„Teściowie zaprosili na święta tylko mojego męża z dziećmi. Nie chcą ze mną jeść karpia, bo synowa to nie rodzina”

Smutna kobieta w święta fot. iStock by GettyImages, fotostorm
„Popatrzyłam na teściową tak, jakbym widziała ją pierwszy raz w życiu. Aha, czyli miałam powiedzieć Patrykowi, że on i chłopaki idą na Wigilię do jego rodziców, a ja pójdę, nie wiem, pod most? Otrząsnęłam się i posłałam im szeroki, nieszczery uśmiech. No tak, a potem będzie, że to ja przesadzam”.
/ 21.12.2023 11:50
Smutna kobieta w święta fot. iStock by GettyImages, fotostorm

Teściowie nigdy mnie nie lubili. I to nie tak, że moja teściowa była diablicą, jak te wszystkie teściowe ze stereotypowych kawałów – ani ona, ani jej mąż po prostu od początku nie chcieli, żebym miała cokolwiek wspólnego z ich kochanym synkiem.

Uwzięli się na mnie, chociaż właściwie nigdy nie dałam im żadnego powodu. Oboje robili mi pod górę już w czasach naszego narzeczeństwa, a on wymyślił nawet swoją chorobę, żeby tylko nie dopuścić do ślubu. Koniec końców, pobraliśmy się pół roku później, a oni nadal nie mogli tego przeboleć.

Naturalnie przy Patryku byli dla mnie milutcy, a przynajmniej takich udawali. Jego matka miała zresztą dar do przeinaczania faktów i prezentowania sytuacji w taki sposób, żebym to ja wychodziła na tą złą, a przy okazji kłótliwą. W wielu przypadkach mój mąż uważał więc, że przesadzam.

– Ty zawsze wszystko widzisz w czarnych barwach, Oliwka – mówił mi z tym swoim rozbrajającym, łagodnym uśmiechem. – Mama na pewno nie miała nic złego na myśli. A ojciec… wiesz, że on po prostu nie potrafi wyrażać emocji.

„Nie potrafi wyrażać emocji” – to było niedopowiedzenie roku. Jego ojciec był zwyczajnie burkliwym bucem, a przy okazji myślał, że każdą sprawę bez problemu załatwi, łypiąc na wszystkich z głęboką pogardą. Ja natomiast stanowiłam jego cel numer jeden.

Pocieszałam się tylko, że dla naszych dzieci – Piotrka i Maurycego, teściowie są w porządku. Chociaż oberwało mi się z góry do dołu za imię tego drugiego. Nie chciałam już tłumaczyć teściom, że to akurat Patryk przeżywał wtedy fascynację tym imieniem i uparł się, że jego syn musi je nosić. I tak by nie uwierzyli.

Chciałam porozmawiać o planach

Wielkimi krokami zbliżało się Boże Narodzenie. Lubiłam świąteczną atmosferę, to, jak dzieciaki cieszyły się z prezentów (no, miałam nadzieję, że tego roku, w wieku jedenastu i dziewięciu lat, też będą tak entuzjastycznie nastawieni do rozpakowywania kolejnych niespodzianek, jak wcześniej).

Mimo to wiedziałam, że przede mną szereg żmudnych przygotowań. Zwłaszcza że nikt się jeszcze nie określał, jak spędzamy święta. Moi rodzice już dawno nie żyli, więc pod uwagę brałam tylko rodzinę Patryka.

Chcąc nie chcąc, wybrałam się z własnej inicjatywy do teściów. Myślałam w swojej naiwności, że może jak ich odwiedzę i podpytam, jakie mają plany, to się ucieszą i raz w życiu spojrzą na mnie trochę przychylniej.
Teściowie oczywiście nie byli zachwyceni moją obecnością.

– A ty nie masz co robić? – zapytała z niechęcią matka Patryka. – Musisz nam głowę zawracać przed świętami?

Jej mąż burknął tylko coś pod nosem i łypnął na mnie spode łba.

– Wie pani, chciałam się dowiedzieć, co robimy ze świętami – zaczęłam ostrożnie. – No, kto do kogo przychodzi, kto co przygotowuje…

– Ty możesz sobie zostać w domu – rzucił opryskliwie teść.

– Właśnie – poparła go natychmiast żona. – Oczywiście, Patryczek i chłopcy są zaproszeni do nas na Wigilię i mam nadzieję, że zostaną też na pierwszy dzień świąt. Skoro już tu przylazłaś, przekaż to z łaski swojej naszemu synkowi.

Zamrugałam i popatrzyłam na teściową tak, jakbym widziała ją pierwszy raz w życiu. Aha, czyli miałam powiedzieć Patrykowi, że on i chłopaki idą na Wigilię do jego rodziców, a ja pójdę, nie wiem, pod most? Otrząsnęłam się i posłałam im szeroki, nieszczery uśmiech. No tak, a potem będzie, że to ja przesadzam. I moi teściowie mnie przecież nie nienawidzili. Wcale a wcale.

– Tak, rzeczywiście, świetnie, że przyszłam – stwierdziłam przesłodzonym głosem. – Inaczej przegapiłabym moment, w którym wspięli się państwo na wyżyny bezczelności.

Patryk wszystko bagatelizował

Wyszłam stamtąd, trzaskając drzwiami. Ciśnienie tak mi skoczyło, że długo musiałam uspokajać oddech na korytarzu. Słyszałam jeszcze, jak teść krzyczy za mną coś o niewychowanych smarkulach, a teściowa wspomina, że powinnam być wdzięczna, że jeszcze nie namówiła Patryczka do rozwodu. Krew wciąż się we mnie gotowała, a dłonie mi drżały, gdy wsiadałam do samochodu.

Kiedy weszłam do domu, Patryk był już na miejscu – najwyraźniej zdążył wrócić z pracy. Ogromnie ucieszyłam się na jego widok i zapragnęłam od razu mu o wszystkim powiedzieć.

– Wiesz, co tym razem wymyślili twoi kochani rodzice? – zaczęłam od progu. – Że zapraszają ciebie i chłopców do siebie na Wigilię i pierwszy dzień świąt.

– No… to chyba dobrze? – zaczął niepewnie. Nie podejrzewałam, żeby słuchał mnie dokładnie. – Zawsze narzekasz, że wszystko musisz przygotowywać. A tak to przyjedziemy na gotowe, pomogę ci z jakąś sałatką czy czymś i to ze sobą przywieziemy…

– Nie, ty nie rozumiesz – przerwałam spokojnie. – Masz jechać ty i dzieci. Ja nie jestem mile widziana.

Patryk uśmiechnął się i pokręcił głową.

– No coś ty, Oliwka – rzucił natychmiast. – Na pewno musiałaś coś źle zrozumieć…

– No nie wydaje mi się – burknęłam. Irytowała mnie ta jego beztroska i ufność w dobre intencje rodziców.

– A ja ci mówię, że na pewno – usiłował mnie przekonać. – Jak chcesz, to zaraz zadzwonię do mamy i wszystko wyjaśnimy.

– A proszę cię, dzwoń – stwierdziłam, rozglądając się za jego telefonem. – Nawet podam ci komórkę. 

Obserwowałam, jak mąż wybiera numer i czeka na połączenie.

– Mamuś? No hej! – Uśmiechnął się mimowolnie do aparatu. – Tak, Oliwka jest już z domu. Tak, przekazała informację o świętach. Tylko widzisz, zaszło takie małe nieporozumienie… Mamy przyjechać do was w czwórkę, tak?

Słyszałam doskonale teściową, jak prychnęła po drugiej stronie.

– Ta twoja, pożal się Boże żona, nic nie potrafi zapamiętać – rzuciła ostrym tonem. – Nie w czwórkę, a w trójkę. Ty, Piotruś i Maurycy.

Oczy Patryka rozwarły się szerzej. Patrzył na mnie w głębokim szoku, nie bardzo chyba wiedząc, co powiedzieć.

– Patryczku, jesteś tam? – odezwała się zniecierpliwiona teściowa. – Musisz mi jeszcze dać znać, o której dokładnie będziecie, to z tatą…

– W ogóle nas nie będzie – przerwał jej twardo mój mąż, czym zdziwił nawet mnie. – Święta spędza się z rodziną. Nie wydaje ci się, chyba że porzucę wtedy żonę.

– No ale Patryczku…

– Oliwia jest matką moich dzieci i bardzo ją kocham – stwierdził bez wahania. – A jeśli oboje z ojcem nie potraficie tego uszanować, spędzę ten czas bez was.

I to były święta z prawdziwego zdarzenia

Pierwszy raz odkąd wyszłam za Patryka, przeżyłam naprawdę cudowne święta. Wcześniej trzeba było zawsze zjawić się u jego rodziców – a to na świąteczny obiad, a to na świąteczne śniadanie, raz nawet teściowa poprosiła nas do siebie na Wigilię. Nienawidziłam tych momentów, bo czułam się jak intruz, a atmosfera fałszywej przyjacielskości doprowadzała mnie do szału.

Teraz było inaczej. Patryk, tak jak zapowiedział, nie pojechał z dziećmi do rodziców. Wigilię spędziliśmy w swoim gronie, święta również. I bardzo dobrze się ze sobą bawiliśmy. Teściowa zresztą ciężko się obraziła. Chyba wyobrażała sobie, że ją przeproszę i załagodzę sytuację.

W każdym razie mój mąż też jakoś nie miał teraz ochoty, by widywać się z rodzicami. A ja, chociaż szczerze nie lubię kłótni, nie zamierzam w tym wypadku narzekać. Bo w końcu czy teściowie sami nie są sobie winni? Nie ja zaczynałam tę wojnę. Mam nadzieję, ze kiedyś to zrozumieją.

Czytaj także:
„Żałuję, że zostawiłem żonę dla młodszej. Moja była miała klasę i ogładę, a ta młoda furiatka zaraz mnie wykończy”
„Moja córka to zapalona feministka. Ona chce zwojować świat, a jej mąż woli mieć ciepłe obiadki. To nie może się udać”
„Mieszka ze mną moja mama, i zachowuje się jak kapryśna księżniczka. Kiedyś nie wytrzymam i wywalę prukwę na bruk”
 

Redakcja poleca

REKLAMA