„Teściowa traktowała moje dziecko, jak swoje. Odbierała potajemnie z przedszkola i zabierała na nocowanie. Kto tu jest do cholery matką, ja czy ona?"

Nadopiekuńcza babcia fot. Adobe Stock, Crystal Sing
„Chcę być dla syna najważniejszą osobą w życiu i się tego nie wstydzę. Zwłaszcza że i tak nadejdzie nadejdzie czas, kiedy będę musiała pogodzić się tym, że pojawi się ktoś ważniejszy… Ale to dopiero przyszłość".
/ 18.10.2022 10:37
Nadopiekuńcza babcia fot. Adobe Stock, Crystal Sing

Kiedy powiedziałam rodzicom, że Norbert mi się oświadczył, zrobili miny, jakbym poinformowała ich, iż cierpię na zakaźną chorobę skóry. Zwłaszcza moja mama nie mogła ukryć rozczarowania – przecież wymarzyła sobie dla mnie lekarza, prawnika albo przynajmniej właściciela firmy.

– Ślub będzie bardzo skromny, zapraszamy góra dwadzieścia osób – poinformowałam ich osiem miesięcy później. – Oszczędzamy, bo jak najszybciej chcemy mieć dziecko, a dziecko to wiadomo, wydatki…

– Dziecko? Już teraz? – mama uniosła brwi w niemej dezaprobacie i poczułam chęć natychmiastowego wyjścia z domu.

Na szczęście na weselu oboje zachowywali się przyzwoicie i nawet zdołali nawiązać kontakty towarzyskie z rodziną Norberta, a właściwie z jego mamą, bo ojciec i dziadkowie od dawna nie żyli.

– Przez całe życie miałam tylko syna, a teraz będę mieć także córeczkę! – moja teściowa zdawała się być zachwycona. Trzeba jednak przyznać, że moi rodzice stanęli na wysokości zadania i pomogli nam przy kredycie na mieszkanie, a nawet spłacali część lat.

Niestety to wyczerpało ich zasoby przychylności dla naszego związku i kiedy na świat przyszedł Staś, poprzestali na kilku wizytach i paru drobnych prezentach. Ja jednak potrzebowałam pomocy przy małym, zwłaszcza że po pół roku musiałam wrócić do pracy w aptece. Zapewnienie synkowi opieki na kilka godzin dziennie szybko stało się koniecznością i naturalnym wyborem była mama Norberta.

– Przespał się dzisiaj dwie i pół godzinki, zjadł zupkę i przecier owocowy, a po południu próbował raczkować – zdawała mi codziennie raporty teściowa, a ja byłam zachwycona, że syn przez cały dzień jest pod dobrą opieką.

Miałam coraz mniejszy wpływ na wychowanie mojego dziecka

Zaczęło się od spania w dzień.

– Mamo, bardzo cię proszę, nie kładź Stasia na drzemkę dwa razy w ciągu dnia, bo w nocy nie daje nam spać – liczyłam na jej zrozumienie.

Niby kiwnęła głową, ale nie zauważyłam, by cokolwiek się zmieniło. Moje podejrzenia potwierdziły się, kiedy raz wróciłam wcześniej z pracy i zastałam Stasia śpiącego w wózku na tarasie po godzinie siedemnastej.

Teściowa z oporami przyznała, że wcześniej spał też dwie godziny przed południem. Oczywiście o godzinie drugiej w nocy nasze dziecko obudziło się z chęcią do zabawy, której niestety ani mąż ani ja nie podzielaliśmy… Potem zauważyłam, że Staś dość niepokojąco przytył i w wieku półtora roku osiągnął wagę trzydziestomiesięcznego dziecka.

– Twoja mama daje mu za dużo słodyczy i w ogóle przekarmia – poskarżyłam się mężowi. – Możesz z nią o tym porozmawiać?

– Daj spokój, Sylwia – zaprotestował Norbert. – Staś po prostu ładnie je. Wiesz, jaki to koszmar: dziecko niejadek?

Nie miałam wsparcia ze strony męża, moi rodzice niespecjalnie interesowali się wnukiem, do tego szefowa zaczęła coś przebąkiwać o konieczności redukcji jednego etatu w aptece i nie mogłam nawet myśleć o zmniejszeniu wymiaru godzin. Staś był więc niejako „skazany” na przebywanie pod opieką babci przez prawie dziesięć godzin dziennie.

On oczywiście nie był niezadowolony – przecież babcia pozwalała mu na wszystko: karmiła go, klęcząc na podłodze, gdy on bawił się klockami, nie naciskała, by uczył się korzystać z nocnika („dziecko ma jeszcze czas”) i praktycznie nic od niego nie wymagała, sprzątając po nim zabawki.

Staś skończył 3 lata i zapisaliśmy go do przedszkola

Jako że mąż był wciąż zameldowany u teściowej, a obok jej domu było przedszkole, właśnie tam udało nam się załatwić miejsce synkowi.

Oczywiście już przy wypełnianiu dokumentów podałam nazwisko teściowej jako osoby uprawnionej do odbierania Stasia; przecież mieszkała dwa kroki dalej, a różne sytuacje się zdarzają. Jakież jednak było moje zdumienie, kiedy drugiego dnia przyjechałam po syna i dowiedziałam się, że babcia zabrała go zaraz po obiedzie.

– Mamo, dlaczego tego ze mną nie uzgodniłaś? – zapytałam, nie kryjąc pretensji. – Staś miał po południu rytmikę. Chcę, żeby na nią chodził.

– Odebrałam go, bo było mi żal mojego pączuszka, że musi tak siedzieć w tej przechowalni, zamiast pobawić się z babcią. Prawda, skarbeńku, że wolisz być u babci niż w tej okropnej sali pełnej biegających i krzyczących dzieci?

– Zaraz, zaraz… – nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. – To nie jest żadna „przechowalnia”, tylko bardzo dobre przedszkole, a Staś ma tam świetną opiekę.

– Ja nie chcę chodzić do psieśkola! – oświadczył mój synek i schował się za nogawką teściowej. – Chcę być u babci!

– No widzisz? – jej mina wyrażała tryumf.

Tym razem nie wytrzymałam. Ubrałam Stasia i zaprowadziłam do samochodu.

Serce mi pękało, kiedy widziałam, jak płacze i woła babcię

Jazda autem była koszmarem, bo synek wierzgał nogami i krzyczał, że mam wrócić i zawieźć go do domu.

„Do domu”, czyli do mieszkania teściowej! Jeszcze tego samego dnia Norbert z poważną miną oświadczył mi, że jest zaniepokojony moim zachowaniem. Podobno doprowadziłam dziecko do histerii i nastawiałam go przeciwko babci. Długo usiłowałam wytłumaczyć mężowi, że jedyne, czego chcę, to tego, by nasz syn chodził normalnie do przedszkola, a potem wracał do naszego domu.

Zaznaczyłam, że teściowa może go odwiedzać, ale po uzgodnieniu z nami i nie chcę, by zabierała go z zajęć według swojego widizimisię. Wyglądało na to, że mnie zrozumiał.

Usiłowałam odebrać z przedszkola dziecko, którego już tam nie było

Wściekła, wyciągnęłam komórkę, by zadzwonić z awanturą do teściowej i zobaczyłam wiadomość od męża. W kilku suchych słowach informował mnie, że jego mama zabiera tego dnia Stasia do zoo. Byłam rozżalona, bo to ja zamierzałam się tam wybrać z synkiem.

Kupiłam mu nawet książeczkę o dzikich zwierzętach, którą codziennie czytaliśmy przed snem. Wtedy zdałam sobie sprawę, że teściowa – może nawet mimo najlepszych chęci – po prostu pozbawia mnie czasu z synem.

– Źle ją oceniasz – Norbert stanął po stronie matki. – Mama przez całe życie miała tylko mnie, a kiedy się ożeniłem, nagle została sama. Poza nami, Staś to jej jedyna rodzina, więc nie ma nic dziwnego w tym, że chce z nim przebywać…

Ledwie zdążył to powiedzieć, a zadzwoniła jego mama z informacją, że wpadli jeszcze do jej znajomej i wrócą bardzo późno, więc może lepiej by było, żeby Staś nocował u niej. Przecież rano będzie miał do przedszkola dwa kroki, a nie czterdziestominutową jazdę z obrzeży miasta – argumentowała.

Mimochodem dorzuciła, że już kupiła mu piżamkę

Spojrzałam na męża i zrozumiałam, że on nigdy nie pojmie, co się tak naprawdę dzieje. Nie zorientuje się, kiedy nagminne odbieranie synka z przedszkola, spędzanie z nim wieczorów i nawet – jak widać – nocy spowoduje, że Staś będzie uznawał nas za kogoś w rodzaju opiekunów zastępczych, a babcię za najbliższą osobę na świecie.

– Przyjechałam po Stasia – oświadczyłam stanowczo godzinę później, stając na progu domu teściowej.

Ale ja już go wykąpałam, siedzi właśnie przed telewizorem i je sobie kanapeczkę z nutellą… – zaprotestowała. – Musisz zostawić go do jutra, no już, nie rób scen, Sylwio…

Zignorowałam ją i poszłam po synka. Był zdziwiony, że mnie widzi. Nie stęskniony, nie ucieszony, tylko właśnie zdziwiony. Zupełnie jakby moja nieobecność w jego życiu była czymś naturalnym…

– Jedziemy do domku, tatuś już na nas czeka – wzięłam go na ręce i poczułam, że sztywnieje.

– Nie! Ja jestem w domku! – zawołał. – Babciu! Ja nie chcę!

Nie dałam się zmanipulować ani teściowej, ani mężowi

Wycofałam z przedszkola upoważnienie dla mamy Norberta, za co zresztą urządziła mi potworną awanturę. Ale nie uległam. Starałam się, byśmy wszystkie wieczory spędzali we trójkę, grając w gry planszowe, czytając bajki, czy zwyczajnie jedząc kolację.

Żałowałam, że teściowa się na nas obraziła i nawet chciałam zmienić zdanie, ale wtedy zamknięto przedszkola i ogłoszono powszechną izolację. To był bardzo trudny czas dla nas wszystkich, ale kiedy wreszcie się skończył i mogliśmy się spotkać, teściowa była jak odmieniona. Przeprosiła mnie za ostre słowa i zabieranie małego z przedszkola bez mojej wiedzy.

Powiedziała nawet, że za mną tęskniła. No, prawie, bo brzmiało to tak:

– Jak ja strasznie za wami tęskniłam, moi chłopcy! No… za tobą też, Sylwia.

Wzięłam to za dobrą monetę, wiem, że ona się stara i doceniam to. Od września pozwolę jej znowu odbierać Stasia z przedszkola. Ale myślę, że czasami trzeba zawalczyć o swoje prawa, a na pewno o prawo matki do spędzania czasu z własnym dzieckiem. Chcę być dla syna najważniejszą osobą w życiu i się tego nie wstydzę. Zwłaszcza że i tak nadejdzie nadejdzie czas, kiedy będę musiała pogodzić się tym, że pojawi się ktoś ważniejszy… Ale to dopiero przyszłość. A teraz chcę wykorzystać jak najlepiej każdą wspólną chwilę z dzieckiem! 

Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"

Redakcja poleca

REKLAMA