„Na studiach absztyfikant latał za mną z wywieszonym językiem, jednak ja wybrałam kochanka. Po latach dostałam drugą szansę”

zakochana para fot. iStock by Getty Images, shapecharge
„Wstałam i ruszyłam przez las. Po kilku minutach marszu poczułam dym. Stanęłam zaskoczona i nadstawiłam uszu, lecz nic nie usłyszałam. Rozchyliłam ostrożnie krzewy. Przy ognisku siedział jakiś mężczyzna. Usłyszał mnie i się odwrócił. Na jego twarzy pojawił się uśmiech. – Długo każesz na siebie czekać – rozpromienił się jeszcze bardziej”.
/ 07.05.2023 18:30
zakochana para fot. iStock by Getty Images, shapecharge

Płynęłam motorówką po jeziorze i wspominałam dawne lata, gdy byłam jeszcze studentką. Wspaniały czas… Człowiek miał przed sobą marzenia i pewność, że wszystkie się spełnią.

Na studiach uganiał się za mną pewien chłopak, miał na imię Marek. Chyba mnie kochał. Ale ja wolałam patrzeć w oczy Romana. Trzy lata później z tym drugim wzięłam ślub, rok później urodziłam córkę, a po pięciu latach mąż zostawił mnie dla innej. Tak… Roman to był kiepski wybór.

Los sprawił, że w wieku 40 lat wróciłam w miejsce, gdzie spędziłam trzy miesiące studenckiego życia. Tamtego lata wraz z naszym wydziałem archeologicznym wzięłam udział w pracach wykopaliskowych w Ostrowie Lednickim, na niewielkiej wyspie na Jeziorze Lednickim. Co to za miejsce? Wielu z Polaków z pewnością słyszało o chrzcie Polski za czasów Mieszka I. Gdyby jednak ich spytać, gdzie miał on miejsce, to myślę, że większość powiedziałaby, że w Gnieźnie, a tylko nieliczni wskazaliby na małą wysepkę na wodach jeziora.

Wszystko wydarzyło się w marcu 966 roku. Naszym zadaniem nie było jednak poszukiwanie śladów, które potwierdziłyby to doniosłe wydarzenie. Opisano je dokładnie w wielu kronikach i przekazach dworskich z tamtych lat, stąd jakiekolwiek dowody są zbyteczne. Naszym zadaniem było znalezienie śladów Prasłowian, którzy w tym miejscu dokonywali na wyspie swoich pradawnych obrzędów.

Nie ukrywam, że wzięłam udział w wyprawie z musu. Gdybym nie miała kłopotów z geomorfologii i gleboznawstwa, z których to zagadnień miałam egzamin poprawkowy we wrześniu, być może byłabym wolna. A tak, chciał nie chciał, spakowałam plecak i dołączyłam do zespołu. Trzy miesiące na wyspie, na jeziorze, może i było to marzenie wielu osób. Ale ja nie należałam do najszczęśliwszych, gdy po raz pierwszy płynęliśmy łódką na miejsce przyszłych prac.

Niegdyś znajdował się tam święty gaj

Spoglądałam wówczas na pobłyskujące w słońcu grzbiety fal i myślałam o tym, co tu się wydarzyło przed wiekami. Zanim książę przybył na wyspę, 14 kwietnia, prawdopodobnie w Ratyzbonie, gdzie znajdowało się najbliższe Polsce biskupstwo, dokonano chrztu księcia. W trakcie uroczystości wyrzekł się on pogańskich wierzeń.

Mniej więcej miesiąc później, jak można wyczytać w niektórych zapiskach kronikarskich, Mieszko przybył na wyspę, gdzie czekali już na niego księża delegowani do przeprowadzenia obrządku na ziemi polskiej.

O czym tak myślisz? – zawołał Marek, który siedział na dziobie łodzi.

– O chrzcie ziemi.

– To tylko legendy – zaśmiał się.

– W każdej legendzie jest źdźbło prawdy – odparłam poważnie.

Marek próbował mnie udobruchać. O coś mnie tam jeszcze pytał, ale zbyłam go milczeniem. Miałam już dosyć tego, że uważał się za mojego chłopaka, gdy ja sama nie za bardzo miałam ochotę na podobne gierki. Wróciłam do gapienia się na jezioro, w którym książę został zanurzony przez mnichów. Miało to mieć symboliczne znaczenie, że oto władca tej ziemi zmywa z siebie grzech pierworodny, a poświęcona tym aktem woda płynąc, błogosławi ziemię polską łaską pańską.

Godzinę później zajęliśmy się rozbijaniem obozu dziennego, w którym mieliśmy jeść i wypoczywać w czasie prac wykopaliskowych. Namioty wojskowe, drewniane stołki… nigdy nie lubiłam biwakowego życia. A miałam tak spędzić trzy miesiące. Dowiedzieliśmy się, że po drugiej stronie wyspy właśnie rozbijają obóz dzisiejsi Prasłowianie, wyznawcy dawnego boga Światowida. W końcu zanim Polska stała się chrześcijańska właśnie w Ostrowie Lednickim znajdował się święty gaj, który słynął z cudów dokonywanych przez kapłanów.

Dwa tygodnie później, pod wieczór, poszłam na spacer. Chciałam rozprostować kości po całym dniu klęczenia w wykopie z łopatką i pędzelkiem w dłoniach. Dołączył do mnie Marek. Kiedy przeszliśmy pewien kawałek, poczuliśmy woń płonącego ogniska i usłyszeliśmy jednostajne śpiewy. Chwilę potem wyszliśmy na polanę, na której wokół ognia tańczyło kilkanaście osób. Na nasz widok nie przerwali ceremonii. Z tego, co zrozumiałam, przyzywali dawne duchy świętego gaju, żeby im błogosławiły. Odeszliśmy nieco na bok.

– To uroczystość na cześć Światowida – powiedział szeptem Marek.

Przez kilkanaście minut przyglądaliśmy się tańczącym. Później Marek został, a ja wróciłam do obozu.

Może to zwykłe zabobony, a może nie

Przyznam, że po pierwszych dniach pobytu na wyspie byłam pewna, że dopadną mnie bóle reumatyczne. A jednak nic takiego się nie stało. Powiedziałam o tym pielęgniarce.

– Wyspa na Jeziorze Lednickim od wieków była świętym miejscem, gdzie odbywano modły i składano ofiary słowiańskim bogom – doleciał do mnie zza pleców głos Marka.

– Co to ma do rzeczy? – odburknęłam, zła, że podsłuchiwał.

– No cóż, jesteśmy w pradawnym miejscu mocy

– Bzdura – wzruszyłam ostentacyjnie ramionami.

Jednak Marek nie chciał odpuścić.

– Obecne pomiary, które dokonali radiesteci wskazują, że wyspa znajduje się w strefie bardzo silnego podziemnego promieniowania. Niektórzy twierdzą, że jest to jedno z najsilniej promieniujących miejsc na terenie naszego kraju, a natężenie sięga niemal 10 tys. jednostek Bovisa.

Wierzysz w te zabobony? – wzruszyłam ramionami i kazałam mu zostawić mnie samą z pielęgniarką.

Z tego, co pamiętam, nasza piguła nie znalazła wytłumaczenia, dlaczego wbrew chorobie nie doświadczam bólu stawów. Po trzech miesiącach, które spędziłam na wyspie i po powrocie do domu już nigdy nie miałam nawrotu reumatyzmu. Może Marek jednak miał rację i to miejsce było magiczne?

Jak już mówiłam, po wielu latach wróciłam w tamto miejsce. Płynęłam motorówką, którą pożyczyli mi przyjaciele. Zastanawiałam się nad latami, które minęły. Myślałam o Mieszku I, który był chyba największym spryciarzem pod słońcem, skoro wybrał to miejsce na chrzest. Mnisi napierali na niego, by poddani byli świadkami oddania przez niego hołdu chrześcijańskiemu Bogu. I tak się stało, jednak zebrani na brzegu ludzie sądzili, że w słynnym miejscu mocy książę oddaje hołd dawnym bogom. Jeśli zaś chodzi o najbliższą drużynę, która towarzyszyła mu w uroczystości, to oczywiście nic nie wiedzieli o pogańskich wierzeniach dotyczących tego miejsca.

Czyżby owa mistyfikacja wywarła na nas, Polaków, jakiś wpływ? W końcu z jednej strony jesteśmy strasznie pobożni, z drugiej zaś bardzo zabobonni i przesądni, co nie licuje z wiarą.

Zaczęłam myśleć o nim coraz częściej

Wyskoczyłam na brzeg i ruszyłam zarośniętymi ścieżkami tam, gdzie niegdyś był nasz dzienny obóz. Usiadłam na kamieniu. Wokół mnie panowała cisza. Przymknęłam oczy i wydało mi się, że przepływa przeze mnie chłodny prąd. Czyżby owa moc spod ziemi, o której mówił Marek?

Co się stało z dawnymi przyjaciółmi, i gdzie rzucił ich los? Gdzie jest Marek? W tamtej chwili zrozumiałam, że odkąd ból związany z rozstaniem z mężem przeminął, coraz częściej zaczęłam myśleć o zakochanym niegdyś we mnie chłopaku. Cóż, lubimy wracać do dawnych czasów, kiedy jeszcze wszystko było przed nami…

Wstałam i ruszyłam przez las. Po kilku minutach marszu poczułam dym. Stanęłam zaskoczona i nadstawiłam uszu, lecz nic nie usłyszałam. Rozchyliłam ostrożnie krzewy. Przy ognisku siedział jakiś mężczyzna. Usłyszał mnie i się odwrócił. Na jego twarzy pojawił się uśmiech.

– Długo każesz na siebie czekać – rozpromienił się jeszcze bardziej.

Wtedy go poznałam. To był Marek. Włosy lekko mu się przerzedziły, na czole pojawiło się kilka zmarszczek, ale oczy nadal pozostały błyszczące, jak u młodego studenta.

– Czekałeś na mnie? Jesteś tego pewien? – ja też się uśmiechnęłam.

– Tamtego wieczora, gdy odeszłaś, a ja zostałem wśród Prasłowian, tamci zaklinali przyszłość. Ja chciałem, żebyśmy jeszcze raz spotkali się w tym samym miejscu i proszę – spełniło się!

– To przypadek – stwierdziłam.

– Nasze życie składa się z przypadków, które jeśli im się dobrze przyjrzeć, okazują się niezwykłe – odparł całkiem poważnym tonem.

Marek miał rację. To było niezwykłe spotkanie. Nie mieliśmy już po 20 lat, a jednak dostrzegłam błysk w oczach Marka, a on w moich zobaczył, że nie patrzę już na niego obojętnie.

Od dwóch lat jesteśmy razem. Co roku wracamy na wyspę. Oficjalnie mówię, że chcę zwalczyć podziemnym źródłem mocy mój reumatyzm. A prawdziwa… Zapalamy ogień w miejscu, gdzie stał pradawny gaj, i gdzie Mieszko brał chrzest, żeby pomyślność nas nie opuszczała, i żebyśmy byli ze sobą jak najdłużej. 

Czytaj także:
„Partner był o mnie chorobliwie zazdrosny i zmienił moje życie w piekło. Po latach dałam mu drugą szansę”
„Dawny kochanek wrócił po latach, by zburzyć mój spokój. Chce być ojcem dla naszej córki, choć ona zna go jako... brata”
„Porzuciłam miłość życia, bo uwierzyłam w zdradę, lecz wciąż myślałam, czy słusznie. Odpowiedź poznałam po latach”

Redakcja poleca

REKLAMA