„Nie chcieliśmy brać ślubu dla papierka. Zmieniliśmy zdanie, gdy nagle zachorowałam. Moje dni były policzone”

młoda para fot. Adobe Stock, sonyachny
„– Michał... – przytuliłam swojego ukochanego. – Czy nie bierzesz mnie za żonę z litości? Po prostu... nie chcę, żebyś nagle stał się wdowcem, jeżeli operacja nie pójdzie dobrze – powiedziałam ze smutkiem”.
/ 22.02.2024 13:15
młoda para fot. Adobe Stock, sonyachny

Ludzie często nas pytali, kiedy wreszcie zdecydujemy się na małżeństwo. Zawsze odpowiadaliśmy, że to kwestia czasu, ponieważ obecnie mamy do załatwienia wiele ważniejszych spraw.

Ślub nie był ważny

Najpierw chcieliśmy skończyć studia, potem kupowaliśmy i urządzaliśmy nasze wspólne cztery kąty, a na końcu zajęliśmy się otwieraniem firmy. Nie odczuwaliśmy żadnej presji ze strony rodziny, bo rodzice Michała zginęli w tragicznym wypadku samochodowym, a ja nie utrzymywałam kontaktów ze swoimi krewnymi.

W czasach liceum zamieszkałam w internacie, aby jak najbardziej oddalić się od domu, gdzie doświadczałam jedynie przemocy i gdzie czułam, że nie jestem nikomu potrzebna. Tak samo jak ja, Michał również nie miał braci ani sióstr. Oboje uważaliśmy, że organizowanie wesela dla naszych znajomych to tylko strata pieniędzy i czasu. Papierek też nie był nam potrzebny do szczęścia.

– A może po prostu weźmy ślub i powiedzmy o tym wszystkim dopiero potem – czasem słyszałam takie słowa z ust mojego partnera.

Ale nie potrafiłam podjąć decyzji. Z jednej strony taki plan wydawał mi się ciekawy, z drugiej zaś czasem fantazjowałam o hucznej zabawie weselnej, białej sukience i eleganckiej ceremonii... Nasze dyskusje na temat ślubu nigdy nie przekraczały granic planów, a my uspokajaliśmy siebie nawzajem, mówiąc, że przecież to tylko formalność, która tak na prawdę nic nie zmienia.

Praca była najważniejsza

Szybko stało się jasne, że nasza działalność biznesowa cieszy się dużą popularnością . Otrzymywaliśmy coraz więcej projektów do realizacji, więc moja uwaga skupiła się jedynie na pracy.

– Nie uważasz, że trochę przeginamy? – zapytał Michał pewnego wieczoru.

A ja dobrze wiedziałam, o co mu chodziło. Weekend minął nam błyskawicznie, bo ciągle byliśmy zajęci przygotowywaniem nowych propozycji biznesowych. Zaczęliśmy też uczestniczyć w coraz większych przetargach.

– Kiedy ostatnio mogliśmy cieszyć się chociaż jednym dniem bez pracy? – zapytał z poważnym wyrazem twarzy.

Myślałam o odpowiedzi przez dłuższy czas i nagle uświadomiłam sobie, że nie pamiętam, abyśmy przez ostatnie kilka miesięcy zrobili sobie przynajmniej krótką przerwę po południu czy wieczorem. Nie wspominając już nawet o tym, że od dawna nie mieliśmy całego wolnego dnia.

– Trochę jeszcze popracujmy, a potem zrobimy sobie przerwę. Możliwe, że będziemy mogli zatrudnić kogoś, kto nam pomoże – powiedziałam.

– Wydajesz się trochę zmęczona – Michał patrzył na mnie z niepokojem. – Czy wszystko jest w porządku?

– Ostatnio faktycznie nie do końca – przyznałam, bo od razu przypomniało mi się, że codziennie budziłam się z potwornym bólem głowy i czułam się zmęczona mimo kilku godzin snu.

Nie czułam się na siłach

– Idź dziś spać trochę wcześniej i dobrze się wyśpij – poradził mi  chłopak.

– Przeżyję, muszę jeszcze coś dokończyć – odparłam. – Nic mi się nie stanie.

Pracowałam nad propozycją projektu do późna, aż do drugiej w nocy, a następnie wyczerpana poszłam spać. Zasnęłam natychmiast, ale po pewnym czasie obudził mnie ostry ból głowy. Miałam wrażenie, jakby ktoś systematycznie uderzał w nią jakimś przedmiotem.

Poszłam do kuchni, aby napić się wody i wziąć coś przeciwbólowego. Czułam się jednak coraz gorzej, a ucisk w głowie stawał się nie do zniesienia. Ledwo wróciłam do łóżka. To, co wydarzyło się potem, pamiętam jak przez gęstą mgłę.

Dowiedziałam się, że straciłam przytomność i się przewróciłam. Niestety, upadałam tak nieszczęśliwie, że uderzyłam głową o szafkę nocną i przy okazji rozbiłam stojącą na niej lampę. Narobiłam takiego huku, że Michał aż podskoczył, a potem zobaczył mnie leżącą na podłodze z krwawiącą raną.

To był wyrok

Po chwili odzyskałam przytomność, ale wtedy znowu odczułam ból głowy, więc jeszcze tej samej nocy trafiłam do szpitala. Ze względu na upadek i obrażenia od razu zostałam skierowana na tomografię. Nie byłam zadowolona, bo chciałam jak najszybciej wrócić do domu, ale doktor nie dawał za wygraną.

Kiedy po pewnym czasie usłyszałam diagnozę, poczułam, jakby coś podcięło mi nogi. Zaczęło mi dzwonić w uszach i przez moment miałam wrażenie, że wszystkie dźwięki dochodzą do mnie z daleka. 

Dopiero w drodze do domu Michał podzielił się ze mną wszystkimi informacjami. Okazało się, że muszę natychmiast przejść operację, a co więcej, w innym mieście.

– Już za siedem dni wszystko się skończy – usiłował dodać mi otuchy, ale widziałam, że jest zaniepokojony. – Jest tylko jedna kwestia – urwał, a ja z niepokojem oczekiwałam, co powie dalej. – Wiadomo, wszystko pójdzie dobrze, ale... jeśli coś by ci się przydarzyło, to o twoim dalszym losie musieliby zdecydować twoi rodzice. Ja nie miałbym takiej możliwości.

Decyzja zapadła błyskawicznie

Przejeżdżaliśmy obok urzędu stanu cywilnego, kiedy Michał nagle zahamował auto i zaparkował tam, gdzie nie powinien.

Wiem, co zrobimy – krzyknął, łapiąc mnie za dłoń.

Nie musiałam się nawet zastanawiać, co ma na myśli.

– Michał, nie ma mowy, nie znajdziemy wolnego terminu w tak krótkim czasie. A poza tym, tak ważne decyzje nie powinny być podejmowane na gorąco. Czy na pewno wiesz, czego chcesz? – zaczęłam sprzeciwiać się.

– Tak, i to od dłuższego czasu. Wydaje mi się, że ty również – odpowiedział zdecydowanie. – Tylko nie wiem, czemu tak długo z tym zwlekamy.

Wyjaśniliśmy naszą sytuację pani w okienku. Czasu zostało nam niewiele, gdyż operacja miała się odbyć już za tydzień. Urzędniczka cierpliwie nas wysłuchała, uśmiechając się do mnie z wyrazem współczucia.

– Rozumiem, to szczególna sytuacja – stwierdziła. – Niestety, wszystkie terminy są już zarezerwowane. Proszę zaczekać, skonsultuję się z szefową, czy dałoby się coś z tym zrobić.

Myślałam, że na pewno usłyszymy zdecydowane „nie”, więc odpowiedź pani z urzędu bardzo mnie zaskoczyła. Po krótkiej chwili wróciła do mnie z dużym uśmiechem.

– Szefowa zadeklarowała, że jest w stanie nas przyjąć dwa dni po wszystkich zaplanowanych ceremoniach. Tylko trzeba jak najszybciej załatwić wszystkie potrzebne dokumenty.

Miałam wątpliwości

Opuszczając urząd, byliśmy szczęśliwi, ale też zszokowani tym, co się działo. Wątpliwości pojawiły się wieczorem.

– Michał... – przytuliłam swojego ukochanego. – Czy nie bierzesz mnie za żonę z litości? Albo przez moich rodziców? Nasze wesele miało wyglądać przecież zupełnie inaczej.

– A jak miało wyglądać? Z tego co pamiętam, nie podjęliśmy żadnej konkretnej decyzji. Teraz przynajmniej wszystko jest jasne i nareszcie będziesz moją żoną – odpowiedział.

– Po prostu... nie chcę, żebyś nagle stał się wdowcem, jeżeli operacja nie pójdzie dobrze – powiedziałam ze smutkiem.

– Nie mów tak nawet. Zobaczysz, że ludzie będą mówić o nas „stare, dobre małżeństwo”. Teraz nie ma miejsca na czarne myśli. Czas iść spać, bo jutro mamy dzień wolny. Propozycje projektów mogą poczekać, my mamy na głowie ważniejsze rzeczy.

Zgodziłam się bez zbędnych, długich rozmów i cały następny dzień przeznaczyłam na poszukiwanie ślubnej kreacji. Michał upolował garnitur, a ja znalazłam całkiem ładną sukienkę. Zadzwonił również do naszych znajomych, aby poprosić ich, żeby zostali świadkami na naszym ślubie. 

Wszystko stało się tak szybko

Wszystko zdarzyło się tak gwałtownie szybko, że nie zdążyłam nawet myśleć nad moją chorobą czy nadchodzącym zabiegiem. Na ceremonii ślubnej łzy same napłynęły mi do oczu ze wzruszenia, ponieważ okazało się, że Michał zaprosił nie tylko świadków, ale także innych naszych znajomych i prawie wszyscy postanowili przyjść na nasz ślub.

Do standardowych życzeń, które otrzymałam, dołączony był całkiem spory zestaw kartek od... moich ukochanych bohaterów z książek i filmów. Michał przez dwie noce przygotowywał te wycinanki, na których umieszczał zdjęcia moich ulubieńców i dowcipne teksty. Ania z Zielonego Wzgórza napisała mi: „Gratuluję, ja również marzę o takim uczuciu”, a Emma Bovary: „Jeśli myślisz, że w małżeństwie jest miejsce na szczęście, mam nadzieję, że będziesz z niego bardziej usatysfakcjonowana niż ja ze swojego”. Najbardziej rozbawiła mnie kartka od Ryana Goslinga, który utrzymywał, że złamałam mu serce. Patrzyłam na Michała i zastanawiałam się, dlaczego tak długo zwlekałam z decyzją o małżeństwie.

Para dni później pojechaliśmy do szpitala. Mój świeżo upieczony mąż stwierdził żartobliwie, że ta niecodzienna podróż poślubna to tylko początek naszego miesiąca miodowego. Na moje niepewne pytanie o pracę, jedynie parsknął:

– Od teraz przyjmujemy tylko te zadania, które możemy wykonać najdłużej do szesnastej, i to od poniedziałku do piątku. Koniec z tym pędem za kasą.

Operacja przebiegła bez problemów. Bardzo się ucieszyłam, kiedy po wybudzeniu zobaczyłam Michała.

Są tacy, którzy od razu wiedzą, czego pragną. Inni, tacy jak my, muszą doświadczyć silnych emocji, aby zrozumieć, co jest dla nich naprawdę ważne. Moja krótkotrwała choroba zmieniło wszystko na zawsze. To dzięki temu wydarzeniu zdałam sobie sprawę, co jest najistotniejsze w życiu. I na pewno nie jest to praca.

Czytaj także: „Zdradziłem narzeczoną na wieczorze kawalerskim. Chciałem jej powiedzieć, ale dopiero po ślubie”
„Mąż wymyślił sobie bogate życie jak w bajce. Miałam go utrzymywać za pieniądze zarobione z tańca na rurze”
„Pokochałem bogatą i starszą o 30 lat rozwódkę. Wszyscy się ze mnie śmiali, że romantyczne wakacje spędzimy w Ciechocinku”

 

Redakcja poleca

REKLAMA