„Teściowa uważała mnie za żmiję, która chce wydoić kasę z jej syna. Tak długo kopała pode mną dół, że aż sama w niego wpadła”

Kobieta, której nienawidzą teściowie fot. Adobe Stock, ANAHIT
„Czy to w ogóle ma sens? – pytałam samą siebie. Nigdy nie będę taka jak oni. Przy Eleonorze zawsze będę wyglądała jak szara mysz. Nie noszę butów w cenie małego samochodu i nie jeżdżę do Paryża na zakupy. Co ja właściwie sobie wyobrażam? Że po ślubie oni wszyscy mnie wreszcie zaakceptują?”.
/ 28.11.2022 13:15
Kobieta, której nienawidzą teściowie fot. Adobe Stock, ANAHIT

Myśleliśmy o wynajęciu sali w naszym domu kultury – odezwała się mama podczas spotkania z moimi przyszłymi teściami. – To niedrogie rozwiązanie, a zmieści się nawet pięćdziesiąt osób.

– No, pięćdziesiąt to może z waszej strony, bo od nas będzie co najmniej setka – odparła nieco karcącym tonem mama Jacka.

– Yyy, miałam na myśli całość – wyjąkała moja biedna rodzicielka. – My zaprosimy góra dwadzieścia pięć osób, na więcej nie za bardzo nas stać…

To, co nastąpiło później, trudno nazwać miłym spotkaniem w celu omówienia szczegółów wesela, jakiego się spodziewaliśmy. Po raz kolejny zobaczyliśmy czarno na białym, z jak bardzo różnych środowisk jesteśmy… Ja, córka nauczycielki i kierowcy autobusu, pamiętająca z dzieciństwa wyroby czekoladopodobne oraz wakacje pod gruszą i Jacek – syn prawnika i bizneswoman, od pierwszego oddechu otoczony luksusem, przyzwyczajony do tego, że na wszystko zawsze ma pieniądze.

Poznaliśmy się w pracy, gdzie ja byłam asystentką prezesa, a on młodszym menadżerem. Jak sam mówił, nie pracował bo musiał, tylko dlatego, że sprawiało mu to frajdę. Wielka fascynacja, potem prawdziwe uczucie, w końcu romantyczne oświadczyny w Rzymie, dokąd zabrał mnie na weekend – wszystko wyglądało niczym film o miłości, przynajmniej dopóki nie poznaliśmy ze sobą naszych rodzin.

Spotkali się, bo rodzice Jacka – choć on sam zarabiał całkiem nieźle – uparli się, że zgodnie z tradycją ślub i wesele powinni opłacić rodzice.

– Uważam, że każda strona powinna płacić za swoich gości – oświadczył mój przyszły teść. – Jeśli chodzi o podróż poślubną, to podzielimy się kosztami na pół.

– Brzmi sensownie – zgodził się ochoczo mój tato.

Niestety pięć minut później dowiedział się, że rodzice Jacka już zarezerwowali salę balową w pałacyku, a na miejsce naszego miodowego miesiąca wybrali Malediwy – wtedy jego entuzjazm zamienił się w przerażenie.

Szkoda naszego czasu i nerwów!

Próbowaliśmy z Jackiem łagodzić sytuację, przekonując, że nie zależy nam na wystawnym weselu ani egzotycznej podróży poślubnej, ale to spowodowało tylko podgrzanie konfliktu. Jego rodzice nie chcieli się zgodzić na „wersję ekonomiczną”, jak to z przekąsem nazywali, a moi usiłowali ukryć zakłopotanie wynikające z ich dużo gorszej sytuacji finansowej. W końcu moi przyszli teściowie zniecierpliwili się i z nieukrywaną wyższością oznajmili:

– No dobrze, zostawmy już ten temat, szkoda naszego czasu i nerwów! Pokryjemy całość kosztów, w końcu nasz jedyny syn się żeni. Nie będziemy na niczym oszczędzać!

– Ależ tak nie może być – zaoponował mój tato z lekką urazą. – My też chcemy wydać Karinkę godnie za mąż! Zapłacimy za swoich gości, nawet po pięćset złotych od talerzyka!

Zmartwiałam, słysząc tę cenę. Wiedziałam, że rodzice będą musieli się zadłużyć, żeby zaprosić choćby tylko najbliższą rodzinę, podczas gdy dla rodziców narzeczonego zaproszenie stu osób było oczywistością. Czułam się winna, że to ja ich w to wmanewrowałam… Dlaczego, u licha, nie zdecydowaliśmy się z Jackiem na skromny ślub w góralskiej kaplicy?

Im bliżej było do wielkiego dnia, tym sprawy układały się gorzej. Na każdym kroku boleśnie uświadamiałam sobie, że wszyscy z otoczenia Jacka traktują mnie jak wielką szczęściarę. Oczywiście, Jacek był cudowny i doceniałam to, ale przecież nasze uczucie było wzajemne! On także był zakochany, a więc musiałam mieć w sobie coś, co go pociągało, prawda?

– Poprzednia dziewczyna Jacusia jest dzisiaj dyrektorką linii lotniczych – rzuciła kiedyś mimochodem pani Danuta. – Ale cóż, serce nie sługa… – westchnęła i musiałabym być głucha i ślepa, żeby nie zauważyć jej rozczarowania życiowym wyborem syna.

Jednak to nie przyszła teściowa wbijała mi najboleśniejsze szpile. Osobą, która otwarcie drwiła z mojej niższej pozycji społecznej, była Eleonora, młodsza siostra Jacka. Trudno było ją lubić. Kazała do siebie mówić „Nora”, ubierała się w ciuchy od najdroższych projektantów i jeździła sportowym audi. Miała wszystko oprócz pracy, bo za jej wystawny styl życia płacili oczywiście rodzice. Wciąż opowiadała tylko o tym, jak spędziła dzień u kosmetyczki albo w galerii handlowej. Nudna, bogata snobka nie przepuszczająca okazji, by powiedzieć mi coś złośliwego.

– A ty co porabiałaś dziś w pracy, Karina? Wasza kopiarka nadal nie działa i musisz biegać na dół, żeby kserować dokumenty?

Zacisnęłam zęby, w duchu przeklinając chwilę, w której przyznałam się tym ludziom, co robię w biurze.

– Kopiarka już działa – prawie syknęłam. – A dzisiaj robiłam prezentację dla prezesa o cenach paliw i…

– Och, urocze! – machnęła ręką Nora. – Na szczęście po ślubie nie będziesz musiała już biegać do biura. Przyjemnie jest bogato wyjść za mąż, prawda?

– Nora! – Jacek poczerwieniał na twarzy. – Twoje sugestie są nie na miejscu!

– Sugestie? – zrobiła minę niewiniątka. – Ja tylko stwierdziłam fakt. Karina sama nam opowiadała o pracy sekretarki.

– Jestem asystentką – warknęłam – nie sekretarką. A poza tym lubię swoją pracę!

Kiedy wreszcie stamtąd wyszłam, ledwie powstrzymywałam łzy. „Czy to w ogóle ma sens?” – pytałam samą siebie. „Nigdy nie będę taka jak oni. Przy Eleonorze zawsze będę wyglądała jak szara mysz. Nie noszę butów w cenie małego samochodu i nie jeżdżę do Paryża na zakupy. Co ja właściwie sobie wyobrażam? Że po ślubie oni wszyscy mnie wreszcie zaakceptują? Przecież to jasne, że według nich, Jacek popełnia mezalians. Czasy się zmieniły, więc będą się fałszywie uśmiechać na naszym ślubie, a potem jątrzyć tak długo, aż Jacek się ze mną rozwiedzie i poślubi kogoś z ich kasty!”.

– Zwariowałaś do reszty, głuptasku! – powiedział mój narzeczony, gdy zwierzyłam mu się ze swoich lęków. – Nigdy się z tobą nie rozwiodę! Prędzej ty mnie rzucisz dla kogoś wyższego – roześmiał się. – Nie przejmuj się moją wredną rodzinką, to ja się z tobą żenię, nie oni.

– Ale twoja matka i siostra uważają, że nie jestem dla ciebie wystarczająco dobra – wykrztusiłam, połykając łzy. – Podobno twoja poprzednia dziewczyna była prawdziwą kobietą sukcesu.

Wszyscy oniemieliśmy....

– Anna? Ta Królowa Lodu? – wzdrygnął się. – Kochanie, wierz mi, masz więcej seksapilu w małym palcu u nogi niż ona w całym ciele! Nie wierzysz? Proszę bardzo, udowodnię ci to! No, poruszaj małym palcem, o tak! Uch, ależ jestem na ciebie napalony…

– Jacek, przestań – zachichotałam. – Ja chcę poważnie porozmawiać, a ty sobie żarty robisz!

– Ja? Żarty? – zrobił komicznie poważną minę. – Ależ to nie są żarty, proszę pani! To prawdziwe pożądanie! Z tym nie wolno igrać!

Udało mu się poprawić mi humor, ale zadra w sercu wciąż tkwiła. Miesiąc przed ślubem jego rodzice wpłacili całość kwoty za wesele oraz zaliczkę za nasz wyjazd na Malediwy. Moich stać było tylko na moją suknię i białe buty. Moją wizytę u fryzjera i makijażystki opłacił Jacek. Oczywiście ta jędza, Nora, jakimś cudem się o tym dowiedziała i zaczęła z tego kpić podczas kolacji z jej i moimi rodzicami. Jej żarty oczywiście były tak zawoalowane, że nie miałam do czego się przyczepić, ale przekaz był jasny: oto dziewczyna z biednej rodziny usidliła bogatego, ale niezbyt rozsądnego chłopaka i jeszcze przed ślubem naciąga go na wydatki.

– A wiązankę już zamówiłaś? – zapytała z paskudnym błyskiem w oku. – Bo jeśli ci brakuje kasy, to mam trochę drobnych w kieszeni, trzysta złotych wystarczy?

Poczułam, że tego już za wiele! Nic nie zrobiłam tym ludziom i moi nieszczęśni, oszołomieni rodzice też nie! Po prostu żyliśmy skromniej niż oni, ale to nie powód by tak nas poniżać! Jeśli tak ma wyglądać związek naszych rodzin, to ja rezygnuję, zdecydowałam. Zrywam zaręczyny! Nie wejdę do rodziny, która uważa mnie za naciągaczkę polującą na majętnego męża!

Już chciałam wygłosić ognistą przemowę zakończoną spektakularnym zerwaniem zaręczyn z Jackiem, gdy ktoś zaczął dobijać się do drzwi. Gosposia natychmiast pobiegła otworzyć i chwilę później do salonu wszedł mężczyzna w garniturze, a za nim czterech umundurowanych policjantów.

– Pani Danuta i Jerzy S…? – zapytał poważnym tonem mężczyzna w garniturze, a kiedy oni przytaknęli, dał znać funkcjonariuszom, recytując: – Są państwo aresztowani pod zarzutem czerpania zysków z nielegalnej działalności handlowej oraz legalizowania dochodów pochodzących z przestępstwa.

Rodzice Jacka zostali wyprowadzeni w kajdankach. Eleonora patrzyła za nimi wzrokiem, w którym malowało się osłupienie – nie wiedziała o nielegalnej działalności firmy matki i korupcji urzędników skarbowych inicjowanej przez ojca. Zajęto ich konta, a także założony przez tatusia rachunek Eleonory; nagle jej karta kredytowa stała się bezużytecznym kawałkiem plastiku… Z dnia na dzień rodzina S. straciła wielki dom, samochody, oszczędności i majątek w wartościowych przedmiotach.

Na szczęście udało nam się odwołać wesele w pałacyku i wycofać większą część zapłaty. Pieniądze te Jacek przeznaczył na opłacenie prawników.

Nigdy nie interesował mnie majątek twojej rodziny!

– Zrozumiem, jeśli zdecydujesz się zerwać nasze zaręczyny… – wyszeptał tydzień po terminie niedoszłego ślubu. – Moja rodzina zbankrutowała, mam tylko to, co sam zarabiam…

– Zwariowałeś! – krzyknęłam, zarzucając mu ręce na szyję. – Dopiero teraz wychodzenie za ciebie ma dla mnie sens! Nigdy nie interesował mnie majątek twojej rodziny! Kocham ciebie i chce być przy tobie w dostatku i ubóstwie…

Resztę słów przysięgi dopowiedziałam w malutkim, wiejskim kościółku w Tatrach, w obecności księdza, moich rodziców i kilkorga przyjaciół. Weselny obiad zjedliśmy w góralskiej gospodzie, a pierwszy taniec zatańczyliśmy na ubitej glinie przed karczmą. Nigdy jednak nie zapomnę góralskiej kapeli, która przygrywała nam całkowicie za darmo i przypadkowych gości restauracji, którzy składali nam życzenia prosto z serca! 

Czytaj także:
„Dziewczyna z pociągu skradła moje serce. Mógł być z tego niezły romans, ale jak tchórz zaprzepaściłem tę szansę na miłość”
„Wychowałam syna na własnej piersi, a on odrzuca mnie, bo zachciało mu się zakładać rodzinę. Jeszcze wróci do domu z płaczem”
„Koleżanka siostry z małej dziewczynki wyrosła na piękną kobietę. Zakochałem się, ale smarkula potraktowała mnie jak zabawkę”

Redakcja poleca

REKLAMA