„Teściowa skłóciła rodzinę swoim testamentem. Jej stara chałupa i hektar ziemi jest warta skonfliktowanego rodzeństwa”

Kobieta, która mści się na siostrze fot. Adobe Stock, Rawpixel.com
„Odkąd jej siostra zamieszkała za płotem, lata po wsi i ją obgaduje. Kiedy widzi Jagodę, odwraca się od niej demonstracyjnie. Nastawia przeciwko niej całą rodzinę, a to dlaczego? Bo ktoś niesprawiedliwie je potraktował. Że też nie szkoda jej zdrowia ani nerwów”.
/ 12.02.2022 07:47
Kobieta, która mści się na siostrze fot. Adobe Stock, Rawpixel.com

Elunia, a gdzie ty byłaś? Wołam cię już z pół godziny! Przecież obiad zrobiłam! – usłyszałam głos teściowej. – Takie pierożki, jak lubisz, z serem, na słodko. Chodź, wnusieńko, nałożę ci…

– Ale babciu, ja nie jestem głodna – stwierdziła na to moja córka.

– Jak to, nie jesteś głodna? Od rana przecież nic nie jadłaś. Tylko jogurcik… – zatroskała się mama mojego męża.

– A właśnie, że jadłam – uparło się moje dziecko. – U Ewy!

– U Ewy?! A po co ty tam poszłaś? – głos mojej teściowej natychmiast się zmienił.

Zamiast miękkich tonów, jakimi zwykle zwracała się do wnuczki, pojawiła się w nim szorstkość ściernego papieru.

– Przecież tyle razy ci mówiłam, żebyś tam nie chodziła. Nie wolno!

– Ale ja lubię! – moja córka nie robiła sobie nic z babcinej reprymendy. – Lubię się bawić z Ewą, a jej babcia usmażyła nam naleśniki i zjadłam je z cukrem pudrem!

Usłyszałam oburzone sapnięcie, a potem kroki teściowej na korytarzu.

– Ty słyszałaś? Dziecko po obcych chodzi, żeby je karmili. To nie do pomyślenia – nie mogąc sobie poradzić z wnuczką, przyszła się wyżyć na mnie. – Jak ty ją wychowałaś, że się starszych kompletnie nie słucha? Przecież tyle razy mówiłam… Ech!

„Wcale nie chodzi po obcych – chciałam już odpowiedzieć teściowej. – Przecież babcia Ewy to twoja rodzona siostra!”. Ale zamilkłam, bo nie chciałam zaogniać sytuacji. Konflikt w rodzinie mojego męża trwał przecież nie od dzisiaj, a ja nie miałam zamiaru wikłać się w tę awanturę.

– Mamo, to przecież jeszcze dziecko… Ma tylko sześć lat. Poczęstowali ją, to zjadła – próbowałam łagodzić sytuację.

– A gdyby tak podali jej na talerzu truciznę? Też byś przymknęła na to oko? – rzuciła teściowa jadowitym tonem.

Uznałam, że przesadza, więc bez słowa wyszłam z pokoju. Wiedziałam doskonale, że każda próba normalnej rozmowy skończy się kłótnią, w której zostanę pewnie oskarżona, że sprzyjam „tamtej stronie” konfliktu. Już to nieraz słyszałam, gdy okazało się, że mówię „dzień dobry” jej siostrze, kiedy ją spotkam w kościele czy w sklepie. A nie powinnam się do niej odzywać, bo to wróg.

Kiedy kilka lat temu dowiedziałam się, że najbliższa sąsiadka teściowej jest jej rodzoną siostrą, nie posiadałam się ze zdumienia.

– Przecież one są jak Kargul i Pawlak! – powiedziałam do męża.

Do tej pory tyle się nasłuchałam o konflikcie między jego mamą a sąsiadką, że jawiły mi się obie jako damskie wersje tych znanych bohaterów filmowych. Sama mam brata, czasami się pokłócimy, ale w życiu nie przyszłoby mi na myśl, że mogłabym się do niego latami nie odzywać. Tym bardziej, gdyby mieszkał za płotem. Pewnie dzisiaj byśmy na siebie nakrzyczeli, a jutro padlibyśmy sobie w ramiona.

Z moją teściową i jej siostrą było jednak zupełnie, ale to zupełnie inaczej…

– Czy one zawsze się tak nienawidziły? – zapytałam kiedyś Bronka.

– Ależ skąd… Pamiętam jeszcze, jak ciocia Jagoda przyjeżdżała do nas na wieś na wakacje razem ze swoim synem, z którym się przyjaźniłem. Karol jest prawie moim rówieśnikiem. Byliśmy jak jedna wielka rodzina. Dopiero potem doszło do konfliktu, do którego doprowadziła moja babcia.

Rodzice potraktowali swoje dzieci sprawiedliwie

Babcia Bronka miała troje dzieci. Jednego syna – Mariana i dwie córki – Jagodę i Weronikę (to moja teściowa). Między rodzeństwem nie ma dużej różnicy wieku, wychowywali się ponoć zgodnie, chociaż mieli różne temperamenty i charaktery.

Marian poszedł w ojca – uwielbiał siedzieć w domowym warsztacie i coś sobie dłubać. Nie wchodził nigdy w żadne konflikty, bo zazwyczaj mało się odzywał. I tak jest do dzisiaj – wuj Bronka potrafi naprawić wszystko, ale jego głos trudno usłyszeć. 

Zupełnie odwrotnie jest z moją teściową – tej to i dziś buzia nigdy się nie zamyka. Już jako dziecko była wygadana, a kiedy stała się nastolatką, w głowie jej tylko byli chłopcy. Niezbyt lubiła się uczyć i wprawdzie zdała maturę, ale zaraz po niej zaszła w ciążę i wyszła za mąż. Rodzice wyprawili jej huczne wesele, a w prezencie ślubnym dali kawał ziemi, na której Weronika razem z mężem pobudowali dom.

Oczywiście Marian także został we wsi. Chociaż nikt nie wiedział, jakim cudem udało mu się poderwać pannę, bo przecież się do żadnej nie odzywał, to jednak ożenił się i zamieszkał z żoną na kawałku ziemi, który tradycyjnie dostał od rodziców.

Tylko Jagoda, jako jedyna z trojga rodzeństwa, nie chciała zostać na wsi. Od małego najwięcej czytała, uwielbiała się uczyć i nie wyobrażała sobie, aby nie poszła na studia. Nikt jej zresztą tego z głowy nie wybijał – Marian i Weronika pomagali przecież rodzicom także na ich gospodarstwie, coraz mniejszym po tym, jak pooddawali dzieciom ziemię.

Skoro zaś Jagoda po studiach postanowiła zostać w mieście, to aby sprawiedliwości stało się zadość, rodzice sprzedali trzecią część ziemi i kupili córce za to mieszkanie. Do tego momentu wszystko wyglądało wspaniale i nikt do nikogo nie miał pretensji.

Normalne było także to, że Jagoda wysyłała swojego syna na wakacje do dziadków, bo przecież trudno, żeby całe lato siedział w mieście, skoro na wsi byli nie tylko tęskniący za wnukiem dziadkowie, ale także ciocia i wujek, ulubieni kuzyni i tyle fajnych zwierzątek.

Naturalnie Jagoda także często przyjeżdżała na wypoczynek, a i pomagała czasami w żniwach jak za dawnych lat. Nikomu jednak do głowy nie przyszło, że będzie chciała na starość wrócić na wieś, wszyscy sądzili, że wrosła na stałe w miasto.

Tymczasem życie Jagody potoczyło się tak, że jeszcze jako całkiem młoda kobieta straciła męża, który zmarł na raka po długiej chorobie. Opiekowała się nim cztery lata, a po pogrzebie nie w głowie jej były romanse. Wychowywała syna, pracowała, a jak Karolek dorósł, poczuła, że ma dosyć miasta – jego pośpiechu, smrodu spalin, o których mówiła, że to one zabiły jej ukochanego Jacka, bo mąż jej odszedł na raka płuc.

Coraz częściej więc przyjeżdżała do rodziców na wieś, a raczej do matki, bo ojciec zmarł wcześniej. Nikt z rodziny jednak nie podejrzewał, że – tak jak to potem określiła moja teściowa – Jagoda przekabaci matkę na swoją stronę. Po śmierci staruszki okazało się bowiem, że ta zapisała Jagodzie całe swoje gospodarstwo, mimo że obiecała podzielić je równo między troje dzieci. Dom razem z obejściem.

Podobno przed śmiercią zwierzyła się ze swoich planów księdzu. Powiedziała mu, że zapisze gospodarstwo Jagodzie, bo tylko ona nie ma swojego domu na wsi, a Marian i Weronika mają. Ponoć powiedziała, że chciałaby, aby po jej odejściu rodzeństwo trzymało się razem i zawsze mogło na siebie liczyć w tych trudnych czasach.

Pewnie jej nawet do głowy nie przyszło, że to, co ona uważała za „sprawiedliwe”, Weronika odbierze jako wielką niesprawiedliwość. No bo przecież Jagoda dostała już swoje wcześniej. Wszak rodzice sprzedali część ziemi, aby kupić jej mieszkanie w mieście.

– To był jej wybór! Mogła przecież zamieszkać wtedy obok nas! – stwierdziła moja teściowa, próbując buntować także Mariana.

Ten się nie dał, zresztą tak naprawdę trudno stwierdzić, co myśli o tej całej sytuacji, bo jak się do tej pory nie odzywał, tak nadal właściwie niewiele mówi. Wpada czasami do obu sióstr, żadnej nie faworyzując, obu od czasu do czasu zrobi w domu jakieś naprawy, z którymi nie radzą sobie ich mężowie.

I tylko raz słyszałam, jak się zdenerwował, i wyszedł od mojej teściowej mamrocząc pod nosem: „Co za głupie baby!”. A tak na co dzień wygląda, jakby sytuacja go nie dotyczyła.

Że też nie szkoda jej zdrowia ani nerwów…

Inaczej jest z moją teściową. Odkąd siostra zamieszkała za płotem, lata po wsi i ją obgaduje. Kiedy widzi Jagodę, odwraca się od niej demonstracyjnie. Oczywiście jej nienawiść obejmuje nie tylko siostrę, ale również jej bliskich.

Karol przestał nagle być ukochanym chrześniakiem, a stał się „tym gówniarzem, który za nic dostał mieszkanie w mieście, bo jego matka ukradła mi ojcowiznę”. Ta niechęć objęła także wnuczkę Jagody, małą Ewunię, z którą zaprzyjaźniła się moja córka.

Dziewczynki przypadły sobie do gustu, odkąd tylko Ewa zaczęła przyjeżdżać do babci na wakacje. Obie są w tym samym wieku, nic dziwnego, że je ciągnie do siebie. W dodatku wyglądają po prostu jak bliźniaczki – obie blondyneczki z ciemnymi oczami, wdały się w rodzinę mojego męża i Karola. 

Niestety, nie ma szans na to, aby w najbliższym czasie ten konflikt został w jakikolwiek sposób zażegnany. Teściowa nie zamierza odpuścić, chociaż w nikim nie znajduje zrozumienia. Mój Bronek powiedział wyraźnie, że dla głupiej chałupy i hektara ziemi nie będzie zrywał kontaktów ani ze swoją chrzestną, ani z ulubionym kuzynem.

Jego matka więc co i rusz strzela focha. Teraz skupiła się na Eluni, której usiłuje wytłumaczyć za moimi plecami, dlaczego Ewa nie jest dla niej dobrą towarzyszką zabaw, i dlaczego nie powinna chodzić do domu jej babci i jeść tam naleśników.

Mała nic z tego nie rozumie ani też nie zamierza się zastosować do zakazów i nakazów babci. Ale nie podoba mi się to, że teściowa sączy jad w serduszko mojego dziecka. Wszyscy jesteśmy już tą sytuacją zmęczeni, niestety, nic nie zapowiada rozwiązania… Co za życie!

Czytaj także:
„Znudziła mnie rola ojca, więc porzuciłem żonę i syna. Wolę obiadki mojej mamy i wygodną kanapę niż pieluchy i krzyki”
„Żeby ukarać męża za zdradę, sama poszłam w tango z innym. Planowana zemsta skończyła się nieplanowaną ciążą”
„Jacek był moim dobrym kumplem, a przy okazji >>pogotowiem seksualnym<<. Ten układ działał świetnie. Do czasu...”

 

Redakcja poleca

REKLAMA