„Teściowa wyrywała mi dziecko z rąk i krzyczała, że jestem złą matką. Musiałam to znosić, bo przecież żyłam w jej domu”

Kobieta, która dręczy teściowa fot. Adobe Stock, slayer87
„W kółko słyszałam: „Nie tak. Ja bym zrobiła inaczej. A czy Kubusiowi nie jest zimno? Włóż mu grubsze skarpetki. Ja mojemu Tomusiowi sama przecierałam i gotowałam warzywa, zamiast kupować gotowe…” – i tak dalej, aż do obrzydzenia. Nie wytrzymałam”.
/ 17.04.2022 05:28
Kobieta, która dręczy teściowa fot. Adobe Stock, slayer87

Moi rodzice prowadzili kwiaciarnię; właściwie się w niej wychowałam. Nie sądziłam jednak, że spotkam w niej swojego przyszłego męża. Tomek przyszedł, żeby kupić róże; już nie pamiętam, czy z okazji Dnia Matki, Kobiet, Nauczyciela czy jakiejś innej. Pamiętam tylko, że pomagałam mamie. I nagle wszedł on – wysoki, przystojny brunet. Spojrzał mi w oczy i przepadłam. Postanowiłam, że muszę go poznać...

Byłam wtedy w pierwszej klasie liceum, a on szykował się do matury. Pobraliśmy się kilka lat później. Miałam dwójkę rodzeństwa i niespecjalnie mogłam liczyć na duży posag. Ale Tomek był jedynakiem, a jego rodzice posiadali spory dom i zaoferowali nam piętro.

– Zrobicie sobie osobne wejście i będziecie na swoim.

Brzmiało kusząco. Nie musielibyśmy brać kredytu na resztę życia, żeby kupić dwupokojowe lokum w bloku – za cenę mieszkania pod jednym dachem z teściami, mogliśmy już na starcie mieć trzy pokoje, kuchnię i łazienkę, wszystko tylko dla siebie w domu na przedmieściach, z dużym ogrodem i w spokojnej okolicy.

Konieczny był jednak remont. Trochę pieniędzy odłożyliśmy, więc mogliśmy zacząć od razu. Mój Tomek był obrotny i wiele rzeczy potrafił zrobić sam, a z czym sobie nie radził, w tym pomagał mu ojciec. Acz do łatwych ta współpraca nie należała. Teść to typ człowieka, który uznaje tylko jeden sposób działania: swój. Często więc słyszałam, jak krzyczał:

– Czemu tak to robisz? Zostaw! To trzeba inaczej!

Kiedy Tomek pracował ze swoim ojcem, zawsze kończyli późno, a mój mąż był potem wypompowany. Gdy pytałam, czy nie moglibyśmy zrobić tego sami albo z pomocą któregoś z jego kolegów, tylko ciężko wzdychał.

– Wtedy ojciec obrazi się na amen. A na fachowców nas nie stać. Poza tym on zawsze taki był, zdążyłem się przyzwyczaić.

Tak dalej być nie może, nie wytrzymam!

Okej, przeżyliśmy jakoś ten remont. Mieszkanie na pięterku nie wyglądało, co prawda, dokładnie tak, jakbyśmy z Tomkiem chcieli, ale cóż, darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda, a teść potrafił postawić na swoim, święcie przekonany, że jego rady i pomysły są najlepsze.

Tomek dobrze zarabiał, więc na życie nam nie brakowało. Beztroska sprzyja miłości, więc szybko zaszłam w ciążę. Niestety musiałam na siebie uważać. Dostałam zwolnienie lekarskie i nie miałam innego wyboru: musiałam siedzieć w domu, w towarzystwie… kochanej teściowej.

O rety, jak ta kobieta potrafiła zmęczyć! Przychodziła do nas pod byle pretekstem – wciąż nie mieliśmy osobnego wejścia, wystarczyło więc pokonać kilkanaście schodów – i już gadała jak najęta.

Jasne, pomagała mi przy sprzątaniu czy gotowaniu, ale bez przerwy przy tym nadawała. O wszystkim i o niczym. Co u sąsiadów, co w kościele, do którego nie chodzimy, a przecież powinniśmy, bo kto to widział, taka porządna rodzina, dobrze chociaż, że ustąpiliśmy i wzięliśmy ślub kościelny. Chwaliła się, co sobie ostatnio kupiła, gdzie była… uff. No i dawała setki rad odnośnie wychowania dziecka, bo już to przeszła, więc wie najlepiej, co i jak.

Któregoś dnia przyniosła mi jakiś prezent.

– Co to? – zapytałam, oglądając dziwne zawiniątko.

– Rożek – odparła. – Do zawinięcia dziecka, jak będziesz wychodzić ze szpitala. – Jest podszyty futerkiem. Żeby maleństwo nie zmarzło.

– Ale ja mam termin na koniec czerwca…

– Przyda się – powiedziała niezrażona. – Zobaczysz.

No cóż, nie przydał się ani razu…

Starałam się nie denerwować, bo to mogło zaszkodzić dziecku, ale czasem bywało trudno. Jak na przykład przy urządzaniu pokoju dla małego.

– Nie uważasz, że lepiej łóżeczko postawić przy oknie?

– Tu mamy taki kącik, gdzie świetnie pasuje…

– Ja bym je dała jednak przy oknie. Czekaj, przesunę.

No i przesuwała, ostentacyjnie stękając z wysiłku. Zapewne miało mnie to skłonić do pomocy, ale nie zamierzałam kiwnąć nawet palcem w kapciu.

– No proszę, od razu lepiej – zawyrokowała, zadowolona z siebie.

Rany, dobrali się z teściem w korcu maku!

Wieczorem poprosiłam Tomka, żeby przestawił łóżeczko na właściwe miejsce, które wcześniej razem wybraliśmy. Efekt? Teściowa nie odzywała się do mnie przez kilka dni. W końcu zaczęłam niemal błagać Tomka, żeby wziął kredyt, pożyczkę, cokolwiek, i wreszcie zrobił to osobne wejście z zewnętrznymi schodami, a zamurował dotychczasowe.

– Obiecywali nam, że będziemy mieli mieszkanie tylko dla siebie, tymczasem twoi rodzice ciągle tu przesiadują i do wszystkiego się wtrącają – marudziłam.

Długo rozmawialiśmy i w końcu się zgodził. Zresztą taki był plan od samego początku, tylko że wcześniej zamierzaliśmy najpierw uzbierać pieniądze, a potem w miarę możliwości zrobić wszystko własnymi siłami. Teraz jednak, pod wpływem mojego narzekania, Tomek postanowił wziąć niewielką pożyczkę i zatrudnić fachowców. Nie przeszło to bez echa.

– Wpędzasz mojego syna w długi – zarzuciła mi teściowa.

Spodziewałam się, że jakoś to skomentuje, ale takie oskarżenie to już była przesada. Nie wytrzymałam.

– Naprawdę myśli mama, że marzę o długach? Bynajmniej. Chcę po prostu, żebyście przestali się wtrącać w nasze życie!

Pożałowałam tych słów, ledwo je wypowiedziałam. Teściowa zacisnęła wargi, odwróciła się na pięcie i wyszła. Nagle zostałam sama ze sprzątaniem, gotowaniem i całą resztą. Lekarz mówił, żebym się nie przemęczała, ale nie bardzo miałam wyjście. Tomek wracał zmęczony i głodny z pracy, a ja czułam się w obowiązku, żeby mu przygotować obiad.

Nie rozmawialiśmy zbyt często o tym, co zaszło. Dopóki schody i drzwi nie były gotowe, starałam się unikać teściów; przemykałam po „ich terenie”, ilekroć szłam na zakupy, choć z racji mojego stanu i gabarytów nie było to łatwe. Tomek wieczorami wpadał do rodziców na godzinę, dwie.

Ja zostawałam sama na górze i czułam się wykluczona. W sumie sama byłam sobie winna, powinnam siedzieć cicho, tyle że wtedy wszystko zostałoby po staremu. Już nie wiedziałam, która opcja gorsza.

Zgoda nie trwała długo, znów puściły mi nerwy

Miałam nadzieję, że po urodzeniu dziecka coś się zmieni. No i faktycznie, stojąc nad dziecięcym łóżeczkiem w szpitalu, niby pogodziłam się z teściową. Ale w domu wszystko wróciło do „normy”.

W kółko słyszałam: „Nie tak. Ja bym zrobiła inaczej. A czy Kubusiowi nie jest zimno? Włóż mu grubsze skarpetki. Ja mojemu Tomusiowi sama przecierałam i gotowałam warzywa, zamiast kupować gotowe…” – i tak dalej, aż do obrzydzenia. Efekt można było przewidzieć: znów nie wytrzymałam.

Kubuś zafundował mi ciężką noc. Nie mógł zasnąć, ciągle płakał, a ja go nosiłam i próbowałam uspokoić. Tomek miał nocną zmianę, nie mógł mi pomóc. No więc chodziłam po sypialni, próbując uspokoić synka, aż w progu zjawiła się teściowa. Rozczochrana, w długiej koszuli nocnej przypominała upiora.

– Czemu on tak płacze? – zapytała. – To już trwa kilka godzin, nie możemy spać.

– Nie wiem – odparłam zgodnie z prawdą.

Byłam zmęczona i widok teściowej nie poprawił mi nastroju.

– Mój Tomuś nigdy się tak nie darł. Zawsze potrafiłam go ukołysać.

– To nie jest twój Tomuś.

– Daj mi go – zażądała, wyciągając ręce.

– Nie – odparłam, tuląc mocniej Kubusia.

– Słuchaj no, ty…

– Wyjdź! – krzyknęłam, nie czekając na ciąg dalszy. – Wynoś się z mojego domu!

– To nie jest twój dom!!!

Aha, no to wreszcie miałyśmy jasność. Przelała się czara goryczy. Tak jak stałam, w koszuli nocnej, kapciach, z dzieckiem na rękach, wybiegłam na taras, a potem schodami w dół. Uciekłam do rodziców. Gdy mama zobaczyła mnie w progu, całą zapłakaną, zdyszaną, z Kubusiem w objęciach, aż zbladła.

– Dziecko, co on ci zrobił?

– Dzwonię na policję – dodał ojciec.

Zdołałam się trochę uspokoić i wszystko im opowiedziałam. Kubuś w tym czasie jakimś cudem zasnął.

– I co ja mam robić? – zapytałam na koniec.

– Mieszkanie z rodzicami czy teściami to zawsze ciężka sprawa... – mama spojrzała wymownie na tatę. – Prawda?

Ojciec wzruszył ramionami, ale minę miał skruszoną.

– Najlepiej, gdybyście mieszkali zupełnie sami – mówiła dalej.

– Musielibyśmy wziąć kredyt – odparłam. – A tyle już zainwestowaliśmy w remont…

– To tylko pieniądze. Pomożemy, na ile będziemy mogli – obiecał tata.

Zostałam u nich na noc. Rano przyszedł Tomek.

– Nie mogę mieszkać z twoimi rodzicami – oświadczyłam, bo ta kwestia nie podlegała negocjacjom.

Przegadaliśmy pół dnia. W końcu stanęło na tym, że weźmiemy kredyt, ale na zakup domu, nie budowę nowego. Znaleźliśmy mały domek, w miarę niedrogi, do remontu. Mieszkamy w nim i remontujemy powolutku, po kolei, według naszego planu i gustu.

Nie jest łatwo, ale dajemy radę. Najważniejsze, że jesteśmy razem, tylko we troje. Tomek odwiedza sam swoich rodziców. Ja na razie nie chcę ich widzieć. Z drugiej strony nie chcę też odcinać ich od wnuka, choć boję się, że będą mu mieszać w głowie.

Jakoś z czasem będziemy musieli ten problem rozwiązać – wzajemnego szacunku i porozumienia. Najpierw jednak muszę okrzepnąć w roli matki i żony, żeby uwagi teściowej nie doprowadzały mnie do szału.

Czytaj także:
„Mąż był w domu gościem, a ja potrzebowałam ciepła. To żałosne, lecz znalazłam je w ramionach i łóżku innego faceta”
„Kolega się do mnie nieporadnie umizgiwał. Zamiast zaprosić mnie na randkę, uszkodził mi auto. Faceci są gorsi niż dzieci”
„Od lat staramy się z żoną o dziecko, a mój młodszy brat po prostu wpadł. Przecież ten smarkacz nie nadaje się na ojca”

Redakcja poleca

REKLAMA