Chciałam, żeby cierpiał, czuł ból każdą częścią swojego ciała. Żeby zżerała go niepewność, tak jak mnie, gdy jechał spotkać się z tamtą kobietą… Dwa lata starał się ze mną o dziecko, a z nią spłodził je w kwadrans.
Ja czekałam przed gabinetem do ginekologa, a on przepraszał, że musi dłużej zostać w pracy… Pragnęłam zemsty bez taryfy ulgowej. Bez mediacji, terapii małżeńskiej, medytacji w zamkniętym klasztorze czy wyznania winy. Nie wzruszały mnie jego łzy, przeprosiny ani mętne tłumaczenia. Jeśli mieliśmy zacząć wszystko od nowa, to tylko wyrównawszy wcześniej rachunki.
– Chcesz mnie zdradzić? Z „nią” już skończone – mówił, gdy w weekendy wychodziłam ze znajomymi dziewczynami.
– Nie wiem, potrzebuję czasu – odpowiadałam, ignorując jego błagalne spojrzenie.
Cztery miesiące chodzenia, dwa lata narzeczeństwa i trzy małżeństwa – tyle czasu byłam bez reszty oddana problemom, pracy i pasjom Adama. Całe życie podporządkowałam ukochanemu, uważając, że tak powinna zachowywać się zakochana kobieta.
Taki wzorzec wyniosłam z domu, więc nawet nie zastanawiałam się nad swoimi potrzebami. Pragnęłam jedynie stworzyć szczęśliwy związek. I co? W zamian dostałam ckliwą opowieść o pogubieniu, wpadce i rozdartym sercu, bo przecież mnie jedyną kochał. Ona była odskocznią od jakiejś tam pustki, chwilą zapomnienia. To miał być seks bez zobowiązań i jak się okazało – bez zabezpieczenia.
No więc w każdy piątkowy wieczór, czasami także w sobotę, malowałam się wyzywająco, wkładałam niezwykle kobiece sukienki i szpilki, w jakich nigdy wcześniej nie byłabym w stanie utrzymać się w pionie, i ruszałam w miasto.
Najpierw na wino, później do klubów. Ale chociaż nie mogłam narzekać na brak adoratorów, nie byłam w stanie pójść z nikim na całość. Kusiłam i odpychałam ich jednocześnie. W głębi duszy wciąż kochałam swojego męża, nie potrafiłam jednak uporać się z poczuciem wyrządzonej mi krzywdy.
W alkoholu szukałam zapomnienia, w męskich spojrzeniach podbudowywałam swoją nadwątloną kobiecość, ale podlewane kacem cierpienie nie przynosiło upragnionej ulgi.
– Kiedy wreszcie przestaniesz mnie karać? – pytał Adam, gdy następnego dnia próbowałam uporać się z własnym ciałem.
– Nie wiem – odpowiadałam szczerze, usilnie udając obojętność.
Miałam nadzieję, że kiedyś mój ból sam się wypali albo – do reszty zniszczy nasz związek, kończąc emocjonalną szarpaninę. Mąż jednak wciąż trwał przy mnie, a ja nie potrafiłam podjąć żadnej decyzji.
Przynajmniej do czasu, kiedy poznałam Maćka…
Połączyło nas wspólne doświadczenie. Maciek także został zdradzony przez, byłą już, żonę. Porzuciła go dla starszego mężczyzny z grubszym portfelem i większym mieszkaniem. Odeszła, zabierając ze sobą ukochanego synka i większość mebli.
Ale to nie puste mieszkanie, lecz brak regularnych kontaktów z synem sprawiał ból Maćkowi. Nasze rozmowy przynosiły mu ukojenie. Ani się jednak spostrzegliśmy, jak po którymś ze spotkań wylądowaliśmy w łóżku.
Nie, na pewno się w tobie nie zakochałam
Tak zaczął się nasz krótki romans podlewany pokrewieństwem losów. Żadne z nas nie chciało się deklarować, ani tym bardziej zastanawiać się, dokąd zmierzamy. Nie zawsze też nasze rozmowy kończyły się seksem.
Ten dziwny układ wniósł w moje życie rodzaj spokoju. Przestałam znikać z domu w weekendy i nadużywać alkoholu, złagodniałam, pozornie wszystko wskoczyło na dawne tory, tyle że teraz to ja miałam kochanka.
Podobała mi się myśl, że stałam się panią sytuacji. To ja decydowałam, z którym z mężczyzn spędzę następne popołudnie. Nie obchodziło mnie, czy Adam domyśla się tego, co robię, gdy nie ma mnie w domu. W ogóle niewiele mnie obchodziło oprócz własnego bólu. I nie wiem, jak długo trwałabym w tym stanie, gdyby nie ciąża.
Wpatrzona w dwie różowe kreski nie mogłam uwierzyć, że właśnie zostałam matką. Ojcem dziecka mógł być tylko Maciek. Mężowi nie pozwoliłam się dotknąć, od kiedy wyszła na jaw jego zdrada, a z kochankiem sypiałam na tyle regularnie, że czasami zapominałam się zabezpieczać. Jakbym odrzuciła możliwość, że wciąż jestem kobietą.
– Tyle lat bezowocnych starań, a tu zaledwie chwila zapomnienia i stało się. Mam ci gratulować czy cię pocieszać? – zapytała moja przyjaciółka, gdy otrząsnęłam się z szoku i powiedziałam jej o ciąży.
Nie wiedziałam, co zrobić, ale postanowiłam być uczciwa wobec ojca dziecka. „Wspólnie zadecydujemy, co dalej” – pomyślałam, stając w progu jego mieszkania. Przywitał mnie dziwnie podekscytowany.
– Słuchaj, Martynka, ale jaja! Firma wysyła mnie za granicę. Na razie na rok, ale kto wie, co zrobią, jeśli się sprawdzę – powiedział, nie przestając się uśmiechać.
– No i co? Cieszysz się? – zapytałam, jakbym nie zauważała szczęścia malującego się na jego twarzy.
– Jasne! Nareszcie zmienię klimat, nabiorę dystansu. Może nawet ułożę sobie tam na nowo życie? Czuję, że jestem gotów na zmiany. Będę tęsknił za synkiem, ale i tak rzadko go widuję… Chciałem ci podziękować za to, że byłaś przy mnie w tym trudnym momencie. Ej, Martyna, czy coś się stało? – wreszcie przerwał swój słowotok.
– Nie, nic – odpowiedziałam. – Po prostu jest mi smutno.
– Chyba się nie zakochałaś? – zdziwił się.
– No coś ty! – szybko zaprzeczyłam.
Udałam, że szukam czegoś w torebce, a tak naprawdę chciało mi się płakać. Nagle stałam się samotną kobietą z dzieckiem, kobietą, która za wszelką cenę próbuje utrzymać się na powierzchni. Ale mimo strachu nie odważyłam się wyznać Maćkowi prawdy.
Nie próbowałam zatrzymać go przy sobie. Rozstaliśmy się, nie oczekując niczego od siebie nawzajem. Wszystko, co najlepsze między nami, już się zdarzyło, więc uścisnęliśmy się na pożegnanie i każde ruszyło w swoją stronę. Ja do mieszkania, gdzie czekał na mnie mąż. Wyraźnie ucieszył go mój wcześniejszy powrót.
– Dostałem awans! – wypiął dumnie pierś i uśmiechnął się szeroko.
– Gratuluję – wydukałam i rozpłakałam się.
A potem niespodziewanie dla samej siebie mocno wtuliłam się w jego tors.
– Nie chciałam, naprawdę nie chciałam! – szlochałam jak dziewczynka przerażona konsekwencjami swojego zachowania.
– To wszystko moja wina, Martysiu – szeptał Adam, głaszcząc mnie po głowie. – To ja zniszczyłem nasze małżeństwo. Wybacz mi – powtarzał i nie przestawał mnie tulić.
Połykając łzy, wyznałam mu prawdę. Powiedziałam o Maćku. O ciąży. O tym, że nie wiem, co mam teraz robić.
– Przepraszam – powiedział, kiedy zamilkłam, po czym zamknął się w naszej sypialni.
Byłam pewna, że poszedł się spakować, że poniżony i odtrącony wreszcie zdecyduje się ode mnie odejść. Kto wie, może do kochanki. I do tamtego dziecka. Chyba już się urodziło. Bolało mnie to, ale nie zrobiłam nic. Po prostu stałam przy oknie w kuchni, bezmyślnie gapiąc się w wieczorny mrok.
– Przepraszam. Musiałem pomyśleć – po jakimś czasie usłyszałam za plecami cichy głos Adama. – I posłuchaj, ja… Nigdy więcej nie chcę słyszeć o tym człowieku – powiedział. – To ja jestem ojcem twojego dziecka i wychowam je wspólnie z tobą.
Zrobił gest, jakby chciał mnie objąć, ale odruchowo odsunęłam się od niego.
– No dobrze, a co z… co z nią? – wykrztusiłam po dłuższej chwili. – Adam, przecież ty już masz dziecko – przypomniałam mu.
– Tamta kobieta jest mężatką – odparł, jakby to tłumaczyło wszystko. – Zniknęła z mojego życia. Jesteś tylko ty. Zawsze byłaś tylko ty, Martynko – dodał, po czym delikatnie dotknął mojego brzucha. – A teraz jest ono.
Spojrzałam w jego twarz i nagle dotarło do mnie, jak bardzo go kocham. To nie zmieniło się ani na moment. Kochałam go cały czas. Jednak na happy end przyszło nam jeszcze trochę poczekać. Na zgliszczach nie da się niczego odbudować z dnia na dzień. Musiało minąć kilka miesięcy, abyśmy na nowo sobie nawzajem zaufali.
– Na pewno nadal chcesz, żebym była twoją żoną? – zapytałam Adama któregoś dnia.
– A czy ty nadal chcesz, żebym był twoim mężem? – odbił piłeczkę.
W odpowiedzi podeszłam do niego i przytuliłam się mocno. Poczułam się tak, jakbym po długiej podróży wróciła do domu.
Czytaj także:
„Lockdowny mnie wykończyły. Musiałam zamknąć mój biznes. Zostałam z masą długów i depresją”
„Wyszłam za Zygmunta, bo miał duże mieszkanie. Nie pisnął słowa, że wcale nie jest jego. Tyle poświęcenia na darmo”
„Ojciec na łożu śmierci poprosił mnie o opiekę nad dzieckiem kochanki. Trzeba było o tym myśleć, zanim zdradził mamę”