„Teściowa traktowała mnie jak przybłędę, która przypałętała się do jej synalka. Była wściekła, że odebrałam jej jedynaka”

Kobieta, która nienawidzi teściowej fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Toto? Ładniutka? Nieodpowiednia dla jej Adiego? Jakbym była niezdrowym jedzeniem. Spotykaliśmy się z Adrianem od pół roku, zdążyliśmy się zorientować, czy sobie odpowiadamy, czy nie. Nie rozstalibyśmy się bez naprawdę poważnego powodu, i na pewno nie było nim widzimisię jego matki, która w 5 minut mnie oceniła i wydała werdykt na nie”.
/ 08.10.2022 17:15
Kobieta, która nienawidzi teściowej fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Męża poznałam w pracy. Przyszedł do naszego biura księgowego, bo potrzebował pomocy w prowadzeniu firmy. Był wyjątkowo uprzejmy i pięknie się uśmiechał, a ja zauważyłam, że te uśmiechy wyjątkowo często kieruje w moją stronę. W końcu zdobył się na odwagę i zaprosił mnie na randkę. Jedną, drugą, piątą… Zaczęliśmy się spotykać, traktować coraz poważniej, kolejnym krokiem było zapoznanie się z rodzinami. Adrian wybrał imieniny swojej mamy, by mnie przedstawić.

– Zbierze się kilka ciotek i koleżanek, a my wpadniemy na chwilę, na pogawędkę, z kwiatami i czerwonym winem bezalkoholowym, bo mama innego nie pija.

Nabyłam najdroższe, jakie znalazłam. Na wkupne. Zmarnowana kasa, wystarczyłby sok… Pan domu był dość sztywny i formalny, ale Adrian mnie uprzedził, że jego ojciec taki jest, póki kogoś dobrze nie pozna. Nie przeszkadzało mi to – też nie rzucałam się na dzień dobry obcym ludziom na szyję. Natomiast jego mama uśmiechała się ciepło, serdecznie i wydawała się pozytywnie do mnie nastawiona. Widziałam, że Adrian jest zadowolony.

– Pierwsze koty za płoty – szepnął mi.

Ponieważ snuliśmy już wspólne plany na przyszłość, nieco obawiał się, jak jego rodzice mnie przyjmą. Odprężył się, widząc, że znaleźliśmy wspólny język. Ja też odetchnęłam. Zależało mi na tym, by zostać zaakceptowaną przez jego najbliższych. Nie byłam już naiwną nastolatką i wiedziałam, że nie muszą mnie kochać niczym odnalezionej po latach córki, ale liczyłam choćby na to, że się nawzajem polubimy. Na co się zanosiło.

Po ślubie nic się nie zmieniło

Dlatego zmroziło mnie, gdy siedząc w toalecie, usłyszałam słowa matki Adriana kierowane do kogoś… Nieważne zresztą do kogo. Chodziło o ich ton i treść.

– Daj spokój… No owszem, panieneczka ładniutka, ale nie nadaje się toto dla mojego Adiego. Założę się, że szybko ze sobą zerwą, a my znajdziemy mu kogoś odpowiedniejszego.

Toto? Ładniutka? Nieodpowiednia dla jej Adiego? Jakbym była niezdrowym jedzeniem. Spotykaliśmy się z Adrianem od pół roku, zdążyliśmy się zorientować, czy sobie odpowiadamy, czy nie. Nie rozstalibyśmy się bez naprawdę poważnego powodu, i na pewno nie było nim widzimisię jego matki, która w pięć minut mnie oceniła i wydała werdykt na nie.

Byłam zła, ale nie odezwałam się słowem. Szkoda, bo powinnam. Pomyślałam jednak, że to tylko pierwsze wrażenie. Pozna mnie lepiej, to zmieni zdanie, gdy się przekona, że jesteśmy z Adrianem szczęśliwi. Bo byliśmy szczęśliwi i miałam nadzieję, że tak zostanie.

Wbrew jej przepowiedni, nie zerwaliśmy ze sobą. Po trzech latach od pierwszej randki wzięliśmy ślub. To była piękna i wzruszająca uroczystość. Moi rodzice z trudem panowali nad emocjami, bo uwielbiali Adriana i cieszyli się, że wreszcie będą mieć syna. Moje dwie siostry też go pokochały i nazywały „braciszkiem”. Teściowie zaś powściągliwie stali z boku i na wszystko patrzyli jakby z niedowierzaniem. Serio? To naprawdę się stało? Nasz synek i… ona?
Po ślubie niewiele się zmieniło. Ja starałam się udowodnić, że jestem najlepszą żoną, jaką Adrian mógł znaleźć, a oni uparcie mnie ignorowali.

Ja byłam miła, uprzejma i cierpliwa, a oni siedzieli z ustami ściągniętymi w ciup, jakby się bali, że chcę ich otruć. Kiedy zostałam matką ich wnuczek, też nie awansowałam na dobrą synową – na co nieśmiało liczyłam – choć „córeczki Adiego” rozpieszczali do bólu.

Teraz zapraszali do siebie „Adiego z dziewczynkami”. O mnie ani słowa. Jakby ich Adrianek został rodzicem przez pączkowanie. Sytuacje bywały absurdalne. Jak wtedy, gdy karmiłam jeszcze młodszą córkę piersią, co teściowej uparcie umykało. Dzwoniąc, informowała mnie bezosobowo:

– Niech Adi weźmie dziewczynki i przyjedzie w sobotę.

Byłam obolała, poirytowana, więc nie wytrzymałam:

– Sam „niech Adi”? A ja mam pierś sobie odczepić i dołączyć do małej, czy jak to sobie mama wyobraża?

– Och… – teściowa wyraźnie się zmieszała, nie wiem, czy swoją, czy moją bezczelnością. – No tak… skoro malutka jest jeszcze karmiona piersią, to nie ma wyjścia…

Poczułam się fatalnie. Zostałam potraktowana jak chodzący cycek, dołączony do córki Adiego. Nawet nie do mojej. I wcale mi się nie paliło, żeby ich odwiedzać, zwłaszcza w roli mamki ich wnuczek, nie matki. Ale znowu zacisnęłam zęby, żałując, że mój mąż nie widzi w postawie swoich rodziców niczego nagannego.

– Zuzeczko… – zaćwierkała teściowa do starszej wnusi.

Wpadli do nas z niezapowiedzianą wizytą, w trakcie której robiłam albo za służącą, albo za element wystroju mieszkania.

– Babcia ma urodziny w niedzielę. Przyjdziesz do nas z siostrą i tatą na obiadek i pyszny deserek?

Zuzia rozpromieniła się jak słońce. Uwielbiała chodzić do babci.

Wiecie co? Pora wygarnąć wam prawdę

A we mnie coś pękło. Nie wiem, czemu właśnie wtedy. Hamowałam się tyle lat. Starałam się być dobrą synową. Sporadycznie pozwalałam sobie na ironię, ale nigdy nie powiedziałam im otwarcie złego ani krytycznego słowa.

Adrianowi też się nie żaliłam i nie wypominałam mu, że jest taki ślepy i niewrażliwy na niuanse, taki egoistyczny i wygodnicki jak typowy facet. Nie chciałam stawiać go pod ścianą, zmuszać do trudnych wyborów. Trochę też się bałam, że wybierze matkę albo uzna, że demonizuję.

Mężczyźni, nawet ci mądrzy, są czasami strasznie beznadziejni. Jedynacy na dokładkę są od dziecka skoncentrowani na sobie i nie dostrzegają dyskomfortu innych ludzi, zwłaszcza że z bardzo bliska gorzej widać. Zaciskałam więc zęby i pilnowałam, by dzieci pamiętały o dniu babci i dziadka.

Skrupulatnie przygotowywałam niespodzianki na święta, urodziny, imieniny, rocznice ślubu i tak dalej. Na dzień teściowej kupiłam tej kobiecie pyszne czekoladki, które ona oddała sąsiadce. Puszczałam mimo uszu, że zawsze zaprasza Adiego i dziewczynki, jakbym nadal była ładniutką panienką, z którą jej synek zaraz zerwie.

Byłam jego żoną i matką jego dzieci, do cholery! Sześć lat temu przysięgaliśmy sobie miłość i wierność do grobowej deski! Nie muszą mnie ani kochać, ani lubić, ale należał mi się szacunek. Powinnam wcześniej im to uświadomić. Tamtego zwykłego dnia coś w mechanizmie pokornej synowej zazgrzytało i gorycz się wylała. Najpierw jednak odesłałam dziewczynki do ich pokoju i zamknęłam za nimi drzwi.

To była sprawa między dorosłymi

– Mam takie pytanie… – zaczęłam, gdy wróciłam, a wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie. – Czy ja dla was kiedyś zaistnieję w tej rodzinie, czy będziecie mnie konsekwentnie pomijać, póki śmierć nas nie rozłączy? Albo nie wiem, liczycie, że obrażę się wreszcie na amen i przestanę do was przyjeżdżać, byście mogli z czystym sumieniem udawać, że nie istnieję, a wasze wnuczki bocian przyniósł, a nie wyszły z mojego nieodpowiedniego, choć ładniutkiego łona?

Teściowa wywróciła oczami i z ciężkim westchnieniem zwróciła się do Adriana:

– Proszę, znów histeryzuje…

– Znów? A kiedy ostatnio mi się to zdarzyło? I na czym polegało?

Wzruszyła ramionami.

– Właśnie – powiedziałam. – Nie zwykłam histeryzować, i błąd. Bo może wtedy raczyłabyś się zwracać bezpośrednio do mnie, a nie przez pośredników, i nie w tej irytująco bezosobowej formie. Halo, ja tu jestem, siedzę przed tobą. Dlaczego mnie nie zapytasz, co się dzieje?

Znowu ciężkie westchnienie i wywrócenie oczami, aż białka błysnęły.

– Zatem… co się… z tobą dzieje, moja… droga? – wycedziła przesadnie wolno, ale wreszcie kierując pytanie do mnie i patrząc na mnie.

– Czuję się konsekwentnie pomijana od lat. Od dnia, kiedy mnie poznałaś i powiedziałaś, że nie jestem dość dobra dla twojego Adiego.

– Tak było? – Adrian, dotąd w milczeniu obserwujący sytuację, aż się cały spiął, rzucając tym pytaniem w swoją matkę.

– Synku…

– Tak, tak było, ale nie chciałam ci o tym mówić, bo głupio się łudziłam, że z czasem będzie lepiej. Myślałam, że jak twoi rodzice poznają mnie bliżej, gdy zobaczą, ile jestem warta, ile dla siebie znaczymy, to mnie polubią. Albo przynajmniej zaakceptują. Tymczasem oni ledwie mnie tolerują. Nie widzisz tego? Nie słyszysz? Niech Adi przyjedzie z dziewczynkami. Niech dziewczynki będą gotowe, weźmiemy je na spacerek – parodiowałam teściową. – Niech to, niech tamto. Do mnie zwraca się jak do służby.

– Jak zwykle, przesadzasz, moja drog…. – orzekła teściowa i zaczęła zbierać talerzyki po cieście ze stołu.

– Niech mama to zostawi! – warknęłam. – To mój dom, mój podwieczorek i mój czas na wyłuszczenie, co mnie boli. Więc niech mama siada z łaski swojej.

O dziwo, teściowa posłusznie klapnęła na miejsce.

– Rozumiem, że masz jednego syna i ciężko ci było podzielić się nim z inną kobietą. Ale na miłość boską, znamy się z Adrianem prawie dziesięć lat! Od ponad sześciu jesteśmy małżeństwem i mamy dwoje dzieci. Nie sądzę, by to się zmieniło, dlatego chciałabym wiedzieć, na czym stoję. Bo albo zostanę członkiem tej rodziny w pełni, albo po prostu przestaniemy się widywać i…

Teść chrząknął był wyraźnie zmieszany

– Jak śmiesz mi grozić!? – teściowa ponownie zerwała się od stołu. – Ty…. ty…! To ma być jakiś szantaż? Uważaj, bo pożałujesz! Dzieci ci się zabierze albo…

– Dość! – huknął Adrian, waląc pięścią w stół, aż naczynia podskoczyły i zabrzęczały ostrzegawczo.

– Fakt, tym razem się zagalopowałaś – mruknął teść.

Teściowa pobladła i jak podcięta róża osunęła się na krzesło.

– Mamo, kocham cię, ale nie każ mi wybierać między Olą a tobą. Bo stracisz, zamiast zyskać. Jesteśmy rodziną i jeśli synowa ci mówi, że od lat czuje się pomijana, to zamiast ją atakować, może to przemyśl.

Spuścił głowę, a potem spojrzał na mnie z nieodgadnioną miną.

– Przepraszam, że tego nie zauważyłem. Może… nie chciałem, bo tak było mi wygodniej. Z myślą, że moja matka i żona nie drą kotów – przykrył moją dłoń swoją. – Kretyn ze mnie. Szkoda, że nie wiedziałem o tym wcześniej… Powinnaś mi powiedzieć. Jesteśmy małżeństwem, kochamy się i przyjaźnimy… Czego się bałaś? – spytał i uścisnął mocno moją rękę.

– Naprawdę nie wiesz? – szepnęłam przez łzy.

– Przepraszam… bardzo cię przepraszam, że tak się czułaś.

– No to my się zbieramy – teść wstał i pociągnął za sobą żonę, wciąż oszołomioną tym, co się właśnie działo.

– Tak… tak będzie lepiej. – Adrian nie zatrzymywał rodziców. – Przemyślcie sprawę, a potem się odezwijcie.

To był ciężki czas, bo Adrian dręczył się całą sytuacją, a ja wraz z nim. Z jednej strony, potwornie mi ulżyło, gdy bez wahania stanął po mojej stronie, ale z drugiej, widziałam, jak przeżywa odseparowanie od rodziców i postawienie im ultimatum. Jako ukochany jedynak był bardzo z nimi związany, a ja – mimo wszystko – byłam im wdzięczna, bo wychowali Adriana na wspaniałego człowieka.

Czułego, lojalnego, pracowitego, rodzinnego… I upartego. Gdy wreszcie wniknął za parawan pozorów i przejrzał na oczy, nie zamierzał im odpuścić, a mnie nie kazał dla świętego spokoju tolerować dalej ich zachowania. Miał rację, zarzucając mi tchórzostwo i brak wiary w niego. Powinnam dawno temu powiedzieć głośno, co mi nie odpowiada w relacjach z teściami.

Gdybym od razu, te dziesięć lat temu, powiedziała Adrianowi, co usłyszałam, może nie zabrnęlibyśmy tak daleko, a sprawa nie stanęłaby na ostrzu noża. Teraz nie da się tego zamieść pod dywan, obśmiać, zbagatelizować, przyklepać kilkoma gestami dobrej woli. 

Ja od samego początku byłam otwarta, ale zderzyłam się ze ścianą. Tyle że zamiast ją rozwalić, głaskałam ją jak głupia, próbując załagodzić sprawę. Przecież gdyby to trwało dłużej, mogłabym się jakiejś nerwicy czy depresji nabawić. A gdyby moje córki, biorąc przykład z dziadków – i niemego, nieświadomego, ale jednak przyzwolenia taty – też zaczęłyby mi okazywać brak szacunku? Strach się bać.

Nie od razu Rzym zbudowano

Nie oczekuję, by się ze mną cackano jak z jajkiem ani by odnoszono się do mnie jak do królowej angielskiej – to by było maksymalnie nienaturalne i krępujące – wystarczy, że będę traktowana jak część rodzinnej drużyny, a nie jak obca, wyrzucana poza nawias, służąca.
Trochę im to zajęło, urodziny babci przepadły. Zadzwonili po miesiącu. Dokładniej teść. Z oficjalnymi i sztywnymi przeprosinami oraz obietnicą dołożenia starań, by uzdrowić nasze stosunki. Teściowa stała obok niego i bąknęła:

– Jeśli poczułaś się urażona naszym zachowaniem…

Cóż, nie od razu Rzym zbudowano. Zapewne wypowiedzenie tych słów i niejako przyznanie się do winy sporo ich kosztowało. Mam nadzieję, że dotrzymają słowa. Nigdy nie będzie między nami pełnej swobody i serdeczności, na to już za późno, ale zadowolę się wzajemnym respektem.

Nie chciałabym odsuwać od nich Adriana i dziewczynek. W końcu to mnie się dostał ich cenny, jedyny syn, a wnuczki są ich największym szczęściem. Więc niech pamiętają, że są na świecie dzięki mnie.

Czytaj także:
„Syn zamiast magnesu przywiózł sobie z wakacji... żonę. Chyba znalazł ją pod mostem, bo synowa nawet rosołu nie umie zrobić”
„Udawałam wegetariankę, żeby wyrwać apetycznego przystojniaka. Mogę do końca życia jeść trawę, byle oddał mi swoje serce”
„Narzeczona zabawiła się w >>Big Brothera<< i sprzedawała naszą prywatność w sieci. Kamera była nawet w sypialni!”

Redakcja poleca

REKLAMA