„Teściowa wparowała z buciorami do naszego życia i rozstawia mnie po kątach. Musiałam jej sprzątać, prać i gotować”

Kobieta, która ma dość teściowej fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Po miesiącu mieszkania z teściową myślałam, że eksploduję. Starałam się nie pokazywać Witkowi, jak bardzo mam dosyć jego matki. Dyrygowała mną, zajęła pokoik naszego dziecka i ustawiała wszystko pod siebie. Miarka się przebrała, gdy zaczęła wybrzydzać”.
/ 17.09.2021 11:17
Kobieta, która ma dość teściowej fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Dzwonek do drzwi przerwał nam jedzenie kolacji. Agnieszka, nasza córka, aż podskoczyła na krześle, o mało nie wylewając na siebie kakao. Witek skrzywił się niechętnie.

– Kogo niesie o tej porze? – mruknął, ale wstał i poszedł otworzyć drzwi.

Odruchowo wyjrzałyśmy za nim. W drzwiach stała teściowa z dwoma ogromnymi walizami i uśmiechała się radośnie. Mnie nie było do śmiechu.

– Witajcie moje dzieci! – powiedziała i wkroczyła do przedpokoju.

Inaczej się tego nie da określić. Ona nie wchodziła, ona wkraczała, wpadała i natychmiast anektowała dla siebie cały teren. W tym wypadku było to nasze mieszkanie.

– Co ty tutaj robisz, mamo? – Witek nawet nie próbował kryć zaskoczenia.

– Jak to co? Przyjechałam do swoich dzieci. Mam już dość tułania się po obcych kątach – odparła.

Popatrzyliśmy na siebie z przerażeniem i chyba oboje myśleliśmy o tym samym – czyżby mamusia miała zamiar zostać u nas na stałe?

Kiedy braliśmy z Witkiem ślub dziesięć lat temu, jego matka już od dawna mieszkała we Włoszech. Opiekowała się tam pewną starszą panią, mieszkała z nią, zajmowała się domem, ogrodem – wszystkim. Była traktowana jak rodzina i twierdziła, że do Polski na pewno nigdy nie wróci.

Dwa lata po naszym ślubie urodziła się Agnieszka. Wtedy teściowa przepisała swoje mieszkanie na Witka. Odwiedzała nas raz w roku i zostawała przez trzy, cztery tygodnie. Nawet przez tak krótki czas trudno było z nią wytrzymać. Zachowywała się jak udzielna księżna, której trzeba we wszystkim usługiwać. Czasem zastanawiałam się, jak ona funkcjonuje we Włoszech, gdzie sama musi wszystko robić. W końcu nie wytrzymałam i zapytałam ją o to.

– Wystarczająco się tam nabiegam – usłyszałam w odpowiedzi. – Tu przyjeżdżam na urlop, odpocząć.

„No fajnie, szkoda tylko, że na jej urlopie ja mam robić za sprzątaczkę i kucharkę” – pomyślałam, ale ugryzłam się w język i zmilczałam. Nie chciałam kłótni, w końcu to było tylko kilka tygodni.

Oznajmiła nam, że zostanie na stałe

Teraz jednak zapowiadał się dłuższy pobyt... Teściowa wkroczyła do przedpokoju, witając się z nami wylewnie.

– Nawet nie zadzwoniłaś, że przylatujesz… – odezwał się z wyrzutem Witek, wnosząc do środka walizy matki. – Wyjechałbym po ciebie na lotnisko. Jak sobie dałaś radę z tymi bagażami?

Teściowa wzruszyła ramionami.

– Są przecież taksówki i taksówkarze, prawda? – stwierdziła.

– No prawda – przytaknął odruchowo, ale bez zapału mój mąż.

Chyba niezbyt się cieszył z przyjazdu mamusi. Natomiast teściowa wyciągnęła z najmniejszej walizy jakieś paczki i wręczyła nam z uśmiechem.

– Prezenty – oznajmiła, jakbyśmy sami się nie domyślili.

Kiedy wróciliśmy do kolacji i zaczęłam szykować dodatkowe nakrycie, poprosiła o zieloną herbatę i chlebek ze słonecznikiem. Jadła w milczeniu, jakby się nad czymś zastanawiała, a my siedzieliśmy również bez słowa. W końcu odłożyła sztućce, napiła się herbaty i powiedziała:

– Skończyłam już swoją tułaczkę, drogie dzieci. Wróciłam do Polski na stałe. Będę mogła wam pomóc w wychowywaniu malucha – dodała, patrząc na mój ciążowy brzuch.

Oboje z Witkiem poszliśmy tego wieczoru spać bez słowa, chyba żadne z nas nie wiedziało, co powiedzieć. Okazało się, że babcia, którą opiekowała się teściowa, umarła i opiekunka nie była już nikomu potrzebna. Zamiast szukać sobie innej pracy, po prostu przyjechała do nas. Ulokowała się w salonie, na kanapie.

– Na razie – jak zaznaczyła.

Wolałam się nie zastanawiać, co teściowa miała na myśli.

Następnego dnia dowiedziałam się, że zamieszka w najmniejszym pokoju, bo przecież nie będzie przez cały czas spać na kanapie. Odrobinę racji w tym było, ale malutki pokój był już przygotowany dla dziecka. Stało tam łóżeczko, przewijak, szafki na ubranka malucha, zapas pieluszek i wszystkie potrzebne dla niego rzeczy.

– Co ja mam z tym wszystkim zrobić? – spytałam bezradnie, nie licząc, że ktokolwiek udzieli mi odpowiedzi.

Teściowa jednak odparła:

– Musisz przenieść do sypialni. Takie nowo narodzone dzieciątko i tak powinno być z rodzicami, więc to żaden kłopot. A ja – dodała po chwili – muszę przecież mieć swój kąt w swoim własnym mieszkaniu.

Już otworzyłam usta, żeby jej przypomnieć, że mieszkanie już dawno temu przepisała na Witka, ale w ostatnim momencie ugryzłam się w język i nic nie powiedziałam. Wolałam nie wywoływać awantury. Zresztą kiedyś mieszkanie rzeczywiście należało do niej, a Witek przecież nie wygoni matki na bruk. Jednak jak będzie dalej wyglądało nasze życie, nie potrafiłam sobie wyobrazić.

Teściowa była dla mnie właściwie obcą osobą, dla naszej córki, Agnieszki, również. Co gorsza Witek też nie był specjalnie zżyty z matką. Zaczęła wyjeżdżać do pracy do Włoch, kiedy miał zaledwie kilka lat, a że teść od dawna nie żył, Witek mieszkał z jej siostrą. To ciotka Aniela robiła Witkowi za matkę niemal od zawsze.
Wieczorem mąż przeniósł rzeczy do sypialni, a Teściowa zaczęła się urządzać w małym pokoiku.

– Gdzie teraz będzie mieszkała Małgosia? – zapytała cichutko Agnieszka.

– Na razie z nami, w sypialni – odpowiedział jej takim samym szeptem.

– A potem? Jak trochę urośnie? – drążyła temat córka.

Witek skrzywił się.

– Nie wiem, zobaczymy – mruknął.

– A babcia długo będzie z nami mieszkać? – nie odpuszczała.

– Też nie wiem – widziałam, że Witek najwyraźniej tracił cierpliwość.

– Dobrze przynajmniej, że mnie się nie kazała wyprowadzić do sypialni – stwierdziła Agnieszka.

Roześmiałam się.

– Przecież i tak przychodzisz do nas spać, to miałabyś bliżej – zauważyłam.

– Ale muszę mieć swój kąt w swoim mieszkaniu – powiedziała bardzo poważnie moja ośmioletnia córka.

I tak oto zamieszkaliśmy z teściową. I chociaż wszystkim opowiadała, że będzie mi pomagała i będę teraz miała o wiele łatwiej, w ogóle tej pomocy nie widziałam. Wręcz przeciwnie.

Gdy teściowa się budziła, Witek już od dawna był w pracy, a ja po odprowadzeniu Agnieszki do szkoły zdążyłam już zrobić podstawowe zakupy na obiad. Teściowa rozsiadała się w kuchni i prosiła takim tonem, że nie potrafiłam jej odmówić.

– Zrobisz mi kawę, Emilko?

Robiłam jej kawę, następnie śniadanie, a potem sprzątałam po tym śniadaniu. Gdy raz nie posprzątałam, naczynia stały na stole do obiadu, aż teściowa pokręciła głową z niezadowoleniem.

– Nawet nie sprzątnęłaś ze stołu…

Naprawdę zastanawiałam się, jakim sposobem ta kobieta prowadziła dom obcym ludziom, tam, we Włoszech, skoro nawet o siebie nie potrafiła się zatroszczyć. Albo nie chciała…

Kiedy ja brałam się za gotowanie obiadu, ona zasiadała przed telewizorem. Szybko wciągnęła się w oglądanie seriali, poznała bohaterów i twierdziła, że nie może ominąć ani jednego odcinka. Nie interesowały ją ani zakupy, ani gotowanie, ani sprzątanie, nie interesowało jej właściwie nic, co było do zrobienia w domu. Ani razu nie pomyślała nawet o tym, by odprowadzić Agnieszkę do szkoły. Kiedy raz ją o to poprosiłam, bo bardzo źle się czułam, usłyszałam, że nie powinnam się ze sobą pieścić, a ruch w ciąży dobrze mi zrobi.

Mąż nie potrafił nic na to poradzić

Po miesiącu mieszkania z teściową myślałam, że eksploduję. Starałam się nie pokazywać Witkowi, jak bardzo mam dosyć jego matki, bo widziałam, że on też nie może już wytrzymać. Jedyną osobą, która mnie rozumiała, była ciotka Aniela. Bardzo dobrze znała swoją siostrę i pewnych spraw domyślała się prędzej, niż ja zdążyłam cokolwiek powiedzieć.

– Będziesz miała teraz niełatwo, Emilko – powiedziała mi, kiedy dowiedziała się o przyjeździe teściowej.

Wtedy jeszcze myślałam, że trochę przesadza, ale bardzo szybko zmieniłam zdanie. Pomału zbliżał się termin porodu i zaczynałam zastanawiać się, jak dam sobie radę z maleńkim dzieckiem, Agnieszką, którą wciąż trzeba odprowadzać i przyprowadzać ze szkoły, oraz teściową, która wprost uwielbia być obsługiwana. Witek niczego mi nie ułatwiał, chodził zmartwiony, ale ani razu nie zwrócił uwagi matce.

W końcu nie wytrzymałam

– Witold, jak długo twoja mama zamierza z nami mieszkać? – zapytałam.

– A skąd ja mam to wiedzieć? – wzruszył ramionami ze złością. – W końcu to jest jej mieszkanie.

– Mieszkanie jest nasze – sprostowałam. – Przecież zapisała je tobie.

– To tylko papiery, Emilka – mruknął. – Nieważne na kogo jest zapisane, nie wyrzucę matki na ulicę.

Pokiwałam głową, w tym co mówił było sporo racji. Ja jednak podejrzewałam teściową, że po tylu latach pracy za granicą ma, a przynajmniej powinna mieć, spore oszczędności. Może stać ją za zakup chociaż kawalerki? Ona miałaby swój kąt, a my mielibyśmy spokój i trochę prywatności.

– Porozmawiaj z nią, Witek – poprosiłam męża. – Może kupiłaby sobie malutkie mieszkanko.

– Myślisz, że ją stać? – w głosie mojego męża zadźwięczała nadzieja.

– Powinna mieć jakieś oszczędności. A gdyby jej brakowało – zawahałam się – byłabym nawet gotowa wziąć kredyt i jej trochę pomóc.

„Byle tylko się wyprowadziła” – pomyślałam. Nie chciałam tego mówić głośno, żeby Witkowi nie było przykro, ale on chyba uważał tak samo.

Niestety, teściowa na propozycję zakupu kawalerki zareagowała ogromnym oburzeniem.

– Przeszkadzam wam? Chcielibyście się mnie pozbyć?!

– Ależ mamo, nie denerwuj się… – próbował ją uspokajać Witek. – Przecież lepiej, żeby każde z nas miało własny kąt. U nas za moment zrobi się ciasno. Właściwie już jest ciasno, a co będzie, jak urodzi się Małgosia.

– No pewnie, to najlepiej matkę wypchnąć do jakiejś starej nory – burknęła.

– Dlaczego od razu do nory? Przecież nie proponujemy ci kupna jakiegoś zawaliska. Poszukamy ładnego mieszkania, urządzisz sobie wszystko, jak będziesz chciała – kusił.

– A niby skąd brać na to wszystko pieniądze? – obruszyła się.

– Pomożemy ci – zaoferowałam. – I finansowo, i we wszystkim innym.

Teściowa wstała, i dając nam wyraźnie odczuć, że rozmowę uważa za zakończoną, wyszła i bez jednego słowa zamknęła się w swoim pokoju.

Przez następnych kilka dni chodziła obrażona i milcząca. Kiedy poszłam do szpitala rodzić Małgosię, łaskawie zajęła się Agnieszką, zaznaczając, że Witek ma prosto z pracy wracać do domu, a nie przesiadywać bez sensu u mnie. Ciotka Aniela tylko pokręciła głową, kiedy się o tym dowiedziała.

– Przecież mogłam zabrać małą do siebie – mruknęła.

– Daj spokój, ciociu, to w końcu babcia. Niech się odrobinę wykaże – odparł na to mój mąż.

Po powrocie do domu zacięłam się w sobie. Zajmowałam się tylko dziećmi, zupełnie nie interesując się teściową. Marudziła, że nie ma obiadu i jest bałagan, ale ignorowałam ją.

Dopiero kiedy zwróciła mi uwagę na brak jej ulubionych jogurtów w lodówce, nie wytrzymałam.

– To niech mama się ubierze i pójdzie kupić! – warknęłam.

– Ja? – teściowa spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

– A kto, ja?! – syknęłam. – Przykro mi, ale ja mam pod opieką noworodka, nie mogę biegać po mieście.

„Tamto życie“ widać bardziej jej pasowało

Byłam naprawdę zaskoczona, kiedy pół godziny później teściowa wyszykowana do wyjścia przyszła zapytać, czy nie kupić czegoś i dla mnie. Zapisałam jej na kartce potrzebne rzeczy i dałam wyliczone pieniądze.

Po powrocie bez słowa zabrała się za przygotowywanie obiadu. Po raz pierwszy jadłam wtedy dania ugotowane przez teściową. Nie powiem, były smaczne, musiałam ją pochwalić. Od tej pory kuchnia stała się miejscem, gdzie królowała teściowa. Przynajmniej jeśli chodzi o obiady i kolacje. Za śniadania się nie brała, ponieważ nadal wstawała dużo później niż my wszyscy. Kiedy zaczęłam już mieć nadzieję, że może jednak jakoś się porozumiemy, do teściowej nagle zadzwonił telefon.

Długo rozmawiała, a my nic nie rozumieliśmy, bo mówiła po włosku. Przez następne dni chodziła zamyślona, dużo przesiadywała przed telewizorem, tak jak zaraz po przyjeździe.

– Słuchajcie kochani, przykro mi, ale będziecie musieli poradzić sobie dalej bez mojej pomocy – oznajmiła nam pewnego wieczoru przy kolacji.

Wymieniliśmy się z Witkiem pełnymi nadziei spojrzeniami. Agnieszka aż podskoczyła na swoim krześle.

– Wyprowadzasz się, babciu?! – zawołała, nie ukrywając radości.

Nasza córka nie polubiła teściowej.

– Wyjeżdżam, kochanie – teściowa chyba nie zauważyła, że mała się cieszy, albo zupełnie jej to nie interesowało. – Wracam do Włoch.

– A co tam będziesz robić, mamo? – wyjąkał Witek.

– Dzwoniła moja włoska przyjaciółka. Załatwiła mi nową pracę. Jadę, potrzebuję włoskiego słońca, włoskich smaków. Potrzebuję tamtego życia.

Dwa tygodnie później teściowa odleciała do Włoch, do swojego życia. My przemeblowaliśmy mieszkanie, mała Małgosia została zakwaterowana w swoim pokoiku, a ja wreszcie odetchnęłam z ulgą.

– Wiesz co, Witek – powiedziałam do męża – musimy się zastanowić nad kupnem większego mieszkania albo małej kawalerki, bo co zrobimy, jeśli twoja matka za pół roku lub rok znowu zechce z nami zamieszkać, tym razem naprawdę na stałe.

– Masz rację – przytaknął mój mąż. – Rozejrzę się za czymś i zorientuję w możliwościach kredytowych.

Niedawno sprzedaliśmy nasze mieszkanie i kupiliśmy nowe, dużo większe i wygodniejsze. Zadbaliśmy o to, żeby było położone niedaleko starego, po to, by Agnieszka nie musiała zmieniać szkoły.
Musieliśmy wziąć kredyt, ale na tyle mały, że damy radę go spłacać. A jeśli teściowa zechce się do nas jeszcze kiedyś wprowadzić, to będziemy mieli dla niej oddzielny pokój. Nie trzeba będzie całego życia wywracać do góry nogami, zmieścimy się wszyscy. A póki co sami mieszkamy sobie o wiele wygodniej niż dawniej.

Czytaj także:
„Moim życiowym celem było utrudnienie życia byłemu mężowi. Kąpałam się w swojej nienawiści”
„Moja przyjaciółka to wredna małpa. Wkradła się do naszego życia i podstępem próbowała odbić mi męża”
„Ludzie nazwaliby mnie żigolakiem, ale ja po prostu korzystam z życia. Sypiam z pięknymi kobietami i jeszcze zarabiam”

Redakcja poleca

REKLAMA