„Teściowie zerwali z nami kontakt, bo mąż odszedł z Kościoła. Według nich to ja sprowadziłam go na złą drogę”

kobieta, która ma złe relacje z teściami fot. iStock by Getty Images, martin-dm
„W trakcie rodzinnych spotkań i uroczystości, tematy religijne były poruszane w sposób, który wykluczał mnie z rozmowy. Często odczuwałam niechęć i ocenę w ich spojrzeniach i słowach. Moje przekonania i wartości były ignorowane lub bagatelizowane”.
/ 23.07.2023 08:30
kobieta, która ma złe relacje z teściami fot. iStock by Getty Images, martin-dm

Zawsze sądziłam, że czasy podziałów religijnych mamy już dawno za sobą. Niestety, bardzo się myliłam! Już przed ślubem rodzina męża krzywo na mnie patrzyła, ale po wejściu do niej i przyjęciu nazwiska, stałam się prawdziwą persona non grata. Teściowie cały czas robili mi aluzje i przykrości. A wszystko dlatego, że wychowałam się w innym obrządku, niż oni.

Od początku czułam ich chłód i dystans

Jestem praktykującą protestantką i wychowywałam się w lokalnym zborze. Na etapie szkolnym mało kto był takiego, wyznania, jak ja, więc zawsze czułam się nieco osamotniona. Do momentu, gdy poznałam Marcela. Ten uroczy osiemnastolatek był nie tylko czarujący, ale też w ogóle nie zwracał uwagi na moją religię. Sam uznawał się raczej za umiarkowanego agnostyka i było mu obojętne, jakiego wyznania jestem.

Zupełnie inaczej do sprawy podchodzili jednak jego rodzice, gorliwi katolicy. Od początku dostrzegałam ten chłód i dystans, który dało się odczuć podczas każdego rodzinnego obiadu czy kolacji. Już na wczesnym etapie naszego związku zauważyłam, że moje odmienne wyznanie stanowiło problem dla rodziny Marcela. Ich tradycyjne podejście do katolickiej wiary nie pozwalało im zaakceptować mnie w pełni. Niektóre z ich reakcji były subtelne, ale inne wyraźnie sugerowały, że nie jestem częścią ich rodziny.

– Niby wszyscy chrześcijanie, a jednak coś tam się różnimy – zagadał tato Marcela, Krzysztof.

Nawet bardzo – burknęła jego żona, Emilia.

Nieśmiało odpowiedziałam im, że w gruncie rzeczy wierzymy w to samo, tylko praktykujemy trochę inaczej. I że warto szukać pomostów, tego, co nas łączy, a nie dzieli:

– Czy właśnie nie tego nauczał nasz pan i zbawca?

Rodzice Marcela tylko coś wymamrotali w odpowiedzi, ale potem zawsze uciekali od tematu i schodzili na neutralne wątki. Podejrzewałam, że jest to między nami kość niezgody.

Już po ślubie, który odbył się zgodnie ze zwyczajem charakterystycznym dla małżeństw dwuwyznaniowych, zamieszkaliśmy razem z Marcelem blisko swoich rodzin. Niestety, mimo że z moimi rodzicami i rodzeństwem miałam świetny kontakt, to już z rodziną mojego męża nie było tak kolorowo. Szczególnie wrogo byli do mnie nastawieni teściowie.

Często czułam się wykluczona i niewygodnie w ich towarzystwie. W trakcie rodzinnych spotkań i uroczystości, tematy religijne były poruszane w sposób, który wykluczał mnie z rozmowy. Często odczuwałam niechęć i ocenę w ich spojrzeniach i słowach. Moje przekonania i wartości były ignorowane lub bagatelizowane.

– No i wiecie – mówiła teściowa – Ksiądz też wspominał na mszy o spotkaniu rodzin. Takie rekolekcje dla małżeństw i dzieci.

– To może wy byście poszli, Martusiu – zagadnął teść do mojej szwagierki, siostry Marcela – Będzie bardzo przyjemnie.

Byli w szoku, kiedy im to oznajmił

Potem przez kolejną godzinę rozmawiali na tematy kościelne, a my z moim mężem czuliśmy się kompletnie zbędni. Wielokrotnie zmienialiśmy temat, ale oni powracali do porzuconego wątku jak nakręceni. Tak jakby specjalnie chcieli nam zrobić na złość i podkreślić, że nie jesteśmy tą "prawdziwą" rodziną.

Nawet Marcel, mój mąż, nie potrafił stanąć po mojej stronie w tej sytuacji. Choć próbował porozumieć się z rodzicami, to ich uprzedzenia były zbyt głęboko zakorzenione. Czułam się zdradzona i samotna, bo nie miałam żadnego wsparcia ze strony swojego męża, a moje starania związane z naprawieniem relacji, okazały się mało skuteczne.

Wszystko zmieniło się w momencie, gdy Marcel podjął decyzję o oficjalnym wypisaniu się z kościoła. Nosił się z tym zamiarem już od dłuższego czasu, ale w końcu postawił wszystko na jedną kartę. Poinformował o tym swoich rodziców przy mnie.

– Naprawdę? – zapytał go ojciec z pogardliwym tonem. – Po tylu latach, gdy wychowaliśmy cię w wierze? I teraz robisz nam coś takiego?

– Tato, to była wasza decyzja. A teraz ja podejmuję swoją.

– Jesteśmy bardzo zawiedzeni takim postępowaniem, Marcelku. Ale chyba decyzja nie była tak do końca twoja – mówiąc to, teściowa zerknęła wrogo na mnie.

– Była – odparł mój mąż. – I proszę, żebyście ją uszanowali.

Po tej sytuacji na jakiś czas straciliśmy kontakt z rodzicami Marcela. Nikt do siebie nie dzwonił, nie zapraszał się wzajemnie na obiady. Cisza. Zrozumiałam, że dopiero gdy mój mąż wziął sprawy w swoje ręce, coś się zmieniło.

Zrozumieli, że tak dłużej być nie może

Po jakimś czasie teściowie nieśmiało odezwali się do nas i jakby nigdy nic, zaprosili na grilla. Chyba zrozumieli, że tak dłużej wojować nie można, bo stracą przychylność nie tylko swojej synowej, ale także utracą kontakt ze swoim rodzonym synem.

O dziwo, mimo moich obaw, spotkanie okazało się całkiem w porządku. Daleko było co prawda do pozytywnych uczuć czy wspólnego żartowania, ale przynajmniej nie poruszało się kontrowersyjnych tematów. Rodzice męża tym razem powstrzymali się też przed wykluczającymi rozmowami i jawną niechęcią wobec mnie. Bo gdyby zaczęli grać na swoją dotychczasową modłę, zaczęliby wykluczać zapewne także swojego syna, który również przestał angażować się w religię. A tego raczej nie chcieli.

Wydawało się, że rodzice Marcela zaczęli rozumieć, że konfrontacja i odrzucanie nie będą przynosić pożądanych rezultatów. Zdali sobie sprawę, że relacje rodzinne będą cierpiały, jeśli nie będą szanować naszych wyborów.

Droga do poprawy relacji jest jeszcze długa, ale miałam nadzieję na korzystny obrót spraw. Nie podejrzewam co prawda, że nagle będziemy wzajemnie uczestniczyć w swoich praktykach religijnych i rozmawiać o nich jakby nigdy nic przy jednym stole. Do tego jeszcze bardzo daleko i nawet nie wiem, czy kiedykolwiek będzie to w ogóle możliwe.

Szczerze w to wątpię, zwłaszcza że Marcel całkiem stracił wiarę. Mnie zależy jedynie na tym, by tarcia światopoglądowe nie pojawiły się między nami jako małżonkami. Robimy wszystko, by tak się nie stało, chociaż wcale nie jest łatwo. W końcu mówi się, że religia i polityka to tematy, które mogą bardziej dzielić, niż łączyć. Ale ja jestem zdania, że ciężka praca popłaca i żadna relacja nie jest łatwa. Trzeba każdego dnia starać się odnajdywać nić porozumienia i iść na kompromis. Na tym polega małżeństwo, prawda?

Czas pokaże, jak te relacje się rozwiną, ale jestem gotowa na dalszą pracę nad budowaniem zrozumienia i akceptacji. Jestem osobą wierzącą i dlatego wierzę, że miłość i determinacja pozwolą nam przezwyciężyć różnice i stworzyć zdrowszą więź z rodziną Marcela.

Czytaj także:
„Teściowa od zawsze się mnie czepiała. W końcu mogłam utrzeć starej jędzy nosa. Mam ją w garści, znam jej brudny sekret”
„Teściowie na każdym kroku udowadniają mi, że nie zasługuje na ich syna. Gdy uknuli intrygę, miarka się przebrała”
„Teściowa traktowała mnie jak przybłędę, która przypałętała się do jej synalka. Była wściekła, że odebrałam jej jedynaka”

Redakcja poleca

REKLAMA