„Mieszka ze mną moja mama, i zachowuje się jak kapryśna księżniczka. Kiedyś nie wytrzymam i wywalę prukwę na bruk”

Matka z córką w trakcie sprzeczki fot. iStock by GettyImages, milorad kravic
„Każdy skacze wokół niej i stara się jej dogodzić. Na próżno. Mamusia wymyśla coraz to nowe problemy i wywołuje konflikty. Zaczynam mieć wrażenie, że robi to dla zabawy, żeby być w centrum uwagi”.
/ 11.12.2023 11:15
Matka z córką w trakcie sprzeczki fot. iStock by GettyImages, milorad kravic

Nie jestem w stanie zrozumieć zachowania mojej matki. Nie potrafię pojąć, czemu postępuje w ten sposób względem mnie i mojego partnera. Gdyby była starsza, mogłabym zrzucić jej zachowanie na karb demencji czy alzheimera, jednak mama ma zaledwie 68 lat i czuje się zdrowsza niż cała nasza rodzina razem wzięta.

Czemu zatem nagle zmieniła zdanie? Dlaczego usiłuje przekonać rodzinę i znajomych, że zmusiłam ją do sprzedaży mieszkania, przez co mogłam zrealizować swoje marzenia o domu wielorodzinnym.

Czyżby nie zdawała sobie sprawy z tego, że po prostu kłamie? Zbudowała sobie mit szlachetnej matki, która została zdradzona i oszukana przez najbliższych. Budowa takiego domu nie była możliwa w ciągu miesiąca czy nawet roku, dlatego wszyscy – ja, mój mąż Jarek, jego rodzice, a nawet moja matka – musieliśmy przygotować się do tego przedsięwzięcia.

Wspólny dom? 

To życie zmusiło nas do budowy domu. Ojciec Jarka doznał obrażeń w wypadku samochodowym. W efekcie był sparaliżowany od szyi w dół. Wszystkie nasze dotychczasowe plany, całe nasze życie zostało wywrócone do góry nogami.

Zaledwie miesiąc po powrocie taty z kliniki zdałam sobie sprawę, że moi teściowie nie będą w stanie poradzić sobie w niewielkim mieszkaniu na trzecim piętrze. Do tej pory wspólne mieszkanie z dzieckiem na powierzchni 40 metrów kwadratowych nie stanowiło szczególnego problemu, ale obecnie z trudem udało nam się pomieścić tam specjalne łóżko dla ojca, nie mówiąc już o koniecznym sprzęcie medycznym czy przestrzeni potrzebnej do tego, aby dwie osoby mogły go przewinąć lub umyć.

Jarek praktycznie stał się gościem w swoim domu, bo jako jedyny z dzieci wziął na swoje barki pełną odpowiedzialność za chorego ojca i matkę, która niebawem zaczęła borykać się z depresją.

Odpowiedzialność za naszą parę nastoletnich dzieci, zarządzanie domem, zakupy dla dwóch rodzin i przygotowywanie posiłków spadły na mnie. Spotkania z mężem ograniczały się tylko do weekendów i tych krótkich momentów, kiedy zaglądałam do swoich teściów pomiędzy pracą a dodatkowymi aktywnościami naszych dzieci.

Po roku mieszkania w dwóch różnych miejscach, ja i Jarek byliśmy jak żywe trupy. Mimo obaw związanych z zaciągnięciem kolejnego kredytu hipotecznego zdecydowaliśmy się na trudny krok – sprzedaż obu mieszkań i wybudowanie domu, który spełni nasze potrzeby. Dom miał być przystosowany dla ojca, z pokojem, łazienką i korytarzem, w którym łatwo byłoby poruszać wózkiem czy łóżkiem szpitalnym. Z dwoma niezależnymi wejściami, by zapewnić każdemu z nas nieco prywatności.

Nie chciałam zamieszkać z matką

Przyznaję, że w momencie formowania się tej koncepcji nie pomyślałam nawet o mojej matce. Być może dlatego, że nasze relacje zawsze były skomplikowane. Zmieniłam zdanie, kiedy zrobiła mi scenę zazdrości, po tym, jak podzieliłam się z nią naszymi planami.

– Jasne! Gdyby to dotyczyło ojca, zrobiłabyś wszystko, by z wami zamieszkał, ale ja... Nigdy nie brałaś pod uwagę moich potrzeb! – wykrzykiwała bliska płaczu. – Nawet nie masz pojęcia, jak trudno jest mi samej. Starałam się nie skarżyć, widząc, że też nie macie łatwo, ale nie przypuszczałam, że zostanę tak zupełnie sama...

Siedziałam skonsternowana, nie wiedząc, jak zareagować na jej słowa. Nie było sensu zaprzeczać. Z ojcem łączyło nas niepisane porozumienie i wspieraliśmy się w trudnych momentach, pomimo nastrojów matki. W głębi duszy miałam nadzieję, że w przyszłości, to mój brat zajmie się opieką nad nią. Z nim zawsze była blisko. Jednak on był ciągle w drodze, a jego żona, Jowita, nie darzyła matki szczególnym uczuciem.

– Myślałam, że cenisz sobie niezależność – wyznałam szczerze.

– Tak, ale nie samotność! Moglibyście przynajmniej dla mnie wygospodarować jakiś kąt na strychu – wyrzuciła z siebie, używając dramatycznego tonu.

Ciągłe te jej kaprysy. W tamtym momencie zapomniałam, jak utalentowaną potrafi być aktorką. Możliwe, że naprawdę bała się samotnej starości, ale przede wszystkim kierowała nią zazdrość, nawet o to, że mogłaby zostać mniej ważna niż reszta rodziny. Zanim zdążyłam porozmawiać na ten temat z mężem, odwiedziła bank i biuro nieruchomości, po czym przedstawiła nam propozycję, której nie mogliśmy odrzucić.

– Postanowiłam sprzedać moje własne mieszkanie i dołożyć się do budowy domu. W zamian oczekuję od was tylko niewielkiego pokoju z kuchnią i łazienką – zadeklarowała.

Jej wkład finansowy znacznie przewyższał wydatki na budowę jednego pokoju, dodatkowo mój brat zrezygnował z własnej części spadku po rodzicach, pod warunkiem że całość opieki nad naszą mamą przejdzie na mnie. Postanowiliśmy zatem przystać na jej propozycje.

– Mamy wystarczająco dużo, aby pokryć koszt położenia dachu bez konieczności zaciągania kredytu – powiedział z radością mój mąż.

Zastanawiałam się, czy to wszystko nie zainicjuje nowej fazy w relacjach między mną a moją matką. W głębi serca liczyłam na to, że uda mi się skierować energię mojej mamy na opiekę nad moją teściową. Pragnęłam, aby obie poświęciły swój czas na pielęgnację ogrodu, którego już nie jestem w stanie utrzymać, lub przynajmniej zapiszą się na uniwersytet trzeciego wieku, co pomoże teściowej w walce z depresją.

Jakże byłam naiwna

Na początku naprawdę wierzyłam, że wszystko ułoży się po mojej myśli. Pomimo problemów związanych ze sprzedażą trzech nieruchomości, przeprowadzkami oraz wynajmem najtańszego mieszkania w okresie przejściowym, radziliśmy sobie lepiej, niż przypuszczaliśmy.

Jarek odzyskał wigor i miał dużo energii, a moja mama przejęła od nas obowiązki związane z prowadzeniem gospodarstwa domowego, co pozwoliło mi skoncentrować się razem z mężem na budowie domu oraz szukaniu dodatkowych źródeł dochodu. Życie w skromnych warunkach, a nawet brak prywatności, nie było dla nas problemem. Przez prawie dwa lata, wszystko, co robiliśmy, było podporządkowane osiągnięciu tego jednego celu.

Problem pojawił się po przeprowadzce. Moja mama poczuła się urażona, kiedy zobaczyła powierzchnie swojej części domu.

Nie pomogły wyjaśnienia, że od początku brała aktywny udział w procesie budowy, to ona sama zdecydowała o lokalizacji i wielkości swojego pokoju. Zdołaliśmy ją jednak udobruchać, obiecując dobudować do jej pokoju zimowy ogród, w którym mogłaby spędzać czas z gośćmi oraz pielęgnować swoje ulubione rośliny.

Niestety nie mieliśmy pieniędzy, żeby zrealizować ten jej "kaprys". Ostatecznie jarek zdecydował się zwrócić o pomoc do przyjaciela, mając nadzieję, że ten odłoży termin spłaty pożyczki. Priorytetem było szczęście naszej mamy. Jednak nie upłynęło nawet sześć miesięcy, a ona postanowiła mieć własny ogród (nie tylko zimowy), argumentując, że ciągłe przebywanie we wspólnej przestrzeni ją męczy.

Pogodziliśmy się na to po długotrwałych i gorących debatach, w które zaangażowała pół rodziny i naszych znajomych. Mimo że część otoczona wysokim żywopłotem szpeciła teren i zasłaniała nam widok na salon, zdecydowaliśmy się na postawienie płotu (według mamy i tak za niskiego). W ten sposób uzyskaliśmy pół roku spokoju, ponieważ tuż po Świętach Bożego Narodzenia, które spędziła z rodziną mojego brata, oświadczyła, że nie zamierza dalej odgrywać roli bezpłatnej opiekunki dla mojej teściowej.

– Jeżeli pragniecie dla niej kogoś do towarzystwa, to zatrudnijcie nianię! – powiedziała, zamykając drzwi od swojego domu tuż przed moim nosem.

Nawet nie próbuje się z nami dogadać

Każda próba negocjacji (nawet ze strony mojego brata) czy próby zrozumienia powodów jej postępowania okazały się bezowocne. Moja mama postanowiła, że mimo wspólnego domu, będzie prowadzić całkowicie niezależny tryb życia.

– Nie przejmuj się, na pewno zmieni stanowisko, gdy się zestarzeje – żartowała moja koleżanka.

Jednak mi nie jest do śmiechu. Mama zaczęła nam zarzucać, że wnuki przeszkadzają jej w spędzaniu czasu z gośćmi. Domaga się, aby przestały się bawić w naszej części ogrodu. To zresztą nie wszystko.

Kiedy rozmawialiśmy z mamą o wspólnym zamieszkaniu, ustaliliśmy, że każde mieszkanie będzie mieć osobne liczniki, aby uniknąć nieporozumień. Niemniej jednak moja matka była przekonana, że jej rachunki za energię elektryczną są niesprawiedliwie wysokie, ponieważ w bloku mieszkalnym płaciła mniej. Wszelkie wyjaśnienia dotyczące dodatkowych kosztów związanych z oświetleniem zewnętrznym oraz oświetleniem roślin w ogrodzie zimowym, nie przyniosły pożądanego efektu. Matka stanowczo obstawała przy swoim.

– Jak masz czelność nas tak bezwstydnie wykorzystywać Mamo? – pewnego dnia już nie mogłam powstrzymać złości.

– Pragnę ci przypomnieć, że to dzięki mnie macie ten wspaniały dach nad głową i duży kawałek ogrodu! – odrzekła.

Poczułam, jak bardzo jest mi przykro. Mama zawsze uważała, że to jej się należy, a inni powinni jej usługiwać. Wywołuje konflikty, nawet nie próbuje się z nami porozumieć.

Tymczasem to ja i Jacek musimy teraz zwracać pożyczkę, którą dostaliśmy od jego przyjaciela. Mimo to obiecałam sobie, że gdy tylko odzyskamy finansową stabilność, zwrócę matce środki, które zainwestowała. Ale czy to coś zmieni? Zwrócę pożyczone pieniądze, ale nadal będę musiała dzielić dom z uciążliwą współlokatorką, która paradoksalnie powinna być mi najbliższa.

Czytaj także:
„Ojciec harował, by utrzymać moją bezużyteczną siostrę. Zataiłam przed nią ukryty spadek, bo i tak dostała już za wiele”
„Teściowa obiecała, że przekaże nam mieszkanie, jeśli spłacimy jej kredyt. Spłaciliśmy, a ta franca zrobiła nas w balona”
„Mój mąż to dusigrosz jakich mało. Nie chciał kupić synowi mieszkania, więc zagroziłam rozwodem. Teraz szasta pieniędzmi”

Redakcja poleca

REKLAMA