będzie miał wielki problem z matką!

– Która, jak przypuszczam, wie doskonale o wyskokach męża – nadal mówiłem spokojnie. – Chciałbym to wyjaśnić.

– A co tu jest do wyjaśniania? – spróbował znowu utworzyć drzwi, ale mu nie pozwoliłem. – Odsuń się, człowieku, bo zawołam policję!

– Proszę bardzo. – Ustąpiłem mu miejsca. – Ale proszę pamiętać, że szantaż jest przestępstwem zagrożonym karą pozbawienia wolności do lat trzech. Zdrada natomiast nie narusza porządku prawnego. Może trzeba by to jakoś załatwić, co?

Eryk zatrzymał się w pół ruchu, nie wsiadł do auta

– Jeśli działał pan w porozumieniu z matką, a sądzę, że tak, oboje będziecie mieli kłopoty, jeśli pan Mateusz zgłosi się do prokuratury. A ja chciałbym tego uniknąć. Żeby wszystko było jasne, pański ojczym jest wprawdzie moim klientem i muszę działać w jego interesie, ale to wcale nie oznacza, że oceniam go pozytywnie.

Młody człowiek nieco ochłonął.

– Co pan proponuje?

Uświadomiłem tej pokręconej rodzince, że muszą się dogadać. Kwadrans później siedzieliśmy we trzech przy stoliku w tej samej kawiarni, z której obserwowałem samochód. Chłopak odstawił go na niedaleki parking, ja zrobiłem to samo ze swoim. Zadzwoniłem tylko do klienta i pokrótce przedstawiłem sprawę.

Przyjechał nadspodziewanie szybko

Przypuszczałem, że czaił się gdzieś w pobliżu, czekając na wiadomość.

– To właśnie ja go przyłapałem na zdradzaniu mamy – mówił Eryk. Nie patrzył na ojczyma, wyrażał się tak, jakby go z nami nie było. – Zupełnym przypadkiem.

– Proszę mówić prawdę – napomniałem go. – Nie wierzę w przypadki.

– No dobrze – poddał się. – Mama już od jakiegoś czasu podejrzewała, że on ją stuka po rogach. Ale był ostrożny jak cholera, nie dawał się jej namierzyć. Poza tym, miała mało czasu na śledzenie. A ja akurat byłem wolny...

– Jak się tylko wałkoni, to się ma mnóstwo czasu – odezwał się klient. Również nie patrzył w stronę pasierba. Naprawdę się nie lubili.

– Proszę nie przerywać – teraz jego musiałem okiełznać. – Inaczej będziemy tu siedzieć do jutra.

– Kiedy już się zorientowałem, że podrywa wszystko, co się rusza, nosi spódniczkę i na drzewo nie ucieka, poszło łatwiej. Wystarczyło po prostu od czasu do czasu za nim pojechać i porobić fotki.

– W którym momencie postanowiliście go szantażować? – spytałem.

– Najpierw mama chciała po prostu zabrać, co na nią zapisał, i zostawić go w diabły. Ale namówiłem ją na ten szantaż. Tak, to był mój pomysł, żeby przedtem jeszcze go upokorzyć i zdrowo oskubać. Najlepiej, gdyby został goły i wesoły.

– Co za gnojek! – nie wytrzymał klient. – Od razu widać, że to nie moja krew!

Wolałbym mieć ocet w żyłach, niż twoją krew! – odszczeknął się Eryk, tym razem wprost do ojczyma.

Uniosłem ręce, żeby ich uspokoić. Awantura do niczego nie prowadziła.

– Posłuchajcie uważnie, panowie – powiedziałem. – Możecie się tu żreć, ile chcecie, ale to już beze mnie. Zresztą, ja swoje zrobiłem, zlecenie zostało wykonane, ale muszę szczerze powiedzieć, że szkoda mi i pana, Eryku, i pańskiej matki.

– A ja co? – syknął klient. – To mnie skubali!

– Pana mi akurat nie szkoda – odpowiedziałem szczerze. – I miałbym pańskie problemy finansowe w głębokim poważaniu, ale z tego, co już wiem o panu, jeśli żona zechce odejść, nie zawaha się pan uruchomić drogi prawnej.

– Nie zawaham – potwierdził bez śladu zażenowania. – Ja stracę fortunę, ale oni pójdą siedzieć.

– Czyli musicie się jakoś dogadać – zwróciłem się do Eryka. – Niech pan porozmawia z mamą. Jej związek z panem Mateuszem to już zupełna fikcja, ale niestety łączą ich sprawy finansowe i interesy. Jak przypuszczam, mój klient pójdzie na ustępstwa.

– Możemy się dogadać – potwierdził mężczyzna. – Ale wszystkie dowody w sprawie zostawię sobie, przynajmniej na jakiś czas.

Nie sądziłem, że zachowa się inaczej. Ale i tak byłem zadowolony, że cała sprawa zakończy się bez interwencji organów ścigania. Szkoda by było i jego nieszczęsnej żony, i znienawidzonego pasierba.

Czytaj także:
„Wyjazd do rodziców całkowicie zmienił nasze życie. Na miejsce co prawda nie dotarliśmy, ale za to znaleźliśmy skarb”
„Miałam mamę za złotą kobietę do czasu, gdy wyszedł jej brudny sekret. Jak ona mogła mi to zrobić? Tyle straconych lat”
„Szwagier zniechęcił do siebie wszystkich: żonę, dzieci i nas. Przez arogancję i egoizm został na starość zupełnie sam”

Redakcja poleca

REKLAMA