Prezenty pod choinką zawsze wzbudzają zrozumiałe emocje, zwłaszcza w najmłodszych domownikach. W tym roku szczególną uwagę naszego czteroletniego synka przyciągnęła wielka paczka obwiązana niebieską kokardą.
– Musiałeś być bardzo grzeczny, skoro Święty Mikołaj przyniósł ci coś takiego – stwierdziła moja teściowa.
Marcinek aż pokraśniał z zadowolenia i energicznie pokiwał główką.
– No to rozpakuj! – zachęciłam go.
Był taki szczęśliwy!
Byłam ciekawa jego reakcji, kiedy przekona się, co kryje kolorowy papier malowany w choinki. Mały rzucił się do pudełka i już po chwili…
– Sklep! Sklep! – jego radosny krzyk słychać było chyba dwa domy dalej. – Mamo, zobacz! Taki właśnie sobie wyma… wyma… wymyśliłem pod choinkę! – mały miał nadal kłopoty z wymawianiem „r” i „rz”, więc nadziane nimi wyrazy zręcznie omijał.
– Podoba ci się? – spytałam, a on w odpowiedzi rzucił mi się na szyję.
Podejrzewałam, że prezent będzie strzałem w dziesiątkę, bo moje dziecko już od jakiegoś czasu uwielbiało się bawić w kupowanie i sprzedawanie. Nie jestem w stanie zliczyć, ile już rzeczy nabyłam od mojego przedsiębiorczego syna, który z uroczym uśmiechem potrafił mi wcisnąć każdy towar.
Najbardziej lubił handlować warzywami i rozmaitymi produktami spożywczymi. Od jakiegoś czasu zbierałam więc dla niego plastikowe pudełka po jogurtach razem z wieczkami. Myłam je starannie i ustawiałam na półce w jego pokoju. Ostatnio pojawiły się tam także warzywa z modeliny, które zrobiliśmy wspólnie: marchewki, ogórki, zielony groszek, a także cykorie, pomidory i buraki.
Kiedy szukając dla Marcinka prezentów gwiazdkowych, przeczesywałam Allegro i zobaczyłam ten kolorowy stragan z koszyczkami wypełnionymi plastikowymi produktami, z wagą na której można było odmierzać produkty i kasą, która sama liczy, aż podskoczyłam z zachwytu! Taki sam w sklepie kosztował prawie dwieście złotych, a tutaj ktoś go sprzedawał za siedemdziesiąt pięć i w dodatku wyglądało na to, że jest w doskonałym stanie.
– Córka prawie się tym nie bawiła – powiedział mi pan, który wystawił zabawkę. – Wolała lalki.
– A mojego syna z pewnością uszczęśliwi – powiedziałam, i miałam rację.
Nie wszyscy byli jednak zachwyceni tym prezentem na równi z Marcinkiem… Mina teściowej mówiła sama za siebie. Poczerwieniała na twarzy, zmarszczyła brwi i wykrzywiła usta.
Najwyraźniej coś jej się nie spodobało
– Ależ to jest prezent dla dziewczynki! – zawołała oburzona, a ja w końcu zrozumiałam, o co jej chodzi.
Nic jednak nie powiedziałam, tylko czekałam na reakcję Marcinka. A on tymczasem zamrugał oczami, po czym ani trochę niezrażony oznajmił:
– Tak! Dla dziewczynki i dla chłopca, czyli dla mnie i dla Julki!
Marcin z Julką bawią się „w dom” razem Julka to jego ulubiona koleżanka z przedszkola. Znają się oboje od piaskownicy, bo dziewczynka mieszka w sąsiedniej klatce. Dobrze się złożyło, że przypadli sobie do gustu i bardzo chętnie się razem bawią.
– No, ale to chyba dziewczynki sprzedają, a chłopcy kupują! – kontynuowała teściowa wychowana za czasów komuny, kiedy to w sklepie królowały panie w białych fartuszkach.
– A dlaczego? Ja bardzo lubię sprzedawać! – zdziwił się Marcin, a ja z ciekawością słuchałam, co będzie dalej.
Teściowa zamilkła, jakby nie do końca wiedziała, co powiedzieć.
– Za moich czasów chłopcy bawili się samochodami i lokomotywami… – zaczęła, kręcąc głową. – A dziewczynki miały swoje lalki…
– Jak to? Czyli nie bawili się razem? – zdziwił się mój synek.
– Nie, każdy miał swoje zabawy…
– Ale nuda! – podsumował Marcin.
No cóż, podejrzewam, że moja teściowa dostałaby zawału, gdyby się dowiedziała, że Marcin z Julką często bawią się „w dom” we dwójkę. Mają lalki, meble i domowe sprzęty. Razem w tym domu sprzątają i razem robią zakupy. Żeby było sprawiedliwie!
My z mężem nie widzimy w tym nic złego
A nawet się z tego cieszymy! Kiedy poznałam Jacka, na początku ujął mnie tym, że świetnie gotował. To on także chwytał za odkurzacz, bo nie chciał, żebym się przemęczała. Był inny niż większość facetów, którzy prędzej by osiwieli, niż pozmywali po obiedzie. Na przykład teść – raz w życiu zmył po sobie talerz i od razu poczuł się prawdziwym bohaterem.
Teraz są inne czasy, kobiety dużo pracują zawodowo i już nie mają siły ani ochoty na to, by zaharowywać się w domu. Mamy w końcu równouprawnienie! Mojego syna chcę nauczyć, co to partnerstwo. A poza tym, powiedzmy sobie szczerze – w sklepach jest coraz więcej sprzedawców.
– Przecież sama mama mówiła, że ostatnio najładniejsze jabłka wybrał mamie mężczyzna – powiedziałam.
– No właśnie, babuniu! Pomidorka? Zaraz babuni zważę najpiękniejszego! – spytał nasz mały sprzedawca.
Czytaj także:
„Starsi rodzice udawali, że radzą sobie ze wszystkim, żeby tylko dzieci nie zagnały ich do ciasnej kawalerki w mieście”
„Kochanka szefa awansowała i zaczęła się panoszyć. Obcinała pensję tym w najgorszej sytuacji, bo wiedziała, że i tak nie odejdą”
„Facet zostawił mnie przez… spóźnialstwo! Rodzice wychowali go na sztywniaka żyjącego pod linijkę, a ja jestem wolnym duchem”