Taka już natura mojej teściowej – zawsze kombinuje, jak zaoszczędzić parę groszy. Ostatnio wpadła na pomysł, by uszyć z gąbki sakiewkę na resztki mydła. Kompletnie mnie tym zszokowała!
Musiałam być cierpliwa
W sobotni poranek teściowa wyciągnęła mnie na łowy do outletu za miastem, bo ceny niby atrakcyjniejsze. Po załadowaniu siatek do bagażnika, powolutku ruszyłam parkingiem, podążając za drogowskazami.
– Dlaczego nie jedziesz najkrótszą trasą? – moja teściowa była wyraźnie niezadowolona. – Przecież tędy możemy pojechać prościutko! A potem dziwicie się, że auto tyle spala i ciągle musicie lać paliwo do baku! Gdybyśmy pojechały tamtędy, to byłoby z jakieś dwieście metrów mniej.
– Mamo, tam jest znak, że nie wolno wjeżdżać – próbowałam jej to wytłumaczyć, ledwo powstrzymując westchnienie. – Nie mam wyjścia, muszę okrążyć ten parking. A poza tym, nawet jakbym pojechała o te dwieście metrów krócej, to i tak niewiele by to dało…
Gdy wracałyśmy do domu, zauważyłyśmy parę stoisk ze świeżymi owocami wzdłuż drogi. Mimo że w bagażniku mieliśmy już sporo owoców, moja teściowa nalegała, żebym zaparkowała auto.
– Te śliwki są tańsze niż u nas! – oznajmiła poddenerwowana, wsiadając z powrotem do samochodu. – Zapłaciłyśmy po 10 zł za kilogram, a tutaj sprzedają je po 8 zł! Jak sądzisz, czy w supermarkecie przyjmą zwrot owoców?
– Słucham? – byłam totalnie zaskoczona tą niedorzeczną propozycją. – Oczywiście, że nie!
W głowie mi się to nie mieściło
Przyznaję, że opanowanie nerwów w jej towarzystwie graniczyło z cudem. Matka Kamila to skrajny przykład osoby, która oszczędza w sposób kompulsywny. Tak, dobrze słyszycie – kompulsywny, bo niektóre jej poczynania ocierają się o czystą paranoję.
Potrafi zrobić mi dziką awanturę, bo zamiast cerować Kamilowi przetarte dżinsy, kupiłam mu po prostu nowe. Jeszcze próbowała wcisnąć mi namiary na jakąś babkę z sąsiedztwa, która podobno potrafi cuda zdziałać z zaciągniętymi oczkami w rajstopach. Bo w jej mniemaniu wyrzucenie podartych rajstop to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Ale chyba najbardziej trudne do akceptacji jest zjadanie przez nią przeterminowanego jedzenia.
– Mamo, ta szynka zdecydowanie powinna wylądować w koszu! Leży tu już od dobrych kilku dni! – próbowałam nie krzyczeć, gdy po całym mieszkaniu niósł się niezbyt przyjemny aromat przypiekanego na patelni, delikatnie mówiąc już nie pierwszej świeżości wędliny.
– Zaraz ją podsmażę i będzie jak świeża! – moja teściowa nie dawała za wygraną i rzeczywiście, smażyła tę biedną szynkę niemalże na węgiel, a następnie nakładała ją na pieczywo. Nie mogłam pojąć, czemu po prostu nie sięgnie po świeżutką, która spokojnie sobie leżała tuż obok...
Ciągle coś wymyślała
Kamil od małego wyniósł z domu zasadę, że grosz trzeba szanować i nic nie może pójść na zmarnowanie. Dlatego te matczyne dziwactwa kompletnie mu nie przeszkadzały. Ale ja nieraz traciłam cierpliwość.
– Spokojnie, to tylko tymczasowe. Gdy dom będzie gotowy, zamieszkamy osobno i nie będziesz musiała się już tym przejmować – pocieszał mnie, kiedy w łazience z miną wyrażającą determinację wpychałam resztki mydła do specjalnego pokrowca z gąbki.
Zielonego pojęcia nie miałam, gdzie jego mama wyszperała to dziwactwo, ale strasznie zależało jej na tym, by nawet odrobina mydła nie poszła na marne, więc polecenie brzmiało, bym pakowała tam resztki.
Rzeczywiście, mydło w ten sposób dało się zużyć do ostatniej cząstki, ponieważ ukryte w gąbce ładnie się pieniło, ale rodził się dylemat: jaki był sens tego zabiegu? Jakie kwoty udawało nam się zaoszczędzić w ciągu miesiąca dzięki temu? Pięć groszy? Może siedem? Jednak nie wdawałam się z teściową w dyskusję, ponieważ koniec końców to my mieszkaliśmy pod jej dachem.
Nasze prace na budowie domu przedłużały się w nieskończoność, a wynajmowanie lokum mijało się z celem. Mimo to od czasu do czasu zastanawiałam się, czy przypadkiem nie ulegam już jej dziwnej logice. Przecież nie na wszystkim da się oszczędzać…
Potrafiła zrobić awanturę
Weźmy choćby kwestię papieru toaletowego. Moja teściowa zawsze sięgała po te najtańszy szary, który w czasach mojego dzieciństwa określałam mianem "papieru ściernego". Może teraz to eko, ale ja i tak wolę po prostu inny. Gdy pewnego razu zdecydowałam się na zakup delikatniejszego o zapachu rumianku, rozpętała się istna burza. Teściowa zarzuciła mi, że bezmyślnie szastam pieniędzmi na zbędne luksusy. Podobnie rzecz się miała z szamponami i żelami pod prysznic.
Sytuacja zrobiła się tak absurdalna, że swój własny szampon zmuszona byłam przechowywać w skrytce pod łóżkiem. Za każdym razem, gdy chciałam z niego skorzystać, musiałam przemycać go do łazienki ukryty pod ubraniem, byleby tylko teściowa niczego nie zauważyła. Jednak prawdziwym koszmarem okazały się wspólne wyprawy na zakupy.
Kontrolowała zakupy
Ponieważ nie pracowałam, opiekowałam się posesją oraz przydomowym ogródkiem mojej teściowej, przygotowywałam posiłki dla całej naszej trzyosobowej rodziny, a także dbałam o zapasy i zakupy. Moja teściowa nadal pracuje, a mój mąż Kamil albo jest w biurze, albo dogląda budowy, więc siłą rzeczy przejęłam rolę gospodyni na pełen etat. Nie chcę przez to powiedzieć, że jest mi z tym źle. W końcu ktoś musi czuwać nad domem...
Nie miałabym nic przeciwko, gdyby nie ciągła kontrola mojej teściowej, która słynie z oszczędności... Nie było mowy, żebym samodzielnie robiła zakupy. Moja teściowa zawsze wiedziała, w którym sklepie kupimy masło w niższej cenie, a gdzie znajdziemy tańszy proszek. Zdarzyło się, że wycinała kupony z ulotek reklamowych i wysyłała mnie do sklepu oddalonego o 20 kilometrów, bo tam sprzedawali pięć litrów płynu do szyb w cenie czterech. Wtedy koszt paliwa nie miał dla niej znaczenia...
Kupowała resztki jak dla psa
Pewnego razu, gdy jechałam z placu budowy do domu, wpadłam na pomysł, by zgarnąć mamę Kamila z roboty, skoro i tak będę przejeżdżać obok. Ledwo wskoczyła do samochodu, a już kazała mi jechać do pewnej masarni, bo ponoć sprzedawali tam resztki wędlin za jakieś grosze – po piątaka za kilo.
– Patrz, jest szyneczka, kiełbaski i salami – wymieniała, chyba licząc na to, że zareaguję pozytywnie. – Wiesz, takie resztki, dlatego taka niska cena. No to pojechałyśmy. Rzeczywiście, w sklepiku, który wyglądał trochę jak z czasów PRL– u, w wielkiej misce na ladzie leżały kawałki wędlin. Nie w lodówce, tylko tak na wierzchu.
– Mamo, wolałabym tego nie kupować… Przecież mięso powinno być trzymane w chłodzie. Ale teściowa nic sobie z tego nie robiła. Z błyszczącymi oczami poprosiła o pół kilo tych resztek, a potem jeszcze wygrzebała przecenione mielone, którym dzisiaj kończyła się data ważności. Opakowanie z tym mięsem też po prostu leżało na szklanej ladzie.
– Mamo, przygotowałam na obiad risotto z cukinią... – starałam się ją odwieść od pomysłu kupowania mięsa. – Sama zobacz, zgodnie z datą powinno być spożyte właśnie dzisiaj.
– Twoje risotto zjemy jutro – zdecydowała stanowczo. – Z tego mięsa natomiast wyczaruję pulpeciki na dzisiejszy wieczór!
Zazgrzytałam ze złości zębami. Jaki był sens spędzania całej godziny na siekaniu cukinii w idealną kostkę, jeśli koniec końców i tak będziemy jeść klopsiki? Po powrocie do domu, kiedy wyciągałyśmy zakupione mięso z siatki, poczułam nieprzyjemny zapach.
– Ojej, to mielone jest zwyczajnie nieświeże – zauważyłam. – Nie było sensu go w ogóle kupować!
Była niesprawiedliwa
– Owszem, dla ciebie to bez znaczenia, bo nie ty zarabiasz na swoje utrzymanie! Jesteś taka beztroska, gdyż tylko trwonisz pieniądze mojego dziecka! Gdybyś sama tyrała, tobyś dokładnie oglądała każdy grosz przed wydaniem, a tak to szastasz kasą bez namysłu! – podniosła na mnie głos i ucięła dyskusję.
To było strasznie niesprawiedliwe! Wcale nie byłam leniwa, po prostu miałam takiego pecha, że nie mogłam znaleźć pracy. Ale przecież nie spędzałam czasu na leżeniu, tylko tyrałam jak wół w domu i ogrodzie, szorowałam okna, robiłam porządki odkurzaczem, gotowałam... Mój mąż to rozumiał i w życiu nie wytknąłby mi, że utrzymuję się z jego zarobków!
Wybuchłam i okropnie posprzeczałam się z teściową. Wydarłam się, że mam powyżej uszu jej dziwacznego skąpstwa i oszczędzania nawet na papierze toaletowym No i że, za przeproszeniem, w żadnym wypadku nie mam zamiaru jeść mięsa o wątpliwej świeżości tylko dlatego, że była na nie jakaś promocja.
Sama była sobie winna
Skonsumowałam swoje danie z ryżem, a mama męża zjadła klopsiki. Mój ślubny pracował do późnych godzin na placu budowy, więc nie był świadomy domowych przepychanek. Po powrocie do domu, przegryzł parę kanapek i padł bez sił obok mnie na łóżku. Gdzieś około drugiej nad ranem zbudziły mnie odgłosy pojękiwań i dziwnych hałasów. Brzmiało to tak, jakby ktoś obijał się o ściany na korytarzu…
– Mamo! – wrzasnęłam, widząc teściową, która zwijała się z bólu i… wymiotowała na wykładzinę. Po chwili osunęła się bezwładnie na ziemię, w ostatniej chwili zdążyłam ją przytrzymać. – Kamil! – wydarłam się wniebogłosy. – Wezwij karetkę! Pospiesz się!
W szpitalu przeszliśmy niezłą traumę. Mamę męża męczyły okropne wymioty, cierpiała na przeraźliwe bóle brzucha, a w pewnej chwili zaczęła tracić przytomność. Doktor spytał, czym ostatnio się pożywiała. Wspomniałam o przecenionym mięsie, które nawet nie było trzymane w lodówce.
– Może to skończyć się naprawdę źle, zdajecie sobie sprawę z ilości drobnoustrojów w tym mięsie?! Zatrucie pokarmowe potrafi doprowadzić nawet do zgonu! Czemu daliście jej to zjeść?
Miałam ochotę na niego nawrzeszczeć. To ja ponoszę winę za to, że jadła zepsute klopsy?! Na całe szczęście wszystko ograniczyło się jedynie do strachu. Mamę Kamila solidnie przeczyszczono, podano jej odpowiednie medykamenty i podłączono do kroplówki, ponieważ silna biegunka oraz wymioty doprowadziły do znacznego odwodnienia jej organizmu. Dwa dni później Kamil zabrał ją osłabioną do domu.
– Być może po tym wszystkim twoja mama nareszcie pojmie, że na niektórych rzeczach nie da się oszczędzać – powiedziałam z nutą optymizmu, gdy udało nam się już położyć ją do łóżka. – Myślisz, że te przejścia czegoś ją nauczą i przestanie być taka restrykcyjna, co? Mina mojego ukochanego mówiła sama za siebie.
– Anitko, są ludzie, którzy nigdy nie pozbędą się starych nawyków – westchnął.
Wiedziałam, że ma rację, choć nie chciałam się do tego przyznać. Dobrze, że lada moment zmieniamy adres.
Czytaj także: „Szef całkowicie zmienił moje życie. Najpierw wylądowaliśmy w łóżku, a potem zatrudnił mnie jako żonę”
„Córka męża myśli, że jestem z nim dla kasy. Nie wierzy, że nie jestem pazerna jak jej matka”
„Oddałam mężowi serce, a on wyczyścił mi konto i zwiał. Już od dawna grzał sobie miejsce w łóżku kochanki”