Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. Nie znaczy to, że nie zakochałem się jak gamoń – szaleńczo i bez sensu. Owszem, zdarzyło mi się. Dlatego wiem, że miłość, która uderza jak grom z jasnego nieba, równie szybko znika, wypala się w codzienności i nie może przerodzić się w głęboką, trwałą relację, bo z założenia jest powierzchowna. Przeleci piorunem, wzbudzi pożar zmysłów i wypali się jak sucha trawa. Trudno na przelotnej pożodze budować przyszłość.
Kilka moich, z pozoru obiecujących, związków okazało się jedynie zauroczeniem, które minęło po kilku tygodniach, no, góra paru miesiącach płomiennego romansu. Plus jest taki, że taka szybka przygoda raczej serca nie łamie. Na ironię losu zakrawa fakt, że w głębi mojego „zaledwie” porysowanego pragmatycznego serca byłem romantykiem. Marzyłem o miłości po grób, opartej na przyjaźni, zrozumieniu i połączeniu dusz. O coś takiego jednak jeszcze trudniej niż o piorun sycylijski. Znowu mogę mówić z doświadczenia…
Świetnie dogadywałem się z siostrą
Wszedłem w relację ze starszą o dwa lata dziewczyną, która pracowała w tej samej firmie. Dogadywaliśmy się świetnie, mieliśmy podobne zainteresowania, czułem się przy niej komfortowo, ale… ostatecznie nic z tego nie wyszło. Nie było między nami erotycznego iskrzenia, co, jak odkryłem poniewczasie, też było dla mnie ważne. Idealny związek musi mieć w sobie wszystkie elementy naraz.
– Znowu pudło – żaliłem się młodszej siostrze. – Niepotrzebnie narobiłem tej dziewczynie nadziei.
– Raczej sobie – wtrąciła Amanda.
– Ale to ja wyskoczyłem z największym sucharem świata, żałość plus banał…
– Nie! – młoda złapała się dramatycznym gestem za serce. – Nie zrobiłeś tego!
– Zrobiłem. Zaproponowałem, żebyśmy zostali przyjaciółmi.
– Matko bosko… – jęknęła. – A ona?
Wzruszyłem ramionami.
– Okej.
– Po prostu? Wart Pac pałaca – skwitowała siostra. – Tak w ogóle, to nie rozumiem, co ty masz takie parcie na miłość. Normalne laski to odstrasza. Wyluzuj, odpuść, na wszystko przyjdzie czas.
– Łatwo ci mówić – westchnąłem. – Masz dopiero dziewiętnaście lat, zdałaś maturę i całe życie przed tobą. A ja…
– Nie marudź, staruszku – Amanda ze śmiechem objęła mnie ramieniem; niemal po matczynemu.
Mimo dużej różnicy wieku mieliśmy wspaniały kontakt. Przed laty woziłem siostrę w wózku na spacery i nigdy nie narzekałem. Odbierałem ją z przedszkola i prowadzałem do szkoły, mając gdzieś przytyki kolegów, że robię za niańkę. Kiedy Amanda dorosła, nasza więź tylko się wzmocniła, bo kochaliśmy się jak rodzeństwo i lubiliśmy jako dorośli ludzie, co nie jest takie oczywiste.
Podtrzymywanie więzi ułatwiał fakt, że wciąż mieszkałem z rodzicami. Nie widziałem sensu w wynajmowaniu jakieś kawalerki, skoro nasz dom był duży. Na tyle, bym miał poczucie prywatności i święty spokój, gdy go potrzebowałem. Przy okazji towarzyszyłem siostrze w dojrzewaniu i dorastaniu. Wspierałem ją, jak mogłem. Kto by pomyślał, że ściągnie na mnie sercowe kłopoty.
– Wybieram się z Oliwią na weekend nad morze. Jedziesz z nami? – rzuciła pewnego wrześniowego popołudnia Amanda. – Ma być fajny koncert.
– Co? – niemal zakrztusiłem się herbatą.
– W ten weekend? Przecież dziś już czwartek! Zresztą, do czego ja wam tam…
– Oj, nie daj się prosić. Zawieziesz nas, rozerwiesz się. Obie strony zyskają. No, Wielki Bracie, nie bądź wiśnią, zależy nam na tym koncercie – Amanda złożyła ręce w błagalnym geście, ale na jej twarzy wykwitł filuterny uśmiech.
Ta smarkula mnie onieśmielała!
Wiedziała, że jej nie odmówię. Byłem wymarzonym starszym bratem.
– Przynajmniej będę miał was na oku.
Amanda parsknęła śmiechem, potwierdzając, że jesteśmy umówieni. Nie miałem planów na ten weekend, mogłem towarzyszyć siostrze i jej koleżance. A dokładniej, robić za szofera, bo nie przypuszczałem, by chciały „obstawy” na koncercie.
Nadszedł sobotni poranek. Musieliśmy wyruszyć bladym świtem, jeśli chcieliśmy dotrzeć na miejsce o rozsądnej porze. Oliwię znałem tylko z widzenia. Wiedziałem, że przyjaźni się z Amandą, ale nic więcej. Nie zapadła mi jakoś szczególnie w pamięć. Ot, długonoga nastolatka o lekko pucołowatej buzi, którą okalały pasma kasztanowych włosów.
Podjechaliśmy pod jej blok o szóstej rano. Już na nas czekała.
– Cześć wam! – rzuciła, gramoląc się na tylną kanapę.
Zerknąłem w lusterko. Żuła gumę. Nie chciałem wyjść na starego zgreda, ale miałem nadzieję, że nie przyklei jej do obicia lub do drzwi mojego wychuchanego auta.
– To, co? Jedziemy? Gotowe? Wysikane? – spytałem dziarskim tonem.
Dziewczyny zachichotały. Oliwia spojrzała w lusterko i posłała mi promienny uśmiech. Dopiero wtedy dostrzegłem, jaka jest ładna. Gdzie ja miałem oczy? A może ostatnio tak wyładniała? Miała naturalną, świeżą urodę jak polny kwiat, kojarzyła mi się z łąką, motylami, leżeniem w trawie i…
O czym ty myślisz, chłopie? Ona ma dopiero dziewiętnaście lat! Na dokładkę jest przyjaciółką twojej młodszej siostry! Weź się ogarnij. Gdyby taki starzec jak ty startował do Amandy, jako pierwszy byś go pogonił. Oliwia to dzieciak, tak o niej myśl, tak będzie bezpiecznie, strofowałem sam siebie.
Amanda zasnęła. Oliwia przewijała ekran swojego smartfona. Zjechałem na stację benzynową, by zatankować auto, a przy okazji rozprostować kości. Kończyłem lać paliwo, gdy otworzyły się drzwi.
– Pamiętam, jak przygrywałeś nam na gitarze, gdy byłam… o, taka mała – pokazała gestem, lekko się schylając.
Niby nic, a serce zaczęło mi bić szybciej. Kiedy poczułem na sobie wzrok Oliwii, zmieszałem się. Co za absurd! Ta smarkula mnie onieśmielała.
– Nie musisz mi przypominać, jaki jestem stary – wysiliłem się na żart.
– No co ty, Kuba! – obruszyła się. – Nic się nie zmieniłeś…
Na jej policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Ta reakcja jeszcze bardziej wyprowadziła mnie z równowagi. Trzymaj dystans, chłopie!
Poszedłem zapłacić za benzynę.
Cały mój świat zawirował...
Kiedy wróciłem, Oliwia siedziała na przednim siedzeniu.
– Nudzi mi się, a Ada śpi – wyjaśniła lakonicznie.
Czułem na sobie jej uważne spojrzenie, gdy wkładałem kluczyk do stacyjki i przesuwałem dłonią po kierownicy. Powietrze było jakby naelektryzowane. A we mnie rodził się dziwny niepokój. Zdecydowanie wolałbym, aby Oliwia poszła w ślady Amandy i ucięła sobie drzemkę.
– Do celu mamy jeszcze ze dwieście kilometrów – powiedziałem, zerkając na dziewczynę, która cały czas się uśmiechała. Do mnie? Do swoich myśli?
Widywałem ją wiele razy, znały się z Amandą od podstawówki, uświadomiłem sobie. Jakim cudem mogłem uznać ją za przeciętną?
– Kiepsko grałem, co? – odważyłem się ponownie zagadać.
– Słucham?
– Na tej gitarze. Pierwszy rzępoła osiedla… – zakpiłem, przypominając sobie, jaki byłem dumny, gdy nauczyłem się kilku chwytów, i popisywałem się nimi niemal przed każdym.
Podchwyciła żartobliwy ton i gawędziliśmy już do końca podróży. Raz-dwa znaleźliśmy wspólny język. Oliwia okazała się inteligentna, zabawna i dojrzała jak na swój wiek. Podobnie zresztą postrzegałem Amandę. Cóż, moja siostra była mądrą dziewczyną i otaczała się takimi samymi ludźmi.
Kiedy zaparkowałem pod hotelem, Oliwia położyła mi dłoń na udzie. Przypadkiem? Oboje zamarliśmy.
– Dojechaliśmy? – z tylnej kanapy rozległ się zaspany głos Amandy.
Oliwia szybko cofnęła dłoń i spuściła głowę, zasłaniając włosami zarumienione policzki. Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Jezu, co tu zaszło?!
Reszta dnia, o dziwo, minęła bardzo miło. Rozmawiałem z Oliwią tak swobodnie jak z Amandą, jakby nie dzieliło nas trzynaście lat. Wieczorem dziewczyny wybrały się na koncert, a ja zaszyłem się w swoim pokoju. Najpierw włączyłem telewizor, potem próbowałem czytać książkę, ale nie potrafiłem się na niczym skupić. W myślach ciągle odtwarzałem rozmowy z Oliwią, a przed oczami miałem jej roześmiane oczy.
– Co się ze mną dzieje…?
Wstałem i zdjąłem z wieszaka kurtkę. Postanowiłem się przejść brzegiem morza. Spacer zmienił się w łazęgę i dotarłem do pensjonatu przed północą. Wiedziałem mniej więcej, o której powinien się skończyć koncert, i chciałem się upewnić, że dziewczyny bezpiecznie z niego wróciły. Owszem. Już z daleka usłyszałem dźwięczny głos Oliwii:
– Było super! Żałuj, że nie miałeś biletu!
Biegła w moją stronę, jej długie włosy falowały na wietrze. Rozpostarłem ramiona, a ona po prostu w nie wpadła. Amanda też tak robiła, ale to było coś zupełnie innego. Nie widziałem w niej młodszej siostry… Po całym moim ciele rozlała się fala ciepła. Wciągnąłem w nozdrza zapach jej włosów, subtelny aromat perfum. Świat dokoła zawirował. Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła z powrotem na plażę. Rozłożyłem na piasku kurtkę. Usiedliśmy obok siebie, a ja objąłem ją ramieniem. Po prostu. Rozmawialiśmy niemal do rana. Amanda dawno już spała w swoim pokoju, kiedy po cichutku skradaliśmy się korytarzem.
Może coś z tego będzie?
– Dzięki za dziś, jesteś taki kochany… – Oliwia oparła się plecami o drzwi pokoju i patrzyła na mnie wyczekująco.
Policzki miała zarumienione. Włosy wciąż wilgotne od morskiej bryzy… Chciałem ją pocałować, Boże drogi, bardzo chciałem, już się pochyliłem i… Powstrzymałem się. Przed oczami stanęła mi dziewczynka, która przychodziła do mojej siostry, by wymienić się kolorowymi karteczkami. Ta dziewczynka już dorosła, wkrótce zacznie studia, ale… całowanie jej jak kobiety wydawało mi się niestosowne.
Oliwia westchnęła. Po czym otworzyła drzwi i wsunęła się do środka.
– Chyba się w tobie zakochałam… – usłyszałem szept, nim zamknęła za sobą drzwi.
Stałem na korytarzu jak ten gamoń. Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi. Nigdy bym nie przypuszczał, że ten weekend dostarczy mi tylu wrażeń. Pół godziny później leżałem w łóżku, nasłuchując krzyku mew i wypatrując świtu. Po tym, co usłyszałem, nie mogłem zasnąć. Bez szans.
Nie powinieneś – tłumaczyłem sobie – nie wolno ci się w niej zakochać. Nic z tego nie będzie, bo to inna odmiana zakochania, niż ta od pierwszego spojrzenia. Znałeś ją jako dziecko. Oczarowała cię jako młoda kobieta, gdy dostrzegłeś ją we wstecznym lusterku, ale… Ona nie miała takich dylematów.
Po powrocie znad morza pisała do mnie długie esemesy. Dzwoniła i godzinami rozmawialiśmy przez telefon. Wpadłem po uszy. Podobała mi się. Lubiłem ją. Świetnie się rozumieliśmy. Napięcie seksualne też było. Wszystko naraz. Czyli cuda się zdarzają…?
Wahałem się, bo za nic nie chciałbym jej skrzywdzić, choćby nieświadomie, była taka młodziutka, taka niewinna. Jednak po jednym z wypadów do kina, który skończył się naszym pierwszym pocałunkiem, ośmieliłem się mieć nadzieję. Może rzeczywiście coś z tego będzie? Przecież zdarzają się szczęśliwe związki z jeszcze większą różnicą wieku…
Dla niej to była tylko zabawa...
Siostra bez pukania weszła do mojego pokoju i skrzyżowawszy ramiona, wbiła we mnie karcący wzrok.
– Musisz z tym skończyć, Kuba – powiedziała bez ogródek. – Myślicie, że jestem ślepa? Oboje macie mnie za idiotkę? Naprawdę myślicie, że nic nie widzę?
Odłożyłem na bok czytaną książkę.
Nie rozumiałem, o co jej chodzi. Przecież nie robiliśmy z Oliwią nic złego. Owszem, byłem nią zauroczony, ale nie padły między nami żadne poważne deklaracje. Chciałem dać jej czas, choć w wyobraźni widziałem ją u swojego boku, może nawet z obrączką na palcu. Tak, po raz pierwszy pomyślałem o małżeństwie. Czyżby moje marzenie o związku idealnym zaczęło się urzeczywistniać?
– Nie powiedziała ci, że wyjeżdża w poniedziałek? – odparowała Amanda.
Krew odpłynęła mi z twarzy.
– Co?
– Czyli nie powiedziała. Wyjeżdża. Zaczyna pracę w mieście, gdzie będzie studiowała. Trzysta kilometrów stąd. Wiesz, co to znaczy? Byłeś jej ostatnią przygodą przed wkroczeniem w dorosłe życie. Zabawiła się…
– Przestań! – warknąłem; w życiu nie byłem na nią taki zły. – Wczoraj powiedziała, że mnie kocha… Czemu mi to robisz? Czemu to spłycasz, obrzydzasz mi?
– Bo nie chcę, żeby udało jej się to, co żadnej innej przed nią!
Nie musiała nic więcej mówić. Miała rację. Już czułem ból, a ledwo co pozwoliłem sobie na nieco śmielsze marzenia. Co by było, gdybym zaangażował się bardziej? Dla mojej jesiennej dziewczyny byłem panem na wrzesień. Nie na cały rok, tym bardziej nie na całe życie. Wraz z nadejściem października przestanę dla niej istnieć.
W poniedziałkowy ranek wybrałem się na dworzec. Zza rogu obserwowałem stojącą na peronie Oliwię. Przestała się do mnie odzywać. Nie napisała dlaczego, nie poinformowała mnie o swoich planach. Mimo to musiałem ją zobaczyć ostatni raz, zanim wyjedzie… Pożegnać się. Choć z daleka.
Nie byłem na nią zły. Młodość rządzi się własnymi prawami. Jest arogancka i samolubna. Do siebie też nie miałem żalu. Czy można winić się za uczucia? Pozostało mi zachować się dojrzale i pozwolić Oliwii odejść, posmakować dorosłego życia. Może kiedyś poprosi mnie o drugą szansę. Może będę wciąż wolny…
Czytaj także:
„Mąż tak bardzo szukał mojej atencji, że zdradził mnie z moją przyjaciółką. Nakryłam go z kochanką na gorącym uczynku”
„Gdy tatę odwiedziła kuzynka z Ameryki, polubiłam ją. Byłam w szoku, gdy wyszło, że nie jest osobą, za którą się podaje”
„Chciałabym być oparciem dla swoich dzieci, jak moja mama była dla mnie, ale jak to zrobić, skoro sama jestem w rozsypce?”