Niepotrzebnie tak długo zwlekałam z wyjściem. Mogłam się przecież spodziewać, że mój ukochany mąż lada chwila wróci z pracy...
– Dzień dobry, kochana rodzinko! – dobiegł mnie z przedpokoju jego irytujący głos. Zaraz potem usłyszałam głośny pisk dzieciaków, które jak zwykle rzuciły mu się na szyję, gdy tylko przekroczył próg mieszkania.
Nie mogłam powiedzieć, że się cieszę
Wprost przeciwnie. Westchnęłam ciężko na myśl, że znów będę musiała się tłumaczyć, zanim uda mi się wyjść z domu. A tak niewiele brakowało, by wymknąć się niepostrzeżenie... Dzieci nie zwróciłyby nawet uwagi. Pogrążone w świecie telewizji tylko kiwnęłyby głowami i beznamiętnie przyjęły do wiadomości fakt, że znów wychodzę wieczorem.
Za to mój mąż, Marcel, kolejny raz zrobi mi przesłuchanie. Gdzie? Z kim? Na jak długo? A ja znów odpowiem, że to służbowa kolacja z ważnymi klientami i nie wiadomo, ile potrwa. Obiecam mu też, że wrócę najszybciej, jak się da. A później będę wysłuchiwać, że praca przesłania mi cały świat, ciągle mnie nie ma w domu i nie żyjemy jak prawdziwa rodzina.
Byłam naprawdę wściekła na siebie, że nie wyszłam wcześniej. Po cholerę tyle czasu siedzę w tej łazience?! Należało się streszczać, nawet jeśli nagrodą za półgodzinne upiększanie się przed lustrem było zachwycone spojrzenie Szymona.
– Agnieszko, jesteś tam? – Marcel delikatnie zapukał do drzwi.
– Tak, już wychodzę – odpowiedziałam, starając się, by w moim głosie nie zabrzmiała irytacja, która narastała z każdą chwilą.
Przypudrowałam szybko nos, poprawiłam rzęsy i ostatni raz obejrzałam się w lustrze.
– Nieźle wyglądasz, skarbie – mruknęłam do siebie z satysfakcją.
Szymon uwielbia, gdy tak do niego mówię
Śmieje się, że jest „moim skarbem odnalezionym po latach”. W końcu minęło ich prawie dwadzieścia od czasu, gdy ostatni raz byliśmy parą. Poznałam go w liceum. Chodziliśmy do tej samej klasy, więc siłą rzeczy spędzaliśmy razem sporo czasu.
A odkąd wyznał mi miłość na szkolnej dyskotece, praktycznie się nie rozstawaliśmy. I być może właśnie ta nieustająca bliskość stała się początkiem końca.
Tuż przed maturą coś zaczęło się psuć. Dotrwaliśmy jeszcze do ostatnich egzaminów, a potem ni stąd, ni zowąd mój ukochany oznajmił, że zamierza wyjechać za granicę, do ciotki. Ze wszystkich sił starał się, abym uwierzyła, że ten wyjazd wypadł mu nagle, zupełnie niespodziewanie, bo wcale go nie planował. Ale ja czułam, że jest inaczej i miałam rację. Prawdy dowiedziałam się od jego siostry. Ponoć cała sprawa została nagrana już wiele miesięcy wcześniej.
Czułam się oszukana i zdradzona. Twierdził przecież, że mnie kocha. Planowaliśmy wspólną przyszłość: studia, mieszkanie, a nawet ślub. Po czym zostałam na lodzie. Przez pierwszy miesiąc byłam naprawdę wściekła.
Gdy dzwonił, mówiłam, że nie chcę go znać. Po kilku tygodniach przestał się odzywać, uznając widocznie, że naprawdę nie życzę sobie z nim kontaktów. A ja po prostu byłam zrozpaczona. Złość szybko mi minęła, a w jej miejsce przyszły smutek i tęsknota. Byłam jednak zbyt dumna, aby poprosić rodzinę Szymona o jego adres.
Długo leczyłam rany po tej nieszczęśliwej miłości. Ale nic nie trwa wiecznie. Pewnego dnia poznałam Marcela, mojego przyszłego męża. To on sprawił, że znów zaczęłam się uśmiechać. Nasza miłość była cicha, spokojna, bez szaleństw i fajerwerków. Wszystko zaplanowane, poukładane i w pełni przewidywalne.
Skończyłam studia, potem się pobraliśmy, znalazłam pierwszą pracę i zaczęłam robić tak zwaną karierę. Z krótką przerwą na urodzenie dzieci. Bardzo kocham Martynkę i Czarka, ale nie potrafiłabym wytrzymać, cały czas siedząc w domu.
Nie jestem typem Matki Polki
Moją prawdziwą pasją jest praca, żyję nią i poświęcam jej wiele czasu. Zawsze tak było. Przynajmniej do momentu, gdy na mojej drodze znów pojawił się Szymon.
Pewnego popołudnia dzieci wróciły ze szkoły i oznajmiły mi, że pani Ela, ich nauczycielka angielskiego i zarazem wychowawczyni, idzie na dłuższy urlop i do końca roku szkolnego będzie zastępował ją nowy nauczyciel. Mówiły, że jest miły, zabawny, że ciągle się śmieje i żartuje.
– Niedługo sama go poznasz, mamusiu, za tydzień zebranie – przypomniał Czarek.
– Pan Szymon powiedział, że chce poznać wszystkich rodziców – dodała Martynka.
Pan Szymon? Serce drgnęło mi na dźwięk tego imienia, ale czy to jednemu psu Burek? W następny czwartek chwilę po osiemnastej weszłam do sali, cicho przepraszając za spóźnienie. Usiadłam w ostatniej ławce i ze skruchą spojrzałam na nauczyciela moich dzieci.
„Nie, to niemożliwe... – pomyślałam w pierwszej chwili. – Takie rzeczy się nie zdarzają!” A jednak to był on. MÓJ Szymon. On też rozpoznał mnie od razu i uśmiechnął się do mnie. To było tak, jakby czas się cofnął o dwadzieścia lat. Wiedziałam, że Szymek zaraz usiądzie obok mnie w ławce.
W ogóle się nie zmienił. Minęło już tyle czasu, odkąd widziałam go ostatni raz, a on nie stracił nic ze swego uroku. Oszołomiona, ledwo mogłam skoncentrować się na tym, co mówi. Opowiadał o swoich studiach w Anglii i o tym, że kocha pracę z dziećmi, choć nie ma swoich własnych.
Po skończonym zebraniu celowo nie spieszyłam się z wyjściem, a kiedy wszyscy opuścili już salę, po prostu padliśmy sobie w ramiona. W jednej chwili zapomniałam o wszystkim, co między nami zaszło; o mojej złości i upokorzeniu. Znów patrzyłam mu prosto w oczy, a one uśmiechały się do mnie.
Zaprosił mnie na kolację
Nawet przez moment nie przyszło mi do głowy, żeby odmówić. Zadzwoniłam tylko do domu z informacją, że wrócę później. Oczywiście nie przyznałam się mężowi do spotkania z moim byłym. Skłamałam, że chodzi o pracę.
Tydzień potem zostaliśmy kochankami i to właśnie wtedy zaczęłam być gościem we własnym domu. Praca i Szymon pochłaniały mnie całkowicie. Czułam się jak dawniej: młoda, kochana, atrakcyjna. Rozmyślałam też o swoim małżeństwie. Doszłam do wniosku, że ten układ zwyczajnie mnie znudził.
Czas spędzony z Szymonem zawsze był ekscytujący. Nawet jeśli po prostu siedzieliśmy w jego maleńkiej kawalerce, którą wynajmował na drugim końcu miasta. Zazwyczaj jednak chodziliśmy na kolacje albo wyjeżdżaliśmy na jakąś łąkę czy do lasu. Wszystko to, oczywiście, pod przykrywką nawału pracy.
Gdybym faktycznie tyle harowała przez siedem dni w tygodniu, na moim koncie zebrałaby się już spora sumka. Na szczęście mieliśmy z Marcelem oddzielne rachunki, więc nie zorientował się, że moje zaangażowanie w służbowe sprawy nie przekłada się na finanse.
– Agnieszko, co z tobą? – Marcel po raz kolejny zapukał do drzwi łazienki.
– Moment! – odburknęłam niechętnie.
– Czekam na ciebie na dole, kochanie! – powiedział łagodnie, po czym usłyszałam, jak schodzi po schodach do salonu.
Uderzyło mnie ciepło w jego głosie
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam, kiedy to ja ostatni raz zwróciłam się do niego, używając słowa „kochanie”. Czy raczej, kiedy w ogóle odezwałam się do niego miłym tonem. Chyba kilka miesięcy temu... Czyli zanim spotkałam Szymona. Niespodziewanie poczułam wyrzuty sumienia.
Kiedy godzinę temu szłam na górę do łazienki, dzieciaki jak zwykle oglądały kreskówki. Teraz w salonie panowała atmosfera radosnej ekscytacji, a telewizor był wyłączony. Martynka i Czarek wołali radośnie:
– Wygraliśmy, tatusiu! Wygraliśmy!
Na kanapie leżał rysunkowy projekt pod tytułem „Moja wymarzona podróż”. Dzieci przygotowywały go przez ostatnie kilka tygodni na szkolny konkurs plastyczny.
– Udało się, tatusiu, udało! – wrzeszczały wniebogłosy. – Zajęliśmy pierwsze miejsce!
Serce ścisnęła mi lodowata obręcz. Wróciły ze szkoły już dawno temu i ani słówkiem nie wspomniały o swoim sukcesie…
A przecież byłam w pokoju obok! Tymczasem Marcel nie zdążył się nawet do końca rozebrać, a dzieciaki już od progu zaczęły mu o wszystkim opowiadać.
Wtedy to do mnie dotarło. Czego ja się właściwie spodziewałam? Przez ostatnie pół roku w ogóle nie poświęcałam im czasu. Niekiedy rano udało nam się zamienić kilka słów, ale to wszystko! Wieczorami, gdy wracałam do domu, zwykle już spały. W weekendy zaś wykręcałam się pracą i biegłam do Szymona.
To Marcel opiekował się dziećmi, pomagał im w lekcjach i spędzał z nimi wolny czas. Był dla nich jednocześnie ojcem i matką.
Patrzyłam, jak tulą się do ojca
Chciałabym, żeby mnie też tak ściskały, żeby dzieliły ze mną swoje radości i smutki, żeby mi się zwierzały... Nie mogę dłużej pozostawać na bocznym torze życia mojej rodziny. Przecież oni są dla mnie najważniejsi i kocham ich najbardziej na świecie!
Dzieci zaprojektowały swoją wymarzoną podróż, a ja nawet nie wiem, dokąd chcą pojechać. Odsunęłam się od nich, zostawiłam ich samym sobie. A wszystko to dla kilku chwil namiętności… Kilku potajemnych spotkań na drugim końcu miasta – z mężczyzną, który kiedyś bez skrupułów mnie zostawił.
Gdy tylko znów stanął na mojej drodze, z jaką łatwością ja zostawiłam dla niego swoją rodzinę! Zachowałam się podle i muszę mój błąd naprawić. Nie mogę stracić tego, co naprawdę ważne. Tak dalej być nie może!
Dłużej nie musiałam się zastanawiać. Obróciłam się na pięcie i pobiegłam z powrotem na górę, po czym znów zamknęłam się w łazience i wybrałam w komórce numer Szymona. Odezwała się poczta głosowa:
– Cześć, tu Szymon. Nie mogę teraz rozmawiać. Zostaw wiadomość po sygnale.
– Cześć – rzuciłam szybko. – Z nami koniec. Więcej się nie spotkamy. Nie mogę zostawić swojej rodziny. Żegnaj!
Ręce mi drżały, ale powoli się uspokajałam
Zadziwiające, jak łatwo udało mi się zakończyć ten romans. Bez emocji, bez żalu! Zupełnie jakby nigdy nic dla mnie nie znaczył, jakby był tylko przelotnym szaleństwem! Po chwili telefon zabrzęczał cichutko w mojej dłoni, oznajmiając nadejście SMS-a.
„Skarbie, dobrze się stało. Miałem Ci powiedzieć, że zostaję w Warszawie tylko do końca roku. Wczoraj dostałem propozycję pracy w Szwecji. Myślałem, że dziś o tym porozmawiamy, ale skoro podjęłaś już decyzję, nie będę nalegał. Życzę szczęścia!”.
Zachciało mi się śmiać. Ależ ja byłam naiwna! Nieważne, czy dostał tę propozycję wczoraj, czy wiele miesięcy temu, jak za pierwszym razem. To już nie moja sprawa. Moją sprawą jest moja rodzina.
Przebrałam się w dżinsy i flanelową koszulę, po czym szybko zbiegłam na dół, gdzie moi najbliżsi prowadzili wesołą dyskusję.
– Kochani, mam propozycję – rzuciłam jeszcze na schodach. – Zrobimy razem pyszną kolację, a potem pokażecie mi projekt waszej wymarzonej podróży. Muszę wszystko wiedzieć, bo chcę pojechać z wami!
Czytaj także:
„Już wychodząc za Staszka wiedziałam, że popełniam błąd. Lata przemijały, a ja wciąż tkwiłam przy tym draniu"
„Mój brat zdradzał żonę ze swoją szefową. Żeby ratować ich małżeństwo, wymyśliłam sprytny plan"
„Tamta kobieta zupełnie zawróciła mi w głowie. Chciałem jej pomóc, oczywiście, ale przede wszystkim chciałem ją poznać”