„Teściowa zachowywała się tak, jakby zmarła razem z ukochanym mężem. To sąsiadka pokazała jej, że warto żyć”

kobieta w żałobie fot. Adobe Stock, fizkes
„Teściowa zachowywała się dziwnie. Odmawiała jedzenia przy stole, a talerze z posiłkami zabierała do siebie. Nie wychodziła do ogrodu, nie chciała spędzać czasu z wnukami. Nawet z Kingą, z którą kiedyś potrafiła przegadać pół dnia, teraz zamieniała ledwie dwa słowa. Okropnie się martwiłam”.
/ 11.05.2023 14:30
kobieta w żałobie fot. Adobe Stock, fizkes

Kiedy zmarł teść, zdecydowaliśmy z mężem, że jego matka zamieszka u nas. Moi rodzice nie potrzebowali naszej pomocy, bo świetnie sobie radzili; zresztą mieszkali o rzut beretem od nas.

Tymczasem mama Tomka kompletnie się załamała, a że poza tym została sama ponad 400 kilometrów od jedynego syna, to szybko zabraliśmy ją do siebie. Miejsca było dużo.

Od paru lat mieszkaliśmy razem

Urządziłam dla teściowej największy pokój na parterze i naprawdę włożyłam w to sporo serca. Piękne storczyki na parapetach zdobiły parapet, w rogu pokoju plazmowy telewizor (kupiliśmy go specjalnie dla niej), nowe łóżko i wielkie okna z widokiem na ogród.

– Chyba będzie zadowolona – powiedziałam do męża, gdy wyjmował walizki teściowej z bagażnika.

Tymczasem mama Tomka wciąż siedziała w samochodzie i chlipiąc w chusteczkę, powtarzała, że nie chce już żyć. Rozumiałam ją. Dwa miesiące wcześniej straciła męża, z którym przeżyła 40 lat… Ale gdy spłakana weszła do domu i nawet nie zerknęła na naszego synka, zrobiło mi się naprawdę przykro. Mimo to zaproponowałam:

– Upiekłam szarlotkę, może zje mama kawałek?

– Nie jestem głodna – mruknęła tylko niechętnie.

To może herbatki? Albo czegoś mocniejszego? Znajomi przywieźli nam wiśniówkę – Tomasz pojawił się w progu, trzymając na rękach Łukaszka.

– Zobacz, synku, babcia przyjechała – powiedziałam, biorąc od męża małego. – Chce go mama potrzymać? – zapytałam, jednak teściowa patrzyła w okno.

– Mama jest zmęczona – powiedział cicho Tomasz, usiłując załagodzić sytuację. – Wezmę go, a wy się rozpakujcie.

– Zadzwoń po Kingę, niech już wraca  do domu – poprosiłam męża. Nasza czternastoletnia córka była właśnie u przyjaciółki.

Babcia zawsze bardzo ją kochała

Może na widok wnuczki choć odrobinę się rozchmurzy?

– Po co to robisz? Zostaw – szepnęła teściowa, patrząc jak układam jej rzeczy.

– Mamo, zostaje mama u nas – powiedziałam cicho, zastanawiając się, czy aby śmierć teścia nie pomieszała jej w głowie.

– A gdzie tam. Przecież ja już długo nie pożyję – machnęła ręką, po czym znowu się rozpłakała jak dziecko.

Przeraziłam się nie na żarty.

– Jest mama chora? Coś się stało? Przecież niedawno lekarz mówił, że wszystko jest w porządku.

– Lekarz, lekarz! Co oni tam wiedzą! Ja już żyć nie chcę i koniec! – krzyknęła teściowa, ciskając na łóżko swoją kosmetyczkę. – Komu ja jestem potrzebna, skoro Tadeusza już nie ma?! Po co żyć i zawadą być tylko dla was?! – szlochała.

– Co też mama opowiada? – Tomasz pojawił się w progu i usiadł obok matki, biorąc ją za rękę. – Dzieci tak się ucieszyły, że babcia z nimi zamieszka, my też się cieszymy… – przekonywał ją.

– Kłamiesz, żeby starą matkę pocieszyć! Kto się w dzisiejszych czasach cieszy, kiedy mu się starsi ludzie na głowę zwalają? – warknęła.

Jacy starzy ludzie? Nie ma mama nawet siedemdziesiątki – zaprotestowałam, siląc się na lekki ton, ale mnie ofuknęła:

– Jak będziesz w moim wieku, to zobaczysz! Dajcie mi święty spokój!

Wieczorem pocieszałam męża:

– Dajmy jej parę dni, musi się zaaklimatyzować. W jej wieku zmiany nie są łatwe…

Sytuacja robiła się coraz gorsza

Teściowa zachowywała się dziwnie. Odmawiała jedzenia przy stole, a talerze z posiłkami zabierała do siebie. Nie wychodziła do ogrodu, nie chciała spędzać czasu z wnukami. Nawet z Kingą, z którą kiedyś potrafiła przegadać pół dnia, teraz zamieniała ledwie dwa słowa. Okropnie się martwiłam. Zawsze lubiłam matkę męża i miałam nadzieję, że lepiej się u nas odnajdzie. A tu takie coś!

– Mamo, niech mama chociaż przez chwilę poczyta Łukaszkowi jakąś bajeczkę – prosiłam, lecz mnie ignorowała.

Czasem nawet udawałam, że chcę wyskoczyć do sklepu i nie mam go z kim zostawić, jednak teściowa nigdy nie godziła się, żeby posiedzieć z małym. Doszło do tego, że nawet wcześniej uwielbiająca ją Kinga zaczęła babci unikać.

– Słuchaj, może twoja mama przechodzi jakieś załamanie po śmierci taty. Może trzeba by ją zabrać do lekarza, załatwić jakieś leki – zasugerowałam w końcu mężowi.

– Proponowałem, nie chciała o tym słyszeć. Wiesz, jaka jest, boi się nawet łyknąć aspirynę – mruknął Tomek.

– To co? Będziemy patrzeć, jak się męczy? Staram się ją czymś zająć, podsuwam jej książki, krzyżówki, włączam telewizor, niemal siłą zabieram do ogrodu – wszystko na nic. Nie chce rozmawiać z Kingą, Łukasz się jej boi…

– To co mam robić?! – wybuchnął mąż.

– Może powinna wrócić do siebie? Tam miała przyjaciół, znajomą okolicę…

Jasne, tak najprościej! Jeszcze się dobrze nie zadomowiła, a już chcesz się jej pozbyć, tak?! Mówiłaś, że nie ma problemu, żeby tu zamieszkała, a teraz…

– Uspokój się, Tomek – weszłam mu w słowo. – Nie chcę się jej pozbywać, po prostu sytuacja mnie przerasta.

– W porządku, masz rację. Umówię ją z lekarzem – zdecydował Tomasz. – Może faktycznie musi ją ktoś obejrzeć.

– Powodzenia. Ciekawe jak wyciągniesz ją z domu na wizytę – mruknęłam.

Minął ponad tydzień i nic

Usiłowaliśmy przekonać teściową, żeby zgodziła się porozmawiać z sympatycznym młodym internistą, ale nas zwyczajnie wyśmiała.

– No i co ten lekarz mi niby powie? – prychnęła teściowa, każąc nam zabierać się z jej pokoju. – I dajcie mi już święty spokój! – rzuciła podniesionym głosem.

– Nie jest dobrze. Chyba trzeba będzie zamówić wizytę domową – westchnęłam. „W końcu kiedy lekarz przyjdzie, będzie musiała z nim pogadać… ” – uznałam.

Zadzwoniłam do znajomego – obiecał podesłać do nas kumpla, ponoć dobrego specjalistę. Teściowa konsekwentnie nie chciała go widzieć, ale nie daliśmy jej wyboru. Lekarz został umówiony i tyle.

Dzień później córka wpadła ze szkoły w wyśmienitym nastroju i od progu rzuciła mi się na szyję, powtarzając, że znalazła rozwiązanie problemu babci.

– O czym ty mówisz, dziewczyno? – mruknęłam, ocierając oczy. Od głupiej cebuli cała się popłakałam, a tu jeszcze Łukaszek od rana marudny, teściowa nosa nie wyściubiła z pokoju…

– Mówię o pani Cecylii, tej emerytowanej nauczycielce z końca uliczki. Przecież ona też straciła męża niedawno, jakiś rok temu. Podobno długo nie mogła się pozbierać, ale później zaczęła chodzić do jakiegoś klubu seniora i odżyła – wypaliła moja córka w wielkim podnieceniu.

Wybuchłam nerwowym śmiechem

Po chwili prosiłam Kingę, żeby podała mi ze spiżarki ziemniaki i kilka pomidorów.

– Kotku, jeśli uważasz, że babcia z własnej woli zacznie chodzić na wieczorki w klubie seniora, to chyba ty potrzebujesz lekarza... – powiedziałam niegrzecznie, bo miałam już wszystkiego dość.

– Zapomnij o klubie seniora, mamo! – zawołała Kinga zupełnie niezrażona moim ironicznym tonem. – Chodzi o panią Cecylię! Wpadłam do niej po szkole, zgodziła się do nas przyjść. Powiedziała, że chętnie z babcią pogada, jakoś ją pocieszy. Myślę, że to się uda, zobaczysz!

Prawdę mówiąc, nie bardzo wierzyłam w to, że sąsiadce uda się wyrwać matkę mojego męża z tego upiornego letargu, w jakim była pogrążona, a jednak – jak się okazało – cuda czasem się zdarzają.

Dzisiaj, trzy miesiące od dnia, w którym moja teściowa poznała panią Cecylię, jest zupełnie inną kobietą. Uśmiecha się, chętnie zajmuje się wnukami, raz poszła nawet na brydża do klubu seniora.

Zaprzyjaźniła się z kilkoma miejscowymi wdowami i chyba w końcu zaczęła wierzyć, że pomimo śmierci męża jej życie wcale się jeszcze nie skończyło.

Czytaj także:
„Myślałem, że spadnę z krzesła, kiedy moja żona wyrzuciła z domu wszystkie słodycze, żeby nasza córka mogła zostać jakąś aktorką”
„Myślałem, że spadnę z krzesła, kiedy moja żona wyrzuciła z domu wszystkie słodycze, żeby nasza córka mogła zostać jakąś aktorką”
„Byłam gotowa porzucić rodzinę w imię miłości z dawnych lat. Kochanek dawał mi to, czego brakowało mi w codziennym życiu”
 

Redakcja poleca

REKLAMA