Wychodząc za Tomka, przysięgłam sobie, że nie skończę w roli kury domowej. Postanowiłam, że gdy doczekamy się dziecka, zrobię wszystko, aby możliwie jak najszybciej wrócić do pracy. Nie miałam najmniejszego zamiaru odpuszczać sobie kariery i realizowania związanych z tym marzeń.
Domyślałam się, że będzie to nie lada wyzwanie, niemniej liczyłam na wsparcie zarówno ze strony mojej mamy, jak i teściowej. Córeczkę kocham ponad życie, ale chciałam być i jestem pracującą matką. Godzenie obowiązków domowych i zawodowych nie jest wcale prostą sprawą.
Dzięki Bogu Tomek nie jest typem faceta, który uważa, że ciężar prowadzenia domu i wychowywania dzieci spoczywa głównie na barkach kobiety – nie umiałabym zresztą być z kimś takim. Kiedy otwarcie mówiłam, że mąż nie jest od pomagania, tylko ma w domu takie sama prawa i powinności, jak ja, teściowa kręciła nosem.
– Dzisiaj kobiety są takie roszczeniowe – mówiła lekceważąco. – W głowach wam się poprzewracało, moja droga.
Nigdy nie rozumiałam takiego podejścia – zwłaszcza że moja mama będąca rówieśniczką teściowej ma na ten temat zupełnie odmienne zdanie. Uważa, że robienie wszystkiego przez przedstawicielki płci pięknej jest ogromnym nieporozumieniem, więc emancypacja jest jak najbardziej pożądanym zjawiskiem. O ile mama chętnie pomagała przy małej, o tyle teściowa najchętniej oglądałaby Jagódkę wyłącznie na zdjęciach.
Jest emerytką, ma sporo wolnego czasu, a na obiad nie zaprosiła nas ani razu. Naprawdę tego nie pojmuję. Wygląda to tak, jakby chciała na mnie odegrać się za to, że sama odchowała trójkę dzieci, więc niech i ja zobaczę, jak to jest. Kompletnie nie rozumiem, skąd w niej tyle jadu i zawiści.
Teściowa traktowała mnie z góry
Nie przypadłam teściowej do gustu już w dniu, w którym się poznałyśmy.
– Mamie daleko do feministki – uprzedzał Tomek.
Okazało się, że miał rację. Na dzień dobry usłyszałam, że moim priorytetem jako żony jest dbanie o jej syna.
– Przecież on tak ciężko pracuje – załamywała ręce w teatralnym geście – musi mieć kobietę, która się o niego należycie zatroszczy.
„To niech wynajmie sobie służącą” – miałam na końcu języka, lecz w porę się w niego ugryzłam. Uznałam, że nie warto dolewać oliwy do ognia. Szybko dotarło do mnie to, że ona nie widzi siebie jako babci zajmującej się wnukami. Za to do wygłaszania niepochlebnych uwag jest oczywiście pierwsza.
Dowiedziałam się na przykład, że jestem leniwa, bo nierzadko zamawiamy jedzenie przez telefon – a to ja powinnam stać dzień w dzień przy garach. Kiedy Tomkowi wymsknęło się, że czasami przejmuje stery w kuchni, jego matka o mały włos nie dostała zawału. Nic więc dziwnego, że nie znosiłam jej prosić o cokolwiek.
Kiedy nie dało rady zorganizować opieki do małej, mówiłam Tomkowi, żeby z nią pogadał. Ja byłam na straconej pozycji. Rzecz jasna trzeba było wysłuchać całej litanii – jak już raczyła się zgodzić, nie omieszkała pokazywać, jak wielkie jest to poświęcenie z jej strony.
– Dlaczego twoja matka tak się zachowuje? – dopytywałam Tomka.
– Nie mam pojęcia – wzruszał ramionami. – To dziwne, bo ostatnio rozmawiałem z Moniką i mówiła coś zupełnie innego.
– To znaczy?
– Pokłóciła się nią, bo na siłę pchała się z pomocą i stale u nich przesiadywała, mieli jej dość – powiedział Tomek.
Monika, młodsza siostra mojego męża, również miała jedno dziecko – synka Kacpra. Skoro teściowa nie widziała problemu, żeby udzielać się u niej w charakterze babci, a u nas nie, to najwyraźniej chodziło tutaj o mnie. Zrobiło mi się strasznie przykro. Nie czułam się w niczym gorsza od szwagierki. Podobnie jak ona pracowałam zawodowo i miałam naprawdę sporo na głowie, ale o jakimkolwiek słowie otuchy z ust teściowej mogłam zapomnieć.
Moja mama miała wypadek
– Jestem w szpitalu – przepełniony bólem głos mojej mamy sprawił, że nogi mi dosłownie zmiękły.
Byłam akurat w pracy, gdy zadzwonił telefon. Byłyśmy z mamą umówione, że po południu posiedzi ze trzy godziny z Jagodą.
– Jezu Chryste, co się stało? – natychmiast spanikowałam.
– Poślizgnęłam się na chodniku i złamałam biodro – nie dowierzałam własnym uszom.
Pobiegłam do szefa i oznajmiłam, co się stało.
– Jasne, jedź do szpitala – przełożonego miałam naprawdę w porządku.
Wykonałam telefon do Tomka, aby powiadomić go o zaistniałej sytuacji. W domu miał się pojawić dopiero bardzo późnym wieczorem, a mnie czekało jeszcze ważne spotkanie służbowe i niestety nieobecność na nim nie wchodziła w rachubę.
– Musisz z nią pogadać – strasznie się denerwowałam. – Nie ma z kim zostawić małej.
– OK – przytaknął mąż. – Daj znać, co z twoją mamą.
– Oczywiście, będziemy w kontakcie.
Do szpitala dotarłam w niespełna godzinę. Pech chciał, że utknęłam w korkach, ale tak to właśnie jest, kiedy człowiekowi się śpieszy. Mama była już przyjęta na oddział. Wyglądała marnie. Na jej twarzy malowało się cierpienie.
– Nie wiem, jak to się stało – szlochała. – Szłam ostrożnie, ale jest strasznie ślisko.
– Uspokój się, przecież to nie twoja wina – chwyciłam ją za rękę. – Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
– Mają mnie operować – nie mogła przestać płakać, potwornie się bała.
– Kiedy?
– Nic nie powiedzieli.
Standard w polskich szpitalach – uzyskanie jakichkolwiek informacji graniczy niemalże z cudem.
Posiedziałam trochę u mamy, ale trzeba było się zbierać. Zerknęłam na telefon. Tomek przysłał wiadomość: „O Jagódkę się nie martw, temat załatwiony”. Przynajmniej w tej kwestii mogłam odetchnąć z ulgą, chociaż perspektywa użerania się znów z teściową powodowała, że nie miałam chęci na nic.
Po pełnym emocji dniu czułam się niczym balonik, z którego spuszczono powietrze. Stojąc pod drzwiami własnego mieszkania, starałam się zapanować nad nerwami – nie było to proste, zważywszy na fakt, że zapewne czekały mnie potyczki z teściową.
Zastałam ją w trakcie zabawy z Jagodą. Nie słyszały nawet, jak weszłam. Nie ukrywam, że przeżyłam szok. Zamiast złośliwego, zgorzkniałego babsztyla ujrzałam rozpromienioną starszą panią, która śmiejąc się do rozpuku, pozwalała wnuczce przyozdabiać swą twarz makijażem. O ile naturalnie malunki w wykonaniu trzyletniej dziewczynki można określić takim mianem… W każdym razie stanęłam jak wryta, ponieważ do tej pory nie miałam okazji ujrzeć teściowej w takim wydaniu. Chrząknęłam, dając znak, że jestem.
– Słyszałam, co się stało – westchnęła ze współczuciem, było ono jak najbardziej szczere.
– Jak nie urok, to przemarsz wojsk – sapnęłam ciężko i klapnęłam na kanapie.
Nie wytrzymałam i się rozkleiłam. To się okazało silniejsze ode mnie. Było mi obojętne, czy teściowa wykorzysta tę sytuację do kpin, czy nie. Tymczasem jej reakcja przeszła moje najśmielsze wyobrażenia. Usiadła obok i mnie przytuliła.
– Nie martw się – w jej głosie nie było ani grama szyderstwa.
Jagoda zaczęła się interesować tym, dlaczego płaczę, więc jej wyjaśniłam, że druga babcia jest w szpitalu i będzie tam musiała jakiś czas zostać.
– Co ja pocznę – ukryłam głowę w kolanach – w pracy nie dostanę tyle urlopu.
– Przecież was tak nie zostawię.
Spojrzałam na nią z nieukrywanym zdziwieniem. Nie omieszkałam zapytać, skąd taka nagła zmiana. Odparła, że nie chciała się narzucać. Jej córkom nie podobała się chęć niesienia im pomocy i wyszła z założenia, że ze mną będzie podobnie. W jednej sekundzie uświadomiłam sobie, że ona po prostu miała wrażenie, że nikomu nie jest potrzebna. Tomek był zaskoczony, kiedy wrócił do domu, a my rozmawiałyśmy jak serdeczne koleżanki.
Mojej mamie wstawiono endoprotezę biodra. Zabraliśmy ją do siebie, żeby nie była sama w swoim mieszkaniu. Teściowa stanęła na wysokości zadania i gdyby nie ona, nie byliśmy w stanie tego chaosu ogarnąć. Szkoda, że dopiero dzięki nieprzyjemnym okolicznościom poznałam ją z lepszej strony, ale lepiej późno, niż wcale.
Czytaj także:
„Czym jest miłość, dowiedziałam się mając 10 lat. Trafiłam do rodziny zastępczej i tam po raz pierwszy ktoś mnie przytulił”
„Żałuję, że zostawiłem żonę dla młodszej. Moja była miała klasę i ogładę, a ta młoda furiatka zaraz mnie wykończy”
„Mieszka ze mną moja mama, i zachowuje się jak kapryśna księżniczka. Kiedyś nie wytrzymam i wywalę prukwę na bruk”