„Teściowa rządziła się w moim domu, grzebała w naszych rzeczach i próbowała przekonać syna, żeby mnie zostawił”

Moja teściowa grzebie w moich rzeczach fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk
„Na wieść o naszym ślubie, teściowa zaczęła jęczeć, że to chyba za wcześnie. Kiedy chcieliśmy ze sobą zamieszkać, straszyła Jacka karą boską i kościołem, bo to przecież nie wypada mieszkać z dziewczyną bez ślubu. Po prostu nie chciała mnie w rodzinie".
/ 29.11.2022 07:40
Moja teściowa grzebie w moich rzeczach fot. Adobe Stock, Viacheslav Lakobchuk

Zwykle mama mojego narzeczonego działała mi na nerwy. Trudno, żebym ją lubiła, skoro na każdym kroku dawała mi do zrozumienia, że nie nadaję się na żonę dla jej syna. Aż tu nagle, podczas jednej z wizyt, nastąpiła nagła zmiana…

Strasznie się denerwowałam wizytą mojej przyszłej teściowej. Chociaż była już u nas nie raz i nie dwa, to jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tych jej „wizytacji”, bo tak należało to traktować. Za każdym razem czułam się tak, jakby mnie sprawdzała, czy na pewno nadaję się na żonę jej ukochanego synka.

Bo chociaż Jacek nie był jedynakiem, to nie dało się ukryć, że mama miała na jego punkcie prawdziwego świra, znacznie większego niż na punkcie jego brata.

– Może dlatego, że jestem młodszy... Albo dlatego, że strasznie chorowałem w dzieciństwie i wszyscy bali się, że mnie stracą – tłumaczył mi Jacek zachowanie matki. – Musisz do tego przywyknąć, chyba nie ma innego wyjścia, jeśli chcemy być razem. Postaram się wszystko ci wynagrodzić swoją miłością i oddaniem – obiecywał.

Faktycznie był czuły, opiekuńczy i cudowny

Kochałam go jak wariatka i zgodziłabym się zostać jego żoną, nawet gdyby za matkę miał trzygłowego smoka. Kiedy ogłosiliśmy rodzinie, że się pobieramy, mama Jacka chyba nie była zbytnio zadowolona.

Oczywiście, z miejsca zaczęło się marudzenie, czy to aby nie za wcześnie, czy mamy pewność, że do siebie pasujemy, przecież chyba jeszcze za krótko ze sobą mieszkamy, aby to wiedzieć. Śmialiśmy się oboje z tej jej „troski”, gdy tylko za nią zamykały się drzwi. Przecież pamiętaliśmy dobrze, jak kiedyś utyskiwała, gdy dowiedziała się, że zamierzamy zamieszkać razem.

Usiłowała wtedy straszyć Jacka karą boską i kościołem, bo to przecież nie wypada mieszkać z dziewczyną bez ślubu. Ze wszystkich sił starała się mu obrzydzić takie rozwiązanie i malowała w czarnych barwach uroki życia na kocią łapę.

Kiedy to nie poskutkowało i Jacek postawił na swoim, najpierw się obraziła śmiertelnie i postanowiła w ogóle go nie odwiedzać. A gdy po jakimś czasie zauważyła, że takie jej zachowanie jest nam właściwie na rękę, to zmieniła taktykę. Przychodziła często, na szczęście zawsze uprzedzając nas o swojej wizycie, bo inaczej chyba bym tego nie zniosła.

Najgorsze jednak w tych jej wizytach było to, że za każdym razem szperała w naszych rzeczach. Nie mam pojęcia, czego szukała, może dowodów na to, że jestem brudasem, bałaganiarą i nie nadaję się na żonę? W każdym razie, nawet jeśli miała jakieś zastrzeżenia, to jednak na razie ich nie wyraziła.

Oczywiście, oprócz tego, że powinniśmy jednak przystopować i lepiej się poznać, zanim weźmiemy ślub. Byłam pewna, że podczas tej kolejnej wizyty usłyszę dokładnie to samo. Wiedziałam, że powinnam uzbroić się w cierpliwość, w końcu nie zamierzaliśmy z Jackiem zmieniać naszych planów z powodu jego mamy.

No ale przyjemnie mi nie było…

A jednak tym razem obiad, na który zaprosiłam przyszłą teściową z teściem przebiegał w przyjemnej atmosferze. Może dlatego, że temat rozmów zdominował nie tyle nasz przyszły ślub, co zmiana pracy przez Jacka.

Wprawdzie jego rodzice martwili się trochę tym, czy dobrze zrobił, skoro sytuacja na rynku pracy ostatnimi czasy nie wygląda różowo, a on do tej pory miał ciepłą posadkę, ale także wyraźnie cieszyli się, bo w nowej firmie Jacek miał zarabiać o wiele więcej niż w poprzedniej, no i rozwijały się przed nim lepsze perspektywy.

– No, a ty zostajesz na razie tam, gdzie jesteś? – zapytała mnie przyszła teściowa, krzywiąc się leciutko.

Wiedziałam, że nie podoba jej się moja praca w sklepie z ubraniami. Mnie także, prawdę mówiąc, ona nie satysfakcjonowała i zamierzałam ją wkrótce zmienić. Nie uważałam jednak za stosowne, zwierzać się z tego matce Jacka. Po co? Aby zaczęła załamywać nade mną ręce i utyskiwać!

– To dobrze… To rozsądnie… Praca może niekoniecznie dobrze płatna, ale stała… – zaczęła teraz. – Kłopot będzie tylko, jeśli podejmiecie decyzję o zakupie mieszkania i trzeba będzie zacząć spłacać kredyt. Wszystko wtedy będzie na głowie mojego syna. Przepraszam, na jego portfelu – miękko przeszła do krytykowania mnie.

Postanowiłam, że zmilczę i nie dam się jej sprowokować.

– Deser? – zapytałam słodko. – Komu kawa, komu herbata?

– No, jeśli mam pić kawę, to najpierw muszę pójść do toalety – oświadczyła szybko moja przyszła teściowa.

„Aż tak dokładnych informacji nie potrzebuję” – chciałam jej odpowiedzieć słowami jednego z moich ulubionych bohaterów filmowych, ale zignorowałam jej uwagę i poszłam do kuchni nastawić wodę oraz pokroić ciasto.

Trochę czasu mi to zajęło, o dziwo teściowa przez cały ten czas nie pospieszyła mi z pomocą, jak to zwykle ma w zwyczaju. Uwielbia wchodzić mi do kuchni, wybierać sama kubki i talerzyki, rozkładać ciasto, jednym słowem się szarogęsić. Kiedy wyszłam z kuchni z tacą pełną smakołyków, zrozumiałam, dlaczego się nie pojawiła – dopiero wracała z łazienki.

Trochę jej zajęła ta wizyta… Podwieczorek przebiegał w naprawdę przyjemnej atmosferze. Może dlatego, że moja przyszła teściowa dziwnie zamilkła. Siedziała jakaś taka zamyślona, zupełnie jak nie ona, ale wcale mi nie przeszkadzała ta zmiana.

Nie był to jednak koniec niespodzianek

W pewnym momencie teściowa zwróciła się do Jacka z pytaniem:

– A nie za późno ten wasz ślub? Może trzeba by było zorganizować go wcześniej?

Mojego narzeczonego zatkało. Mnie także. Skąd to pytanie, skąd ta zmiana? Wpatrywaliśmy się oboje w jego matkę ze zdumieniem, aż chyba po raz pierwszy w życiu teściowa się… zaczerwieniła.

– Niby nie moja sprawa – powiedziała. – Ale pomyślałam, że może byłoby lepiej…

Znowu zamilkła, a my zajęliśmy się jedzeniem ciasta. Nie minęło pięć minut, a teściowa ponownie się odezwała.

– No i pamiętajcie, że jakby co, to my wam z tatą pomożemy kupić mieszkanie. Mamy pewne oszczędności, wystarczy na wkład własny. Może nie od razu na apartament, ale na dwa pokoje z kuchnią…

Tym razem ze zdumieniem patrzyły na nią już trzy pary oczu, bo dołączył do nas teść z miną, która wyrażała jednoznacznie: „Kochanie, co ci się stało?”.

Teściowa znowu zamilkła. Wizyta teściów przebiegła już do końca niezakłócona żadnymi jej uwagami. Rozmawialiśmy potem z Jackiem o jej całkiem dziwnym zachowaniu, a ponieważ nie potrafiliśmy go w żaden sposób wytłumaczyć, daliśmy sobie spokój.

Jakoś kilka dni później wracałam z pracy, gdy zadzwonił mój narzeczony.

– Nie uwierzysz, jaki prezent dostaliśmy od moich rodziców! – powiedział, zanosząc się śmiechem.

– No jaki? – dopytywałam się.

– Nic ci nie powiem. Musisz sama zobaczyć! Dodam tylko, że będziesz bardzo zaskoczona.

No i faktycznie byłam. Aż mnie zatkało. Kiedy weszłam do domu, moim oczom ukazał się stojący na środku pokoju… wózek dla niemowlaka.

Moja mama uznała, że jesteś w ciąży. Stąd ten prezent, a także wzmianki na temat przyspieszenia ślubu i ewentualnego zakupu mieszkania.

– Ale… dlaczego? – wydukałam.

Po chwili jednak mój mózg zaczął intensywniej pracować i… No tak! Wiedziałam już, co robiła moja przyszła teściowa podczas ostatniej wizyty. Wcale nie była tak długo w łazience, tylko…

Jak zwykle grzebała w naszych rzeczach

A w sypialni stała akurat wielka torba wypełniona ciążowymi ubraniami. Skąd się tam wzięły? Z powodu mojej nowej pracy, o której zawsze marzyłam. Chciałam pracować jako stylistka i wreszcie udało mi się dostać zlecenia.

Zrobiłam już kilka sesji dla gazet, spodobały się, więc dostałam nowe tematy do realizacji. Jednym z nich były stylizacje dla kobiet w ciąży, stąd ciuchy – zebrane i przygotowane do sesji, która miała się odbyć za kilka dni. Teściowa nie mogła o tym wiedzieć. Nic dziwnego, że uznała, iż są dla mnie, bo jestem w ciąży. Niestety, będziemy musieli wyprowadzić ją z Jackiem z błędu, ale… Może jednak faktycznie niedługo po ślubie postaramy się o dzidziusia. Wózek już mamy.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA