„Teściowa twierdzi, że jej syn zachorował przeze mnie. Uparłam się, żeby był przy porodzie, a jest na to zbyt delikatny”

zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, brizmaker
„Widziałam jak na dłoni, że lekarz i cała ekipa medyczna są zdenerwowani, a skoro z dzieckiem nie ma żadnych problemów, to musi być coś nie tak z moim mężem! Ale co? W końcu on tylko zasłabł”.
/ 26.02.2024 22:00
zmartwiona kobieta fot. Adobe Stock, brizmaker

Kiedy dowiedziałam się, że jestem pierwszy raz w ciąży, nie miałam cienia wątpliwości, że Szymon będzie przy mnie podczas porodu. Wiele z moich przyjaciółek nie mogło tego pojąć. Zastanawiały się, dlaczego chcę, aby mój mąż widział mnie, w tak mało komfortowej sytuacji.

Nikt nie pochwalał naszej decyzji

– Kobieta w trakcie porodu wygląda strasznie, jest cała spocona, często pękają jej naczynka krwionośne, a potem jest dużo krwi. Czy naprawdę sądzisz, że twój mąż powinien cię oglądać w tym stanie? Przecież później może czuć do ciebie obrzydzenie – dopytywały.

Najtrudniej było to zrozumieć wszystkim tym kobietom starszego pokolenia, które krytykowały trend rodzinnych narodzin. Bo przecież kiedy one rodziły dzieci, mężowie nie mieli nawet prawa wejść do szpitala, nie mówiąc już o obecności na sali porodowej. Zamiast tego, palili papierosy na dziedzińcu szpitala i tkwili tam godzinami z kwiatami w ręku.

Moja teściowa zawsze dbała o Szymona i jego wrażliwość. Uważała, że jej syn nie powinien obserwować porodu, ponieważ jest to wyłączna sprawa kobiety. A Szymuś jest taki delikatny i jeszcze będzie miał potem koszmary. Odpowiedziałam jej wtedy, że skoro był obecny podczas poczęcia, to może być również przy pojawieniu się dziecka na świecie. Prawda?

Szymon był troskliwy

Jednocześnie miałam świadomość, że te opinie nie są tak do końca pozbawione sensu. Jednak w moim odczuciu, jednym z obowiązków męża jest wspieranie swojej małżonki w różnych momentach jej życia i bycie obok niej. Przecież wygląd kobiety podczas porodu nie różni się tak bardzo od jej wyglądu, gdy na przykład jest chora na grypę żołądkową, prawda?

Dokładnie pamiętam tę sytuację: kiedy mdłości były tak silne, że prawie nie opuszczałam łazienki, Szymek troskliwie zajmował się mną. Kiedy oznajmiłam, że zostanę w łazience, bo tylko tam czuje się bezpiecznie, to przyniósł mi tam poduszkę i spędził ze mną całą noc. A uwierzcie mi. Wówczas na pewno nie wyglądałam jak zwyciężczyni konkursu piękności.

Chcieliśmy mieć rodzinny poród

Byłam pewna, że nawet w szpitalu nie przestanie mnie wspierać. Przecież uczęszczaliśmy razem na kursy przedporodowe, gdzie dowiedział się, jakie ma obowiązki na czas porodu: asystowanie mi podczas ćwiczeń na piłce, które łagodzą bóle skurczowe, przypominanie mi o właściwym oddechu i wycieranie potu z mojej twarzy.

Naprawdę nie mogłam się już doczekać. I wreszcie przyszedł ten dzień, kiedy miałam urodzić dziecko. Mój mąż, podobnie jak ja, był mocno zdenerwowany. Wiedziałam doskonale, że najtrudniejszy może okazać się moment, gdy pojawi się główka dziecka lub krew.  Szymek, jak większość mężczyzn, nie znosi widoku krwi. Lekarz jednak zapewnił mnie, że ojcowie zaskakująco dobrze radzą sobie w takich sytuacjach. Co więcej, mąż mógł stać przy moim łóżku i trzymać mnie za rękę, nie musiał więc patrzeć, jak nasze dziecko przychodzi na świat.

Lekarz się nie mylił. Szymek był bardzo dzielny i wspierał mnie podczas całego porodu. Miałam wrażenie, że jakby obudził się w nim duch wojownika. Nie jestem pewna, czy to przez jakieś tacierzyńskie hormony, czy po prostu przez nagły przypływ adrenaliny, ale naprawdę czułam jego wsparcie i obecność. Byłam dumna z siebie i niego. Razem dawaliśmy radę!

Wszystko przebiegało idealnie, poród szedł bardzo płynnie i już byłam pewna, że to była doskonała decyzja, kiedy... Pojawiła się główka naszego malucha i położna zaproponowała, żebym dotknęła dziecka. Jednak ja wolałam odczekać, aż maleństwo w pełni się urodzi i ułożą go na mojej piersi. Wtedy chciałam poczuć oddech i bicie serca mojego dziecka.

Myślałam, że nie wytrzymał presji

Szymek nachylił się nade mną, a potem z entuzjazmem poruszył głową – i w tej samej sekundzie upadł na ziemię! W jednej chwili był tuż obok mnie, podpierając moją głowę, a już w następnej leżał na podłodze obok mojego łóżka... Początkowo mnie to przestraszyło, ale później zachciało mi się śmiać. Więc mój rycerz jednak zemdlał! To będzie ciekawa historia do opowiadania. Chętnie posłuchają jej znajomi i przyjaciele...

Przypuszczałam, że Szymon, którym natychmiast zajęła się pielęgniarka, zaraz się ogarnie i nieco zawstydzony, znowu stanie obok mnie. Zdecydowałam się skupić na porodzie, aby jak najszybciej urodzić. Po pewnym czasie zaczęłam jednak rozglądać się dookoła, ponieważ Szymka wciąż nie było obok mnie.

Widziałam jak na dłoni, że lekarz i cała ekipa medyczna są zdenerwowani, a skoro z dzieckiem nie ma żadnych problemów, to musi być coś nie tak z moim mężem! Ale co? W końcu on tylko zasłabł na widok krwi! Czy to może być takie niebezpieczne? Chryste panie, może upadając, uderzył się w głowę i stało się coś poważnego.

Byłam w szoku

Szymek nie uderzył się w głowę, ale zdarzyło się coś innego. Kiedy zobaczył, jak rodzi się dziecko, doznał takiego szoku, że w jego mózgu pękło małe naczynko krwionośne. To właśnie sprawiło, że stracił przytomność.

Takie pęknięcia nie są groźne. Kiedy np. pojawią się na nodze czy rękach, to kończy się zazwyczaj siniakiem. Ale w mózgu skutki są poważniejsze

Mieliśmy sporo szczęścia, że to spotkało Szymka właśnie w szpitalu. Lekarze od razu udzielili mu pomocy. Musiał tam spędzić kilka tygodni... Okazało się, że doznał urazu w części czołowej mózgu, co spowodowało problemy z mówieniem i widzeniem.

Kiedy się ocknął, nie miał pojęcia, kim jest i dlaczego jest w szpitalu. Nie rozpoznał mnie, kiedy przyszłam go zobaczyć. To dzięki opiece lekarzy i ich zapewnieniom, że mojemu mężowi nic się nie stanie, nie zwariowałam.

Teściowa obarcza mnie winą

Na początku w mojej głowie pojawiały się najgorsze scenariusze. Bałam się nawet, że Szymek umrze. Jednocześnie teściowa cały czas mi powtarzała, że to wszystko moja wina, bo przecież próbowali mnie przekonać, abym zrezygnowała z porodu naturalnego, a ja była uparta.

Doktor jednak mnie uspokoił, mówiąc, że to niekoniecznie poród mógł spowodować pęknięcie naczynka. Właściwie mogły to wywołać dowolne emocje. Najwyraźniej naczynko było słabe i mogło pęknąć w każdej chwili. Wyobraźmy sobie, że stałoby się to gdzieś daleko od szpitala. I kto wówczas udzieliłby mu pomocy?

Jest coraz lepiej

Od tamtego zdarzenia minęło już ponad pięć miesięcy. Synek powoli uczy się siedzieć. Jednocześnie Szymek stara się znowu nauczyć poprawnie mówić. Paraliż powoli zanika, a wzrok męża zdecydowanie się poprawia. Niedawno okulistka powiedziała, że prawdopodobnie niedługo będzie już normalnie widział.

Czuję się szczęśliwa, bo wszystko dobrze się zakończyło, ale moja teściowa cały czas mówi, że to moja wina, że jej syn miał wypadek. Nigdy nie pozwoli nam o tym zapomnieć.

Nie jestem pewna, co do narodzin naszego kolejnego dziecka. Szymek chciałby być znowu obecny przy porodzie, ale ja nie jestem już tego taka pewna. Raczej mu nie pozwolę.

Czytaj także: „Córka przymyka oko na kochanki męża, bo nie chce zostać samotną matką. Tak mu dam do wiwatu, że odechce mu się harców”
„Rozwiodłam się z mężem, bo był zbyt wymagający w łóżku. Małe >>co nieco<< 10 razy dziennie to dla niego norma”
„Nie chcieliśmy brać ślubu dla papierka. Zmieniliśmy zdanie, gdy nagle zachorowałam. Moje dni były policzone”

Redakcja poleca

REKLAMA