Nie jest łatwo być samotną matką, której były mąż uciekł za granicę, chyba tylko po to, by nie płacić alimentów. A robi się jeszcze trudniej w czasie wakacji, gdy szkoły i świetlice są zamknięte. Trzeba na własną rękę zapewnić opiekę małolatowi, którego się wychowuje, karmi i ubiera. Ceny półkolonii z roku na rok szybowały coraz wyżej, a ja harowałam, niemal nie widząc dziecka, byle tylko zapewnić mu opiekę i rozrywkę w czasie wolnych dni.
Dlatego kiedy dziadkowie Kuby, rodzice byłego męża, zadzwonili do mnie z propozycją spędzenia kilku dni z wnukiem, byłam zaskoczona, ale zarazem pełna wdzięczności. Kuba nie wygrał ani ojca, ani dziadków na loterii. Jego tatuś zniknął z pola widzenia kilka lat temu i nie dawał znaku życia. A dziadkowie… Niby mieszkali w tym samym mieście, ale nie garnęli się do tego, by odwiedzać wnuka, spędzać z nim czas, zabierać na spacery, budować jakąś więź. Dziwiło mnie to. Smuciło. Złościło. Ale co miałam zrobić?
Cieszyłam się, że Kuba ma fajne wakacje
Byli teściowie jechali na wakacje nad morze. Pełne dwa tygodnie nad Bałtykiem. Wynajęli dwupokojowe mieszkanko, więc spokojnie mogli gotować tam domowe posiłki, choć nie zamierzali sobie odmawiać pysznych rybek. Spakowałam syna, dałam mu większe niż zwykle kieszonkowe, żeby nie męczył dziadków o pamiątki, i wyściskałam mocno. To był jego pierwszy wyjazd na tak długo beze mnie.
– Nie martw się, zaopiekujemy się nim – zapewniła mnie była teściowa.
Przez następne dni dostawałam od mojego ośmiolatka mnóstwo zdjęć znad morza. Kuba na plaży, widoki samej plaży, zamki z piasku, zdjęcia jedzenia… Cieszyłam się jak głupia, że moje maleństwo ma tak fantastyczne wakacje. Ja dostałam dwa tygodnie urlopu pod koniec czerwca i całą resztę lata musiałam spędzić w biurze bez klimatyzacji.
Naprawdę miałam dziką radość z tego, że przynajmniej jemu trafił się taki wyjazd, i to w prezencie od dziadków. Zastanawiałam się już, jak im podziękować. Bo frajda dla Kuby, to jedno. A wielka pomoc dla mnie, to drugie. Mogłam spokojnie pracować, nie martwiąc się o to, z kim zostawić syna.
– Mamo, dzisiaj byliśmy w latarni morskiej! A dziadek opowiadał mi historie o rozbitych okrętach! – Kuba relacjonował mi swój kolejny dzień. – Latarnia jest straaasznie wysoka!
– Wspaniale, synku. Bardzo się cieszę, że ci się podoba.
– Jutro pójdziemy do wesołego miasteczka, bo jest tu niedaleko. Babcia powiedziała, że jak zjem cały obiad, to kupi mi oprócz lodów watę cukrową! Super, co nie?
– Super. Zazdroszczę ci, też uwielbiam watę cukrową. Tylko nie naciągaj dziadków na zbyt wiele, dobrze? I pamiętaj, masz być grzeczny.
– Oj, mamo, wiem! – jęknął Kuba.
Żadne dziecko nie lubi przypominania, że powinno być grzeczne. Nie stanowił wyjątku pod tym względem.
– Daj mi jeszcze na chwilę dziadka albo babcię – poprosiłam.
Po rozmowie z synem zawsze dopytywałam teściów, czy Kuba nie sprawia im kłopotu, czy wszystko jest w porządku, może czegoś potrzebują albo mają jakieś wątpliwości… No bo co tu kryć, niemal nie znali swojego wnuka. I zawsze słyszałam, że Kuba to istny aniołek, niczego im nie trzeba, mają wszystko pod ręką. Nawet pogoda dopisała, choć to przecież lipiec nad polskim morzem. Cieszyłam się zatem, że wszystko idzie gładko.
I nie mogłam się doczekać, kiedy będę mogła wziąć w objęcia mojego opalonego łobuziaka. Tęskniłam za synkiem strasznie. Gdy w końcu podjechali pod mój blok, niemal go zadusiłam.
Nie, to się nie dzieje naprawdę...
– Bardzo, bardzo wam dziękuję za to, że zabraliście go na wakacje!
Uśmiechnęłam się promiennie do byłych teściów jak nigdy w czasie mojego małżeństwa z ich synem.
– Wstąpicie na ciasto i herbatę? – zaproponowałam.
Chciałam im dać voucher na kolację, który kupiłam w ramach podziękowania za wakacje Kuby. Zgodzili się wstąpić na chwilę.
Kuba pobiegł się przywitać ze swoimi zabawkami, a my usiedliśmy do stołu i rozmawialiśmy o tym, co działo się przez ostatnie dwa tygodnie. Słuchałam opowieści o tym, co robili, gdzie byli, jaki Kuba jest ciekawy świata, jaki bystry i grzeczny…
– Cieszę się, naprawdę się cieszę, że tyle dla niego zrobiliście. I dla mnie. Chciałam wam bardzo podziękować, tu mam taki mały… – już sięgałam po odłożony na półkę voucher, gdy teściowa wyciągnęła z torebki wypchaną kopertę i położyła na stole.
Niemożliwe! Jeszcze dają Kubie pieniądze? Może to zaległe alimenty? Może poczuli się zobowiązani…? Wzięłam kopertę i otworzyłam. W środku nie było jednak pieniędzy, tylko paragony. Spojrzałam na nich, unosząc pytająco brwi…
– To są wszystkie wydatki, jakie ponieśliśmy na Kubę w trakcie wakacji. Faktura za pokój oczywiście w jednej trzeciej. Posiłki, bilety wstępu, słodycze, lody i tak dalej. Faktury za paliwo, też jedna trzecia, oczywiście, nie więcej.
– Nie rozumiem… – wyjąkałam.
– No jak to? To są wydatki do rozliczenia. Moja droga, dałaś Kubie trzysta złotych na dwa tygodnie. Przecież to prawie w całości poszło w wesołym miasteczku. To by nawet na lody nie wystarczyło, nie mówiąc o reszcie.
Teściowa zaśmiała się jak z niedorzecznego dowcipu. A teść siedział i tępo patrzył w ścianę.
– Czyli… mam wam oddać pieniądze za wakacje Kuby?
– No, to jest raczej oczywiste – oświadczyła kobieta siedząca naprzeciwko mnie i zajadająca z apetytem trzeci kawałek ciasta.
Ja jestem łasa na kasę?!
– Powiedzieliście, że chcecie zabrać Kubę nad morze. Nie mówiliście o tym, że muszę pokryć wszystkie koszty.
Było mi głupio o tym mówić, ale naprawdę nie zająknęli się słowem, że będę im musiała oddać pieniądze za cały wyjazd. Gdybym wiedziała, to bym się pięć razy nad tym zastanowiła. Taka jest prawda.
– Moja droga, kto ma pszczoły, ten ma miód, kto ma dzieci, ten ma wydatki.
Niech się wypcha swoimi sentencjami!
– Szkoda, że wasz syn o tym nie wie – wycedziłam. – Bo od pięciu lat nie zdobył się na to, by wysłać dziecku choć te trzysta złotych, które nie wystarczyły nawet na lody!
– Nie rozumiem, czemu się unosisz – teściowa odstawiła talerzyk z ciastem na stół.
– Czemu? Bo jak kretynka sądziłam, że to może taka rekompensata z waszej strony za to, jak zachowuje się Mariusz. A wy raz w życiu wreszcie zachowacie się jak prawdziwi dziadkowie, którzy zabierają wnuka na spacery, biorą do siebie na weekend, jadą z nim na wakacje… Bo wasz syn okrada własne dziecko co miesiąc!
– No cóż. Mariusz miał rację, jesteś łasa na pieniądze, tylko byś ciągnęła kasę od innych…
– I kto to mówi? Babcia, która każe wnukowi płacić za benzynę, bo raczyła go wziąć na wakacje!
Teściowa przyłożyła dłoń do piersi, jakbym właśnie tam ją ugodziła.
– Nie, w takim tonie rozmawiać nie będziemy. Już pójdziemy. Pyszne ciasto – wstała od stołu i pociągnęła za sobą męża. – Numer konta do przelewu masz w kopercie.
Niech im kością w gardle stanie
Nie odprowadziłam ich do drzwi. Usłyszałam tylko, jak trzasnęły. Syn przybiegł zapytać, czy babcia z dziadkiem już poszli. Czemu się nie pożegnali? I co mu miałam odpowiedzieć? Poprosiłam, by rozpakował swoją walizkę i wrzucił rzeczy do prania, a sama otworzyłam kopertę i zaczęłam zliczać wydatki. Gdy skończyłam, zakręciło mi się w głowie.
To były prawie cztery tysiące złotych. Cztery tysiące!
Przecież gdybym miała takie pieniądze, to sama wyjechałabym z dzieckiem nad morze…
– Oto ich dobre serce, ich sumienie! – prychnęła mama do słuchawki. – Na twoim miejscu nie dałabym im ani złotówki! I niech się sądzą. Niech ich sędzia podliczy razem z alimentami, o które mogłabyś się ubiegać od nich, skoro synalek nie raczy płacić. Już wiadomo, po kim jest taki bezwstydny i bezczelny. Nie wspomnieli słowem, że masz uczestniczyć w opłacie za mieszkanie, które już wcześniej wynajęli dla siebie. W hotelach takie małe dzieci nie płacą, albo połowę, a oni policzyli wszystko jak za dorosłego. Cwaniaki, nawet benzynę na dojazdy do atrakcji policzyli. Niech im kością w gardle stanie. Już zrobiliśmy ci z tatą przelew, tak na marginesie.
– Dzięki, mamo, oddam…
– To dla Kuby. Przeżyjemy bez oddawania. Kochamy was.
Słony rachunek za wakacje mojego dziecka nauczył mnie, że nie ma nic za darmo. Zwłaszcza gdy w grę wchodzą „nieoczekiwane” przysługi od ludzi, na których dotąd nie można było polegać. Wszystkie szczegóły trzeba omawiać pięć razy, żeby się potem nie okazało, że prezent to w istocie drogi zakup.
Czytaj także:
„Wyjechałam do uzdrowiska, by wyrwać jakieś ciasteczko. Już pierwszego dnia miałam kilku chętnych. Później odkryłam, dlaczego”
„Dałam synowi serce na dłoni, a on rozszarpał je na strzępy i uciekł bez słowa. Od 15 lat czekam, aż wróci do starej matki”
„Jan zaadoptował dziecko swojej żony i przez 8 lat wychowywał je jak swoje. Do czasu aż pojawił się biologiczny ojciec...”