„Gdy mąż wyjeżdża w delegację, przestaję być przykładną żonką. Wtedy wchodzę w rolę namiętnej kochanki”

pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Lighthouse Films
„Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie z uśmiechem samozadowolenia. Myślami byłam już przy naszym elektryzującym, namiętnym popołudniu i wieczorze. Moim i Wiktora. Pozbywanie się Janka zawsze sporo mnie kosztowało, ale za to pod jego nieobecność mogłam się wreszcie cieszyć wolnością i prawdziwym, niepowtarzalnym spełnieniem”.
/ 28.11.2023 20:15
pewna siebie kobieta fot. Getty Images, Lighthouse Films

Nie byłam stworzona do małżeństwa, do tej prozy życia. Wyszłam za mąż, bo tego oczekiwali ode mnie rodzice. Nie zapomniałam o swoich potrzebach i cały czas realizowałam swoje fantazje.

Małżeństwo to nuda

Odkąd skończyłam 18 lat, wszyscy wokół truli mi o małżeństwie. Moja starsza siostra Martyna rozpływała się w zachwytach nad swoim narzeczonym, Bartkiem i tylko czekała, aż staną na ślubnym kobiercu. Matka nieustannie kładła mi do głowy, że kobieta bez męża to nie kobieta. Bo jak to tak – singielka, albo raczej dla niej stara panna? Co ludzie powiedzą? No tak… to właśnie był największy problem.

Miałam naturalnie koleżanki-rówieśniczki, które nie miały ani facetów, ani nie planowały małżeństw w ogóle. Mnie tam jednak było wszystko jedno. Od facetów nie stroniłam, miałam jakieś tam przelotne związki, ale póki co, tylko się rozglądałam. Pogodziłam się zresztą z myślą, że będę musiała wpakować się w małżeństwo – wiedziałam, że inaczej rodzina nie dałaby mi żyć. A matka? No ona to chyba by mnie wydziedziczyła.

Przyglądałam się trochę życiu Martyny i Bartka, kiedy już się pobrali i przyznam, że nie bardzo mi się to uśmiechało. Nie, żeby to było coś złego, ale… no po prostu potworna nuda! Gadali o wszystkim i o niczym, zajmowali się tyloma niepotrzebnymi przyziemnymi sprawami, a w dodatku musieli z sobą wytrzymywać każdego dnia. Wtedy wydawało mi się to niedorzeczne, z czasem jednak przetłumaczyłam sobie, że to taki przykry obowiązek, który też będę musiała niebawem wziąć na swoje barki.

Lubiłam Janka… i tyle

Janka poznałam kiedyś podczas wyjścia z koleżankami. Złapaliśmy dobry kontakt, wydawało mi się, że nadajemy na tych samach falach, no i z czasem okazał się całkiem niezłym kumplem. Spędzaliśmy ze sobą naprawdę masę czasu. Miałam wrażenie, że on nawet specjalnie znajduje sobie wymówki, by móc ze mną posiedzieć, połazić czy pogadać.

Korzystałam z jego rad, bo pracowaliśmy w tej samej branży, a Janek był zachwycony moją kreatywnością. Lubiłam komplementy, więc nie przerywałam mu, gdy je prawił. On był chyba we mnie zakochany, a ja… ja go po prostu lubiłam. Kiedy jednak wyskoczył do mnie z pierścionkiem zaręczynowym, przez krótką chwilę się zawahałam. Widziałam ten jego proszący, rozmarzony wzrok, rumieńce ekscytacji i zastanawiałam się, czy powinnam mu to robić. Potem jednak przypomniałam sobie niekończące się marudzenie matki i uznałam, że niech się dzieje, co chce. Powiedziałam „tak”, a on oszalał ze szczęścia.

W małżeństwie było tak, jak podejrzewałam, czyli nudno. Niewiele się z Jankiem widywaliśmy w tygodniu, wieczorami czasem coś razem obejrzeliśmy, a potem się kładliśmy, zmęczeni całym dniem wrażeń. Weekendy z początku rzeczywiście jakoś tam wykorzystywaliśmy. Chodziliśmy do kina, czasem na dyskoteki, parę razy wyszliśmy też do restauracji. Potem jakoś to się rozmyło i każdy zajął się sobą.

Z Wiktorem to co innego

Z tej paskudnej nudy zaczęłam sobie zresztą szukać innych zajęć. Zwłaszcza że Janek zaczął coraz częściej jeździć w delegacje. Wyjazdy wiązały się też z powstawaniem kolejnych filii firmy, w której pracował, na terenie całej Polski. Ja tymczasem poznawałam fajnych ludzi, a jednocześnie szukałam czegoś, co pozwoliłby mi się uwolnić. Przestać myśleć o sobie, jako o przykładnej żonce.

Nadchodziła zima. Janek znowu miał gdzieś jechać, a ja złapałam się na tym, że nawet nie zapytałam go o cel podróży. I tak interesowało mnie co innego, więc czekałam tylko niecierpliwie, aż wreszcie sobie pójdzie. Pomogłam mu się spakować, przygotowałam śniadanie, cmoknęłam go od niechcenia w policzek na do widzenia. On coś tam jeszcze mamrotał, potwierdził, że będzie dopiero z końcem tygodnia, a potem pozbierał swoją walizkę i poszedł.

Zamknęłam za nim drzwi i oparłam się o nie z uśmiechem samozadowolenia. Myślami byłam już przy naszym elektryzującym, namiętnym popołudniu i wieczorze. Moim i Wiktora. Pozbywanie się Janka zawsze sporo mnie kosztowało, ale za to pod jego nieobecność mogłam się wreszcie cieszyć wolnością i prawdziwym, niepowtarzalnym spełnieniem.

Bo Wiktor był moim kochankiem. Kolejnym z wielu. Przy nim jednak muszę przyznać, wytrwałam najdłużej. Byliśmy świetnie dopasowani fizycznie, a on w dodatku niesamowicie mnie pociągał. Nigdy nie czułam czegoś takiego przy Janku. W końcu jego nadal traktowałam jak kolegę. Przyjaciela, który może mi po prostu pomóc w trudnej sytuacji. Chyba na tym polegali mężowie, nie?

Aśka mnie nakryła

Po tej konkretnej wizycie Wiktora czułam jednak poważny niepokój. Wydawało mi się, że gdy wypuszczałam go z domu, a on zupełnie nieostrożnie pocałował mnie na progu, w dole ulicy mignął mi samochód przyjaciółki mojego męża, Aśki. Próbowałam się wtedy jeszcze przekonywać, że albo mi się przywidziało, albo ona wcale nie musiała tego widzieć, jednak w ponurym przeświadczeniu, że jednak mi się nie upiecze utwierdziła mnie wiadomość od niej:

Ala, musimy pogadać. Bądź za dwie godziny w tej kawiarni koło teatru.

Cała zestresowana, potwierdziłam tylko, że przyjdę i zaczęłam się powoli wybierać. Przed krótką chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie stchórzyć. Bo co ona mi powie. Weź zostaw tego gacha, bo jak nie, powiem o wszystkim Jankowi? Właściwie nie miałam pojęcia, jak bym na to zareagowała. Może i bym się zgodziła –  w końcu naprawdę lubiłam mojego męża, a on zasłużył na szczęście. Nie sądziłam, żeby u mojego boku mógł być jeszcze kiedykolwiek szczęśliwy.

Zjawiłam się w kawiarni z dość nietęgą miną, a ona już tam na mnie czekała.

– Ja wiem, Ala –  powiedziała, zanim w ogóle zdążyłam się odezwać. – Widziałam cię z tym gościem. No i, powiedzmy sobie szczerze, nie wyglądało to na koleżeństwo czy przyjaźń.

Westchnęłam ciężko.

– I co teraz? – spytałam. Przyjrzałam jej się z niepokojem. – Powiesz… Jankowi? –  skrzywiłam się. – Właściwie, może lepiej, jakby się dowiedział, bo…

– Na pewno lepiej – przerwała mi. – I nie miej takiej skwaszonej miny, Ala. Przecież chyba musisz widzieć, że to między wami to już dawno taka fikcja. Wygodne życiowe wyjście, i tyle.

Zamrugałam.
– O czym ty…

– No nie, czyli ty się nie domyślasz. – pokręciła głową z wyraźną dezaprobatą. – Jesteś tak samo ślepa jak on.

– Nadal nie rozumiem – zauważyłam, coraz bardziej zirytowana. Skoro coś chciała, mogła mówić wprost, a nie się na mnie wyżywać.

– On też kogoś ma  przyznała w końcu.  Był zmęczony waszym małżeństwem i przygruchał sobie kochankę. – napiła się swojego espresso.  Nie sądzę, żeby to było coś poważnego. To już druga czy trzecia z kolei. On… po prostu potrzebuje odreagować.

A to niespodzianka!

Gapiłam się na nią bez słowa.

– A z tobą to jak? –  ciągnęła. – To coś poważnego z tym tam…

–  Wiktorem – dokończyłam bezwiednie. – Nie. Też potrzebowałam odskoczni. Trochę namiętności. Z nim… albo z kimś innym.

Aśka znów pokręciła głową.

– Powinniście ze sobą porozmawiać – stwierdziła stanowczo. – Koniecznie, Ala.

Kiedy Janek wrócił z tej swojej delegacji, przycisnęłam go i zmusiłam do poważnej rozmowy. Oboje doszliśmy do wniosku, że to nasze małżeństwo to taki ukłon w stronę rodzin. Bo nasi rodzice wymagali życia po bożemu, może trochę tylko utyskiwali nad brakiem dzieci. Uznaliśmy więc, że najwygodniej będzie nam zostawić wszystko tak, jak jest. Będziemy mieszkać razem, dzielić się domowym budżetem i nadal przyjaźnić. A poza tym każde z nas będzie miało swoje życie.

Ja na przykład nie sypiam już z Wiktorem. Choć było nam naprawdę fajnie, on dostał pracę w innym mieście i nasza znajomość umarła śmiercią naturalną. Teraz szukam namiętności w ramionach Grześka, chłopaka z kadr. Myślę, że potem będzie pewnie ktoś inny. A Janek? On ma teraz jakąś Magdę. Czasem nawet wymieniamy się spostrzeżeniami na temat naszych miłosnych podbojów. Fajnie jest czasem podzielić się tym wieczorem, jeszcze przed snem i udzielić dobrych rad, jeśli któreś z nas akurat ma pomysł. I jesteśmy fajnymi przyjaciółmi – nikogo w ten sposób nie krzywdzimy.

Czytaj także:
„Moje wesele było pokazem kiczu i obciachu. Sprośne zabawy i obsceniczne komentarze to jedyne co zapamiętam z tego dnia”
„Burmistrz miał drugą twarz, o której nie wiedzieliśmy. Niektórych dziwiło, że jego żona nosi długie rękawy latem”
„W szkole syna wiecznie są składki, od początku roku było już 11 wycieczek. Litości, nie stać mnie na taką ekstrawagancję”

Redakcja poleca

REKLAMA