Tego dnia miałam fatalny humor. Właśnie dowiedziałam się, że mój dział przynosi straty i jeżeli nic z tym nie zrobię, to trzeba będzie go zlikwidować. W firmie panowała nieciekawa atmosfera.
– Nie możemy utrzymywać działu, który nie jest rentowny – usłyszałam od szefa.
Od kilku lat kierowałam marketingiem w dużej firmie, która do tej pory doskonale radziła sobie na rynku. A ja byłam jedną z tych osób, która przyczyniła się do tego sukcesu.
– Jeżeli pani coś z tym nie zrobi, to będziemy musieli szukać innych rozwiązań – usłyszałam jeszcze.
Zabrzmiało to jak groźba, a ja doskonale wiedziałam, co to oznacza. W dzisiejszych czasach coraz więcej firm decydowało się fachowców zewnętrznych, bo to pozwalało na zaoszczędzenie naprawdę sporych pieniędzy.
– Rozumiem – odpowiedziałam i od razu zaczęłam rozważać różnorodne strategie naprawcze. Wiedziałam, że muszę działać szybko i skutecznie.
I kiedy tak szłam zamyślona korytarzem firmy, to poczułam, że ktoś uderza mnie w ramię.
– Proszę uważać! – powiedziałam ze złością. A potem spojrzałam na sprawcę całego zamieszania. Przede mną stał przystojniak o niezwykle zielonych oczach i zabójczym uśmiechu.
– Przepraszam – powiedział ze skruchą, a ja poczułam, że nie jestem w stanie się na niego gniewać.
Okazało się, że zielonooki przystojniak to kandydat na nowego pracownika naszej firmy. I chociaż nie dostał etatu, to całkowicie zmienił moje życie. Jeszcze na korytarzu wymieniliśmy się numerami telefonu, a nasza znajomość szybko zamieniła się w coś więcej.
– Dasz się zaprosić na kolację? – zadzwonił do mnie jeszcze tego samego wieczoru.
Dając mu swój numer telefonu, nawet nie podejrzewałam, że tak szybko go wykorzysta.
– Kiedy i gdzie? – zapytałam od razu.
Umówiliśmy się w jednej z moich ulubionych knajpek.
Bartek okazał się naprawdę świetnym kompanem. Chociaż wyszło na jaw, że był kilka lat ode mnie młodszy, to zupełnie nie dało się tego odczuć. Był inteligentny, oczytany, zabawny i niezwykle uwodzicielski. W jego towarzystwie nie czułam mijającego czasu, a gdy zorientowałam się, która jest godzina, to wcale nie chciałam się z nim żegnać.
– Mam nadzieję, że niedługo znowu się zobaczymy – powiedział Bartek na pożegnanie. A ja nie ukrywałam, że też na to liczę.
Zapytał mnie, czy zostanę jego żoną
Nasza znajomość bardzo szybko przechodziła przez kolejne szczeble. Już na następnej randce Bartek wyznał mi, że nigdy wcześniej nie spotkał kogoś takiego jak ja.
– Jesteś wyjątkowa – powiedział, patrząc mi prosto w oczy. A ja właśnie taka się poczułam.
Przez kolejne tygodnie obsypywał mnie komplementami, prezentami i wyznaniami miłości. I chociaż w głębi duszy wiedziałam, że to wszystko dzieje się zbyt szybko, to nie mogłam powstrzymać uśmiechu na samą myśl o Bartku. A gdy zapytał mnie, czy zostanę jego żoną, to poczułam się najszczęśliwszą kobietą na kuli ziemskiej.
– Jesteś pewien, że tego chcesz? – zapytałam gdy pierścionek zaręczynowy znalazł się na moim palcu. Pomimo ogromnego szczęścia, nie mogłam pozbyć się wątpliwości. – Jestem od ciebie starsza – powiedziałam.
Bartek tylko na mnie spojrzał, a potem głośno się roześmiał.
– A kogo to obchodzi? – zapytał. – Dla mnie wiek nie ma żadnego znaczenia. Liczy się tylko nasze uczucie i to, że chcemy być razem.
Nie pragnęłam niczego więcej. Kochałam Bartka całą sobą, a te oświadczyny były spełnieniem moich marzeń.
Miesiąc miodowy nie trwał wiecznie
Nasz ślub był cichy i skromny. I chociaż ja byłam gotowa zapłacić za bardziej huczną uroczystość, to Bartek zdecydowanie odmówił.
– Nie stać mnie na wystawne przyjęcie weselne – powiedział, gdy zobaczył ceny takich uroczystości. – A nie mogę pozwolić, żeby to moja narzeczona płaciła za wszystko – dodał.
Wtedy te słowa bardzo mnie wzruszyły, bo dowodziły tego, że mój przyszły mąż nie zamierza żyć na mój koszt. Jaka ja byłam głupia i naiwna.
Po ślubie zamieszkaliśmy w moim mieszkaniu. Bartek do tej pory wynajmował skromną kawalerkę, która zupełnie nie nadawała się do zamieszkania przez małżeństwo. A ja miałam duży, przestronny i bardzo wygodny apartament, w którym mogliśmy uwić swoje szczęśliwe gniazdko.
I początkowo wszystko układało się bardzo szczęśliwie. Ale z czasem zaczęły się drobne sprzeczki, które zamieniały się w kłótnie. A powodem były nasze różne plany na życie. Ja chciałam zostać matką, a Bartek twierdził, że to jeszcze nie jest ten moment.
– Mamy jeszcze czas – przekonywał mnie.
„Chyba ty masz czas” – myślałam rozgoryczona. To właśnie w takich momentach doskonale czułam dzielącą nas różnicę wieku. Mój mąż był jeszcze młody i faktycznie miał jeszcze sporo czasu na to, aby zostać ojcem. Ja natomiast czułam na plecach upływ czasu, a mój zegar biologiczny tykał coraz głośniej.
To wszystko powodowało, że zaczęłam uciekać w pracę. A to się opłaciło. Nie tylko uratowałam dział marketingu, ale także sprawiłam, że zaczął on przynosić bardzo konkretne zyski. To wszystko przełożyło się na moje zarobki. Z każdym miesiącem moja wypłata była coraz wyższa. Problem w tym, że nie potrafiłam się nią cieszyć. Za bardzo martwiły mnie kłopoty małżeńskie, abym mogła radować się z rosnącego stanu konta.
Postanowiłam ratować swoje małżeństwo
Z każdym kolejny miesiącem czułam, że moje marzenie bycia matką oddala się bezpowrotnie. Ale byłam w stanie z tego zrezygnować. Za bardzo kochałam swojego męża i nie chciałam ryzykować, że moje nachalne namowy go przestraszą i spowodują, że najzwyczajniej w świecie mnie zostawi.
I wtedy stał się cud. Bartek powiedział, że możemy rozważyć zostanie rodzicami.
– Dlaczego zmieniłeś zdanie? – zapytałam przeszczęśliwa.
– Bo wiem, że tego pragniesz. A ja zrobię wszystko, żebyś była szczęśliwa – usłyszałam.
Nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. Odstawiłam tabletki antykoncepcyjne i zaczęłam starania o dziecko. A kilka miesięcy później okazało się, że wkrótce zostanę matką. W ramach podziękowań kupiłam Bartkowi nowy samochód i zafundowałam mu egzotyczną wycieczkę do ciepłych krajów. A dodatkowo dałam mu upoważnienie do swojego konta, aby mógł bezproblemowo robić zakupy. „Ja niedługo nie będę miała na to siły” – tłumaczyłam sobie.
– Musisz nabrać sił – powiedziałam, wręczając mu bilet lotniczy. – Za kilka miesięcy nie będzie już na to czasu – dodałam i mrugnęłam do niego okiem.
Wtedy nawet nie przypuszczałam, że ta wycieczka zniszczy moje małżeństwo.
Oddałam mężowi wszystko, a on mnie zostawił
Ostatnie tygodnie ciąży były bardzo trudne. Czułam się zmęczona, nie miałam na nic siły i z każdym kolejnym dniem odnosiłam wrażenie, że jestem jak napompowany balon. Na Bartka też za bardzo nie mogłam liczyć. Odkąd dowiedział się, że jestem w ciąży, to mało przebywał w domu i ciągle gdzieś znikał. Wprawdzie próbował tłumaczyć to stresem przedporodowym, ale ja za bardzo mu nie wierzyłam. Nie wiem dlaczego, ale zaczynałam mieć obawy, że mnie zdradza.
– Co się z tobą dzieje? – zapytałam go, gdy kolejny raz nie wrócił na noc. Ale Bartek tylko wzruszył ramionami i powiedział mi, że w ten sposób próbuje odreagować stres.
Prawda wyszła przez zupełny przypadek. Pewnego dnia płacąc w sklepie, dowiedziałam się, że transakcja została odrzucona. „Co jest? ” – pomyślałam zdenerwowana. Szybko przeprosiłam panią w sklepie i pojechałam do banku, aby wyjaśnić to zamieszanie.
– Pani konto jest puste – usłyszałam przy okienku. Poczułam, jak robi mi się słabo.
– Proszę sprawdzić jeszcze raz – poprosiłam cicho. Pani spełniła moją prośbę, ale rezultat było dokładnie taki sam – moje konto świeciło pustkami.
Kiedy wróciłam do domu, to sprawdziłam historię wypłat. Okazało się, że wszystkie pieniądze zostały wypłacone z bankomatu obok naszego bloku. Zaczynałam coś podejrzewać.
Gdy tylko Bartek pojawił się w domu, to od razu zadałam mu pytanie.
– Dlaczego wypłaciłeś wszystkie pieniądze z naszego konta? – zapytałam.
Bartek spojrzał na mnie, a potem powiedział coś, co całkowicie mnie zmroziło.
– Postanowiłem zacząć nowe życie – usłyszałam. – A te pieniądze przydadzą mi się na start – powiedział mój mąż. A potem było jeszcze gorzej. W ciągu kilku minut dowiedziałam się, że Bartek nie tylko pozbawił mnie pieniędzy, ale także od kilku miesięcy regularnie mnie zdradzał.
– Naprawdę myślałaś, że chcę spędzić z tobą resztę życia? – zapytał mnie pogardliwie. A potem dodał, że nie chce mieć nic wspólnego ani ze mną, ani z naszym dzieckiem.
– Poznałem prawdziwą kobietę, z którą chcę ułożyć sobie życie – usłyszałam.
Dopiero później dowiedziałam się, że romans mojego męża zaczął się na pamiętnej wycieczce, którą sama mu ufundowałam.
Jeszcze tego samego wieczoru Bartek się wyprowadził i zostawił mnie ze złamanym sercem i z pustym kontem. I gdyby nie maluch rosnący we mnie, to pewnie zupełnie bym się załamała. Ale z czasem uświadomiłam sobie, że przecież nie jest najgorzej. Mam mieszkanie, fach i naprawdę dobrą pracę. No i za kilka tygodni miałam zostać matką kogoś, kto będzie potrzebował mojej opieki. Nie mogłam się załamać.
– Chociaż twój ojciec okazał się ostatnią kanalią, to ja będę kochać cię najbardziej na świecie – powiedziałam cicho i pogłaskałam się po brzuchu.
Czytaj także:
„Mój mąż podoba się kobietom, a co gorsza, jest zadowolony, gdy z nim flirtują. I to na moich oczach”
„Mąż po 5 latach zostawił mnie dla ciężarnej kochanki. Później sama wpadłam w sidła żonatego i zostałam kochanką”
„Żona czyści moje konto z wypłaty jak najlepszy odkurzacz. Byłem w szoku, gdy odkryłem, na co idzie ta kasa"