„Teściowa zniszczyła nasze małżeństwo. Powiedziała mojej żonie, że ją uwiodłem. Ona uwierzyła i wybrała kłamliwą matkę”

Teściowa rozbiła nasze małżeństwo fot. Adobe Stock, missty
„– No, powiedz to. Powiedz, że zniszczyłam wasze życie. Nigdy mi tego nie powiedziałeś w twarz, dlaczego? – Bo za bardzo tobą pogardzałem. Bo wiedziałem, że i tak tego nie zrozumiesz, bo byłaś egoistyczną małpą i musiałaś mieć to, czego zapragnęłaś. A kiedy to coś nie mogło być twoje, musiałaś to zniszczyć”.
/ 03.09.2022 10:30
Teściowa rozbiła nasze małżeństwo fot. Adobe Stock, missty

Wróciłem właśnie ze spożywczaka i robiłem sobie kanapki, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Był sobotni poranek, pomyślałem więc, że to sąsiadka z mieszkania obok. Ostatnio coraz częściej wpadała a to coś pożyczyć, a to poprosić o pomoc, bo jej np. z kranu cieknie. Ostatnio wspomniała o wspólnym wypadzie na sobotni jarmark. Rozumiecie – ja samotny, ona samotna, oboje w podobnym wieku.

Nie miałem o to do niej pretensji

Ale nie miałem także ochoty na zacieśnienie znajomości. Westchnąłem więc, zrobiłem bolesny wyraz twarzy, położyłem dłoń na brzuchu, żeby mieć na podorędziu gotową wymówkę, i otworzyłem drzwi. Od razu ją poznałem, choć nie widzieliśmy się… ile? Trzydzieści dwa… nie, trzydzieści trzy lata. Te same wielkie piwne oczy, te same wydatne usta z lekko wystająca górną wargą z powodu leciutko krzywego zgryzu. Lata dodały jej nieco zmarszczek w kącikach ust, kilogramów i kobiecości. Uśmiechała się niepewnie.

– Cześć, Niko – powiedziała cicho.

– Lidka, co tu robisz? – wyrwało mi się.

Szczęk zasuwy w drzwiach obok rozbudził mnie z zadziwienia. Pani Bożenka z pewnością zechce przyjrzeć się mojemu gościowi. Zwłaszcza że to kobieta.

– Wchodź – odsunąłem się od drzwi. – Właśnie zrobiłem świeżą kawę.

Lidka weszła do środka i rozejrzała się.

– Zmieniło się tutaj – zauważyła.

W ciągu tych ponad trzydziestu lat miało prawo – odparłem. – Ale ty się wcale nie zmieniłaś.

– Pochlebca. O tobie tego nie można powiedzieć. Ty wyprzystojniałeś – uśmiechnęła się i teatralnie zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów.

– Zaczynamy od komplementów? Przysługa będzie musiała być więc ogromna – zażartowałem.

Popatrzyliśmy sobie w oczy. Lidka była wysoka jak na kobietę, więc nie musiała za bardzo zadzierać głowy.

– Żebyś wiedział. Mama koniecznie chce się z tobą zobaczyć. Nie jest w najlepszym stanie. Rozumiesz.

Łucja. Moja była teściowa

No, pięknie się ta sobota zaczęła, nie ma co. Lidka była moją pierwszą miłością. Gwałtowną, namiętną, pełną żaru. Byliśmy wówczas bardzo młodzi – ja miałem dwadzieścia cztery lata i właśnie skończyłem studia, ona dwadzieścia dwa, pisała magisterkę. Po miesiącu spania ze sobą uznaliśmy, że nie ma na co czekać. Pobraliśmy się. Dla naszych rodzin był to szok, że tak z zaskoczenia, bez wesela, ale my byliśmy młodzi, szaleni. Seks nas oślepił. Jednak życie to doskonały lek na niewidzące oczy. Po trzech latach już wiedzieliśmy, że seks niczego nie załatwi ani nie naprawi. Wręcz przeciwnie. Wzięliśmy rozwód. I nie było nawet szans na przyjaźń. Matka Lidki już się o to postarała. Moja była żona usiadła przy stole w kuchni, ja nalałem jej kawy do filiżanki.

– Cukier? Mleko? – spytałem.

– Poproszę. Nigdy nie nauczyłam się pić czarnej jak ty.

– A ja piję teraz taką jak ty – odparłem i wlałem do swojej kawy mleko. – Tylko nie słodzę. Mam stan przedcukrzycowy.

Uniosła brwi.

– Zawsze kochałeś słodkości. Ciasteczka, czekoladki. Tylko wcale tego po tobie nie było widać. Nienawidziłam twojej przemiany materii. Ja tyłam od powietrza – zaśmiała się.

– Dobrze ci w tej nieco pełniejszej odmianie – przyznałem. – Zawsze uważałem, że jesteś zbyt drobna.

– A ja dostawałam wścieklicy, gdy przynosiłeś smakołyki, bo jestem łakoma. Jak w domu było żarcie, to wsuwałam. A chciałam być szczupła. Teraz mi to przeszło.

Uśmiechnęliśmy się do siebie niepewnie jak przeciwnicy, którzy nie wiedzą, jak się zachować w czasie rozejmu.

Co z mamą? – spytałem.

Lidka westchnęła.

– Ma osiemdziesiąt pięć lat. Cukrzyca, arytmia serca, problemy z kręgosłupem. Astma. Ostatnio stan się pogorszył. I nagle dostała obsesji. Koniecznie chce się z tobą zobaczyć. O niczym innym nie da się z nią porozmawiać. „Sprowadź Nikodema, córka”, powtarza. Od dwóch dni odmawia jedzenia. „Sprowadź Nikodema” – Lidka napiła się kawy, ale wiedziałem, że to wymówka, by zebrać myśli. – Ja myślę, że ona się żegna ze światem.

– Ale dlaczego akurat ze mną? Po tym wszystkim – wzruszyłem ramionami.

Lidka rzuciła na mnie szybkie spojrzenie i znów wbiła wzrok w filiżankę.

To było trzydzieści lat temu. Ona jest stara i schorowana. Okaż litość.

– Ona litości nie miała.

Lidka wstała.

– Cóż. Spróbowałam. Przepraszam, że przeszkodziłam ci w sobotę.

Chwyciłem ja za rękaw.

– Czekaj. Przyjadę. Jak widzisz, staram się być dorosły – wykrzywiłem wargi w cierpkim uśmiechu.

„Postaraj się być dorosły”. Pod koniec małżeństwa słyszałem to od Lidki przynajmniej raz dziennie. Tak jak: „Jesteś tyranem” czy „Nie jestem twoją niewolnicą”. I najgorsze: „Kłamiesz jak wąż. Nie wierzę ci”. Miesiąc później Lidka wyprowadziła się z mieszkania i wróciła do matki.

Wybrała ją, nie mnie

To zabolało najbardziej. To było dziwne, ale w jakiś sposób, gdy patrzyłem na Lidkę, trzydzieści lat jakby skurczyło się do dni. Znikły. Siedziała po drugiej stronie stołu, jakby zawsze to było jej miejsce. Jakby nie zajmowały go wcześniej inne kobiety, dwie moje byłe żony.

– Halo, Nikodem? – Lidka pstryknęła palcami, wybudzając mnie z zamyślenia. – Zasnąłeś?

– Tak. I śniłem o przeszłości. Nie wszystko było złe, prawda?

– Nie. Nie było.

Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, a ja naprawdę poczułem, jakbym cofnął się w czasie. Odchrząknąłem.

To kiedy mam wpaść?

– Dziś wieczorem, jeśli możesz, po osiemnastej – Lidka nagle zaczęła się pospiesznie zbierać. – Teraz muszę załatwić pewne sprawy. Tu jest mój adres i telefon – położyła na stole kartkę z danymi.

I właściwie uciekła. Kiedy stałem w otwartych drzwiach, patrząc, jak wsiada do windy, drzwi mieszkania sąsiadki otworzyły się i wyłoniła się z nich sama pani Bożenka. Jakaś taka niezbyt zadowolona.

– Nowa znajoma, panie Nikodemie?

Stara żona – odparłem, wciąż gapiąc się na zamknięte drzwi windy. – Wie pani, to dziwne, jak upływ czasu zaciera w naszej pamięci wszystkie złe wspomnienia. Patrzę na moją pierwszą, i widzę jedynie wyjątkowo atrakcyjną kobietę, z którą przeżyłem wspaniałe chwile. Czy pani też tak ma w stosunku do swoich byłych? – spytałem, naiwnie otwierając szeroko oczy.

Spojrzałem na sąsiadkę, a ta gwałtownie poczerwieniała ze złości.

– Nie, nie mam – odparła, po czym weszła do mieszkania i zatrzasnęła drzwi.

Uśmiechnąłem się do siebie

Tak, najwyższy czas postawić sąsiedzkie granice. Przed siedemnastą, tuż zanim wyszedłem, zadzwoniła Monika, moja córka z drugiego małżeństwa.

– Tata – powiedziała – Radek skrewił, nie mam z kim zostawić Basi, a lecę na 18 na zajęcia. Mógłbyś? Pliiiz…

Monika pracuje w siłowni, prowadzi aerobik i inne treningi. A Radek to ojciec Basi. Moja córka nie chce wyjść za niego za mąż i wcale się jej nie dziwię, bo facet jest zupełnie nieżyciowy. To nie pierwszy raz, jak muszę rzucać wszystko i lecieć po wnuczkę, bo jej tatuś zapomniał, że miał się zająć własnym dzieckiem. Zazwyczaj z radością brałem Basię, bo to wyjątkowo rezolutna pięciolatka, no ale akurat dzisiaj nie bardzo mi to pasowało. Tyle że ja nie mogłem córki zawieść.

Monika mieszka dwie przecznice dalej, więc po drodze do Lidki wziąłem Basię i jej plecak z kredkami i blokiem rysunkowym. Dogadałem się z wnuczką, że będzie grzecznie sobie rysowała w kąciku u cioci Lidki, a dziadek załatwi ważną sprawę.

A ciocia Lidka to jest miła? – spytała.

– Hm, sam jestem ciekaw – odparłem. – Dawno jej nie widziałem. Powiesz mi, czy jest miła, dobrze?

– To będzie taka moja tajna misja, tak, dziadku? – dziecko spojrzało na mnie wielkimi zielonymi oczkami, a ja poczułem, jak zalewa mnie fala czułości.

Ostatnio czytałem jej bajkę o Baltazarze Gąbce i tajne misje strasznie się jej spodobały.

– Tak, kruszynko, to będzie twoja bardzo ważna misja – odparłem.

– Ładnie pachniesz, dziadku – dodała Basia, kiedy sadzałem ją w foteliku na tylnym siedzeniu.

Obwąchała moją twarz małym noskiem i dała całuska w policzek.

– Jak w święta. To musi być bardzo ważna sprawa – powiedziała ze śmieszną u dziecka powagą i pokiwała głową.

Zrobiło mi się głupio. Mądralka zauważyła to, czego ja nie chciałem zauważyć – że cholernie mi zależało, by zrobić lepsze wrażenie na Lidce niż rano, kiedy przydybała mnie w starych dżinsach i spranej koszuli. Pół dnia grzebałem w szafie. No i ta siwizna we włosach… dobrze, że genetycznie nie mam skłonności do łysienia, choć czoło jednak jakby nieco wyższe. No i te wory pod oczami. Zmarszczki na twarzy. I usta już nie tak jędrne… Zmusiłem się, by odejść od lustra, zanim wpadnę w dół.

Lidka mieszka na nowym osiedlu na obrzeżach miasta. Zgrabne segmenty schowane są w wypielęgnowanej zieleni przydomowych ogródków. Z tyłu rozciągały się jeszcze pola. Powietrze pachniało dojrzewającym zbożem.

– Ładnie tu – mruknąłem do wnuczki, wyjmując ją z fotelika. – Miałabyś tu raj.

Kiedy wchodziliśmy przez furtkę do ogródka, Lidka stanęła w otwartych drzwiach domu. Kiedy zobaczyła Basię, jej twarz cała się rozświetliła.

Serce zabiło mi mocno

Jak wtedy, gdy pierwszy raz zobaczyłem ją na obozie dla dzieci z domu dziecka, gdzie byliśmy wychowawcami.

To Basia, moja wnuczka. Jej mama pracuje, więc musiałem się nią zająć.

– Witaj, maleńka. Lubisz małe kotki? Moja Grunia się okociła i ma pięć puszystych kuleczek. Biegnij – wskazała na pokój za sobą.

Basia tylko pisnęła, rzuciła plecak i pobiegła. To było na tyle, jeśli chodzi o rysowanie i tajną misję.

Jesteś szczęściarzem – powiedziała Lidka, patrząc za małą. – Moja córka chyba nie będzie mieć dzieci. Tak, wiem, że kiedyś w ogóle nie chciałam wnuków. Ale wszystko się zmienia...

Może Lidia zmieniła się wewnętrznie, ale jej ciało wciąż na mnie działało jak kiedyś...

– Nikodem, lat niecałe sześćdziesiąt. Potrójny rozwodnik, sam od lat ośmiu. Dumny ojciec jednej córki i zakochany dziadek jednej wnuczki. Potrafi świetnie gotować, sprzątać i od pewnego czasu uważa, że kobiety mają prawo do własnego zdania i kariery zawodowej. Bardzo żałuje, że dotarło to do niego tak późno. Miło mi cię poznać.

Staliśmy tak przez chwilę, zapatrzeni w siebie, z dziwnym uczuciem deja vu. Zawiał wiatr i uczucie zniknęło.

Twoja matka…? – spytałem.

Lidka puściła moją dłoń i powiedziała:

– Na piętrze. Ja pójdę do Basi.

Odwróciła się i poszła, a ja przez chwilę podziwiałem łagodne kołysanie się pełnych bioder. Po czym westchnąłem i wszedłem na piętro. W pokoju był półmrok. Zasłony zasunięte, na stole stała lampka nocna rzucająca ciepłe światło. Bardzo korzystne dla urody. Łucja siedziała w fotelu, ładnie ubrana i uczesana. Patrzyła na mnie uważnie. Trzydzieści trzy lata temu wyglądała podobnie jak teraz jej córka – wysoka, przystojna kobieta w średnim wieku, elegancka i zadbana.

Teraz była staruszką u progu śmierci

Ona już to wyczuwała, widziałem to w jej oczach. Przysunąłem sobie krzesło i usiadłem naprzeciwko niej.

– Witaj, Łucjo.

Nikodem. Zmieniłeś się.

Głos staruszki był lekko ochrypły, pewnie od tych papierosów, które namiętnie paliła. Cud, że nie dostała raka.

– Wszyscy się zmieniliśmy. Chciałaś się ze mną widzieć. Czy mam się czuć pochlebiony, że wciąż o mnie pamiętasz? Mimo szczerych chęci, nie potrafiłem powstrzymać się od złośliwości.

– Chciałabym zapomnieć, ale im jestem starsza, tym mocniej wszystkie moje grzechy domagają się odkupienia.

Ona chyba żartuje.

Nie da się zawrócić czasu – powiedziałem. – A bez tego odkupienie jest niemożliwe, a przeprosiny bezcelowe.

– No, powiedz to – uniosła suchą, pokrytą starczymi plamami dłoń i przyłożyła ją do gardła. – Powiedz, że zniszczyłam wasze małżeństwo. Nigdy mi tego nie powiedziałeś w twarz, dlaczego?

Znów powinienem był zmilczeć, powiedzieć coś fałszywie uprzejmego. W końcu była to kobieta na krawędzi śmierci. Ale jej widok przywołał wspomnienia. Te, o których nie chciałem pamiętać. Zapiekły żal, o którym myślałem, że już dawno zniknął, nagle wylał się ze mnie żrącą strugą.

– Dlaczego? Bo za bardzo tobą pogardzałem. Bo wiedziałem, że i tak tego nie zrozumiesz, bo byłaś egoistyczną małpą i musiałaś mieć to, czego zapragnęłaś. A kiedy to coś nie mogło być twoje, musiałaś to zniszczyć.

– Mimo wszystko przepraszam – wyszeptała – zasuszona, skurczona, cierpiąca staruszka.

Poczułem złość na siebie, że nie potrafiłem się opanować. Kiedyś byłem właśnie taki bezkompromisowy. Mówiłem, co myślałem, nie zważając na konsekwencje. Ale w końcu zrozumiałem, że to postępowanie głupca. Że mądry człowiek wie, kiedy walnąć pięścią w stół, a kiedy położyć po sobie uszy. Że czasem można więcej wygrać, nie stając do walki. Wydawało mi się, że zdusiłem w sobie tego rewolucjonistę za trzy grosze. A wystarczył widok tej jednej kobiety, by wszystkie moje wady wróciły. Już chciałem pozwolić, by zalał mnie wstyd, kiedy to zobaczyłem – błysk w starczych oczach. Leciutki ruch kącika wąskich ust. Minimalne przechylenie głowy na bok jak u kobry, która obserwuje swoją ofiarę tuż po ugryzieniu.

Ona zawsze tak robiła, gdy uderzała

Uderzała, by bolało, a potem patrzyła, jak ofiara się skręca. A wiecie, co było najbardziej w tym niesamowitego? Że nikt poza mną tego nie widział. Nikt nie rozumiał, że ta poza skrzywdzonej ofiary to właśnie tylko poza. Że jej słowa, które u innych wywoływały poczucie winy i świadomość, że jest się kanalią, były przemyślane i wyćwiczone. Łucja rządziła łzami i przeprosinami za nie swoje grzechy. I była bezlitosna. Od dnia, kiedy Lidka przyprowadziła mnie do domu matki wdowy, Łucja zdecydowała, że chce mnie córce odebrać. W ostateczności była skłonna dzielić się mną. Dostała obsesji. Po roku starań, gdy zrozumiała, że nie ma szans, postanowiła się zemścić. Najpierw sączyła jad w uszy Lidki. Ona, doświadczona kobieta, widziała mnie na wskroś i potrafiła wypunktować wszystkie moje wady. I wskazywała je mojej żonie, która nie miała wyjścia, jak tylko je zauważyć. I spróbować naprawić.

W końcu Łucja zrozumiała, że moje wady nie są na tyle odpychające, by zniszczyć nasz związek. Wtedy powiedziała córce, że ją uwiodłem. A Lidka jej uwierzyła. Jej, nie mnie, kiedy starałem się udowodnić, że to kłamstwo. I odeszła. A ja miałem do niej wielki żal, że wybrała matkę, więc o nią nie walczyłem. A teraz minęły trzydzieści trzy lata i siedziałem przed swoją nemezis, która pozostała manipulantką. Tylko że ja już nie byłem tym naiwnym, gorącogłowym dwudziestoparolatkiem, który nie umie mądrze poradzić sobie z taką kobietą. Miałem pięćdziesiąt sześć lat, więcej niż ona wtedy.

Już wiedziałem, jak nie dać jej satysfakcji

Ogarnąłem się, opanowałem i powiedziałem:

– Nie zniszczyłaś naszego małżeństwa. Może tylko sprawiłaś, że szybciej dostrzegliśmy to, że nie pasujemy do siebie. Zbyt się różniliśmy, a byliśmy zbyt młodzi, by umieć iść na kompromisy, docierać się.

I nagle zrozumiałem, że to jest prawda. Że przez te wszystkie lata, gdy myślałem o tej pierwszej miłości, tak silnej i bezkompromisowej, i o swoim pierwszym małżeństwie, to właśnie teściową obwiniałem o to, że mnie i Lidce się razem nie udało.

– Ale wiesz co, dziękuję ci, że mnie wezwałaś – powiedziałem. – Mam takie przeczucie, że teraz ja i Lidka już do siebie pasujemy. Że czas i doświadczenia zmieniły nas, wygładziły nasze ostre krawędzie. Że właściwie właśnie teraz powinniśmy się spotkać, nie wtedy. Myślę, że i bez twojej ingerencji byśmy się rozstali, tylko że o wiele później, może parę dzieci później, tak poranieni w naszej codziennej wojnie, że pokój już nigdy nie byłby możliwy.

Oczekiwałem na twarzy Łucji wyrazu złości, może rozczarowania, ale ona się uśmiechnęła. A jej uśmiech był zaskakująco szczery.

– Dobrze, że to zrozumiałeś, Niko. A jednak odkupienie jest możliwe. Teraz idź, jestem zmęczona. Chcę już odpocząć – i zamknęła oczy.

Zmarła dwa dni później, we śnie. Przyznam, że byłem zmieszany. Czyżbym znów dał się zmanipulować jak pierwszy naiwny? Ale jednocześnie czułem się tak, jakbym kiedyś oddychał tylko kawałkiem płuca, a teraz nabrałem powietrza pełną piersią. Zszedłem na parter. Przez chwilę patrzyłem, jak Lidka bawi się z Basią i kotkami. Moja była żona podniosła głowę, spojrzała na mnie i powiedziała:

– Kiedy jej oznajmiłam, że przyjdziesz, to się przyznała. Że skłamała. I że kiedy nie dałeś się uwieść, to z zemsty zniszczyła nasze małżeństwo. Brak mi słów…

Podszedłem i usiadłem obok niej na dywanie. Zaraz jakiś kotek przytuptał i wdrapał się na moje kolana.

– Sami je zniszczyliśmy, bo nie było innej możliwości – powiedziałem. – A co to znaczy, wyjaśnię ci podczas kolacji, którą sam ugotuję dla ciebie. I wyjaśnię ci też, dlaczego teraz może być między nami całkiem inaczej. Tak jak być powinno. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA