„Znudziła mnie rola ojca, więc porzuciłem żonę i syna. Wolę obiadki mojej mamy i wygodną kanapę niż pieluchy i krzyki”

Mężczyzna, który porzucił rodzinę fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro
„Dotarło, że ja się do tego po prostu nie nadaję. Nie chciałem mieć drugiego dziecka. Tak naprawdę nie chciałem nawet tego pierwszego. Ożeniłem się też jakby z rozpędu… Zaczynałem rozumieć, dlaczego mój ojciec tego nie wytrzymał”.
/ 06.02.2022 15:03
Mężczyzna, który porzucił rodzinę fot. Adobe Stock, WavebreakmediaMicro

Kamę poznałem w pracy. Normalna sprawa – jeśli ktoś spędza w firmie osiem do dziesięciu godzin dziennie, to gdzie ma sobie znaleźć dziewczynę? Ale mojej mamie się to nie podobało.

– Myślałam, że ożenisz się z lekarką – mówiła. – Wiesz, że masz słabe zdrowie. To byłaby mądra decyzja. Nie znasz jakiejś lekarki? Może umówię cię na wizytę do córki Bogny, jest dermatologiem. Na pewno masz jakieś problemy skórne, prawda?

Przerywałem te jej wywody prychnięciami. Mama zawsze wiedziała, co niby jest dla mnie najlepsze. Byłem tym zmęczony, ale nigdy nie powiedziałem jej wprost, żeby przestała decydować za mnie.

Tylko że przez ponad trzydzieści lat to się w sumie nawet sprawdzało. Mama znalazła mi mieszkanie i załatwiła kredyt w banku. Jasne, ja go spłacałem, ale w życiu bym sobie nie dał rady z tą całą papierologią. Poległem już przy pierwszym punkcie, czyli dostarczeniu rocznego PIT-u. Był u mamy, bo to ona mnie rozliczała, od kiedy zacząłem pracować.

– Tak, tak, wszystko im zawiozę – mówiła uspokajająco. – Ty tylko wystąp o zaświadczenie o zarobkach z pracy. Ja właśnie jadę po dokumenty do dewelopera.

Kredyt mi przyznano, mama pojechała ze mną do notariusza i zostałem szczęśliwym posiadaczem M-3. Naturalnie, trzeba je było jeszcze wykończyć. Mama zajęła się wszystkim – od znalezienia ekipy remontowej, po wybór koloru ścian. Mnie było wszystko jedno, zdałem się na jej gust.

– Do sypialni wybrałam beżową farbę, bo to neutralny kolor – relacjonowała mi postępy prac w mieszkaniu. Ja nawet nie miałem po co tam jeździć. – Ale przedpokój kazałam pomalować na pomarańczowo, wykładzina będzie brązowa. Łazienkę wolisz zieloną czy niebieską?

– W sumie to nie wiem… Grunt, żeby był prysznic i sedes – zażartowałem.

Wybrała więc niebieskie kafelki. Zanim się wprowadziłem do gotowego, urządzonego mieszkania, mama kupiła mi też dwa komplety pościeli.

– Dwieście na dwieście – poinformowała mnie o rozmiarze kołdry. – Bo masz łóżko małżeńskie. W końcu przecież znajdziesz sobie żonę. Nie ma co z tym zwlekać, skończyłeś trzydzieści jeden lat, Oleczku!

Kamila jest w porządku, mogę się z nią ożenić

Tak, mama zaplanowała już mój ślub, a nawet dzieci. Miałem ich mieć przynajmniej dwoje. Spodziewała się, że będą chodzić do tego samego przedszkola co ja, blisko jej domu. Ostatecznie wybrała mi mieszkanie w tej samej dzielnicy, więc to było logiczne. Tyle że nie spodobała jej się moja dziewczyna.

Kamila pracowała jako recepcjonistka w mojej firmie. Jest o dwa lata młodsza ode mnie i żadna z niej piękność, nie wyróżnia się też niczym szczególnym. Jest małomówna, co od początku mi pasowało, bo przez całe życie słuchałem gadaniny mamy i dobrze się czułem w towarzystwie kobiety, która potrafi milczeć.

– A jaki jest twój tata? – zapytała mnie kiedyś narzeczona.

– W sumie to nie za bardzo go znam – przyznałem. – Odszedł, kiedy byłem mały. Mama wychowywała mnie sama. Była prawdziwą bohaterką. Spotkałem ojca parę razy w życiu, ostatnio ze dwa lata temu.

Opowiedziałem jej o tym spotkaniu. Oczywiście to mama nas umówiła. Twierdziła, że muszę mieć kontakt z ojcem, bo to ważne dla mężczyzny. Zgodziłem się więc pójść do kawiarni i przez kwadrans wpatrywałem się w drzwi, wyobrażając sobie, że oto wchodzi przez nie mój ojciec i tak się zaczyna nowy, wspaniały okres w moim życiu.

Myślałem o wspólnych wyprawach na ryby i oglądaniu meczów, bo przecież to robią ojcowie z dorosłymi synami, prawda? Przynajmniej na filmach, które oglądałem z mamą. Ojciec okazał się chudym, przygarbionym człowieczkiem w za dużej marynarce i okropnym, żółtym krawacie.

Miał firmę robiącą nadruki na kubkach i przez godzinę właściwie rozmawialiśmy tylko o tym. Dowiedziałem się sporo o technikach nadruku na porcelanie, ale niewiele na temat tego, kim jest mój ojciec, ani dlaczego zostawił mamę i mnie, kiedy miałem ledwie półtora roku.

– Małżeństwo i ojcostwo nie było dla mnie – wyznał skrępowany, kiedy w końcu odważyłem się go o to zapytać. – Ale byłem pewien, że Zosia wychowa cię na porządnego człowieka. Zawsze była taka dzielna i rozsądna.

Pożegnaliśmy się, kiedy stało się jasne, że nie mamy już o czym rozmawiać. Od tamtej pory nigdy więcej się nie spotkaliśmy. Mamie powiedziałem, że ojciec bardzo ciepło o niej mówił. Chyba sprawiło jej to przyjemność.

Kamila chciała wziąć tylko ślub cywilny, ale moja mama uparła się na kościelny. Mnie było w sumie wszystko jedno, lecz przekonałem narzeczoną do ceremonii religijnej. Inaczej mama po prostu nie dałaby mi spokoju. Już i tak kręciła nosem, że żenię się z recepcjonistką, więc chciałem ją uszczęśliwić tym ślubem kościelnym. Niech ma, co mi tam.

Po ślubie Kamila wprowadziła się do mnie. Od razu zaczęła w mieszkaniu wszystko przestawiać.

– Musimy wyrzucić tę szafkę i wstawić zmywarkę – zarządziła. – Chcę też skuć ścianę między kuchnią a dużym pokojem, żeby nie biegać z talerzami po przedpokoju. I trzeba kupić suszarkę do ubrań, bo jak wieszamy mokre rzeczy na balkonie, to łapią cały brud z ulicy. A zimą w łazience się nie zmieszczą.

Powiedziałem jej, że jest mi wszystko jedno, teraz to też jej mieszkanie, więc niech robi, co chce. Któregoś wieczoru jednak Kamila przywitała mnie w drzwiach cała roztrzęsiona. Okazało się, że zadzwoniła moja mama i stanowczo zabroniła jej skuwać tę ścianę.

Twierdziła, że nie po to pół dnia wybierała kolor farby, żeby teraz wszystko poszło w gruzy. Kamila się z nią pokłóciła, stwierdziła, że to w końcu teraz jej dom, mama wytknęła jej, że raptem od kilku tygodni, a na koniec obie uznały, że to ja mam zdecydować o ścianie.

– Ale mnie jest wszystko jedno – próbowałem się wymigać od tej odpowiedzialności. – W sumie to ładny ten kolor, no i stół w kuchni akurat się mieści w rogu. Z drugiej strony, może rzeczywiście łatwiej byłoby nosić talerze do pokoju w razie jakiegoś przyjęcia… No, ale znowu robić remont?

Ściana w końcu została, ale Kamila nie była z tego zadowolona. Twierdziła, że za bardzo liczę się ze zdaniem mamy. Irytowało ją, że rozmawiam z matką każdego wieczoru i opowiadam, co się u nas dzieje. Raz się wściekła, kiedy z takiej właśnie rozmowy dowiedziała się, że boli mnie ząb i proszę mamę, żeby umówiła mnie do naszego dentysty.

– Nic mi nie powiedziałeś, że cię boli! – wyskoczyła z pretensją.

– A po co ci miałem mówić? – naprawdę się zdziwiłem. – Wziąłem leki przeciwbólowe i już mi lepiej. Do jutra jakoś przetrzymam. Mama zaraz oddzwoni, na którą mam wizytę.

Kamili nie mieściło się w głowie, że sam tego nie załatwiam, ale wytłumaczyłem jej, że tak jest prościej. Ja nawet nie miałem numeru do gabinetu, to mama zawsze dbała o terminy przeglądów i umawiała mnie na wizyty. Ona czuła się potrzebna, a ja nie musiałem mieć tego na głowie. Taki układ.

Całkiem fajny ten mały, tylko czemu tyle płacze?

Rok po ślubie żona zaszła w ciążę. Cieszyłem się, że będę tatą. Taki był przecież plan.

– To chłopak, mamo! – zadzwoniłem po kolejnym badaniu USG. – Będę miał syna!

– To wspaniale! – ucieszyła się. – Macie już łóżeczko, przewijak i wózek? Nie? No to musimy koniecznie po wszystko pojechać!

Wydawało mi się, że to dość wcześnie, bo Kamila była ledwie w trzecim miesiącu, ale się zgodziłem. Któregoś dnia zaskoczyłem żonę nowymi mebelkami do pokoju dziecka i pięknym, wielofunkcyjnym wózkiem z górnej półki. Za wózek zapłaciła mama. Nawet nie przypuszczałem, że gondola na czterech kółkach może kosztować dwa i pół tysiąca!

– Ale ja nie chciałam takiego! – Kamie wózek wcale się nie podobał. – Już miałam upatrzony model i to dwa razy tańszy!

– Ale ten jest najlepszy w swojej klasie – broniłem wyboru mamy. – Zobacz, ma odpinany fotelik, zmienia się w spacerówkę, no i jest torba na akcesoria.

– Ale ja chciałam inny! Idź go zwrócić! To ja będę przez kilka lat jeździć tym wózkiem, nie twoja mama! Nie rozumiesz tego?

Znowu byłem między młotem a kowadłem, jak z tą nieszczęsną ścianą. Miałem zwrócić prezent od mamy? Przecież tak się nie robi.

– Mamo, Kamila chciałaby inny wózek – próbowałem tłumaczyć. – Sprawdzałem w sklepie, możemy go jeszcze wymienić na inny model. Na dodatek dwa razy tańszy.

Mama – co zrozumiałe – mocno się zdenerwowała. Upierała się, że wybrany przez nią model ma pięć gwiazdek w testach bezpieczeństwa, a ten, który wybrała moja żona, zbyt twarde kółka. To powoduje wstrząsy na nierównej nawierzchni i na pewno będzie bardzo szkodliwe dla dziecka.

Ostatecznie po prostu kupiłem drugi wózek, taki, jaki chciała Kamila. Ten od mamy stanął na balkonie, a nasz w przedpokoju. Poprosiłem żonę, żeby dokonywała zamiany miejsc, kiedy będzie do nas przychodziła mama.

Popatrzyła na mnie jak na idiotę i powiedziała, że czas przeciąć pępowinę. Udawałem, że nie wiem, co ma na myśli. To bez sensu kłócić się z kobietą w ciąży. Kiedy urodził się Staś, wszystko zaczęło iść jeszcze gorzej.

Mama szybko odkryła, że nie używamy jej wózka, bo wpadała do nas bez zapowiedzi, i to niemal codziennie. Jakoś to przełknęła, ale i tak ciągle miała uwagi do tego, jak Kamila zajmuje się dzieckiem.

Kiedy wracałem z pracy, często zastawałem je sprzeczające się o to, jaka marka pieluszek jest delikatniejsza dla skóry dziecka, i czy należy niemowlęciu zakładać czapkę, kiedy na dworze jest dwadzieścia stopni. Szybko nauczyłem się zostawać w firmie po godzinach, tłumacząc, że muszę jakoś zarobić na te pieluszki i czapki.

W końcu Kamila zażądała, żebym odebrał mamie klucz do naszego mieszkania, bo miała dość jej ciągłych wizyt. Nie zrobiłem tego, ale uczuliłem rodzicielkę, by się najpierw umawiała. Skończyło się na tym, że mama przychodziła, kiedy nie było nas w domu. Sprzątała nam wtedy, wynosiła śmieci, sterylizowała butelki.

– Wolałabym, żebyś ty to robił – sarkała Kamila. – Naprawdę nie możesz wynieść śmieci?

– Ale przecież są wyniesione…

– Przecież nie mówię, że teraz, rany boskie! – zirytowała się żona. – Ogólnie! Jesteś moim mężem, mógłbyś się bardziej zaangażować w rodzinę! I ojcostwo!

Jakie drugie dziecko? Ja nawet tego nie chciałem

Nie rozumiałem, o co jej chodzi. Przecież kochałem synka. Lubiłem go nosić i bawić się z nim grzechotką. Ale wiadomo, że kobiety przy dziecku robią wszystko lepiej. Kamila radziła sobie doskonale, potrafiła przewinąć małego w kilkadziesiąt sekund, jednocześnie mieszając kaszkę i śpiewając kołysankę.

Ja miałem trudności z odróżnieniem przodu pieluchy od jej tyłu. I nie bardzo pomagały nawet nadrukowane obrazki. W końcu zacząłem być zmęczony ciągłym narzekaniem żony, że za mało się angażuję w rodzinę.

Nie wiedziałem, czego ona dokładnie ode mnie oczekuje. Przecież zarabiałem pieniądze i nawet wynosiłem te śmieci, bo w końcu Kamila wymusiła na mnie rozmowę z mamą. Poprosiłem ją, żeby nie przychodziła do nas sprzątać. Wpadała więc tylko, żeby zobaczyć wnuka. No i dać nam kilka dobrych rad.

Latem Kamila chciała wyjechać na wakacje. Moim zdaniem Stasiek był jeszcze za mały, ale się uparła, że zmiana powietrza dobrze mu zrobi. Pojechaliśmy na tydzień nad morze. Dopiero tam się okazało, jak męczy mnie rola męża i ojca. Nie mogłem wytrzymać z żoną i synem wciąż w jednej przestrzeni, tęskniłem za pracą, za swoim biurkiem, które było moim nienaruszalnym terytorium.

– Weź go na spacer. Daj mu marchewkę z jabłkiem. Natrzyj go kremem z filtrem – żona ciągle miała dla mnie jakieś zadania.

Nie miałem pojęcia, że przy dziecku jest tyle roboty! To było koszmarnie frustrujące.

– Załóż mu czapeczkę. Spakuj mokre chusteczki. Zabierz mu moje okulary!

Ciągle polecenia, ciągle obowiązki…

Z ulgą wróciłem do pracy. Ten urlop zmęczył mnie bardziej, niż pół roku w robocie!

– Tak to jest, jak się zostało ojcem! – klepali mnie po ramieniu koledzy. – Przyzwyczajaj się, stary. Przy drugim dziecku będzie gorzej!

Wtedy do mnie dotarło, że ja się do tego po prostu nie nadaję. Nie chciałem mieć drugiego dziecka. Tak naprawdę nie chciałem nawet tego pierwszego. Ożeniłem się też jakby z rozpędu…
Z nostalgią myślałem o czasach, kiedy byłem sam. No właściwie nie sam, bo zawsze była obok mama.

Czułem się, jak to mówią, zaopiekowany, ktoś się o mnie troszczył, martwił, kiedy bolał mnie ząb i pomagał z PIT-em. A teraz? Kamila miała coraz większe oczekiwania. Musiałem zapisywać syna do lekarza, ganiać do apteki i na bazar po świeże warzywa na zupki, wygotowywać smoczki i pilnować terminów szczepień.

Zaczynałem rozumieć, dlaczego mój ojciec tego nie wytrzymał. Nie chciałem rozwodu. Powiedziałem Kamili, że na razie po prostu się wyprowadzę. Zostawiłem jej mieszkanie, finansowo ich utrzymuję. Sam wynająłem dla siebie maleńką kawalerkę, ale więcej nie potrzebuję.

Znowu jestem zadowolony z życia, przesypiam noce, nie chodzę rozdrażniony i sfrustrowany. Mama podrzuca mi obiady w słoikach, czasami wpada posprzątać. Ale w sumie tych kilka miesięcy z Kamą trochę mnie, że tak powiem, usamodzielniło. Daję sobie radę.

Czy mam poczucie, że nawaliłem jako ojciec? Czasami tak, ale wtedy przypominam sobie, że Staś został przecież z matką, naprawdę dzielną i rozsądną kobietą. Jestem pewien, że wychowa go na porządnego człowieka. Ja bym jej tylko przeszkadzał. 

Czytaj także:
„Wiadomo, że praca za granicą jest lepiej płatna. Mój mąż pojechał 2 lata temu do Anglii, a ja boję się o nasze małżeństwo”
„Andrzej jest spokojny i opiekuńczy, Rysiek rozpala moje zmysły. Najchętniej wzięłabym obu, ale muszę wybrać”
„Mąż nie zajmował się synem, bo twierdził, że nie potrafi. Uznałam, że nauczy się dzięki terapii szokowej”

Redakcja poleca

REKLAMA