Nigdy nie chciałam ślubu jak z bajki. To nieprawda, że każda kobieta marzy o tym, aby ten dzień był huczną fetą okraszoną fajerwerkami. Nie miałam ciśnienia na suknię za grube tysiące złotych i przyjęcie z udziałem tłumu ludzi, z których większości nawet nie kojarzę z widzenia. Marek podzielał moje zdanie. Przysięgliśmy sobie, że nie damy się namówić na taki cyrk.
– A co z kościelnym? – taka była pierwsza reakcja mojej matki, kiedy wręczyliśmy jej zaproszenie na nasz ślub.
– Mamo, przecież wiesz doskonale, jaki mamy do tego stosunek – tłumaczyłam, ale jej usta zaciśnięte w wąską kreskę zwiastowały kłótnię.
– Nie podoba mi się to – potrząsnęła z dezaprobatą głową.
– Przecież sama nie chodzisz do kościoła, więc nie rozumiem – czułam, że ciśnienie mi się podnosi. Ukradkiem zerknęłam na Marka, też nie był zachwycony.
– To nie ma nic do rzeczy, to jest ślub! – podniosła głos. – Jak wy to sobie wyobrażacie tak bez kościelnego?! Co rodzina powie?! A co jak dziecko będzie trzeba ochrzcić?!
W tym momencie uznałam za stosowne nie mówić jej, że póki co żadnych dzieci nie planujemy. Może za kilka lat, ale na pewno nie teraz.
– Mamo, taka jest nasza decyzja i proszę, uszanuj ją – nie mogłam dać po sobie, że wszystko się we mnie gotuje, bo tylko bym dolała oliwy do ognia.
– Jeszcze o tym porozmawiamy! – wykrzyknęła rozjuszona. – A teraz proszę, idźcie już, bo z tego wszystkiego muszę się położyć!
Zostawiliśmy zaproszenie na ławie i bez słowa opuściliśmy jej mieszkanie. Gdyby tata żył, taka sytuacja w ogóle nie miałaby miejsca. On umiał z nią postępować, a co najważniejsze, zawsze trzymał moją stronę. Ale taty nie było, a wspomnienie o nim sprawiło, że do oczu napłynęły mi łzy.
Z rodzicami Marka poszło nie lepiej
Brak ślubu kościelnego w zupełności im nie przeszkadzał, ale kiedy dowiedzieli się, że zamiast hucznego wesela chcemy zorganizować tylko skromny obiad dla najbliższych nam osób, rozpętała się istna burza. Usłyszeliśmy, że sobie żartujemy i kpimy z nich oraz z całej rodziny.
– Mam jedynego syna i żeby tak bez wesela! Przecież ja się ze wstydu spalę! – lamentowała matka Marka, a jego ojciec jej wtórował.
– Wesele musi być i koniec! – mój przyszły teść, emerytowany wojskowy, przywykł do wydawania innym rozkazów. – I w ogóle co to za termin? Za miesiąc?! Nie raczyliście nawet tego z nami skonsultować!
Spojrzałam na Marka, był wściekły. Podniósł się z fotela i chwycił mnie za rękę.
– Chodź, Aniu, tacie się chyba wydaje, że nadal jest w armii.
Ich relacje były dość napięte, o czym Marek niejednokrotnie mi opowiadał. Doskonale wiedział, że dyskutowanie z ojcem mija się z celem i jedynie pogorszy i tak już napiętą atmosferę. Do domu wracaliśmy w milczeniu, a kiedy w końcu tam dotarliśmy, rozpłakałam się i przeryczałam całą noc.
Naprawdę tego nie pojmowałam!
Kolejne dni upłynęły nam pod znakiem rozmów z moją matką i z rodzicami Marka. Niestety, przypominały jedynie uderzanie gumowym młotkiem w ścianę. Nic do nich nie docierało. Naprawdę tego nie pojmowałam! Jak można dorosłym ludziom mówić, jak powinni żyć i jak ma wyglądać dzień ich ślubu? Co to za argumenty, że jakaś ciotka się obrazi? Zażądali odwołania ustalonego przez nas terminu i zrobienia wszystkiego, jak ich zdaniem należy – czyli obowiązkowo ze ślubem kościelnym i weselem na minimum 150 osób, żeby broń Boże nie urazić kuzynostwa, którego ja i Marek nie znaliśmy.
Najgorsze w tym wszystkim było to, że sami już zaczęliśmy mieć wątpliwości, a między nas zaczęły się wkradać nieporozumienia. Byłam tym wszystkim zmęczona i poirytowana, podobnie zresztą jak Marek.
– Słuchaj, a może machnąć na to ręką i im ustąpić? – nieoczekiwanie zaproponował Marek. – Przynajmniej dadzą nam święty spokój, a my i tak będziemy żyć po naszemu.
– Oszalałeś? – nie ukrywałam, że słowa te mocno mnie zaskoczyły. – Dasz im dłoń, to zaraz całą rękę zjedzą, dobrze o tym wiesz. Ja nie chcę, żeby ktoś nami dyrygował, bo ma takie widzimisię.
– Ja już sam nie wiem, co robić – Marek był zrezygnowany. – Trudno mi sobie jednak wyobrazić, że rodzice nie przyjdą na nasz ślub.
– Myślisz, że mnie to nie załamuje? – czułam, że jeszcze chwila, a wybuchnę. – Myślisz, że spodziewałam się takiej reakcji z ich strony?
– To może jeszcze powiedz, że to moja wina! – Marka zaczynało ponosić.
Koniec końców strasznie się pokłóciliśmy i noc spędziliśmy w osobnych pokojach. Ponieważ nie należę do osób, które długo chowają urazę, rano przygotowałam dla niego kawę i jego ulubione tosty. Początkowo rozmowa miała ręce i nogi, niemniej nerwy dość szybko wzięły górę nad zdrowym rozsądkiem i kłótnia rozgorzała od nowa.
Wyszłam z domu strasznie zdenerwowany, trzaskając na odchodne drzwiami. Jak się okazało, pojechał do swoich rodziców i oznajmił im, że zrobimy tak, jak chcą. Nie zapytał mnie o zdanie, jakbym w ogóle nie istniała i nie miała w tej kwestii niczego do powiedzenia. Właśnie wtedy uznałam, że miarka się przebrała. To miał być nasz ślub, po naszemu, a nie pokazówka dla rodziny. W zaistniałych okolicznościach podjęłam decyzję o tym, że nie wyjdę za Marka i że to koniec.
Polak zawsze mądry po szkodzie
Moja postawa podziałała na rodziców Marka niczym płachta na byka. Niedoszła teściowa wydzwaniała do mnie z pretensjami, które w mojej opinii nie miały żadnych podstaw. Dostało mi się od różnych.
– W sumie dobrze się stało, bo dla mojego syna nie jesteś odpowiednią partią – taką wiadomość mi nagrała, bo w pewnym momencie przestałam odbierać telefony od niej. Nie miałam ochoty słuchać już tych bredni.
Marek spakował walizkę i opuścił nasze mieszkanie, pomimo że próbowałam z nim porozmawiać. Powiedział, że ma totalny mętlik w głowie i wszystkiego dość po dziurki w nosie.
– Sam już nie wiem, co ty do mnie czujesz – trudno było nie wyłapać nuty złości pobrzmiewającej w jego głosie.
– Czy ty siebie słyszysz? – jego słowa były gorsze niż policzek. – Doskonale wiesz, że bardzo cię kocham!
– Widocznie to nie wystarczy – to było ostatnie, co od niego usłyszałam, zanim wyszedł.
Byłam załamana, ale uznałam, że nie ma opcji, abym jako pierwsza wyciągnęła rękę na zgodę. Czułam się okropnie i nie potrafiłam sobie miejsca znaleźć. Straszliwie za nim tęskniłam i byłam wściekła na rodzinę.
Mojej matki nie chciałam nawet oglądać ani z nią rozmawiać, pomimo że nie było dnia, żeby nie dzwoniła. Po kolejnej z rzędu bezsennej nocy udałam się do lekarza po receptę na jakieś tabletki nasenne oraz po zwolnienie, albowiem nie byłam w stanie chodzić do pracy i skupiać się na obowiązkach zawodowych.
Nie potrafię żyć bez ciebie
Miałam wrażenie, że powoli popadam w jakiś obłęd. Nie mieliśmy kontaktu przez niespełna dwa miesiące. Któregoś wieczoru usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie spodziewałam się gości, ale poszłam otworzyć. Jakież było moje zaskoczenie, kiedy w drzwiach zobaczyłam Marka.
– Mogę wejść? – zapytał nieśmiało.
– Tak, jasne… – nie miałam bladego pojęcia, czego się spodziewać.
W przedpokoju uklęknął przede mną i wręczył mi pierścionek.
– Aniu, wyjdziesz za mnie? Nie potrafię żyć bez ciebie. Byłem idiotą, proszę, wybacz mi.
Nie kryłam wzruszenia i przyjęłam go z powrotem. Na drugi dzień wsiedliśmy w pociąg i pojechali w góry, które oboje tak kochaliśmy. Miesiąc później zostaliśmy mężem i żoną. Świadkowali nam nasi drodzy przyjaciele i to w zupełności wystarczyło. Póki co nie ustaliliśmy, kiedy powiemy o tym rodzicom i czy w ogóle to uczynimy. Najważniejsze było to, że mieliśmy siebie i pragnęliśmy resztę życia spędzić razem.
Czytaj także:
„Narzeczony był ze mną, bo byłam bogata. Po ślubie chciał położyć łapę na moich pieniądzach, żeby przehulać je w kasynie”
„Wmówiłem żonie, że zarabiam krocie na giełdzie. Ona hula na wakacjach w Hiszpanii, a ja po cichu spłacam kredyty”
„Zwierzałam się jej z problemów małżeńskich. Wredna franca namawiała mnie do rozwodu bo chciała uwieść mojego męża”