Z Krzyśkiem poznaliśmy się w pracy. Każde z nas miało na koncie nieudane małżeństwo. Z tego właśnie powodu jego matka nie zaaprobowała naszego związku. Uważała, że jej syn zasługuje na kogoś lepszego, niż kobieta z dzieckiem.
„Takie baby to same problemy” – często powtarzała, nawet w mojej obecności. W ogóle nie przejmowała się tym, że sprawia mi takimi słowami autentyczną przykrość. Nie rozumiałam jej, ale starałam się być w stosunku do niej życzliwa. Ojciec Krzyśka nie żył od wielu lat – nie było mi dane go poznać. Mąż zapewniał mnie jednak, że był fantastycznym człowiekiem i na pewno nie pozwoliłby matce na to, żeby tak mnie traktowała.
Kiedy doczekaliśmy się synka, teściowa nie raczyła nawet zadzwonić z gratulacjami. Pominę już to, że nie pojawiła się na naszym ślubie, bo była strasznie obrażona.
– Jak możesz nie uszanować mojego zdania? – miała do Krzyśka ogromne pretensje, że nie postąpił tak, jak ona sobie tego życzyła.
– Mamo, tak ciężko zrozumieć, że kocham Judytę i chcę z nią spędzić resztę życia? – tłumaczył, ale to było niczym walenie grochem w ścianę.
– Oczywiście, matka zawsze najgorsza! – kiedy nie miała żadnych argumentów ani niczego sensownego do powiedzenia, od razu uderzała w płacz.
Podziwiałam Krzyśka za cierpliwość, z jaką to znosi. Ja bym już dawno zerwała – lub przynajmniej mocno ograniczyła – kontakty z tak toksyczną osobą. Wyobrażałam sobie, jak trudno musi mu być – w końcu to była jego matka. To straszne, jak trudne i skomplikowane bywają rodzinne relacje – ja na szczęście dobrze żyłam ze swoimi rodzicami, ale tak było, odkąd tylko sięgnę pamięcią.
Wielokrotnie zapraszaliśmy teściową do siebie albo proponowaliśmy, że to my wybierzemy się do niej z wizytą. Bardzo zależało nam na tym, żeby Tadzio poznał swoją drugą babcię. Może ze dwa razy udało się spotkać, ale atmosfera była tak napięta, że noże dosłownie wisiały w powietrzu. Teściowa zachowywała się tak, jakby wyrządzono jej wielką krzywdę. Tadzia w ogóle nie wzięła na ręce. Sprawiała wrażenie, że brzydzi się Bogu ducha winnego dziecka! Dla mnie to już było ponad miarę.
– Krzysiek, ja nerwowo nie wytrzymam – serio, ulało mi się. – Mam tego dość, mam dość twojej matki.
– Kochanie, ja sam mam jej dość – stwierdził ze smutkiem w głosie.
– Porozmawiaj z nią albo coś, bo ja nie zamierzam tłumaczyć się jej z czegokolwiek – na ten moment nie miałam ochoty oglądać teściowej.
Niech Krzysiek się sam z nią dogaduje, jeśli chce. Mnie przestało na tym zależeć. Ani mi się śniło dłużej jej nadskakiwać.
Otoczyliśmy ją opieką – nie podziękowała
Teściowa miała już swoje lata, a stan jej zdrowia pozostawiał sporo do życzenia. Krzysiek miał nie najlepsze przeczucia, ja zresztą też. Pomimo że w myślach psy na niej wieszałam, nie potrafiłam odwrócić się do niej plecami, gdy zaczęło się jej pogarszać. Zabraliśmy ją do siebie.
Zajmowałam się nią najlepiej, jak potrafiłam. Nawet marudzić przestała – najwyraźniej czuła się bardzo źle. Rzecz jasna w dalszym ciągu nie było mowy o żadnych uprzejmościach z jej strony. Nie mogłam się oprzeć się wrażeniu, że nasza pomoc – a w szczególności moja – jest dla niej upokorzeniem. Słowo „dziękuję” nie przeszło jej przez gardło.
Pewnego dnia straciła przytomność. Natychmiast wezwałam pogotowie. Przyjechali po paru minutach. Cała w nerwach zadzwoniłam do Krzyśka, akurat był w pracy.
– Przyjeżdżaj natychmiast – ręce mi się trzęsły. – Mamę karetka zabrała.
– Jezus Maria – westchnął ciężko. – Który szpital?
– Na B. – głos mi drżał.
– OK, spotkamy się na miejscu.
W szpitalu dowiedzieliśmy się, że teściowa miała rozległy zawał i od razu trafiła na operacyjny stół. Byłam rozdygotana, Krzysiek płakał. Lekarz, który do nas wyszedł, miał nietęgą minę.
– Państwo są rodziną? – zapytał.
– Tak, jestem jej synem – odparł Krzysiek. – A to moja żona.
– Stan pana mamy jest krytyczny. Proszę przygotować się na najgorsze. Przykro mi – nigdy nie zazdrościłam lekarzom, którzy musieli bliskim pacjenta przekazywać fatalne wieści.
Zmarła dwie godziny później. Nie zapomnę tego popołudnia. Pusty korytarz na OIOM–ie i głuchy odgłos kroków pielęgniarki.
Teściowa zdążyła zmienić zamek
Pogrzeb i załatwianie różnych spraw po śmierci bliskiej osoby nie należą do przyjemnych zdarzeń, ale takie jest życie… Ustaliliśmy, że mieszkanie po teściowej na razie wynajmiemy, a potem pewnie sprzedamy. Tymczasem spotkała nas przykra niespodzianka, bo nie mogliśmy dostać się do środka. Klucze nie pasowały.
Wniosek był prosty – teściowa jeszcze za życia zdążyła wymienić zamek. Krzysiek próbował wyważyć drzwi, ale bezskutecznie. Nagle z mieszkania naprzeciwko wyszła starsza kobieta – na moje oko była niedużo po sześćdziesiątce. Jej twarz wydała mi się znajoma. Po chwili olśniło mnie, że widziałam ją na pogrzebie.
– Proszę się nie szarpać – powiedziała. – Ja mam klucze.
– W takim razie niech pani mi je da – Krzysiek był zdenerwowany.
Czego jak czego, ale tego po matce się nie spodziewał. A to nie był koniec niespodzianek.
– Przykro mi, ale nie – odparła spokojnie kobieta. – To teraz moje mieszkanie.
– Co takiego?! – Krzysiek aż podskoczył, a krew się w nim gotowała. – Co pani wygaduje?!
– Proszę nie podnosić na mnie głosu – obruszyła się kobieta. – Tereska zapisała mi mieszkanie w testamencie.
Z wrażenia usiedliśmy na schodach, usiłując nieco ochłonąć.
– To jakiś kiepski żart, prawda? – Krzysiek, podobnie jak i ja, nie dowierzał własnym uszom.
– Opowiadała mi, jak jej nie szanujecie i ją zaniedbujecie, jak trzymacie z daleka od wnuka – ta kobieta szczerze wierzyła w to, co mówi.
– Co takiego?! – dla Krzyśka to było już za dużo. – Pani chyba oszalała?!
– Ja oszalałam? – sąsiadka teściowej zmieniła ton z łagodnego na ostrzejszy. – To pan jako syn kompletnie ją zawiódł i zostawił na pastwę losu! Gdyby nie ja, Teresce nie miałby kto zakupów zrobić!
Takich kłamstw nie dało się słuchać
Teściowa przed innymi ludźmi robiła z siebie ofiarę porzuconą przez własnego syna. To, co wygadywała ta kobieta, było bredniami! My sami wiemy najlepiej, jak było naprawdę.
– Dość tego – bałam się, że jeszcze chwila, a Krzysiek wybuchnie. – Dzwonię po policję.
Gdy policja dotarła na miejsce, sąsiadka chcąc nie chcąc musiała otworzyć mieszkanie i nas do niego wpuścić. Jak się okazało, teściowa faktycznie zostawiła testament – wszystko zgodnie z prawem, dokument był potwierdzony notarialnie.
Ręce mi opadły. Jak mogła w ten sposób postąpić i pozbawić nas mieszkania? Czułam się winna całej sytuacji, bo gdyby nie to, że Krzysiek związał się ze mną, jego matka najpewniej zachowałaby się inaczej. Krzysiek powtarzał, żebym nie brała tego do siebie.
– Moja matka po prostu taka była – skwitował. – A po śmierci taty jej odbiło.
Nie dało się z tym polemizować. W zaistniałych okolicznościach nie było innej opcji, jak udać się do prawnika. To, czego się dowiedzieliśmy, wcale nas nie ucieszyło. Wszystko komplikował testament.
– Możecie państwo próbować podważyć go w sądzie, ale z doświadczenia wiem, że będzie to niezwykle trudne – nie ukrywam, że nie to pragnęliśmy usłyszeć.
Zdaniem pani mecenas szanse na odzyskanie mieszkania były raczej marne. Jeśli miałoby się to się jakimś cudem udać, to kosztowałoby to nas majątek. Poza tym tego typu sprawy mają to do siebie, że potrafią ciągnąć się latami. Wałkowaliśmy ten temat z Krzyśkiem niejednokrotnie. Chyba nie mamy siły – o pieniądzach nie wspominając – boksować się z tym cholernym testamentem i ostatnią wolą teściowej.
Czytaj także:
„Nie mogłem opędzić się od sąsiadki, która ostrzyła sobie na mnie pazurki. To wszystko sprawka żony”
„Zamiast wczasów w Ciechocinku wybrałam Grecję. Mam 78 lat i nie znam języków, ale poradziłam sobie znakomicie”
„Marzyłem o karierze w mieście, ale to przeprowadzka na wieś przyniosła mi szczęście. Ta decyzja uratowała moje małżeństwo”