Jaki ojciec, taki syn. Z hukiem wpadli do kuchni i od drzwi zaczęli krzyczeć jednym głosem „Co jest na obiad”?!
– Nie ma obiadu – skrzywiłam się, bo plastikowa rurka do spieniania mleka wyśliznęła mi się z rąk, spadła i poturlała po podłodze, oczywiście pod szafkę! Syn padł na kolana i zaczął na oślep macać ręką.
– Mam! – krzyknął triumfalnie. Mąż wziął od niego rurkę, wsadził ją na miejsce i popatrzył na mnie z ciekawością.
– Zamiast obiadu będzie kawa? Z tego ekspresu? – powtórzył z naciskiem.
Prychnęłam, za to Krzyś się zaniepokoił
– Ja jestem za mały na kawę! – stwierdził. – Chcę jeść.
– Dostaniesz obiad, jak przyjdą goście – warknęłam. Popatrzyłam krytycznie na rurkę, pokręciłam głową i wyciągnęłam ją z miejsca, w którym umieścił ją Staszek. Włożyłam do zlewu, odkręciłam wodę, zaczęłam płukać.
– Miałeś nie dotykać ekspresu! Żadnej części, od wtyczki po rurkę do spieniania mleka, prosiłam cię przecież! – syknęłam.
– Czy ty aby nie przesadzasz? – Staszek popatrzył na mnie z rozbawieniem. – Myślisz, że to przeze mnie?
– A przez kogo? – wytarłam rurkę i z powrotem zaczęłam ją wciskać na miejsce. – Ten ekspres kupiła twoja mamusia, bo uznała, że ja nawet dobrej kawy nie umiem zaparzyć. Dała go tobie, a mnie zabroniła go uruchamiać, bo podobno tego też nie potrafię. Dziwne, że kiedy ja go włączam, po pięć razy dziennie, to działa bez zarzutu. A kiedy ona do nas przychodzi, to zawsze nawala!
– Może ekspres nas nie lubi? Mnie i mamy? – mąż zerknął na mnie spod oka.
– Babci nie lubi! Nie lubi! – Krzyś zaczął podskakiwać. – I dlatego opluł ją mlekiem!
– Krzysiu! Nie mów tak! – próbowałam zachować powagę, ale w końcu ryknęłam śmiechem.
Przypomniałam sobie, co spieniacz zrobił z moją teściową podczas ostatniej wizyty. Zniecierpliwiła się, że ze specjalnego kranika zamiast mleka zaczęły buchać kłęby pary. Chwyciła za jakieś pokrętło, nacisnęła, przesunęła i… gorące mleko trysnęło prosto na nią. Była mokra i wściekła.
– Co wyście zrobili z tym ekspresem! – krzyknęła, mknąc do łazienki. Spędziła tam pół godziny, próbując sprać z jedwabnej sukienki plamy mleka.
– Dobrze, że moja żona jest tak skrupulatna – teść zadowolony sięgnął po dodatkowy kawałek ciasta, którego żona na pewno nie pozwoliłaby mu zjeść. – Gdybyż ona umiała tak piec, jak potrafi narzekać – westchnął.
Uśmiechnęłam się do niego czule, bo cały czas miałam wrażenie, że trwałość mojego małżeństwa zawdzięczam właśnie jemu. Teściowa od samego początku robiła wszystko, żeby obrzydzić mnie Staszkowi. Według niej wszystko robiłam źle, nie umiałam właściwie zadbać ani o dom, ani o męża i synka. Teść machał na to ręką, zawsze stawał w mojej obronie, a kiedy nie dawał rady, ogłaszał odwrót i zabierał ją jak najdalej ode mnie. Byłam wdzięczna teściowi, bo dzięki niemu nasze konflikty sprowadzały się wyłącznie do drobiazgów. Tak było do czasu, kiedy dostaliśmy od niej nowy ekspres do kawy.
Uznałam, że nasz ekspres po prostu nie lubi teściowej
Od samego początku sprawiał problemy. Na co dzień sprawny i cichy w obsłudze, na występach gościnnych dostawał małpiego rozumu. Kiedy przychodzili nasi przyjaciele, nie działo się nic. Za to kiedy w domu pojawiała się moja teściowa…
Zaczęło się już pierwszego dnia po tym, jak go przywiozła.
Kazała nam wszystkim uczestniczyć w pierwszym parzeniu, no i na oczach całej rodziny wywaliło korki! Okazało się, że w bezawaryjnym (podobno) sprzęcie przepalił się bezpiecznik. Następnego dnia mąż kupił nowy i ekspres zaczął działać bez zarzutu. Kawa w nim parzona faktycznie była wyśmienita, więc zaprosiliśmy teściów, żeby pochwalić prezent i… znów wywaliło korki. Przy kolejnej wizycie teściowej bezpiecznik wytrzymał, za to nawalił młynek. Nie przyznaliśmy się, że ekspres znów nie działa i wsypaliśmy nową porcję kawy, tym razem już zmielonej.
– Jakaś dziwna ta kawa… – zaczęła narzekać teściowa. – Chyba nie radzicie sobie z czytaniem instrukcji – stwierdziła, a ja machnęłam na to ręką.
Zabrałam ekspres do zaprzyjaźnionego mechanika. Rozkręcił, sprawdził.
– Jeszcze nie widziałem tak dobrego sprzętu. Nie powinien sprawiać żadnych kłopotów – pochwalił urządzenie, a ja zaczęłam się zastanawiać, czy mówimy o tym samym urządzeniu. Uznałam, że wniosek nasuwa się jeden – nasz ekspres nie lubi teściowej. Opowiedziałam o tym mężowi.
– To weź go do psychologa – popukał się w głowę, a ja się wściekłam.
Kiedy usłyszałam dzwonek obwieszczający nadejście gości, obrzuciłam ekspres wrogim spojrzeniem.
– Wykręć coś dzisiaj, to przerobię cię na młynek do mielenia mąki – wycedziłam. Chyba się przejął.
Kawa była dobra jak nigdy dotąd.
Czytaj także:
„Po śmierci męża nie miałam za co żyć. W wieku 46 lat zostałam bez domu i pracy, bo całe życia byłam kurą domową”
„Pokochałam faceta odpowiedzialnego za śmierć mojego męża. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem dzieciom, kim on jest”
„Śmierć męża była dla mnie tragedią. Kiedy znowu się zakochałam, poczułam się jak zdrajczyni”