„Teściowa rozlicza mnie z mszy i pilnuje, czy chodzę do spowiedzi. Dla niej zawsze będę grzesznicą, bo zdradziłam męża”

kobieta w kościele fot. iStock, Rawpixel
„Kiedy podczas studiów moje hormony wciąż buzowały, popełniłam wielki błąd. Tomek wybaczył mi zdradę, jednak teściowa najchętniej wysłałaby mnie do zakonu. Nie ma pojęcia, że swoim zachowaniem wpycha mnie prosto w ramiona przystojnego księdza”.
/ 03.12.2023 11:15
kobieta w kościele fot. iStock, Rawpixel

Okres dojrzewania przeistoczył mnie z szarej myszki w piękną, wysoką dziewczynę z porcelanową cerą. Imponowały mi spojrzenia chłopców, którzy mijali mnie na szkolnym korytarzu. Nie miałam problemu z tym, by zagadać do nich sama: brakowało mi czasu na głupie gierki.

W samym liceum zaliczyłam pięć nieudanych związków. W każdym z nich brakowało mi pikanterii: niedoświadczeni młodzieńcy z dziewiczym wąsem więcej gadali, a mniej robili. Kiedy zdradziłam ówczesnego chłopaka z dojrzałym mężczyzną, po mieście szybko rozniosła się wieść o tym, że jestem ladacznicą, zrozpaczona wyjechałam więc zaraz po maturze na piękne Pomorze.

Raz zdradziłam. Wielkie mi halo

Poznałam tam Tomka. On pracował jako kucharz w rodzinnej restauracji, ja: zaczynałam karierę jako kelnerka. Widocznie zauroczony mną blondyn karcił wzrokiem klientów, którzy posyłali mi bezczelne uśmieszki. Mnie to wcale nie przeszkadzało: nowo poznany chłopak postanowił o mnie zawalczyć, co bardzo mi zaimponowało.

– Oj, Nataszka... Takie imię pasuje tylko do pewnych siebie kobiet.

– Jestem taka?

– I to jak. – mówił, przerywając namiętne pocałunki.

Kiedy zaczęliśmy poważny związek, Tomek, znacznie bardziej męski od moich licealnych miłości, zaczął rozmowę o wizji na przyszłość i poprzednich relacjach.

– Ja raz zdradziłam chłopaka. – wypaliłam bezpruderyjnie. – Igrasz z ogniem, kiedy przy mnie jesteś, ale mam wyjątkowo wysoki popęd.

– Moja nimfomanka. – Tomek, mówiąc to, całował mnie dalej. – Niewiele kobiet przyznaje się otwarcie do takich doświadczeń.

Potem ustaliliśmy, że chcemy wspólnie się bawić i poznawać tajniki intymnego życia. Na drodze stanęła jednak jego matka, dewotka, która stale nalegała na ślub.

Wskoczyłam więc niechętnie w suknię z dużym dekoltem, przyprawiając teściową o zawroty głowy. Nie byliśmy gotowi na ślub, ale zdeterminowani na tyle, by walczyć o każdą sekundę w łóżku.

Potem iskra zniknęła. Tomek przejął rodzinną restaurację i rzucił się w wir obowiązków. Ja rzuciłam się zaś w objęcia umięśnionego boksera.

– Ty ladacznico! Jak mogłaś to zrobić! – wrzeszczała na mnie tęga, cała czerwona na twarzy kobieta.

Milczałam. Co mogłam poradzić?

Ta kobieta nie mogła zrozumieć, czego potrzebuję przy swoim temperamencie.

– Wiesz... Nie przejmuj się mamą. Gdybyśmy nie byli po ślubie, mielibyśmy czas sprawdzać, czy to na pewno jest to. Tego było dla nas za wiele, bawienie się w rodzinę nas przytłoczyło. – tłumaczył mi potem mąż.

Wypłakałam mu się wtedy ze wszelkich zmartwień i obiecałam, że sytuacja więcej się nie powtórzy. Dobra: mogłam bawić się w femme fatale, ale ślub przypieczętował moją przyszłość. Nie po to wyniosłam się z rodzinnego osiedla, by teraz znosić plotki na niewielkiej, turystycznej wsi.

– Tak. Było za szybko, zdecydowanie za szybko. Kocham cię, Tomek, tak naprawdę pierwszy raz do kogoś to czuję... Ale mam problem. Duży problem. Nie umiem wygrać z własnymi pragnieniami.

Kiedy mąż próbował tłumaczyć matce sytuację, ta jedynie łapała się za głowę i lamentowała. Wręczyła potem plik banknotów mężczyźnie, z którym się przespałam, żeby tylko trzymał gębę na kłódkę. Mnie wysłała zaś na pielgrzymkę.

– Mamo, potrzebuję psychologa, a nie modlitwy. – tłumaczyłam.

– Nie odzywaj się do mnie ani słowem! Sprowadziłabym tu prawnika, gdyby nie to, że plotki o rozwodzie zrujnowałyby życie Tomka. Zabieraj stąd te szmaty! – mówiła, rozrzucając moje kuse spódniczki i wydekoltowane bluzki.

Postanowiłam, dla świętego spokoju, udać się na kilkudniową pielgrzymkę, po nocach wyciągając po cichu flaszkę spod łóżka. Kilka dni i spokój – wmawiałam sobie. Kiedy jednak wróciłam do domu, w szafie czekały na mnie brzydkie, workowate sukienki, sięgające samych kostek.

Próbowała zrobić ze mnie zakonnicę?

W sezonie turystycznym zarobiliśmy na tyle dużo, żeby móc pozwolić sobie na wyposażenie sypialnianej szafki w zestaw seksownej bielizny i całą masę gadżetów. Uczyłam się wraz z Tomkiem tego, jak zaspokajać swoje żądze, by uniknąć nadmiernego pożądania.

Czułam się w swoim związku świetnie – rozwiązywaliśmy problem, zamiast go tuszować i żyć nieszczęśliwie. Teściowa miała jednak inny plan. Zaczęła pojawiać się w naszym domu punktualnie o 8:30 w każdą niedzielę, instruując mnie, jak się ubierać i zachowywać. Wywracałam oczami, słuchałam jednak posłusznie jej cennych porad.

– Zmywaj tę pomadkę! Wyglądasz, jakbyś stała pod latarnią! Kościół to nie pokaz mody. – wrzeszczała.

– Ale jak chodzimy w listopadzie na groby, to wszyscy tacy wystrojeni... Prawdziwa rewia, mamo. – wykłócałam się z szyderczym uśmieszkiem, ani razu nie podnosząc głosu. Miałam nad nią przewagę, ale ona miała przewagę nad naszym budżetem i przyszłością knajpy.

Żeby oddać szacunek zmarłym! – jej policzki były tak nadęte, że myślałam, że zaraz eksploduje ze złości.

Chodziłam więc posłusznie na msze i do spowiedzi, bezpruderyjnie wyznając w konfesjonale, co robię z mężem w łóżku. Nikt nie powie mi, że nie byłam idealną synową, spełniając co do joty życzenie przyszywanej mamusi.

Miałam trzymać gębę na kłódkę? Udawać, że żyję, jak świętoszka?
Niestety, mój pociąg do mężczyzn czasami dawał się we znaki na tyle mocno, że ubłagałam męża o wizytę u psychologa. Teściowa jednak szybko zniweczyła moje plany, skarżąc się, że lokalna psycholożka jest córką jej koleżanki i na pewno wszystko się wyda.

Grałam więc w grę z teściową i siwiejącymi księżmi przez następne kilka lat, udzielając się nawet na spotkaniach wiernych, na których zawsze zadawałam dla satysfakcji kontrowersyjne pytania.

– Czy to prawda, że Adam miał wcześniej inną żonę, Lilit? Słyszałam, że pragnęła przyjemności i chciała być czasem na górze... – każde z moich słów wywoływało zgorszenie u zgromadzonych, a ja uśmiechałam się w duszy. Bawiłam się doskonale!

– Natasza, co ty znowu wygadujesz? Słyszałam od sąsiadki! Pojawił się u nas nowy, młody ksiądz, może to on cię ujarzmi. Załatwiłam ci spotkanie sam na sam. – powiedziała w końcu teściowa.

Doznałam smaku zakazanego owocu

Pomimo igrania z wiernymi i robieniem sobie żartów w konfesjonale, nie zdradziłam więcej męża. Zorientowałam się, że mój popęd maleje, kiedy spędzam czas głównie w kobiecym gronie. Nie ma mężczyzn, nie ma ryzyka: swoją nieokrzesaną naturę zawsze mogłam wyrazić w grzeczny sposób na kółeczku biblijnym.

Poszłam więc z uśmieszkiem również na spotkanie z nowym księdzem. Zastałam wysokiego bruneta z doskonale zarysowanymi kośćmi policzkowymi. Jak taki facet mógł zostać duchownym?

– Widzi ksiądz, taka mam być czysta, a w średniowieczu wszyscy chodzili brudni.

– E tam, to przeżytek! W tamtych czasach nawet miesiączka była uznawana za grzech, za karę po działaniach Ewy. Był jednak ktoś taki jak Jezus, kojarzysz? – uśmiechnął się zalotnie. – Zgładził grzechy świata.

Nowy ksiądz widocznie mi zaimponował. Podejmował ze mną kontrowersyjne tematy, których lokalne dewotki stale się obawiały.

– Wierzy ksiądz tak naprawdę w tę instytucję kościoła?

– Każdy rozumie Biblię inaczej. Skałą, na której zbudowano pierwszą wspólnotę, mógł być Piotr, więc również papieże, ale mogło chodzić również o Chrystusa...

– No to po co papla się ksiądz w tym pruderyjnym bagnie?

– Ciągle szukam swoich odpowiedzi. Poszedłem do seminarium z woli matki.

– Ja z woli matki, a właściwie teściowej, wzięłam ślub. – zatrzepotałam zalotnie rzęsami.

Wydawał mi się wyzwaniem

– Musi pani znaleźć siebie, jednocześnie szukając Boga.

– Hehe. Powodzenia. Według Biblii nie wolno jeść nawet placka z rodzynkami...

To fragment wyrwany z kontekstu! Takie ciasto jadło się w ramach pogańskiego kultu.

– To co, pójdziemy razem na sernika?

– Czemu nie!

Znalazłam swoje powołanie niedługo potem w pięknym uśmiechu nowego księdza. Zauważyłam, że działam na niego swoim urokiem i powoduję, że zaczyna kwestionować swój mały świat.

Wydawał mi się wyzwaniem, tak samo, jak jako wyzwanie traktowałam wcześniej małżeństwo i użeranie się z wiecznie niezadowoloną teściową. Nie wiem, co z tego wyniknie... Jeśli jednak przegram walkę z samą sobą, obwinię o to tylko i wyłącznie ukochaną „mamusię”.

Czytaj także:
„Gdy mąż wyjeżdża w delegację, przestaję być przykładną żonką. Wtedy wchodzę w rolę namiętnej kochanki”
„Nasz romantyczny spacer zmienił się w akcję ratunkową. Niewiele brakowało, by była to ostatnia droga tej kobiety”
„Dzieci nigdy nie zapraszały mnie do siebie. Kiedy próbowałam się z nimi spotkać, mówiły, że mam zająć się swoim życiem”

 

Redakcja poleca

REKLAMA