„Przez moją pracę, przyszli teściowie mają mnie za śmiecia. Dla nich jestem kaprysem księżniczki, która i tak mnie zostawi”

Mężczyzna zastraszany przez teścia fot. Adobe Stock, fizkes
„Co tu ukrywać, różne myśli krążą mi teraz po głowie. Przecież Magda sama powiedziała, że chce mieć dobry układ z rodziną, przecież po to kończy prawo, żeby zostać adwokatką. A bez rodziców i ich wpływów raczej jej się to nie uda. Może więc w tym, co mówił jej ojciec, jest trochę prawdy?”.
/ 26.07.2022 15:15
Mężczyzna zastraszany przez teścia fot. Adobe Stock, fizkes

Mam 32 lata, własne mieszkanie, pracę. Kilka lat temu ojciec przekazał mi warsztat samochodowy, który przynosi pokaźne zyski. Od dwóch lat spotykam się ze wspaniałą dziewczyną, Magdą, studentką prawa. Niedawno się jej oświadczyłem i usłyszałem „tak”. Powinienem być szczęśliwy i z optymizmem patrzeć w przyszłość, ale…

Poznałem ją w warsztacie. Któregoś pięknego dnia przyprowadziła mi do naprawy skuter. W pierwszej chwili chciałem ją odesłać do kolegi, który zajmuje się tego typu maszynami, ale gdy spojrzała na mnie tymi swoimi pięknymi oczami, świat zawirował i miałem wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod stóp.

Zaczęliśmy się spotykać. Nie mogłem jej się oprzeć

Nie dość, że szybciutko zmieniłem zdanie, to jeszcze obiecałem, że zajmę się naprawą osobiście i natychmiast, choć na parkingu czekało z siedem samochodów. Przez następne dni specjalnie wynajdowałem coraz to nowe usterki, byleby tylko częściej ją widywać. Skuter oddałem dopiero wtedy, gdy przyjęła zaproszenie na randkę.

Im lepiej poznawałem Magdę, tym mocniej utwierdzałem się w przekonaniu, że jestem w niej zakochany. I to z wzajemnością. Coraz częściej mówiliśmy o wspólnej przyszłości. Przedstawiłem ją nawet rodzicom, uprzedzając, że to ich przyszła synowa, choć wtedy nie byliśmy jeszcze zaręczeni. Od razu ją polubili.

Myślałem, że ona także zaprosi mnie do rodzinnego domu, że poznam jej mamę i ojca. Nie wiedziałem o nich wiele. Tyle tylko, że są adwokatami i mają własną kancelarię. Ale Magda ani razu nie wspomniała o takim zaproszeniu. Nie rozumiałem tego, ale nie pytałem o przyczynę. Kiedy jednak przyjęła moje oświadczyny, nie wytrzymałem.

– Słuchaj, chyba czas najwyższy, żebyś mnie przedstawiła rodzicom – zagadnąłem.

– Słucham? Eee, nie. To chyba nie jest najlepszy pomysł – odparła.

– A to dlaczego? Musimy się poznać. Niech zobaczą, jakiego będą mieli wspaniałego zięcia – naciskałem.

Jestem tylko kaprysem księżniczki?

Zastanawiała się przez dłuższą chwilę.

– Mam mówić szczerze czy na okrągło?

– Szczerze! Nie lubię owijania w bawełnę.

– A więc dobrze… Dla nich nie jesteś wspaniały – zawiesiła głos.

– A to dlaczego? Brakuje mi czegoś? – zdenerwowałem się.

– Nie, pewnie, że nie! Jesteś najcudowniejszym facetem pod słońcem. I nie chcę żadnego innego. Ale moi rodzice są, że tak powiem, bardzo konserwatywni. Nie lubią ludzi spoza naszego środowiska. Uważają, że powinnam wyjść za adwokata, dobrze zapowiadającego się polityka albo przynajmniej lekarza – wypaliła.

– Ale ty wolisz mechanika?

– Zdecydowanie. I wcale przed nimi tego nie ukrywam. Widzieli pierścionek. I… – znowu zamilkła.

– Nie są zachwyceni? – dokończyłem.

– No właśnie. Boję się, że powiedzą coś niemiłego i będzie ci przykro. Dlatego chcę dać im jeszcze trochę czasu. Niech się oswoją z wiadomością o naszych zaręczynach. Może wtedy złagodnieją.

– A jak nie, to mnie zostawisz?

– No coś ty, za bardzo cię kocham! Ale zależy mi na dobrych układach z rodziną.

– W takim razie poczekajmy.

Zgodziłem się nie dlatego, że bałem się konfrontacji z rodzicami Magdy. Raz, że choć jestem „tylko” mechanikiem, nie czuję się gorszy, dwa, mam twardą skórę i umiem przyjmować ciosy. Po prostu nie chciałem zaczynać naszej znajomości od awantury. W zasadzie jestem spokojnym człowiekiem, ale gdy ktoś mnie obraża, i to za nic, wpadam w złość i nie pozostaję dłużny.

Uznałem więc, że rzeczywiście lepiej poczekać

Ślub planowaliśmy dopiero za półtora roku, więc było trochę czasu. Jakieś trzy tygodnie po tamtej rozmowie, pracowałem w warsztacie od bladego świtu. Choć jestem właścicielem, zasuwam razem z chłopakami.

Zwłaszcza gdy kolejka samochodów do naprawy jest długa. W pewnym momencie na parking wjechał czarny jaguar. Wysiadł z niego mężczyzna w średnim wieku. Myślałem, że to klient, więc podszedłem bliżej i zapytałem:

– Coś nie tak z samochodem?

– Nie. Auto jest w porządku. Szukam właściciela – burknął facet.

– To ja. Słucham? – uśmiechnąłem się.

– Aha – obrzucił mnie niechętnym wzrokiem. – Jestem ojcem Magdy.

– Mojej narzeczonej? Miło mi pana poznać – zdjąłem rękawiczki i wyciągnąłem rękę, ale zawisła w powietrzu, kiedy gość nie odpowiedział na przywitanie.

– Będę mówił krótko, bo nie mam czasu. Żadnego ślubu nie będzie. Jeśli córka ma ochotę jeszcze z tobą trochę poromansować, proszę bardzo. Jest młoda, niech korzysta z życia. Ale na nic więcej nie licz. Zrozumiano? – warknął.

– Nie, nie zrozumiano! Kocham Magdę, a ona mnie. I pobierzemy się nawet bez pana zgody – nastroszyłem się.

– Słuchaj, Marcinie, bo tak masz chyba na imię? Moja córka to bardzo mądra, ale chwilami szalona dziewczyna. Na razie ma okres szaleństwa i może rzeczywiście cię kocha. Ale wkrótce rozsądek jej wróci i zrozumie, że zbyt wiele was dzieli, by ta miłość przetrwała. A do tego uświadomi sobie, ile może stracić przez to małżeństwo. Może się łudzić, jednak nie poświęci dla ciebie rodziny, przyjaciół, swojej zawodowej przyszłości. Pogódź się więc z tym, że jesteś tylko kaprysem, zabawką. I że cię zostawi – uśmiechnął się złośliwie i, zanim zdążyłem coś odpowiedzieć, wsiadł do samochodu i odjechał.

Opowiedziałam Magdzie o wizycie

Powtórzyłem też, co powiedział. Ale się wkurzyła! Krzyczała, że nie jestem żadnym kaprysem i zabawką, a ojciec opowiada takie bzdury, bo ciągle jeszcze nie pogodził się z tym, że jego córka wychodzi za mnie, i próbuje namącić, wbić między nas klin niepewności. Przytuliłem Magdę i powiedziałem, że nic nie robię sobie z tych tatusiowych opowieści i nie pamiętam już z nich nawet słowa.

Ale to nieprawda. Co tu ukrywać, różne myśli krążą mi teraz po głowie. Przecież Magda sama powiedziała, że chce mieć dobry układ z rodziną, przecież po to kończy prawo, żeby zostać adwokatką.

A bez rodziców i ich wpływów raczej jej się to nie uda. Może więc w tym, co mówił jej ojciec, jest trochę prawdy? Przekonam się o tym, gdy założę jej obrączkę na palec. A ślub dopiero latem przyszłego roku. To jeszcze masa czasu i wiele się może zdarzyć…

Czytaj także:
„Spadek po rodzicach, zniszczył moją rodzinę. Przez głupią działkę i trochę kasy, skakaliśmy sobie z bratem do gardeł”
„Narzeczony zmienił zdanie i ulotnił się tuż przed ślubem. Plastrem na złamane serce okazał się... kolega z pracy”
„Moje małżeństwo było więzieniem. Mąż traktował mnie jak niewolnicę i wydzielał każdy grosz. Kiedy zmarł, zaczęłam żyć”

Redakcja poleca

REKLAMA