„Na imprezie wpadłam na faceta, któremu kiedyś dałam kosza. Wtedy przypominał żabę, teraz był... księciem z bajki”

zakochana para fot. Adobe Stock, baranq
„Przez chwilę rozważałam ucieczkę. Kto by pomyślał, że los wytnie mi taki numer! Ala nie mogła wiedzieć, że jeden z zaproszonych mężczyzn ma coś – a nawet całkiem sporo – wspólnego z moją niegdysiejszą nieudaną randką… Rany, nie mogę znowu zniszczyć mu wieczoru! Muszę to naprawić i pokazać, że nie jestem jędzą pozbawioną serca”.
/ 15.09.2022 12:30
zakochana para fot. Adobe Stock, baranq

Zbliżały się wakacje. Dwa tygodnie bezstresowego leżenia na włoskiej plaży i cudownego nicnierobienia. Razem ze mną na urlop marzeń wyjeżdżały koleżanki ze studiów. Co prawda magisterkę zrobiłyśmy trzynaście lat temu, ale nadal się przyjaźniłyśmy. Żartobliwie nazywałyśmy nasze wypady „uniwersjadami”. Piątka kumpelek – łączyły nas wiek, niezależność i sukces na polu zawodowym, a także prawdziwa obsesja na punkcie słonecznej Italii. Istniał jednak jeden malutki szczegół, który czynił mnie wyjątkową na tle pozostałych dziewczyn. Wszystkie miały mężów albo partnerów – wszystkie oprócz mnie.

– Słuchaj! Mam pomysł – zaczęła Ala, stawiając mi przed nosem miseczkę truskawek.

Doskonale wiedziałam, co planuje ta cwana lisica. Od niedawna próbowała mi znaleźć narzeczonego, a kandydatów szukała wśród znajomych swojego męża.

– Nie ma mowy, kochana. Żadne swatanie nie wchodzi w grę.

– Zaraz tam swatanie... – żachnęła się. – Ot, zwyczajne, niezobowiązujące spotkanie w gronie znajomych. Zupełnie przypadkowe. A tak się szczęśliwie składa, że paru kolegów Adama to single albo świeżutcy rozwodnicy. I mój mąż mówi, że są całkiem sensowni...

Miałam złe doświadczenia...

Wycisnęłam na owoce pokaźną porcję bitej śmietany. Na osłodę, bo zapowiadała się ciężka rozmowa. Ala rzadko bywała w domu zupełnie sama. Pechowo dzisiaj jej mąż zabrał dzieciaki do kina, dzięki czemu mogła bez skrępowania wiercić mi dziurę w brzuchu.

Nie nadaję się do takich ustawek. Naprawdę – mruknęłam.

– Ale dlaczego?

– Mam przykre doświadczenia z aranżowaną randką.

Przyjaciółka szeroko otworzyła oczy.

– I nic nie mówiłaś?

– Bo nie mam się czym chwalić. Wyszłam na wredną larwę.

– Będziesz nią na pewno, jak mi zaraz wszystkiego nie opowiesz!

– To się nazywa szantaż... No dobra, powiem ci. Trzy lata temu koleżanka z pracy namówiła mnie na podwójną randkę. Jej przyszły facet pracował w dziale IT i miał przyjaciela, który akurat szukał partnerki. No i zgodziłam się, na swoje nieszczęście.

Westchnęłam ciężko na to wspomnienie.

– Co dalej? Gadaj! – ponagliła mnie Alicja i wpakowała sobie do ust wielką porcję truskawek ze śmietaną.

– Facet okazał się grubym, niechlujnym, niespełnionym gitarzystą, któremu się wydawało, że długie włosy są sexy.

– Bo szom – wymlaskała.

– Umyte może i tak – wycedziłam. – Jego były przetłuszczone jak u nastolatka z nadprodukcją hormonów albo jakby je brylantyną smarował. Na dokładkę cały czas mówił wyłącznie o muzyce.

– Lepiej o muzyce niż o piłce nożnej – zauważyła Ala już bez przeszkód, przełknąwszy owocowo-śmietanową pulpę.

– Aha, pewnie – skrzywiłam się. – Ale on nawijał o zespołach, których nikt normalny nie zna. Jakieś alternatywne cudaki grające dla podobnych do siebie nawiedzonych dziwaków. Snob hipsterem poganiał. Poza tym koleś był strasznie nerwowy i kiedy coś opowiadał, okropnie się jąkał. Tak mnie to irytowało, że kilka razy dokończyłam za niego słowo, a podobno to niedopuszczalne w towarzystwie jąkających się osób.

Ala wytarła serwetką usta, zakrywając uśmiech. Moja żenująco-traumatyczna historia, do której wolałam nie wracać pamięcią, najwyraźniej ją ubawiła.

– No dobra, gostek był okropny, zdarza się. Nie spodobał ci się, ale to jeszcze nie robi z ciebie wrednej jędzy.

Znowu ciężko westchnęłam.

– Tego samego wieczoru koleżanka spytała, co o nim myślę. Zamiast trzymać język za zębami albo ograniczyć się do tekstu, że gość nie jest w moim typie, zebrało mi się na szczerość – zaczęłam ze wstydem.

– Bo ty szczera kobieta jesteś.

– Aż za bardzo. Powiedziałam coś w stylu „Totalna pomyłka z nadwagą, brudnymi włosami i kiepskim gustem muzycznym”. A on akurat stał za nami i to wszystko słyszał! Każde słowo!

– Ups... Musiało go zaboleć – zgadła.

– Kiedy się odwróciłam, był cały czerwony i patrzył na mnie jak zbity pies. Resztę wieczoru milczał jak zaklęty. Było mi strasznie głupio.

– No fakt, takie doświadczenie może zniechęcić, ale ze mną w roli swatki nic podobnego ci nie grozi. Nie przewiduję żadnych nieciekawych okazów, a ewentualne opinie będziemy wymieniać esemesami – zachęcała mnie.

– Nie ma mowy. Nie idę na żadne spotkanie! – warknęłam, nerwowo rozgniatając truskawki widelczykiem. – W moim targecie nie ma już fajnych facetów. Ci z odzysku albo właśnie przechodzą kryzys wieku średniego, albo wciąż kochają swoje byłe. A jak facet jest singlem do czterdziestego roku życia, to coś z nim musi być nie tak.

– Hm, a co powiesz o kobietach w tym wieku? – Ala spojrzała na mnie wymownie.

– Sugerujesz, że ze mną jest coś nie tak, i dlatego dotąd nikogo nie znalazłam?

– Maju, znasz moje zdanie. Jesteś fantastyczna, ale masz strasznie duże wymagania. Spuść trochę z tonu. Mężczyźni to też ludzie. Mają wady, gorsze dni i czasami nieładnie pachnie im z ust. Zupełnie tak samo jak nam.

To on! Tylko całkiem odmieniony...

Może i Ala miała rację. Chyba istotnie za wysoko zawiesiłam poprzeczkę. Bałam się jednak, że jeśli przestanę szukać ideału i zadowolę się byle kim, wyjdę na desperatkę. Nie chciałam uczepić się kogokolwiek ze strachu przed samotnością. Chciałam się zakochać. Chciałam poczuć prawdziwe trzęsienie ziemi...

– Przyjdź – zachęcała. – Nic nie stracisz, a może poznasz kogoś interesującego.

Skinęłam głową. Nie miałam ochoty na ten cyrk, ale czego się nie robi dla przyjaciół. Skoro Ali zależy – okej, stawię się, korona mi z głowy nie spadnie.

Cały następny tydzień szykowałam się do spotkania. Jak zwykle chciałam wypaść perfekcyjnie. Poszłam nawet na opalanie natryskowe i kupiłam efektowną sukienkę. Kiedy jednak spojrzałam w lustro, poczułam się dziwnie. Jakbym oszukiwała. To nie byłam ja. Udawałam diwę, bo marzyłam o księciu z bajki. Po chwili wahania zmyłam z twarzy makijaż. Użyłam tylko tuszu do rzęs i błyszczyka, a zamiast sukienki włożyłam mniej zobowiązujące spodnie.

Pod domem Ali stało kilka obcych samochodów. Prawdopodobnie większość gości już przyjechała. Nie lubiłam się spóźniać, ale zmiana wizerunku trochę trwała. Nacisnęłam dzwonek. Drzwi otworzył intrygujący nieznajomy. Był dobrze zbudowany i miał ładne, orzechowe oczy. Gdy na mnie spojrzał, uśmiech natychmiast zszedł mu z twarzy, a brwi się zmarszczyły.

– Dobry wieczór! Musicie się świetnie bawić, skoro gospodyni nie jest już w stanie sama otworzyć drzwi – zażartowałam.

Facet nawet się nie uśmiechnął.

– A–A–Ali… cja jest w kuchni – wyjąkał  tylko i z miejsca poczerwieniał.

„O Boże!” – jęknęłam w duchu. Znałam tego przystojniaka… Wyglądał teraz zupełnie inaczej niż trzy lata temu, ale to był on: „Totalna pomyłka z nadwagą”. Nie miał już nadwagi, a długie włosy zastąpiła gustowna krótka fryzura. Tylko ta niepewność w spojrzeniu nadal pozostała, a może raczej wróciła, kiedy tylko mnie zobaczył i rozpoznał.

Przez chwilę rozważałam ucieczkę. Kto by pomyślał, że los wytnie mi taki numer! Ala nie mogła wiedzieć, że jeden z zaproszonych mężczyzn ma coś – a nawet całkiem sporo – wspólnego z moją niegdysiejszą nieudaną randką… Rany, nie mogę znowu zniszczyć mu wieczoru! Muszę to naprawić i pokazać, że nie jestem jędzą pozbawioną serca!

– Cześć, Marku. Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś się spotkamy, ale cieszę się – powiedziałam, kiedy weszliśmy do środka. – Powinnam cię przeprosić. Ja... – zawahałam się, szukając właściwych słów.

By-by-byłaś po prostu szczera – wyjąkał i popatrzył w głąb salonu, jakby desperacko szukał ratunku wśród stojących tam ludzi. – Przepraszam, ale ju-ju-już pójdę.

Zostawił mnie samą w przedpokoju, a ja patrzyłam, jak podchodzi do oszałamiającej  młodej blondynki i obejmuje ją w talii. Gest zdobywcy. Otyła pomyłka z przeszłości nie była już singlem. W przeciwieństwie do mnie.

Ala doskoczyła do mnie z kieliszkiem szampana w ręku.

Wyglądasz super! Tak świeżo i swobodnie – pochwaliła mnie.

– Ten facet w niebieskiej koszuli, skąd go znasz? – zapytałam zniecierpliwiona.

– O! Masz dobre oko. Adam miesiąc temu założył nową spółkę i Marek jest jego wspólnikiem. Świetny ekspert od nowych technologii i zabezpieczeń internetowych. Niestety zajęty! Adam mi mówił, że ta jego młódka to jakaś modelka.

– Znam go. To o nim ci opowiadałam tydzień temu – wyznałam jej i wlałam w gardło całą zawartość kieliszka.

– Mówiłaś o jakimś jąkającym się brzydalu... – zamrugała nerwowo powiekami.

– To ten, mówię ci. Tylko że bardzo się zmienił. Pamięta mnie. Próbowałam go przeprosić, ale chyba niezbyt mi wyszło.

Alicja była w szoku, ja też. Mimo to postanowiłam dobrze się bawić. Wśród gości było paru interesujących samotnych mężczyzn. Dwóch z nich zagadnęło mnie w zabawny sposób, ale ja wciąż gapiłam się na Marka. Przeszedł niesamowitą metamorfozę, nie tylko zewnętrzną. Świetnie wyglądał. Stojąc obok  pięknej dziewczyny, emanował męską siłą i pewnością siebie. Za każdym razem jednak, gdy tylko nasze spojrzenia się krzyżowały, sprawiał wrażenie spłoszonego. Cholera, ależ zalazłam mu za skórę! Tak mu dopiekałam, że w życiu mi nie wybaczy…

– Cały wieczór mu się przyglądasz – Alicja trąciła mnie w bok. – Opanuj się!

To po prostu niebywałe. Wygląda i zachowuje się zupełnie inaczej.

– Całe szczęście, że się zmienił. W przeciwnym razie byłby nieszczęśliwy do śmierci.

– Dobra, zabierz mnie stąd, bo towarzystwo pomyśli, że się w nim zakochałam, i jeszcze ta piękna blondi wydrapie mi oczy.

To było jak trzęsienie ziemi

Poszłyśmy do kuchni, pomogłam Alicji ułożyć przekąski na talerzach. Musiała się napracować przy tych sałatkach, koreczkach i minikanapeczkach. Była świetną gospodynią, nie to co ja...

– Skoczę na dół po wino, pokrój cytrynę i wrzuć z lodem do dzbanków na wodę – poprosiła.

Podczas tej prozaicznej czynności o mało nie straciłam palców.

Może po-po-pomóc – usłyszałam nagle.

Zaskoczona spojrzałam na Marka. Ze wzrokiem przyklejonym do jego twarzy podsunęłam mu drugi nóż i deskę do krojenia.

– Świetnie wyglądasz – powiedziałam.

– Ty teeeż – westchnął i spojrzał w sufit. – Kie-kie-kiedy się baaardzo denerwuję, tooo znowu się ją-jąkam.

– Denerwujesz się... przeze mnie?

Skinął tylko głową z rozbrajającym uśmiechem, dzięki któremu nie poczułam się jak ostatnia zołza, która niszczy ludzi.

Kiedy tak się zmieniłeś? Co się stało?

Marek wziął głęboki oddech.

– Po spotkaniu z tobą. Ooo-ootworzyłaś mi oczy. Zachowywałem się wtedy jak kosmita. Bardzo mi się spo-spodobałaś. Przebojowa, bystra i po-po-pociągająca.

Poczułam ostry ból. Szlag! Skaleczyłam się w rękę. Rzuciłam nóż na blat i skoczyłam w stronę w zlewu. W tej samej chwili Marek się odwrócił i wpadliśmy na siebie. Krew z mojej ręki spływała na jego nienagannie białą sportową koszulkę, ale żadne z nas się nie cofnęło. Jego ręce oplotły nagle moje ramiona, a ja mimo bólu poczułam się wspaniale. Wcześniej wspominałam coś o trzęsieniu ziemi, tak? No więc właśnie tego doświadczałam. Zabrakło mi tchu i mogłabym przysiąc, że jemu również. Patrzył na mnie, jakbym była jedyną kobietą na świecie, a tyczkowata blondynka z salonu po prostu nie istniała.

– Ojej... – rozległ się głos Ali.

Odskoczyliśmy od siebie. Marek uciekł w popłochu do swojej blondi, a ja wsunęłam rękę pod strumień zimnej wody. Powinnam ochłodzić się cała… Że też w moim wieku można jeszcze poczuć takie przyciąganie!

Alicja opatrzyła mi rękę. Po jej twarzy cały czas błądził uśmiech.

– Przestań – warknęłam w końcu.

– Czyżby żaba okazała się księciem z bajki?

Roześmiałam się. No cóż, chyba trafiła w sedno.

– To nie ma znaczenia. Książę ma już księżniczkę – skonstatowałam.

Nie byłabym w stanie zostać dłużej na przyjęciu, więc zadzwoniłam po taksówkę i wyszłam na zewnątrz. Towarzystwo imprezowe osiągnęło już stan absurdalnego zadowolenia. W obecnym nastroju nie pasowałam do nich, byłam zbyt pobudzona.

– Dlaczego ju-ju-już wychodzisz? – Marek wyrósł obok mnie jak spod ziemi.

Uśmiechnęłam się, bo cała ta sytuacja nagle zaczęła mnie bawić.

Weteranka musi odpocząć – odparłam, unosząc oklejoną plastrem rękę.

– Po-po-posłuchaj... – zaczął i spojrzał na mnie, jakby szukał ratunku.

Odmówił mi. Byłam z niego dumna

Teraz jego problem z jąkaniem wydawał mi się słodki, a nie irytujący. Wiedziałam, że zachowuję się podle wobec blondi, ale podałam mu swój telefon komórkowy.

– Wpisz mi swój numer. Wyślę ci esemesa.

Uśmiechnął się do mnie, a w jego oczach nie było już zażenowania. 

Powrocie do domu napisałam mu krótką wiadomość. Odpowiedział natychmiast. Potem pisał długie esemesy, w których nie zapominał o kropkach, przecinkach ani polskich literach. Ta dokładność była urzekająca. Po kilku wiadomościach postanowiłam podać mu adres e-mailowy – i tak się zaczęło.

W jednym z listów opisał mi, co czuł podczas naszego pierwszego spotkania. Naprawdę zrobiłam na nim duże wrażenie. Dostrzegł we mnie silny charakter i jednocześnie wielkie wyzwanie. Moje przykre słowa wcale go nie zaskoczyły. Przyznał też, że przechodził wtedy trudny okres. Byłam okrutnie szczera, ale uświadomiłam mu, że musi zawalczyć o siebie i o to, jakim mężczyzną chce być.

Zaczął chodzić na basen, a później zapisał się do lokalnej amatorskiej drużyny rugby. Zmienił też pracę. Pragnął się rozwijać, a nie snuć dziecięce fantazje. Co prawda nadal gra na gitarze, ale traktuje to jak hobby, a nie misję. Napisałam, że chętnie kiedyś posłucham, jak gra. Wiedziałam, że to właściwie propozycja randki. Zastanawiałam się, jak na to zareaguje, a on zrobił coś wspaniałego. Odmówił mi.

Poczułam ukłucie zawodu, ale zarazem dumę. Z niego. Był porządnym facetem, a tacy nie łamią danego słowa. Napisałam do niego ostatnią wiadomość, w której wyznałam, że jego obecna dziewczyna ma szczęście i że życzę im obojgu jak najlepiej. Pewnie, że czułam żal. I zastanawiałam, jak by nam się ułożyło, ale byłam dorosłą kobietą, umiałam się pogodzić z porażką. Niektórych szans nie dostaje się dwa razy.

Kilka dni później wyciągałam z taksówki wielką walizkę. Wakacje czas zacząć! W hali odlotów już na mnie czekali: Alicja i Adam, a także reszta dziewczyn ze swoimi partnerami. Stłumiłam zazdrość. Powinnam cieszyć się z tego, co mam. Może kiedyś spotkam kogoś takiego jak Marek – i tym razem go nie przegapię… Ciągnąc za sobą wielką walizkę, dostrzegłam w znajomym tłumie jeszcze kogoś. Miał na plecach gitarę. Przyjaciółki szczerzyły się do mnie radośnie z daleka. Ala unosiła z triumfem oba kciuki.

Podeszłam bliżej.

– Co ty tu robisz?! – krzyknęłam.

Odwrócił się. Chyba go przestraszyłam. Boże, co ze mną było nie tak?

Chciał odpowiedzieć, ale tylko łapał powietrze jak ryba wyjęta z wody. Kazałam mu napisać  esemesa. Zrobił to bez wahania, a ja przeczytałam nadesłany tekst dwa razy. Napisał: „Blondi w Nowym Jorku. Nie wróci. Może jednak posłuchasz, jak gram?”. Z trudem powstrzymałam się, żeby nie rzucić mu się na szyję.

Czytaj także:
„Córka ma prawie 40-stkę na karku i ani myśli się usamodzielnić. Zamiast iść do pracy żeruje na mnie, bo tak ją wychowałam”
„Od synowej usłyszałam, że jestem namolna i wchodzę z butami w ich życie. A ja chciałam tylko pomóc w opiece nad wnukiem"
„Babcia twierdzi, że zależy jej na wnuczce, ale to kłamstwo. Wymaga od dziecka, żeby było takie, jakie sobie wymarzyła”

Redakcja poleca

REKLAMA