Gdy Konrad spytał, czy zostanę jego żoną, nie umiałam ani przez chwilę udawać, że się waham. Całą sobą krzyczałam „tak!”. Byłam w nim bardzo zakochana, choć odrobinę drażniły mnie pewne jego dziwactwa. Mój ukochany był zasadniczy, przywiązywał ogromną wagę do tradycji, a czasem po prostu zachowywał się, jakby to powiedzieć, trochę sztywno. Dla równowagi miał na szczęście całą masę zalet, no i czułam, że szczerze mnie kocha.
Zanim oficjalnie poprosił mnie o rękę, uznał, że musimy dostać zgodę rodziców. Z moimi nie było problemu. Od pierwszego spotkania mój chłopak przypadł im do serca. Tamtego dnia, gdy zjawiliśmy się na mojej wsi, tata akurat wylewał beton pod nowe ogrodzenie. Konrad bez zastanowienia zaoferował pomoc. Zostaliśmy wtedy na wsi na cały weekend.
Kiedy kilka miesięcy później oznajmiłam staruszkom, że planujemy ślub, oboje się bardzo ucieszyli, nie wiedząc wcale, jak dobrą partią jest mój wybranek. Konrad poszedł bowiem w ślady swojego taty i skończył prawo. Gdy się poznaliśmy, pracował w kancelarii adwokackiej i robił aplikację. O swoich rodzicach mówił zawsze z wielkim respektem. Mamę, która jest dentystką, przedstawiał w swych opowieściach jako wielką damę pielęgnującą pamięć i zwyczaje znamienitych przodków.
W tym domu czułam się jak w muzeum
Na samą myśl o spotkaniu przyszłych teściów cierpła mi skóra na karku. Przede wszystkim, wiedząc, jak bardzo mój ukochany liczy się ze zdaniem rodzicielki, obawiałam się, że mogę jej się nie spodobać i ze ślubu nic nie będzie. Konrad jednak uspokajał mnie, że mimo przywiązania do ziemiańskich tradycji, jego rodzina jest bardzo postępowa, wręcz liberalna. Poza tym, zapewniał, moje pochodzenie nie ma znaczenia. Najważniejsze, że ja jestem wykształcona, mądra i kochana. Wkrótce przekonałam się, że nie kłamał…
Żeby oswoić mnie z atmosferą rodzinnego domu, Konrad zabrał mnie tam w czasie, gdy jego mama była w sanatorium, a ojciec wyjechał na cały dzień do Warszawy, by reprezentować w sądzie jakiegoś klienta. Duża, piętrowa willa na przedmieściach robiła wrażenie nieprzystępnej twierdzy: wysokie ogrodzenie strzegło dom przed wzrokiem ciekawskich, a dwa owczarki szczekające jeden przez drugiego, skutecznie odstraszały ewentualnych intruzów.
Zaraz po przekroczeniu progu poczułam charakterystyczną woń starych drewnianych mebli. Wokół panował półmrok, ciężkie kotary zasłaniały okna. Na ścianach wisiało mnóstwo obrazów, kilka portretów w grubych złotych ramach i zdjęcia – małe, duże, owalne i kwadratowe, wszystkie w kolorze sepii. Oprowadzając mnie po tej domowej galerii, Konrad objaśniał po kolei:
– To stryj taty, Konstanty. Też był ułanem jak mój dziadek… A to kuzynka dziadka, Felicja, wyemigrowała z kraju przed wojną. O, a tu wuj Leopold.
Dwa największe obrazy wisiały w salonie po obu stronach kominka. Portret z lewej przedstawiał mężczyznę o siwych włosach, z sumiastymi wąsami, w mundurze. U boku miał przypiętą szablę. Taka sama wisiała nad kominkiem. Z obrazu po prawej spoglądała starsza kobieta ubrana w elegancką szafirową suknię, z etolą zarzuconą na ramiona. Z obu portretów emanowało dostojeństwo i powaga.
– A dama przy kominku?
– Babcia Elżbieta, matka ojca – w głosie Konrada pobrzmiewała duma.
– Jaka ona była? – spytałam.
Nigdy nie znałam nikogo, kto wychowywał się w majątku ziemskim, dlatego zżerała mnie ciekawość.
– Nie wiem, zmarła młodo, w ogóle jej nie znałem – Konrad odpowiedział nieco zmieszany.
– Na portrecie wygląda dość staro…
– Daj spokój. Mama ci pewnie kiedyś opowie – zapewnił i pociągnął mnie na górę do swojego dawnego pokoju.
Ja jednak nie dawałam za wygraną.
– A tata jak ją wspomina?
– Ojciec nie lubi wspominać – uciął Konrad i wyczułam lekkie zniecierpliwienie w głosie narzeczonego.
Nie zadawałam więcej pytań. W końcu nie miało znaczenia, jaką kobietą była babcia mojego ukochanego. Bardziej powinnam interesować się jego matką.
Wypomniano mi „rolnicze pochodzenie”
Oficjalne spotkanie z nią i jej mężem przebiegło nadzwyczaj spokojnie. Zostałam zaakceptowana, mimo „rolniczego pochodzenia”, jak uprzejmie zauważyła moja przyszła teściowa. Matka Konrada nie wiedziała, że byłam wcześniej w jej domu, więc oprowadziła mnie po willi, przedstawiając szacownych przodków swego męża. Zastanowiło mnie, dlaczego nie ma tam portretów jej rodziny, ale nie ośmieliłam się spytać.
Po prezentacji usiedliśmy do obiadu. Wizyta zakończyła się zapewnieniem, że zostanę przyjęta do rodziny z szeroko otwartymi ramionami.
– Najważniejsze, żeby nasz syn był szczęśliwy, prawda Wiktorze? – pani Gabriela zwróciła się do wciąż milczącego męża.
On tylko kiwnął głową i uniósł kieliszek z winem lekko do góry.
No cóż, nie czułam się swobodnie w towarzystwie tych dwojga. Poza tym zastanowiło mnie, dlaczego pan domu jest tak małomówny; wszyscy adwokaci, jakich dotąd poznałam, byli wręcz gadatliwi. W końcu jednak przestałam rozmyślać o teściach, pocieszając się, że to nie z nimi pójdę do ołtarza.
Trzy tygodnie później mieliśmy spotkać się w nieco szerszym gronie na oficjalnych zaręczynach. Na ten cel Konrad wynajął salę w restauracji. Poza moimi rodzicami, siostrą i bratem z narzeczoną, na przyjęcie przyjechała mama pani Gabrieli. Kiedy podano desery, babcia Konrada wzięła mnie za rękę i poprowadziła do okna, żeby – jak powiedziała – lepiej mi się przyjrzeć. Trochę mnie to speszyło.
– Słyszałam, dziecko, że jesteś mądrą osóbką. Podobno znasz języki i masz solidne wykształcenie. Bankowość to przyszłość, moja droga… A i buzię masz niebrzydką.
Potem nakazała mi usiąść przy sobie na sofie, która stała w kącie sali, w pewnym oddaleniu od stołu.
– Widzę, moje dziecko, że cały czas jesteś trochę spięta, ale nie obawiaj się. Nasz Konradek to bardzo dobry chłopak, będziesz miała z nim jak w niebie.
– Niczego się nie obawiam… – zaczęłam niepewnie. – Kocham Konrada, tylko…
Gdy to usłyszałam, byłam w szoku
Staruszka wzbudzała sympatię. Mimo to nie umiałam rozmawiać z nią całkiem otwarcie. Nie powiedziałam, że jej córka napawa mnie lękiem, że czuję się przy niej, jakbym wciąż była na cenzurowanym. Nie chciałam wyjawić, że mam kompleksy z powodu „rolniczego pochodzenia”, które zostało mi wypomniane przy pierwszej wizycie w domu państwa…
Babcia chyba wyczuła moje wątpliwości, bo dokończyła za mnie:
– Tylko nie wiesz, jak się w tych sztywnych ramach, które wyznacza moja córka, pomieścisz, prawda? Po prostu teściowa trochę ci nie leży? – dorzuciła z szelmowskim uśmieszkiem.
Patrzyłam na staruszkę ze strachem i zupełnie straciłam rezon. Widząc to, ścisnęła moją dłoń i szepnęła:
– Otóż wiedz, moje dziecko, że całe to ziemiańskie pochodzenie mojego zięcia, ten dziadek ułan, te portrety… To wszystko maskarada, wymysł mojej córki – jej szept aż zaświstał mi w uszach. – Nic teraz nie mów, tylko mnie posłuchaj – nakazała, jeszcze bardziej przysuwając się do mnie.
Przełknęłam ślinę i słuchałam.
– Ojciec mojego zięcia służył jako parobek w folwarku wielkich państwa na wschodzie, potem był wcielony do radzieckiej armii i tę szablę to pewnie znalazł w jakimś majątku, jak szli na Berlin. Tak samo jak część tych obrazów u nich w domu… Niektóre są stare i prawdziwe, ale większość córka zamówiła u zdolnego kopisty. Ona jest straszną snobką, pozuje na kogoś, kim nie jest. Wszystko to, moje dziecko, jest zasługą pieniędzy. Można za nie kupić nie tylko klejnoty, obrazy, ale i pochodzenie… Ale ty się nie martw. Bo mój zięć to porządny człowiek, mimo że prawnik, a wnuk, złoty chłopak, choć za matką powtarza te bzdury o wielkich przodkach. Może i nawet już w nie wierzy.
Muszę przyznać, że mój świat zachwiał się wtedy w posadach, jednak nie runął. Babcia Konrada mówiła prawdę, ale najważniejsza była ta o moim narzeczonym i jego dobroci. Wyszłam za Konrada sześć miesięcy później i od 12 lat jesteśmy szczęśliwą rodziną. Konrad zaakceptował moje warunki – dziś nasze dzieci nic nie wiedzą o „ziemiańskim pochodzeniu” swego taty.
Czytaj także:
„Moja żona wpadała w histerię i manipulowała, żeby wymuszać to, co chce. Po każdej najmniejszej kłótni się wyprowadzała”
„Przygarnąłem młodą, ładną i chętną smarkulę do swojego namiotu. Może jestem frajerem, ale nie tknąłem jej nawet palcem”
„Na imprezie wpadłam na faceta, któremu kiedyś dałam kosza. Wtedy przypominał żabę, teraz był... księciem z bajki”